fbpx

Curry House

12 stycznia 2015

Curry House to bardzo ciekawe miejsce na warszawskiej scenie kulinarnej. Obsługa pochodzi z Indii i serwuje autentyczne hinduskie jedzenie. Przynajmniej tego zdania są moi znajomi, którzy odwiedzili ten kraj i polecili mi zajrzeć na dalekie Bielany. W weekendowe popołudnie wraz z Monsieur postanowiliśmy zrobić wycieczkę na drugi koniec miasta, by choć na chwilę zapomnieć o ujemnych temperaturach i porywistym wietrze za oknem. Co zastaliśmy przy Żeromskiego? I czy faktycznie jedzenie przeniosło nas na Półwysep Indyjski?

Powiedzieć, że Curry House znajduje się w niepozornym budynku to mało. Gdyby nie rekomendacje i bardzo pozytywne opinie, na jakie natknęliśmy się w internecie, pewnie przeszlibyśmy obok tego miejsca i wcale nie zwróciłoby naszej uwagi. Lokal bowiem usytuowany jest w niewielkim, wolno stojącym pawilonie, który nadgryziony jest już zębem czasu.

W środku jest jednak nieco lepiej. W większej sali (dobudówka do blaszaka), w której doliczyłam się ośmiu stolików znajdziemy indyjskie akcenty.

Zdecydowanie lepiej sytuacja wygląda w pierwszym pomieszczeniu, gdzie znajduje się wejście i trzy malutkie stoliki. Tu faktycznie można bez problemu poczuć klimat Indii.

 

 

Zauważyłam, że na ścianie obok kasy wisi wyróżnienie przyznane przez klientów, które restauracja Curry House dostała w plebiscycie „Korona Smakosza”* w kategorii warszawskiego lokalu z najlepszym daniem regionalnym. Oznacza to tylko tyle, że coś jest naprawdę na rzeczy i że tu po prostu dobrze karmą.

* „Korona Smakosza” to ogólnopolski konkurs organizowany przez MAKRO, w którym liczy się tylko i wyłącznie zdanie konsumentów. Ostatnia edycja odbyła się aż w 20 polskich miastach. Mieszkańcy wybierali swoje ulubione restauracje, bary i kawiarnie oceniając je w 10 kategoriach, a każdy lokal biorący udział w plebiscycie ze swojej stałej karty wybierał co najmniej trzy potrawy, które proponował w plebiscytowy weekend za połowę ceny. Kolejna edycja zaczyna się już w kwietniu 2015, więc bądźcie czujni jeśli chcielibyście skorzystać z okazji i zagłosować na swój ulubiony lokal w mieście i wygrać fajne nagrody. A jeśli chcecie, tak jak ja przetestować restauracje, które wygrały, ich listę znajdziecie na stronie plebiscytu.

 

Karta jak to bywa w indyjskich restauracjach jest przepastna. Można ją wertować przez kwadrans, a i tak nie będziemy wiedzieć na co się zdecydować. W tym przypadku nie sprawdza się powiedzenie, że „od przybytku głowa nie boli”, gdyż wybór jest naprawdę trudny. Możemy zamówić zupy, sałatki, kilkanaście dań wegetariańskich, kilkadziesiąt mięsnych (z kurczakiem lub jagnięciną), są też desery, napoje, kawy, herbaty…

 

Moją uwagę szczególnie przykuła „Indian Tea (Chai)” oraz „Indian Coffee” (obie po 8 zł) – to herbata / kawa z mlekiem i przyprawami. Niestety okazało się, że w weekend nie są podawane ze względu na długi czas przygotowania. Szkoda, może następnym razem załapiemy się na nie.

Zdecydowaliśmy się więc na klasykę w postaci mango lassi, czyli napój jogurtowy z mango (9 zł). To świetny początek kulinarnej przygody w indyjskiej restauracji. Świetnie smakuje i znakomicie sprawdza się przy gaszeniu pożaru w buzi po nieoczekiwanym przegryzieniu ostrej papryczki. Bardzo polecam, bo tutejsze mango lassi jest świetne i jak się potem okazało … wprost niezastąpione w trakcie konsumpcji nieco ostrzejszych dań.

Samosa (2 sztuki za 10 zł) to sympatyczne preludium do hinduskiej uczty, jaką sobie zafundowaliśmy. Pierożki są dość spore, więc w ramach przystawki dla dwóch osób są jak znalazł. Pod kruchym ciastem kryje się nadzienie na bazie ziemniaków i groszku z dodatkiem m.in. kukurydzy. Jest to jedna z moich ulubionych hinduskich przekąsek, dlatego będąc w restauracjach z indyjską kuchnią zawsze je zamawiam. Wielkim zaskoczeniem były dla mnie sosy. Kapitalne! Czegoś równie dobrego i aromatycznego nie jadłam już dawno. Od razu przed oczami stanęła mi wizyta w indyjskiej restauracji w Tokio, w której sosy smakowały równie świeżo i były prawdziwą bombą aromatów. Właśnie czegoś takiego oczekiwałam na dobry początek.

