fbpx

MG Eat

26 kwietnia 2012

Muszę Wam się do czegoś przyznać. We wtorek miałam fatalny dzień przez … jedzenie! Dawno się to nie zdarzyło. Oczywiście nie gotowałam sama w domu, a jadłam na mieście.
Otóż, z braku czasu pomiędzy pracą, a warsztatami fotografii, na które zaprosił mnie kolega (jeszcze raz wielkie dzięki, Maciek!!!), byłam na tyle głodna i miałam tak mało czasu, że poszłam do MG Eat (ul. Królewska 2, Warszawa) przy Krakowskim Przedmieściu.
Tak, wiem z pewnością zaraz odezwą się głosy, że przecież mogłam iść na smaczną (i tańszą!) kanapkę do Braci Gessler, ale bywam tam na tyle często, że zapragnęłam odmiany.
W dodatku wybór lokali spod szyldu „szybki” i „raczej niedrogi” (o ile to możliwe w okolicach Hotelu Bristol) jest raczej niewielki.

Dotychczas w MG Eat byłam tylko raz, na Chmielnej, i to w dodatku na lodach (nie mogę powiedzieć, były lekkie i całkiem niezłe, a porcja duża). Jakieś doświadczenia z tym miejscem zatem miałam i nie należały do najgorszych, dlatego postanowiłam dać temu miejscu (choć w innej lokalizacji) drugą szansę.

Obsługa od wejścia przywitała mnie uśmiechem i pytaniem co zamawiam. Po chwili namysłu i szybkim przejrzeniu menu wzięłam zestaw: średnia zupa i pół kanapki za 14,90.

Do wyboru były 4 zupy: pomidorowa, tajska, ogórkowa i żurek. Wybrałam ten ostatni, bo jakoś najbardziej miałam na niego ochotę i wydawał się najmniej ryzykowny (nie mogę jeść też czosnku, dlatego pomidorową, jak i tajską robię bez niego).

Do tego dobrałam kanapkę „Pikanteria” z kurczakiem smażonym na ostro, mozarellą, sałatą, pomidorem, cebulą i sosem 1000 wysp.

Jako, że nie jadam także świeżej cebuli (jestem na nią także uczulona), poprosiłam by kanapka jej nie zawierała. Nie zgadniecie: oczywiście, dostałam „kanapkę pełnowartościową”, czyli z cebulą. Ale jako, że była miniaturowej wielkości, to ją sama z łatwością zidentyfikowałam i wyjęłam 🙂

Pikanteria (a właściwie 1/2 kanapki) była smaczna, ale wcale nie ostra, a wręcz łagodna. Poza tym starczyła na 4 małe kęsy. Była niewiele większa od łyżki do zupy!

Za to jakież było moje zdziwienie: porcja zupy była z kolei bardzo duża, ale zawartość talerza, czy może raczej miski, przyprawiła mnie o ból brzucha zaraz po wyjściu z tegoż bistro. Do tego zupa była kompletnie rzadka, były w niej 2 małe kawałki kiełbasy i to wszystko.

Żur był, według mnie, zrobiony na kostce rosołowej i zawierał potworną ilość glutaminianu sodu. Wystarczyło, że zjadłam jej 1/3, a poczułam się strasznie! Nie wiem co by było gdybym dokończyła porcję… Z początku myślałam, że to po prostu taki „nietypowy” zakwas. Do takiego myślenia przekonywał mnie też mój burczący brzuch.
Opamiętanie przyszło szybko.
Reperkusje także.

Zupę jadłam o 18 we wtorek, a do środowego południa czułam się po niej fatalnie. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak mi było źle po jakimkolwiek jedzeniu.

Zdecydowanie się tego nie spodziewałam po lokalu sygnowanym nazwiskiem słynnej restauratorki.
Mam wrażenie, że w Polsce przymyka się oko na tak fatalne kucharzenie we wcale nietanim wydaniu. Nie wiem czemu ludzie o tym głośno nie mówią, może poza kilkunastoma negatywnymi komentarzami na portalu Gastronauci.

Nie rozumiem także podejścia stacji telewizyjnej, która sprzedaje ludziom tanią papkę w programie rozrywkowym. Rewolucje to po takim jedzeniu są gwarantowane, tyle że żołądkowe!

Przez to, że się bardzo kiepsko czułam nie dotrwałam do końca warsztatów o fotografowaniu żywności,  czym ogromnie ubolewam. Pół nocy nie spałam, bo tak bardzo bolał mnie brzuch.

Odpowiedź na pytanie postawione w temacie posta chyba wydaje się oczywista.
Poszłam do MG Eat po raz drugi i ostatni.
Nigdy więcej!

