fbpx

Nałęczów – moje rodzinne strony

5 września 2014

W swoim życiu sporo czasu spędziłam w Nałęczowie. Babcia ma tu dom, więc często był to kierunek wakacyjny. Z Lublina można dotrzeć tu w pół godziny i już sama trasa (zwłaszcza wiosną i latem) sprawia, że wiemy, iż zmierzamy do wyjątkowego miejsca.

Droga ta według mnie należy do jednej z najbardziej urokliwych w Polsce. Na całej długości rosną wielkie drzewa, w wielu przypadkach lipy, od których też wzięła się nazwa Alei Lipowej – głównej ulicy w Nałęczowie. Trasa ta przypomina mi także drogi na Azorach, które wprost tonęły w bujnej roślinności. Do tego miejsca będę chciała wrócić w osobnym wpisie – pokażę Wam też wtedy oszałamiające wille, jakie znajdują się bezpośrednio przy alei, blisko centrum miasta, jak i jej okolicy. Dziś zabieram Was na relaksujący spacer w nałęczowskim parku. Ale zanim rozpoczniemy przechadzkę chodźmy na lody!

Wszyscy wiedzą, że najlepsze są przy 1-go Maja u Pawłowskiego. Można tu kupić także ciasta, lodowe desery, jak i rurki z kremem. Zawsze jednak jestem tu latem, więc decyduję się na lody.

Spośród kilkunastu smaków, robionych według tradycyjnych receptur, wybieram Malaga i jakieś owocowe – tym razem padło na gruszkowe i mango, bo akurat nie było wyśmienitych jagodowych. 1 gałka kosztuje 2,50 PLN.

Z lodami w ręku niespiesznym krokiem udajemy się w stronę parku. Przechodząc przez bramę wjazdową przegryzamy już końcówkę wafelka i żałujemy, że nie wzięliśmy po więcej niż „skromne” 3 gałki 😉

Za to dzięki temu mamy wolne ręce i możemy zrobić kilka zdjęć.

Od samego wejścia widzimy spore rzesze spacerowiczów. Między drzewami skaczą wiewiórki tak zwinne, że w zacienionym terenie aparat nie jest w stanie ich uchwycić.

Po przejściu kilkunastu metrów czujemy się jak w prawdziwym uzdrowisku, jak wczasowicze sanatorium, którym się nigdzie nie spieszy.

Powolnym krokiem docieramy nad staw. Tradycyjnie wchodzimy na mostek i „zdobywamy” w ten sposób wyspę.

Teren wygląda na bardziej zadbany, niż ostatnim razem kiedy tu byłam. Bardzo mnie to cieszy.

Pod krzakami na wyspie zauważamy gęsie rodziny, które odpoczywają w cieniu od upału.

Niektórzy przedstawiciele kaczej gromady relaksują się stojąc nieruchomo na jednej nodze…

Główny budynek sanatorium wygląda stąd wspaniale.

Z powodu wysokich temperatura na „Wyspie Łabędzi” nie ma ani jednego ptaka – podpłynęły do brzegu, by schować się także w cieniu i jak zawsze wyżebrać kawałki chleba od spacerowiczów. Pomimo tabliczki „zakaz dokarmiania kaczek i łabędzi” ptaki mogą liczyć na obfite, dodatkowe posiłki od turystów i gości sanatorium.

Przed mostkiem, jak zawsze, poustawiane są obrazy tutejszych artystów. Tym razem większości przypadków przestawiają widoki Kazimierza Dolnego, ale często na płótnie uwieczniane są też nałęczowskie wąwozy.

Następnie kierując się w lewo idziemy w stronę głównych zabudowań.

Mijając sanatorium „Książę Józef” kierujemy się w stronę pijalni wód. Po drodze przechodzimy obok nałęczowskiego spa – ponoć jest bardzo przyjemne, ale jakimś trafem jeszcze nigdy nie byłam w środku. Szkoda, może następnym razem zdecydujemy się na kąpiel w leczniczej glince…?

Przed budynkiem palmiarni zauważamy rzeźby kaczek. Trzeba je pogłaskać po głowie – podbno to przynosi szczęście.

Tym razem do palmiarni połączonej z pijalnią wody nie zachodzimy. Nigdy nie smakowały mi tutejsze wody lecznicze, zdecydowanie wolę zwykłą cisowiankę lub nałęczowiankę.

W budynku od kilku lat funkcjonuje pijalnia czekolady. Wcześniej był tu kącik z pamiątkami, kiosk ruchu i informacja i niewiele się działo. Teraz miejsce tętni życiem i trudno o wolny stolik. Widać, że kuracjusze i przyjezdni bardzo lubią czekoladę 😉

Do kolejnego przeczytania,
E.

Follow Madame Edith on Instagram

P.S.

W Nałęczowie można się doskonale zrelaksować, ale raczej nie bawić do białego rana, bo to jednak nie Ciechocinek i nie znajdziemy tu zbyt wielu „fajfów” 😉

Dlatego zapraszam Was konkurs z Somersby, w którym możecie wygrać wejściówki na imprezę Party Like a Lord (odbędzie się w sobotę 27-go września o 20:30 w Instytucie Wysokich Napięć w Warszawie).