Na drugie danie zamówiliśmy butter chicken (24 zł), balti mutton (36 zł), ryż basmati (7 zł) oraz dwa rodzaje placków naan z pieca: tandoori roti (6 zł) oraz plain naan (8 zł) z zamiaem, że się będziemy wszystkim dzielić i próbować różnych smaków.

Butter chicken (24 zł) to kurczak w sosie pomidorowym z masłem. Był fantastyczny i lekko słodki dzięki migdałom i dużej ilości pomidorów. Znalazło się w nim sporo kawałków kurczaka i nie był prawie w ogóle ostry. Myślę, że to bardzo przyjemne danie dla osób, które nie lubią ostrych potraw, ale chcą posmakować ciekawych aromatów.

Balti mutton (36 zł, w wersji z kurczakiem „balti chicken” kosztuje 32 zł) to wg obsługi jedno z najsmaczniejszych dań tutejszej kuchni. I faktycznie świetnie się prezentowało i jeszcze lepiej smakowało, choć po kilku łyżkach sosu oboje poczuliśmy ogień!

Oj tak, zdecydowanie sos był ostry, ale w ten fajny, zmyślny sposób: kubki smakowe nie zostały zneutralizowane przy pierwszym kęsie, a dopiero po chwili, kiedy smak rozszedł się w ustach było czuć tę moc. Jagnięcina w sosie była mięciutka i wprost się rozpadała. Coś fantastycznego! Choć przyznam, że gdybym miała zjeść całą porcję, to gdzieś w połowie bym skapitulowała. Dobrze, że z Monsieur mogliśmy wymieniać się bardziej delikatnym butter chicken 🙂

Dodatki w postaci ryżu i placków sprawiły, że objedliśmy się za wszystkie czasy i żałowaliśmy, że zamówiliśmy aż tak dużo i nie mieliśmy miejsca nawet na jeden deser jedzony na spółkę.

 

Curry House – dla kogo?

Dla osób lubiących hinduską kuchnię w oryginalnym wydaniu. Raczej dla ludzi młodych i grup znajomych, którzy chcą się spotkać na luzie. Nie jest to miejsce na randkę z dziewczyną, elegancki obiad z rodziną, czy spotkanie biznesowe.

Curry House – podsumowanie:

Curry House to zdecydowanie miejsce, w którym można zjeść wspaniałe hinduskie potrawy. Znam kilka warszawskich lokali z tą kuchnią i muszę przyznać, że miejsce to na ich tle wypada bardzo dobrze i zasługuje na pochwały, które zbiera. Obsługa jest bardzo sympatyczna i choć nie mówi biegle po polsku, to widać, że bardzo się stara i dba o klienta.

Jedynym minusem może być lokalizacja na uboczu w stosunku do centrum miasta, a także mało atrakcyjny budynek, w którym się mieści. Taka kuchnia zasługuje na dużo lepszą oprawę.

Do kolejnego przeczytania!
E.

Follow Madame Edith on Instagram

Wpis powstał w ramach współpracy z MAKRO.

Jak oceniasz ten wpis?

Kliknij gwiazdkę, aby ocenić!

Średnia ocena 0 / 5. Liczba głosów: 0

Jak dotąd brak głosów! Bądź pierwszą osobą, która oceni ten post.

Podobne wpisy

Komentarze

16 odpowiedzi na “Curry House”

  1. Anonimowy pisze:

    A jak się mają te zachwyty nad lokalem do drugiego ich lokalu na Ursynowie?

  2. Milu pisze:

    Zachęcona Twoim wpisem postanowiłam odwiedzić Curry House i niestety jestem trochę zawiedziona.
    Wybraliśmy się tam z narzeczonym na obiad. Na zamówienie czekaliśmy dość długo, (ok. 45 minut), bo okazało się że zaszła pomyłka i dostał je inny stolik. W końcu na stole pojawiły się dania, ale były zimne! Zjedliśmy, zapłaciliśmy i wyszliśmy nieco zawiedzeni. Nie wiem czy wynikało to z dużej liczby osób, czy miał na to wpływ dzień tygodnia (niedziela), ale mimo smacznego jedzenia nie wiem czy zdecydujemy się tam wrócić.

    • Madame Edith pisze:

      Milu,
      my też byliśmy w weekend – bodajże w sobotę. I fakt, byliśmy jednymi z pierwszych klientów tego dnia, więc obsługa się uwinęła szybko. Oprócz nas zajęty był tylko jeszcze jeden stolik i dopiero jak wychodziliśmy, to zaczynali się schodzić kolejni goście. Może faktycznie przy dużym ruchu się nie wyrabiają…?
      Mam zamiar przetestować ich także w opcji "dowóz", więc zobaczymy ile będę czekała na zamówienie w porze lunchu. Napiszę o tym.

