fbpx

Co jeść w Szwajcarii?

29 września 2015

Szwajcaria kojarzy się wszystkim z serem i czekoladą. Gdy zamkniecie oczy, to pewnie wyobrażacie sobie zieloną łąkę, ośnieżone szczyty w tle i…fioletową krowę powolnie przeżuwającą trawę. Mam rację? 🙂 Kraj ten ma jednak zdecydowanie więcej do zaoferowania, gdyż łączą się tradycje kulinarne Niemiec, Francji oraz Włoch. To sprawia, że tutejsza kuchnia zmienia się z kantonu na kanton i po przejechaniu ledwie kilkudziesięciu kilometrów możemy spotkać zupełnie inne menu. Jesteście ciekawi co dobrego można zjeść w Szwajcarii? Jeśli tak, to startujemy!

Szwajcarska kuchnia

W zależności od kantonu, jak i dominującego w nim języka, oferowane dania mogą się znacząco różnić. Nie ma czegoś takiego jak jedna, wspólna kuchnia szwajcarska, bo nawet klasyka gatunku – fondue, jest podawana w każdym regionie inaczej. To naprawdę fascynujące! Można jeść i jeść, a potrawa ta nigdy się nie nudzi. Swoją drogą jako miłośniczka sera kocham fondue oraz raclette. Na jesienne i zimowe wieczory nie ma nic lepszego, uwierzcie!

W kantonach niemieckojęzycznych spotkamy dużo mięsa (jesienią często dziczyznę), wędlin, kiełbas, a także ziemniaków (także w formie rösti) i kapusty. Region francuski to natomiast głównie sery, suszone wędliny oraz dania warzywne.

W menu Ticino – regionu włoskiego, znajdziemy za to dużo makaronów i obowiązkowo wspaniałą polentę podawaną w rozmaity sposób.

Aż trudno uwierzyć, że na tak stosunkowo niewielkim terytorium można spotkać tyle przeróżnych smaków, aromatów, produktów i rodzajów kuchni. Jedynym minusem jest fakt, że w restauracjach, przy obecnym kursie CHF, jest naprawdę drogo i trzeba liczyć się z wydatkiem 100-150 zł za obfite drugie danie z piciem tylko dla 1 osoby.

Więcej dokładnych cen podałam we wpisach z restauracji np. „Cervo Restaurant” oraz „Kornhouskeller„.

Genialny jelonek z restauracji Cervo w Zermat w niemieckojęzycznym kantonie Vallais
Szpecle i kapusta w niemieckojęzycznym kantonie Vallais

Szwajcarskie sery

W Szwajcarii na własne oczy można obserwować produkcję serów. O emmentalerze pisałam niedawno (patrz wpis: „Skąd się biorą dziury w serze?„), ale wiem od Was, że równie warty zobaczenia jest „Dom sera Gruyére”, czyli „Maison du Gruyére”, w którym, jak się nietrudno domyśleć, można zgłębić technologię produkcji tegoż sera.

Ponadto można odwiedzić inne, nieco mniej znane, ale wcale nie mniej ciekawe miejsca związane z pozostałymi gatunkami szwajcarskiego specjału. W narciarskim kurorcie Samnaun produkuje się pyszny górski ser, a w miejscowości Etivaz powstaje ser „L’Etivaz AOP” – czyli alpejski ser oznaczony znakiem „Chroniona Nazwa Pochodzenia” (AOP – Appellation d’Origine Protégée).

Nie można zapomnieć też o najpiękniejszym z serów tête de moine, czyli „głowie mnicha”. Fabryka sera „Maison de la Tête de Moine AOP” znajduje się w Bellelay, niedaleko miasta Biel. Można tam zagłębić się w 800-letnią historię tego niezwykłego sera, którego nie kroi się zwykłym nożem, a specjalną strunową krajalnicą montowaną w jego środku. Dzięki temu uzyskuje się niemal przezroczyste, delikatne, serowe rozetki.

Szwajcarska czekolada

W 1875 roku, Daniel Peter i Henri Nestle wpadli na pomysł, by do twardej czekolady dodać mleko skondensowane. W ten sposób jako pierwsi na świecie stworzyli czekoladę mleczną. W 1879 roku Rudolphe Lindt wynalazł konchę – maszynę, która obraca się i miesza czekoladę. To dzięki niej masa czekoladowa ma idealnie gładką konsystencję.

W miejscowości Broc swoją siedzibę ma firma Cailler (Maison Cailler), można do niej dojechać Ekspresem Czekoladowym (The Swiss Chocolate Train jeździ na trasie Montreux – Broc – Gruyères i z powrotem). Niestety jeszcze nie miałam okazji jej odwiedzić, choć przejeżdżałam obok zwykłym pociągiem, z którego okien widziałam tylko ogromny teren, jaki zajmuje.