P.S. Wybaczcie marną jakość zdjęć – to tylko aparat w telefonie 😉

Jak oceniasz ten wpis?

Kliknij gwiazdkę, aby ocenić!

Średnia ocena 0 / 5. Liczba głosów: 0

Jak dotąd brak głosów! Bądź pierwszą osobą, która oceni ten post.

Podobne wpisy

Komentarze

8 odpowiedzi na “MG Eat”

  1. Ajka pisze:

    Ja byłam pierwszy i ostatni raz w MG EAT na Chmielnej o czym pisałam kiedyś na moim starym blogu http://polish-stories.blogspot.com/2011/06/18-mg-eat-czyli-mega-lipa-w-centrum.html

  2. Iwona pisze:

    Pracuję przy Nowym świecie. Kiedyś zaprowadzono mnie do baru mlecznego Familijny. Okazało się że smaczne tanie i szybko podane. A dziś (o zgrozo!) okazało się, że firma ktora zajmuje sie cateringiem przyjmuje zamowienia od 5 obiadów, a my potrzebujemy 3. Obiad 3 częściowy został kupiony w Familijnym i … zniknął prawie cały, w przeciwieństwie do tego z cateringu, gdzie zwykle połowa zawartości była wyrzucana. Jutro powtórka.

  3. maxymonium pisze:

    MG Eat to po prostu porażka w wielkoformatowym wydaniu. Ponad pół roku temu przechodząc właśnie przez Krakowskie Przedmieście postanowiłam tam zajrzeć… Moje wrażenia podobne jak u autorki tekstu i przyznam, że tak jak w przypadku większości rozdmuchanych nazw (w tym przypadku nazwiska) jakość gdzieś zanika… Poza tym cała idea MG Eat jakoś do mnie nie przemawia.

  4. Anonimowy pisze:

    Mam bardzo podobne odczucia co do MG Eat – jedzenie tam jest słabej jakości, marnie podane,rozmiary porcji nieadekwatne do cen. Jadłam tam sałatkę i kanapkę. Kanapka faktycznie mała. Sałatka – trochę sałaty i dodatków średniej świeżości wrzuconych od niechcenia do miski, bez smaku i fantazji. Miejsce mocno przereklamowane.

    Nat Ka

    (chciałam zamieścić post bez konieczności stosowania ID Google lub innego wskazanego w opcjach ale też nie anonimowo – nie wiem jak to zrobić :))

    • Madame Edith pisze:

      Możesz tylko napisać komentarz w opcją "Anonimowy" i się podpisać, czyli dokładnie tak, jak zrobiłaś 🙂

      Jest też możliwość dla osób posiadający swoją stronę, by podpisały się właśnie nią – będzie to stanowiło równocześnie link do ich witryny.

      Inne opcje wymagają podania danych jak np. ID lub zalogowania.

      E.

  5. Karolina pisze:

    Ludzie tego nie mowia, bo niestety wiekszosc ludzi MSG ma w codzienniej diecie i nie wyczuja roznicy, a swiezo ukiszony zur im smierdzi. 🙁 Smutne to, ale taka prawda. Sieciowek, jakichkolwiek unikam jak ognia, ale jesli jestem w sytuacji podbramkowej, to czasem musze cos zjesc. I tez czuje sie po tym fatalnie. A i nie jestem zadnym alergikiem, po prostu w diecie od ladnych paru lat unikam przetworzonego syfu i dziwnych dodatkow do zywnosci.

    • Madame Edith pisze:

      Karolina,

      oczywiście masz rację z MSG – jest teraz tego pełno wszędzie i trudno się przez tym ustrzec jedząc na mieście. Dlatego gotujmy w domu najczęściej jak się da!
      I będzie "smacznie, jak u mamy", albo jeszcze lepiej 😉

      Z serdecznymi pozdrowieniami,
      E.

  6. Fuchsia pisze:

    Hm, jadłam kiedyś kanapkę z łososiem i sosem kaparowym w łódzkim MG Eat i bardzo mi smakowała – była smaczna, dobrze doprawiona, odpowiednich rozmiarów i generalnie warta swojej ceny. Ale to pewnie zależy od oddziału restauracji, bo w końcu gotują w nich inni ludzie (o ile robienie kanapek można nazwać gotowaniem ;)). Następnym razem zamówię zupę i ocenię.
    Zgadzam się jednak, że restauracjom M Gessler daleko do ideału i powinna nad nimi popracować…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Tutaj możesz dodać zdjęcie do komentarza


Moja ocena [1]:
Rodzaj kuchni:
Przedział‚ cenowy:
,
Zobacz na Mapach Google
@MadameEdith on Instagram