fbpx

Lipowy Gościniec

8 sierpnia 2014
http://madameedith.com/?p=326

W miarę regularnie z Monsieur odwiedzamy warszawskie restauracje. Zwykle są to miejsca współczesne z dość wymyślnymi daniami. Bywają modne, nierzadko awangardowe, jedzenie jest w nich nowoczesne i przeważnie z polską kuchnią nie ma zbyt wiele wspólnego. Takich lokali jest na pęczki i często nie różnią się zbytnio od siebie. Okazuje się jednak, że 30 km od centrum Warszawy można doświadczyć zupełnie odmiennego, autentycznie sielankowego klimatu sprzed ponad 100 lat.

O Lipowym Gościńcu dowiedziałam się dzięki zaproszeniu, które niedawno otrzymałam. W ostatni weekend, korzystając z pięknej pogody, postanowiliśmy odwiedzić to miejsce i udać się wprost na łono natury.

Restauracja wraz z pokojami gościnnymi zlokalizowana jest na dużym, bardzo malowniczym terenie zaledwie 2 km od Wisły. Ośrodek zwraca uwagę już z drogi, przy której rosną leciwe i rozłożyste lipy.

Mimo, że przyjechaliśmy tu w niedzielę na moment przed porą obiadową parking zastawiony był już w połowie, co oznaczało, że lokal cieszy się wzięciem.

W oczy rzuciła się także kolorowa altana ze stanowiskiem do grilla usytuowana tuż obok głównych zabudowań.

 

 

W środku przywitał nas przyjemny chłód.
Od wejścia zauważyliśmy prawdziwe zatrzęsienie starych mebli, a także bibelotów i innych drobiazgów, które zdobią każdą izbę.

 

Na drzwiach wiszą nawet ludowe stroje. Spójnie dobrane elementy wystroju powodują, że w Gościńcu panuje autentycznie niewymuszony sielski nastrój. Poczuliśmy się trochę tak jakbyśmy przenieśli się na wieś z powieści „Chłopi” Reymonta 😉

W kolejnych salach także dominują staropolskie motywy. Całość uzupełniają drewniane stropy, podłogi z desek i ściany jak w starej chacie.

 

 

Czy pamiętacie cykl „Opowieści z Narnii” autorstwa C.S. Lewisa? Jeśli tak, z pewnością kojarzycie starą szafę dzięki której można było przedostać się do magicznej krainy. W Lipowym Gościńcu również znaleźliśmy tajemniczą szafę z sekretnym przejściem z tym, że prowadzi ono do małej szatni dla gości. Wszystko jest tu przemyślane w każdym detalu. Przyznam, że byliśmy pod dużym wrażeniem wystroju tego miejsca.

 

 

Zanim dotarliśmy do głównej sali restauracyjnej pokazano nam także część dodatkową – wielką salę, w której ledwie przed kilkoma godzinami bawili się goście weselni.

 

Trudno nam było wyjść z podziwu jak właścicielom udało się zgromadzić tyle starych przedmiotów – garnków, drewnianych łopat, stylowych lamp, talerzyków, instrumentów czy figurek. Tu po raz kolejny poczuliśmy się jak w doskonale wyposażonym skansenie.

 

Dekoracje na ścianach

 

 

Muzyczna oprawa ścian

 

 

Z wrodzonej ciekawości zajrzeliśmy także na piętro obiektu…

Jak się okazało znajdują się tu pokoje gościnne oraz sala konferencyjna.

Każdy pokój oznaczony jest nazwą polskiego kwiatu.

 

 

Tu również widać dbałość o zachowanie klimatu całego obiektu – ściany są nierówne jak w starych chatach, a podłoga drewniana.

 

Po zwiedzeniu zasiedliśmy do obiadu w restauracji.

 

 

 

Po przejrzeniu menu okazało się, że kucharz stawia na menu sezonowe – aktualnie kurki, wiśnie i borówki. Nie trzeba mnie było długo namawiać i od razu wybrałam zupę kurkową (14 zł).

Jako, że od trzech tygodni „chodziły” za mną pierogi ruskie, to wybór na drugie danie był dość oczywisty (21 zł za porcję 6 sztuk ze skwarkami i śmietaną).
Monsieur jako koneser rosołu nie mógł sobie odmówić tejże zupy (12 zł), a na drugie zdecydował się na polecaną przez obsługę kaczkę (45 zł).

W oczekiwaniu na zamówione dania wybrałam się do „wychodka” w celu umycia rąk przed jedzeniem. Szybko wróciłam do naszego stołu po aparat, bo miejsce to okazało się być równie warte sfotografowania, jak i pozostałe pomieszczenia.

Na drzwiach kabin rozwieszono suszące się majtki, a od wejścia gościa wita ćwierkanie ptaków!

Nigdy wcześniej nie miałam okazji być w ćwiekającej toalecie 😉

 

Po powrocie zupy były już na stole.

Rosół wg Monsieur był bardzo smakowity („jak domowy”). Z odpowiednią ilością makaronu, jak i marchewki uzyskał jego aprobatę.

 

Moja zupa kurkowa była po prostu rewelacyjna! Nigdy bym się nie spodziewała takiej ilości kurek w talerzu zupy jedzonej w restauracji. W domu, wiadomo, to zupełnie co innego, ale zupa w Gościńcu była aż gęsta od grzybów i do tego bardzo smaczna, choć jak na mój gust nieco zbyt słona.