Ze Szwajcarii przywożę przeważnie Toblerone, Lindt’a lub Cailler. Są tam dostępne przeróżne ciekawe smaki czekolad, jakich na próżno szukać w polskich sklepach, nawet tych firmowych. Ostatnio przywiozłam genialną z całymi orzechami laskowymi i kawałkami ciągnącego się toffi – mniam!

Szwajcarskie wina

Zdecydowanie warto skosztować szwajcarskiego wina. Pisałam o tym przy okazji wpisu o Montreux. Tamtejsze wina są absolutnie wyjątkowe i bardzo trudno spotkać je poza granicami kraju. W Polsce praktycznie nie występują. Butelka wina kupowana w sklepie na miejscu to koszt od 35 do 60 zł – oczywiście mam tu na myśli wina kupowane w sklepach „do picia”, a nie jakieś leciwe kolekcjonerskie okazy.

Szwajcarskie przysmaki

Największym szwajcarskim przysmakiem jest dla mnie Ovomaltine -krem kanapkowy. To jakby zdrowsza wersja nutelli z chrupkami w środku. Coś pysznego! Z każdej wizyty przywożę dwa duże słoiki (kosztują ok. 8 CHF za dwie sztuki) – to jak uzależnienie. Tym razem jeszcze namówiona przez tubylców skusiłam się na batoniki i czekoladę Ovomaltine, ale nie były tak smaczne jak krem, który jest boski!

Podczas ostatniej wizyty odkryłam także ciasteczka Kambly – są rewelacyjne, ale niestety nie można ich kupić w Polsce. Za to podczas pobytu w Szwajcarii polecam wycieczkę do fabryki w miejscowości Trubschachen, przy której funkcjonuje muzeum i olbrzymi sklep firmowy. Ceny są nieporównywalnie niższe niż w szwajcarskich supermarketach. A najfajniejsze jest to, że każdego, z ponad 100 rodzajów ciastek, można spróbować na miejscu. Wejście jest bezpłatne, a ciastka nielimitowane (tylko ciiiicho – to tylko dla Waszej wiadomości, nie mówcie innymi!).

Rivella czyli „szwajcarska Coca-Cola” wymyślona przez Roberta Bartha w połowie XX w. Składa się z serwatki, ziół, soku owocowego, cukru i kwasu mlekowego i jest naturalnie gazowana. Jest kilka wersji smakowych Rivelli – ta czerwona ze zdjęcia jest klasyczna, ale można też dostać wersję o mniejszej zawartości cukru. Wiele osób się nią zachwycam, mi osobiście smakuje średnio. Warto jednak przynajmniej raz jej spróbować, by poznać ten charakterystyczny smak.

Co by nie mówić, Szwajcaria to po prostu jedzeniowy raj i warto tam jechać w każdej chwili. Zwłaszcza jesienią, gdy w menu dominują kasztany i dziczyzna lub zimą, gdy do łask wracają dania zarezerwowane na chłodniejsze miesiąca, czyli raclette oraz fondue – szwajcarskie klasyki. Co prawda można ich spróbować przez cały rok, ale żaden Szwajcar nie zje ich latem. Na szczęście turystom pozwala się na więcej 😉

Do przeczytania,
E.

Jak oceniasz ten wpis?

Kliknij gwiazdkę, aby ocenić!

Średnia ocena 4.7 / 5. Liczba głosów: 3

Jak dotąd brak głosów! Bądź pierwszą osobą, która oceni ten post.

Podobne wpisy

Komentarze

2 odpowiedzi na “Co jeść w Szwajcarii?”

  1. Vela pisze:

    Zachwyciłaś mnie tą relacją. Najbardziej podoba mi się ta różnorodność! Człowiek w jednym kraju może spróbować tak odmiennych, ale jakże pysznych rzeczy. Ja pewnie najbardziej zachwycona byłabym francuskim ze względu na sery i włoskim z powodu makaronów. Marzy mi się również spróbowanie prawdziwej, osławionej szwajcarskiej czekolady, która nie ma sobie równych! 🙂

  2. gin pisze:

    Nigdy nie byłam w Szwajcarii… Ale w zeszłym roku dostałam paczuszkę ze szwajcarskimi słodyczami – pyszne były!
    Proces konszowania czekolady miałam okazję oglądać – coś niesamowitego 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Tutaj możesz dodać zdjęcie do komentarza

Co jeść w Szwajcarii?


Szwajcaria kojarzy się wszystkim z serem i czekoladą. Gdy zamkniecie oczy, to pewnie wyobrażacie sobie zieloną łąkę, ośnieżone szczyty w tle [...]
@MadameEdith on Instagram