fbpx

Brasserie Warszawska

27 marca 2014
Brasserie Warszawska
Pierwszego dnia wiosny udałam się na kolację do restauracji Brasserie Warszawska. Lokal znajduje się w jednej z moich ulubionych części Warszawy – na Solcu, w bezpośrednim sąsiedztwie Ambasady Republiki Francuskiej, a także Sejmu. Wraz z grupą dziennikarzy kulinarnych, jak i blogerów, spędziliśmy przemiły wieczór będący kulinarną podróżą między Warszawą a Paryżem.


Niecałe dwa tygodnie temu Brasserie Warszawska została doceniona przez przewodnik Michelin, który przyznał jej tytuł „Bib Gourmand” i jeden symbol sztućców (więcej o oznaczeniach Michelin przeczytacie we wpisie „Gwiazdki Michelin„). To duży sukces na polskiej scenie gastronomicznej, która doczekała się dotąd tylko jednej restauracji z gwiazdką (Atelier Amaro utrzymało gwiazdkę drugi rok z rzędu).

Brasserie Warszawska

„Bib Gourmand” to wyróżnienie nadawane przez kulinarny przewodnik Michelin restauracjom, które cechuje korzystny stosunek jakości do ceny. Jest naturalnie mniej prestiżowe niż gwiazdki, wskazuje jednak warte odwiedzenia restauracje, które serwują dobre jedzenie w przystępnej cenie.

Z polskich restauracji „Bib Gourmand” przyznano, obok Brasserie, także Butchery and Wine. Oba miejsca należą do Daniela Pawełka.

Brasserie Warszawska

 

W Brasserie nie byłam po raz pierwszy, ale na blogu to jej debiut. Bardzo podoba mi się wystrój tego miejsca, bo jest nieco eklektyczny. Widać tu wpływy paryskich brasseries, jak i nawiązania do Nowego Jorku. Widać dbałość o szczegóły, ale i fantazję w urządzaniu eleganckiego wnętrza – spójrzcie tylko na tapety w palmy w tzw. „pivate room’ie” oraz wielki żyrandol.

Brasserie Warszawska

Brasserie utrzymana jest w duchu i klimacie starej Warszawy i restauracji przedwojennej. Górnośląska 24 to bowiem adres, pod którym lokale gastronomiczne znajdowały się począwszy od 1956 r.

Brasserie Warszawska

 

Można tu zająć miejsce na długich kanapach, które otaczają główną salę lub też przy zupełnie indywidualnych stolikach. Na ścianach wyłożonych do połowy drewnianymi panelami wisi dużo grafik, jak i karykatur.

Brasserie Warszawska

Wieczór zaczęliśmy od polskiego, bardzo świeżego, białego wina Sey Sey oraz przekąsek – foie gras na grzankach oraz gravlaxa z łososia.

Brasserie Warszawska

 

Brasserie Warszawska

 

Po krótkiej rozmowie przyszedł czas na zajęcie miejsc i wysłuchanie tego, co o nowym menu degustacyjnym ma do powiedzenia właściciel i bardzo młody, ale niezwykle utalentowany, szef kuchni.

 

Brasserie Warszawska

Na pierwszy ogień dostaliśmy smażone ostrygi z sałatką z kopru włoskiego i cytryny confit. Było to niezwykle zaskakujące połączenie i mimo, że smażone ostrygi w panierce do lekkich nie należą, to smakowały znakomicie i wcale nie jak owoce morza. Myślę, że każdemu, kto się ich z jakiś względów boi lub nie jest przekonany do ich konsumpcji w formie surowej, przypadłyby do gustu. Sałatka z kopru za sprawą dodatku cytryn zapiekanych w piecu w syropie cukrowym była niesamowitym odkryciem. Do tego stopnia, że zdecydowanie będę chciała zrobić ją w domu.

 

 

Brasserie Warszawska

Po przystawce przyszła pora na zupę – rosół wołowy z ozorkami, lubczykiem i kluskami lanymi. Ozorki rozsmarowane były na ciepłej grzance, były lekko pikantne, ale świetnie doprawione. Były perfekcyjne.
Wywar, jak to zwykle bywa w dobrych restauracjach, nalewany był z dzbanuszka do gorącego talerza dopiero przy stole. Taka forma serwowania zupy od zawsze bardzo mi się podobała, bo jest niezwykle efektowna. Rosół, jak i ozorkowy dodatek smakował wybornie, a jego smak podkreślało świetnie dobrane wino (Arbois, Domaine André et Mireille Tissot, Jura 2010; w menu degustacyjnym rosół podawany jest w towarzystwie Soave Vigne della Bra, Filippi, Veneto, 2011).