Gwiazdą wydarzenia będzie Ella Eyre – brytyjska wokalistka i kompozytorka. Dodatkowo pod względem gastronomicznym wydarzenie obsługiwać będzie 10 najlepszych warszawskich foodtrucków, a do skosztowania będą orzeźwiające drinki na bazie Somersby.

W imprezie mogę brać udział osoby pełnoletnie. Wystarczy wejść na stronę www.somersby.pl, gdzie znajdziecie szczegółowe informacje. Bilety można wygrać w promocji – wystarczy kupić Somersby, wpisać kod spod kapsla/kluczyka na stronie i rozwiązać zadanie konkursowe. Co tydzień wybierane są najlepsze zgłoszenia, które nagradzane są biletami na Party Like a Lord.

Mam nadzieję, że się zobaczymy 27-go września w Instytucie Wysokich Napięć!

Jak oceniasz ten wpis?

Kliknij gwiazdkę, aby ocenić!

Średnia ocena 0 / 5. Liczba głosów: 0

Jak dotąd brak głosów! Bądź pierwszą osobą, która oceni ten post.

Podobne wpisy

Komentarze

12 odpowiedzi na “Nałęczów – moje rodzinne strony”

  1. Grażyna pisze:

    Nałęczów to miasteczko moich nastoletnich wakacji 🙂 Jeździłam tam bardzo często i tam poznałam moją pierwszą wakacyjną miłość. Jak to bywa z wakacyjnym nastoletnim zakochaniem- szybko minęło. Sentyment do Nałęczowa jednak pozostał ponieważ teraz mój ukochany nosi nazwisko Nałęcz 🙂

    • Madame Edith pisze:

      Grażyno,
      piękna historia! Wcale się nie dziwię, że masz sentyment do tego miejsca. Choć muszę przyznać, że będąc małą dziewczynką po którymś pobycie wcale nie chciałam tam jeździć. Uważałam, że jest tam nudno i nie ma co robić 😉
      Serdecznie pozdrawiam
      E.

  2. Ogrody Ewy G. pisze:

    Dzięki za tak obszerną relację z Nałećzowa i wiele pieknych zdjęć. To jedno z moich ulubionych miejsc.
    Co do spokoju to w sezonie bywa różnie, szczególnie w soboty.
    U mnie na blogu tylko krótka migawka http://wirtualnyogrod.blogspot.com/2010/07/migawki-z-naeczowa.html

  3. Madame uwielbiam Nałęczów i opisałabym go podobnie jak Ty. Bywam Tu często i chyba wolę bardziej od Kazimierza. Uważam, że Nałęczów to cudowne miejsce dla leczenia "złamanych serc" 🙂 Wiele tu ciekawych zakątków … ale poczekam cierpliwie na kolejny wpis Edith 🙂 tak ciekawie i kolorowo piszesz …. Może odkryjesz jeszcze miejsca, których nie znam … ? Mieszkam tu dopiero od niedawna 🙂 Lubelskie jest piękne!
    Pozdrawiam Cię,
    Szkat

    • Madame Edith pisze:

      Szkatułko,
      Wg mnie Nałęczów jest chyba tysiąc razy spokojniejszy od Kazimierza i można tu doskonale wypocząć i się zrelaksować chodząc po parku. W Kazimierzu jest jednak spory zgiełk i dużo turystów, dlatego jestem zdania, że najlepiej wybrać się tam w dzień powszedni, bo wtedy wygląda zupełnie inaczej 🙂
      Dziękuję za Twój komentarz i pozdrawiam Cię serdecznie!
      E.

    • Też jestem tego zdania Madame – Kazimierz od poniedziałku do piątku 🙂 no chyba, że ktoś lubi długie spacery po polach … polecam spacery za wiatrak wzdłuż Wisły – hen aż za Męćmierz.
      Najbardziej lubię Kazimierz w listopadowe wieczory – mam wrażenie, że jest wtedy cały mój 🙂
      Odwzajemniam pozdrowienia i życzę miłego weekendu. Szkoda, że nie spotkamy się w Lublinie 🙁

  4. T pisze:

    To podobno urokliwe miejsce. Tak samo jak w Kazimierzu, nie byłem jeszcze w Nałęczowie. Udanego weekendu.

  5. Dziękuję za informację. Ciekawe, czy złamane serca też leczą;)

    Miłego dzionka

    Ania

  6. Już od samego oglądania tych zdjęć ogarnia człowieka spokój:). A jakie schorzenia tam są leczone?

  7. m. pisze:

    Miło się ogląda miejsca, które ostatnio miałam szansę odwiedzić. Piękne zdjęcia! ;))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Tutaj możesz dodać zdjęcie do komentarza

Nałęczów – moje rodzinne strony


W swoim życiu sporo czasu spędziłam w Nałęczowie. Babcia ma tu dom, więc często był to kierunek wakacyjny. Z Lublina można dotrzeć tu w pół [...]
@MadameEdith on Instagram