Restauracja Sardynia
Restauracja Sardynia mieści się w apartamentowcu przy Oboźnej 9, kilkadziesiąt metrów od Krakowskiego Przedmieścia, między kampusem Uniwersytetu oraz Teatrem Polskim. To doskonała lokalizacja. Od kilku już lat korzystają z niej rozliczne lokale usytuowane na parterze – m.in. Akademia Smaku, Babooshka, Boca Burgers czy Sueño Tapas Bar and Restaurant. Na ich tle Sardnia jest tu nowa – działa zaledwie od trzech miesięcy i to w miejscu, w którym nie utrzymały się wcześniej inne lokale (Czyli Chilli oraz Gęsia Skórka). Czy warto dać jej szansę i zajrzeć tu w poszukiwaniu oryginalnych sardyńskich smaków?
Dzień jest gorący, więc wybieramy miejsca w środku, zamiast w ogródku przylegającym do Teatru Polskiego. Co prawda klimatyzacja nie jest włączona, ale panuje tu przyjemny chłód i lekki przewiew (restauracja ma dwa wejścia, po obu stronach budynku: od patio oraz od ulicy Oboźnej).
Wnętrze jest jasne, utrzymane w bieli i błękicie. Od razu przywołuje na myśl greckie tawerny, choć kto wie, może na Sardynii też takie są…?
Na barze poukładane są sardyńskie słodycze, a na regałach stoją butelki z winem. W przyszłym tygodniu ma ich być więcej, bowiem przyjeżdża dostawa likierów prosto z wyspy.
W środku jest kilka stolików, ale restaurację zaliczyłabym zdecydowanie do tych bardziej kameralnych. Myślę, że zmieści się tu maksymalnie około 30-35 osób.
Na początek zamawiamy zimną lemoniadę (10 zł za dużą szklankę lub 6 zł za małą). Jest idealna na upał i co ważne: nie za słodka. Po chwili dostajemy czekadełko w postaci oliwy oraz sardyńskiego kruchego pieczywa oraz kilku kawałków bagietki. Bagietka, jak bagietka, ale cieniutkie „pane carasau” jest fantastyczne! Chrupiące, kruche i bardzo lekkie.
Oczekując na dania główne mieliśmy okazję rzucić okiem na produkty, które właściciele sprowadzają z Sardynii. Są to m.in. zioła, biszkopty do tiramisu, chlebki (zarówno w wersji małej, jak i dużej, mającej ok. 40 cm średnicy), sery oraz bottarga (suszona ikra tuńczyka błękitnopłetwego lub cefala pospolitego – ściera się ją na tarce i dodaje do tradycyjnego sardyńskiego dania spaghetti alla bottarga, które zresztą znajdziecie w karcie „Sardynii”).
A wracając do konsumpcji…
Na przystawkę wybraliśmy „insalata di pere e pecorino” (29 zł), czyli sałatkę z serem owczym pecorino z plastrami gruszki, orzechami, żurawiną i sosem balsamicznym. To bardzo lekkie danie, można by powiedzieć, że klasyka gatunku, która z pewnością nie zaskoczy smakoszy, ale jest po prostu smaczna i dobrze doprawiona świetnym sosem. Na lato jak znalazł!
Do sera, niejako po znajomości – takie cuda może zdziałać aparat fotograficzny zabrany do restauracji ;-), dostajemy na spróbowanie konfitury z piri-piri. Jest genialna, to istna petarda! Z jednej strony bardzo słodka, a drugiej jednak czuć ostrość papryczek. Po prostu coś wspaniałego. Sama konfitura jest już dla mnie wystarczającym pretekstem, by odwiedzić Sardynię.
Na drugie danie zamawiam „ravioli di ricotta e menta” (28 zł), czyli po prostu ravioli z ricottą i miętą podane na słodko z sosem miodowo orzechowym. To propozycja na słodko. Bardzo trafiona i odświeżająca. Mięta przyjemnie przełamuje smak słodkiego sosu, a orzechy i kandyzowana skórka pomarańczowa dodają nieco kolorytu.
Ciasto jest al dente, jak na Włochy przystało. Pozycja warta uwagi, ale można ją także rozważyć jako deser, którym można podzielić się w kilka osób.
Na drugie danie Monsieur wybrał zraziki sardyńskie z pietruszką, czosnkiem i smalcem duszone w winie Vermentino, podane z warzywnymi panadas, czyli małymi zapiekankami warzywnymi (panadas di verdure con involtini di carne – 45 zł).
To bodajże najdroższe danie z karty, ale jego rozmiar (podobnie jak pozostałych) przyprawia nas o zawrót głowy. Porcja jest naprawdę solidna, powiedziałabym, że spokojnie dla dwóch osób. Oprócz smacznych zrazów, które na szczęście (dla mnie) nie są za bardzo aromatyzowane czosnkiem, bardzo ciekawym elementem są kruche ciastka wypełnione warzywami. To świetny dodatek. Myślę jednak, że gdyby porcja miała być przeznaczona dla jednej osoby, to spokojnie wystarczyłoby jedno ciastko i trzy zrazy. Cena wówczas mogłaby być odpowiednio niższa.
Po tak obfitym obiedzie nie mamy już miejsca na deser, ale obsługa kusi „rewelacyjnym tiramisu”. Po krótkiej przerwie i odpoczynku w końcu decydujemy się na jedną porcję na spółkę (18 zł za pucharek). Jak się możecie domyślać ani trochę się nie rozczarowaliśmy. Pod delikatnym kremem skrywały się grube, włoskie biszkopty idealnie nasączone kawą. Pychota!
Dawno nie jadłam tak dobrego tiramisu, bo z racji jego przeciętnego wykonania w wielu lokalach, też bardzo sporadycznie decyduję się na ten deser. Tu za to możecie zamawiać je w ciemno. I co ważna podkreślenia: pucharek jest poważnych rozmiarów i zdecydowanie starcza na dwie osoby.
Restauracja Sardynia – dla kogo?
Restauracja Sardynia – podsumowanie:
Restauracja Sardynia wygląda na małą, rodzinną firmę, w której pracują zarówno rodzice, jak i dorastające dzieci. Widać, że wszyscy bardzo się starają, ale jeszcze brakuje im restauracyjnego doświadczenia. Trzeba się przygotować na jeszcze odrobinę chaotyczną obsługę, która jednak wynagradza niedociągnięcia opowieściami o sprowadzanych, oryginalnych produktach.Można tu poczuć klimat śródziemnomorskiej tawerny, w której pracują „sami swoi” i do której przychodzą stali klienci. Wszyscy się znają, więc swobodnie ze sobą rozmawiają. A że jedzenie jest autentyczne i bardzo ciekawe, to nikt się nie dziwi, że „Sardynia”, przynajmniej w sobotnie popołudnie, cieszy się większą popularnością od sąsiadujących lokali.
A ja wczoraj wróciłam z Sardynii! Jak będziesz miała okazję to spróbuj Mirto – sardyńskiego likieru z owoców i liści mirtu 🙂
Zdjęcia zachęcają niesamowicie.. Najbardziej tiramisu, ponieważ nigdy nie jadłam takiego z prawdziwego zdarzenia! Zawsze tylko ,,wariacje" na jego temat, a to zdecydowanie moje smaki. 🙂
bardzo smacznie brzmi ten opis, zdjęcia zachęcają