Brasserie Warszawska

Później przyszedł czas na kolejny przysmak terrinę z foie gras z gruszką konferencją. Jeśli lubicie foie gras, to danie podbije Wasze serca i kubki smakowe. Czegoś podobnego, równie tłustego i pysznego dawno nie jadłam 🙂 Ogromnie podobało mi się dobranie do tej przekąski musu z klasycznej polskiej odmiany gruszki.

Brasserie Warszawska

 

Pierwszym daniem głównym był dorsz atlantycki à la bouillabaisse serwowany w towarzystwie małża, kaszy kus-kus oraz solirodu. Ryba wraz z sosem pyszna, miała idealną konsystencję i chętnie jadłabym taką regularnie na obiad 🙂

Brasserie Warszawska

 

Jako kolejna na naszych stołach wylądowała smażona pierś kaczki Barbarie. Towarzyszyły jej: śliwki, buraki w porto i klusek leniwy. Jak wszystko tego wieczoru, tak i to danie było przyrządzone na „tip-top”. Choć muszę przyznać, że jako zwolenniczka ryb i owoców morza mając wybór poprosiłabym o drugą porcję dorsza. Po prostu ten punkt programu wydał mi się najmniej odkrywczy w porównaniu do poprzedników.

Brasserie Warszawska

„Czereśnią”, na torcie była W-Z’tka z tym właśnie owocem, której towarzyszył kieliszek wiśniówki. I tu zatrzymam się na chwilę. Ciastko nie dość, że świetnie się prezentowało, to jeszcze obłędnie smakowało. W ostatnie wakacje postawiłam sobie za cel znalezienie w Warszawie najlepszej cukierni z wuzetkami. Chodziłam, próbowałam. Nie znalazłam. Żadne z zakupionych przeze mnie ciastek nie przypominała smaku, jaki znałam z czasów dzieciństwa. Ta z Brasserie jednak może z nim spokojnie konkurować. Była zarówno klasyczna, jak i miała w sobie nutkę nowoczesności.

Brasserie Warszawska
W-Z’tka z czereśnią – deser w ramach menu degustacyjnego

Jeśli miałabym bym szczera, to trudno byłoby mi wybrać najlepsze danie wieczoru. Z dań wytrawnych postawiłabym chyba na ostrygę z sałatką lub terrinę, która była ogromnym zaskoczeniem – zarówno pod względem smaku, jak i formy.

Wszystkie dania były pięknie podane, a cała nasza wesoła gromada dostawała wszystko w tym samym czasie, za co należą się wielkie brawa dla kucharzy (w tym oczywiście szefa kuchni Mateusza Wichrowskiego), którzy tego wieczoru oprócz nas mieli pełną salę na głowie, a jednak znakomicie wywiązywali się ze swoich obowiązków.

Brasserie Warszawska – dla kogo?

W zasadzie dla każdego – można tu przyjść na obiad w ciągu tygodnia (dwudaniowe lunch menu kosztuje 35 zł), w weekendy na menu degustacyjne (cena 180 zł, z winami 360 zł od osoby), a także można się tu wybrać na spotkanie z przyjaciółmi przy dobrym winie, czy na pyszną W-Z’tkę z kawą (ciastko w wersji standardowej kosztuje 22 zł – na zdjęciach widać jej mniejszą wersję, bo był to element menu degustacyjnego).To miejsce dość uniwersalne i demokratyczne – każdy znajdzie tu coś dla siebie, a menu można swobodnie dopasować do swoich potrzeb.

Brasserie Warszawska – podsumowanie:

Pierwsze menu degustacyjne to wielce udany mariaż polsko-francuski. Zawiera potrawy warte zapamiętania i co najmniej dwie, do których chciałbym wracać.
Wiosną, kiedy zostanie otwarty ogródek chętnie wrócę tu ponownie.

Do kolejnego przeczytania!
E.