      Dziękuję za Twój komentarz i przesyłam pozdrowienia,
      E.

  3. Olka pisze:

    O znam to miejsce i bardzo lubię. Niestety to po drugiej stronie Warszawy i w dodatku bardzo rzadko mam tam coś do załatwienia.

  4. Gosia pisze:

    Jest również restauracja CURRY KING w Zalesiu Dolnym ( Al. 3-go maja 1) pewnie ma tych samych właścicieli, bo logo, menu, obsługa, kucharze … i wspaniałe mango lassi. Polecam!

    • Unknown pisze:

      Przykro mi bardzo, restauracja CURRY KING w Zalesiu Dolnym – nie jest tą samą co na bielanach, czy na Ursynowie.

    • Yusuf Kalesha pisze:

      Witam serdecznie. Restauracja CURRY KING nie ma nic wspólnego z restauracją na bielanach czy na ursynowie. Ja pracowałem, jako szef kuchni kiedyś na bielanach około 3 lata od otwarcia i teraz otworzył restaurację w Zalesiu dolnym, wobec czego karta dań i smaki są podobne. A restauracja Mr India wogóle nie ma nic wspólnego z tymi dwiema restauracjami, oprócz tego, że naruszyli wartość przemysłową CURRY KING publikując i stosując logo Curry King (słoń) oraz rozpowszechniając nieprawdziwe informacje, że są ich partnerami, co jest bzdurą!!! Mam nadzieję, że zostaną za to sowicie ukarani, ponieważ nie można podszywać się za kogoś, dla osiągnięcia zysków. Pozdrawiam serdecznie. Właściciel Curry King Kalesha Yusuf

    • Madame Edith pisze:

      Bardzo dziękuję za wyjaśnienie.
      Serdecznie pozdrawiam,
      E.

  5. Lech pisze:

    Kilkanaście lat temu podobny lokal funkcjonował w Warszawie na tyłach hotelu Forum ( który obecnie jest przebudowany i funkcjonuje jako Novotel.)
    Podawano tam wspomniane przez Ciebie Edytko samosy z zielonym sosem.
    Sos ten niebywale przypadł mi do gustu. Był cudowny, aromatyczny i świeży ( co też potwierdza Twoja opinia). Chodził wręcz za mną ten smak.
    Po kilkunastu latach trafiłem na ten sos w jednej z warszawskich galerii. Poszedłem do kucharza i po prostu zapytałem o przepis. Przepisu nie dostałem ale dowiedziałem się, że to sos miętowy ( a tak naprawdę to miętą nie smakuje).
    Pyszna jest kuchnia indyjska i zachęciłaś mnie Edytko do odwiedzenia Curry House. Nie omieszkam będąc następnym razem w W-wie 🙂
    Pozdrawiam serdecznie z Lublina !

  6. Ania S pisze:

    Bardzo ciekawa notka, a to miejsce wydaje się być bardzo fajne 😉 I chociaż wszystko wygląda bardzo smakowicie, to moją uwagę najbardziej przykuły placki z pieca (a zwłaszcza Tandoori roti), do których mam ogromny sentyment i które uwielbiam 😛 I samosami także bym nie pogardziła 😉 Pozdrawiam 😉

  7. bartoldzik pisze:

    Byłem tam parę dni temu i muszę przyznać, że jedzenie jest naprawdę wyśmienite, a obsługa rewelacyjna. Smak porównywalny, jak dla mnie, z Namaste India tylko klimat mi bardziej odpowiada. Za Namaste przemawia z pewnością lokalizacja.
    Budka z zewnątrz jest odrobinę obskurna, ale wnętrze jest już niczego sobie. Gdyby jeszcze toaleta była wewnątrz, a nie na zewnątrz 🙂

    • Madame Edith pisze:

      To fakt. Szczególnie zimą jest to dość uciążliwe, że trzeba prosić o klucz, ubierać się w kurtkę, żeby chociażby umyć ręce przed posiłkiem. Wg mnie powinni zainwestować w lokal w nowym bydynku i zrobić go w stylu tego na Ursynowie, który jest naprawdę przyjemny. Wtedy byłoby idealnie i wnętrze dorównałoby świetnej kuchni, jaką tu podają 🙂

    • Namaste się nawet nie umywa 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Tutaj możesz dodać zdjęcie do komentarza


Moja ocena [1]:
Rodzaj kuchni:
Przedział‚ cenowy:
, Warszawa
Zobacz na Mapach Google
@MadameEdith on Instagram