Pierogi były takie jak trzeba: z dużą ilością dobrze doprawionego farszu oraz na cienkim cieście. Po zupie ledwie zmieściłam 5 sztuk dzieląc się z Monsieur jednym ruskim olbrzymem.

Jak tylko zobaczyłam porcję pieczonej kaczki w sosie z tarniny i jabłek z domowymi kluskami śląskimi, zapiekanymi buraczkami pomyślałam po cichu: „ciekawe czy da radę to wszystko zjeść”. Jedzenia było naprawdę dużo. Po skosztowaniu odrobiny każdego z elementów muszę przyznać, że danie było znakomite, świeże, dobre doprawione i po prostu bardzo smaczne. Moje serce szczególnie podbiła miękka i soczysta kaczka z sosem.

Na deser już nie mieliśmy zbytnio miejsca, ale kelnerka bardzo zachwalała domowe ciasto sezonowe – śmietanowe z biszkoptem, galaretką i borówkami (16 zł). Było naprawdę smaczne, a jedna porcja starczyła nam obojgu w zupełności.
Najedzeni do granic możliwości i wypoczęci po kilkugodzinnym pobycie na wsi wróciliśmy do miasta.

 

Lipowy Gościniec – dla kogo?

To restauracja dla osób ceniących tradycję ludową oraz polską kuchnię. Myślę, że to doskonałe miejsce do pokazania znajomym z zagranicy, ale równie dobre na jedno lub dwudniowy wypad ze stolicy. Ze względu na bazę noclegową i zaplecze Gościniec może być wybierany jako miejsce na przyjęcia weselne, czy spotkania biznesowe. Ceny jak na wielkość porcji są bardzo przystępne.

Lipowy Gościniec – podsumowanie:

Wraz z Monsieur bardzo nam się tu podobało. Obsługa była przyjazna i nienarzucająca, a jedzenie smaczne, proste, podane na pięknej porcelanie z Bolesławca. Wystrój dopełnił dzieła i opuszczaliśmy Gościniec w znakomitych humorach debatując o jedzeniu i malowniczych elementach wyposażenia wnętrza.

Do kolejnego przeczytania!
E.

Jak oceniasz ten wpis?

Kliknij gwiazdkę, aby ocenić!

Średnia ocena 0 / 5. Liczba głosów: 0

Jak dotąd brak głosów! Bądź pierwszą osobą, która oceni ten post.

Podobne wpisy

Komentarze

13 odpowiedzi na “Lipowy Gościniec”

  1. Piotr Dee pisze:

    W restauracji Lipowy gościniec byliśmy w sobotę po południu. Na cztery zamówione dania rewelacyjne były tylko pierogi. Robią je na miejscu z bardzo delikatnego ciasta. Można wybrać ruskie, z kapustą i grzybami oraz z mięsem. Ja jadłem ruskie oraz z kapustą i były świetne. Pozostałe osoby wzięły kaczkę, sałatkę, żeberka i chłodnik. Chłodnik próbowałem – bez charakteru, ktoś zapomniał dodać przypraw. Kaczka podobno była zjadliwa, żeberka w wielkim kawałku tłuste i niesmaczne (zostały na talerzu). Sałatka została polana jakimś syropem i była strasznie słodka.
    Jeśli zatem wybierzecie się tam na jedzenie to tylko na pierogi.
    Co do sali, to w środku gwar jak na stołówce – w weekendy organizują tam wesela. Można tego uniknąć siadając na zewnątrz. Obsługa miła.

  2. Barbarossa pisze:

    Faktycznie bardzo, ale to bardzo urokliwe miejsce. To była miła uczta dla oczu. Pozdrawiam.

  3. Anonimowy pisze:

    Szukałam jakiegoś fajnego miejsca na obiad z mężem w sobotę i dzięki Tobie wybraliśmy Lipowy Gościniec. Bardzo Ci za to dziękuję! Jedzenie pyszne – ja jadłam sandacza w sosie porowym, a mąż zupę kurkową i sałatkę z kurczakiem (chociaż sałatka akurat jak sałatka – bez fajerwerków:)). I lokalizacja też super! Polecam.

  4. Rafał Sroka pisze:

    Miejsce bardzo ciekawe, choć menu lekko drogie :/

  5. Anonimowy pisze:

    Dzięki za ten post 🙂 Już pokazałam mężowi, gdzie wyskoczymy w weekend jak jiz corcia nasza wróci z letnich wojaży 🙂 Pzdr Anita

  6. Agnieszka R. pisze:

    A! Byłam tam kiedyś po drodze do 'gdzieś' 🙂 Żurek i pierożki wymiatają 😉

  7. Marzena pisze:

    Pięknie, szkoda, że tak daleko od nas. Zapraszam Edytko do mnie – niespodzianka:-) Pozdrawiam serdecznie:-)

  8. Pani Lalka pisze:

    Ależ cudne miejsce. 🙂

  9. anja cieri pisze:

    Uwielbiam takie miejsca. Kiedys tam zabiore J. Moc pozdrowien!

  10. Szukalam czegos specjalnego dla gosci z Afryki… Dzieki Tobie mam to COS na deser /smiech/!
    Serdecznosci
    J.

  11. Ola Wilczek pisze:

    Przyznam, że najbardziej podoba mi się łazienka 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Tutaj możesz dodać zdjęcie do komentarza


Moja ocena [1]:
Rodzaj kuchni:
Przedział‚ cenowy:
, Otwock Wielki
Zobacz na Mapach Google
@MadameEdith on Instagram