Brasserie Warszawska

Jak oceniasz ten wpis?

Kliknij gwiazdkę, aby ocenić!

Średnia ocena 0 / 5. Liczba głosów: 0

Jak dotąd brak głosów! Bądź pierwszą osobą, która oceni ten post.

Podobne wpisy

Komentarze

14 odpowiedzi na “Brasserie Warszawska”

  1. Anonimowy pisze:

    Do rosołu dobrane było wino z Jury z apelacji Arbois od Domaine Tissot. Soave jest podawane do regularnego menu degustacyjnego.
    Pozdrawiam,
    Kamil Wojtasiak

  2. Ewa pisze:

    Edith, nie masz etycznego problemu z jedzeniem foie gras? Nie pytam złośliwie, jestem po prostu ciekawa Twojej opinii.

    • Madame Edith pisze:

      Ewo,
      Spokojnie, wiem co masz na myśli 🙂
      Generalnie nie mam problemu z jedzeniem foie gras, bo konsumuję je okazjonalnie. Nie będę ukrywać: sprawia mi to dużą przyjemność, bo to wielki rarytas.

      Trzeba jednak pamiętać, że foie gras może, ale nie musi pochodzić od kaczek czy gęsi z tzw. chowu przymusowego. Do foie gras używa się także naturalnie otłuszczonej wątroby polskiej gęsi owsianej (pisałam o niej we wpisie Gęś biała Kołudzka).
      Gęś hodowana w ten sposób karmiona jest naturalnymi paszami, a jej wątroba otłuszcza się dopiero na jesieni, kiedy ptak magazynuje energię na zimę. Gęś żyje na powietrzu i ma pełną swobodę. Nie jest też do niczego przymuszana.
      Oczywiście nie zmienia to faktu, że nadal w wielu krajach gęsi i kaczki są karmione przez metalowe rurki, które kaleczą im przełyk.
      Zamawiając foie gras w restauracjach nie mam pewności skąd pochodzi produkt – nie wiem czy od polskiej gęsi, czy od francuskiej. Gdybym kupowała je do domu, to sięgnęłabym oczywiście po foie gras polskiej gęsi owsianej, by nie mieć wyrzutów sumienia i moralnych dylematów.

      Serdecznie Cię pozdrawiam,
      E.

    • Bardzo denerwuje mnie polski stereotyp na temat foie gras i jego nieetyczności… Mieszkam we Francji, gdzie przepisy nie pozwalają pod przymusem tuczyć kaczek i gęsi. WSZYSTKIE fermy są nadzorowane, gęsi i kaczki wolno biegają i są karmione wg wszelkich norm. I tak jak napisała to Edith – magazynowanie tłuszczu na zimę to u tego ptactwa naturalna i biologiczna sprawa.

      To bardzo przykre co chwile słyszeć zarzuty o złym traktowaniu drobiu, podczas,gdy francuskie realia wyglądają całkiem inaczej… Francuzi nie mogą sobie pozwolić na złą jakość swoich produktów! Zwróciłabym raczej uwagę na foie gras wątpliwej jakości pochodzące z Węgier…i zalewające ostatnio rynek.

      Nieetycznym jest jedzenie jaj,czy mięsa z kurczaka od nieszczęśliwych kur, ale na pewno nie degustowanie foie gras pochodzącego z Francji.

  3. Natasja pisze:

    Opis wizyty bardzo ciekawy. Ankieta rowniez.
    Razace jest jednak u ciebie wplatanie obcych slow, nie wiem, czy z lenistwa, bo nie chce ci sie szukac tlumaczen, czy to dlatego, ze tak ma byc bardziej szykownie. Kaczka barbarie to kaczka piżmowa, kus kus to nie kasza, pivate room – ? , cytryny confit…?, "…lokale gastronomiczne znajdowaly sie poczawszy do 1956 r." (to zdanie jest nie do konca zrozumiale niestety). Warto popracowac nad szczegolami, jesli chcesz, by blog byl lepszy i zrozumialy dla prostych ludzi, a nie tylko pasjonatow sztuki kulinarnej.
    pozdrawiam

    • Madame Edith pisze:

      Natasjo,

      Dziękuję za Twój komentarz. Nadmienię, że nazwy wszystkich potraw pochodzą z menu restauracji i nie są moim wymysłem. Zawsze w opisach wizyt w lokalach gastronomicznych podaję ich pełną nazwę tak jak widnieje w karcie. Nie chcę tego zmieniać, bo nazwy często wpływają na odbiór danego miejsca. To, czy się one podobają, czy nie to kwestia indywidualna każdego klienta.

      Określenie "private room", czy "VIP room" w lokalach gastronomicznych jest także bardzo powszechne. Po prostu taka nomenklatura przyjęła się w Polsce.

      Pozdrawiam,
      E.

    • Joanna pisze:

      Kus kus to kus kus, nie kasza. Inny produkt, inne przygotowanie, inne pochodzenie. Confit, podobnie jak pejzaż lub smartfon, jest słowem pochodzenia obcego, lecz używanym już dość powszechnie… Dla kogoś, kto czytuje blogi kulinarne, podstawowe określenia z zakresu sztuki kulinarnej powinny być raczej dość codziennymi…

    • Natasja pisze:

      Edith
      domyslam sie, ze nazwy potraw sa z menu restauracji i sama ich nie wymyslilas. Tym bardziej wydaje mi sie, ze warto by bylo, odpowiednio je nazwac, niz powielac bledy restauratorow. O tym, ze menu restauracji sa czesto zle tlumaczone, (czasami prowadzi to az do smiesznosci, jesli sie zna jezyk obcy) albo wcale, wiemy nie od wczoraj i uwazam, ze my polscy konsumenci powinnismy sie domagac polskich odpowiednikow a nie kulinarnej nowomowy. Byc moze sie myle, ale wydaje mi sie, ze gdzies na blogu pisalas, ze masz filologiczne wyksztalcenie, stad sadzilam, ze dbalosc i troska o jezyk i obce nalecialosci nie beda dla ciebie tematem obojetnym. Takie terminy jak vip room czy private room to jezyk ludzi z korporacji (albo ze stolicy), mozna sie domyslac, o co chodzi, ale nie dla kazdego to musi byc zrozumiale. Mysle, ze blogerzy podobnie jak dziennikarze mogliby sie w jakis sposob przyczynic do poprawy kultury jezyka.

    • Madame Edith pisze:

      Natasjo,
      z wykształcenia jestem ekonomistą, nigdy nie studiowałam żadnego filologicznego kierunku.

      Z nazwami jest tak, że przychodzi na nie moda jak na pisanie menu kredą na tablicy. Pamiętam jak kiedyś nazwy posiłków w restauracjach były bardzo wymyślne i poetyckie. Teraz już takich się nie spotyka, a w wielu lokalach podaje się tylko główne składniki pisząc: "Rodzynki / Rzepa / Makaron" jak w Kaskrut, czy słynnym Atelier Amaro. Może moda na używanie obco brzmiących nazw też wkrótce przeminie…?

      Serdeczności,
      E.

    • Anonimowy pisze:

      Droga Edith,
      proszę – nie daj się prowokować do niepotrzebnych dyskusji:)
      Twój blog jest wysoce elegancki, Ty masz ogromną klasę – a więc podobnym do Ciebie osobom, jak sądzę, blog jest dedykowany.
      Wiec jeżeli ktoś szuka strawy duchowej dla prostych ludzi to przykro mi bardzo, ale zawsze może poczytać http://www.se.pl lub coś podobnego.
      Pozdrawiam Ciebie serdecznie,
      Babcia_Kazia

    • Madame Edith pisze:

      Droga Babciu_Kaziu,

      Bardzo dziękuję za Twój komentarz!

      Moc pozdrowień,
      E.

  4. Z przyjemnością przeczytałam Twój post. Fantastycznie przedstawiłaś tą restaurację z każdej strony, tak wizualnie jak i od strony kuchni. A to co serwuje szef… to majstersztyk i elegancja w każdym detalu. Pozdrawiam, Krys

  5. Aurora pisze:

    Gratulacje dla szefa, a Tobie po prostu pozytywnie zazdroszczę! ;))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Tutaj możesz dodać zdjęcie do komentarza


Moja ocena [1]:
Rodzaj kuchni:
Przedział‚ cenowy:
, Warszawa
Zobacz na Mapach Google
@MadameEdith on Instagram