fbpx

Autor Widmo – kto napisał te książki?

18 października 2012

Ostatnio jest szał. Szał na nowe pozycje kięgarskie na półkach w sekcji z kulinariami. Mamy nową książkę Gwyneth Paltrow, a lada dzień „Nigellissimę” Nigelli Lawson. Przed Świętami wyjdzie z pewnością też nowy „15-minutowy” Jamie Oliver.

Wszystko fajnie. Dwie ostatnie książki sama posiadam, o czym zresztą już jakiś czas temu pisałam na Fanpage’u i w poście „Szarlotka wg Nigelli”. Próbuję kolejne przepisy, by rzetelnie móc je Wam opisać.
Jak już wspomniałam obie bardzo podobają mi się do tego stopnia, że podczas Blog Forum Gdańsk w ostatni weekend ucięłam sobie dłuższą pogawędkę z Michałem z Kotlet.tv właśnie na ich temat.

Po naszej rozmowie podesłał mi on marcowy artykuł z The New York Times’a o…ghostwriter’ach, czyli autorach – widmo książek kulinarnych…

Pamiętacie film Polańskiego z Pierc’em Brosnan’em? To jeden z moich ulubionych thrillerów. Po przeczytaniu wyżej wspomnianego artykułu od razu przed oczami stanęły mi kadry z „Autora Widmo”. Oczywiście, z pewnością nikt autorów książek kulinarnych nie ściga, tak jak w filmie ścigany był autor pamiętników premiera Wielkiej Brytanii, ale życie takiej osoby nie jest wcale usłane różami.

Jak się okazuje w większości przypadków czytelnicy, czyli my wszyscy, mają się w ogóle nigdy nie dowiedzieć, że książkę napisał kto inny, niż sławny szef/szefowa kuchni.

Może Was zaskoczę, ale książkę „Coreczka tatusia” Gwyneth Paltrow napisała Julia Turshen, a książkę April Bloomfield – J. J. Goode. Nazwisko tej ostatniej zostało na szczęście umieszczone na okładce (oczywiście pisane małą czcionką pod nazwiskiem wielkiej gwiazdy kuchni).

Jamie Oliver, Martha Stewart, Rachael Ray, Gwyneth Paltrow i Mario Batali – oni wszyscy w swoich książkach przyznali się współpracowników, ale jednocześnie sprzeciwili się, by nazwiska tych osób pojawiły się na okładce… Po publikacji w The New York Times Olivier, Ray i Batali przez swoich rzeczników napisali do gazety, że ich nazwiska nigdy nie powinny się w niej znaleźć, za to z chęcią podawali nazwiska innych znanych kucharzy, o których w ich odczuciu NYT „zapomniał”.

Wyobraźcie sobie któregokolwiek z ww. autorów. Pomyślcie ile setek, a wręcz tysięcy przepisów przygotował w ciągu kilku ostatnich lat? Jak mogliby to robić, skoro jednocześnie prowadzą czasopisma kulinarne, kręcą seriami programy telewizyjne, promują akcje społeczne i kuchenne akcesoria …

Wes Martin, szef kuchni, opracowuje przepisy na bardzo sławnej w USA Rachel Ray. I mówi tak: „Zespół stojący za jedną twarzą jest nie do przecenienia”.

„Ghostwriter” musi, poza pisaniem, wejść w buty gwiazdy, dla której pracuje, by należycie oddać jej osobowość na papierze. Musi też być skromny i mieć małe oczekiwania, bo jego gaża często jest minimalna.

Różne są oblicza bycie ghostwriter’em. Karierę zaczyna się zwykle od tego, że nazwisko autora jest umieszczone w sekcji „podziękowania”. Potem można awansować i pojawić się na początku książki, na stronie tytułowej. Szczyt kariery osiąga się kiedy, nazwisko pojawi się na okładce książki. 
Pisanie książek kucharskich jako ghostwriter przynosi niskie wynagrodzenie. Nie ma tu opłat licencyjnych (większość pisarzy otrzymuje określoną stawkę za napisanie książki) i wypłacanych bonusów, dlatego kariery autorów nie trwają długo. Kiedy książka odnosi sukces, trudno jest oglądać jak ktoś inny jest za niego wynagradzany. A gdy książka się nie sprzedaje tłumaczenie się przed szefem kuchni, który ją „napisał”, jest bardzo męczące.

Ale zawód ten może być również bramą do lepszych rzeczy. Julia Turshen, która pisze drugą książkę kucharską z Gwyneth Paltrow po ich współpracy nad „Córeczką tatusia” zaczęła pracę jako ghostwriter dla innego ghostwriter’a nad książką Mario Batali i wraz z tym ostatnim przemierzała z komputerem w ręku Hiszpanię, którą szef odkrywał w swoim kolejnym programie telewizyjnym.

Czytelnicy chcą wierzyć, że potrawy przedstawione w książkach kulinarnych został stworzone i przetestowane, a przynajmniej spróbowane, przez twarz na okładce. A to nie zawsze ma miejsce, zwłaszcza w przypadku szefów kuchni, którzy nie są skłonni do przyznania się, że wpuścili kogokolwiek do swojej świątyni w celu nauczenia się jego nawyków, by móc potem jego kunszt, język i zachowanie przedstawić w książce.

Co ciekawe, jednym z najbardziej potrzebnych kwalifikacji do pracy jest ignorancja. Specjalistyczne umiejętności, których szef kuchni nauczy autora-widmo podczas wspólnej pracy są takie same, jak te, których pisarz będzie musiał nauczyć osoby, które podczas czytania książki będą gotować u siebie w domu. Najlepsi autorzy to ci, którzy przewidują, jakie pytania będzie zadawał sobie czytelnik i z czym może mieć trudność.

Można długo zastanawiać się, czy warto kupować książki napisane w rzeczywistości przez kogoś innego, niż  ta znana twarz uśmiechająca się z okładki. Zastanawiam się nad tym, czy dopóki lektura trzyma poziom, a przepisy się sprawdzają powinniśmy przymknąć na to oko?
Pamiętajmy, że niestety musimy mieć świadomość, że kupując taką książkę kupujemy ułudę. Ostatecznie to od nas zależy, czy wydawnictwo zleci kolejnemu autorowi widmo pracę nad kolejną książką dla znanego z TV gwiazdora.

Jedno jest pewne: trzeba pogodzić się z tym, że w obecnym świecie przepisy są produktem, a sukcesy autorów książek kucharskich są wynikiem pracy armii pisarzy kulinarnych.


Zostawiam Was z tą myślą i zapraszam do dyskusji. Czy byliście świadomi tego „procederu”?
W USA artykuł wywołał prawdziwą burzę. Czytelnicy byli oburzeni, bo poczuli się oszukani przez swoich ulubieńców.
Jakie macie zdanie na ten temat?

E.

P.S.
Artykuł źródłowy w NYT znajduje się pod linkiem: http://www.nytimes.com/

Zdjęcie główne: http://graphics8.nytimes.com/

Jak oceniasz ten wpis?

Kliknij gwiazdkę, aby ocenić!

Średnia ocena 0 / 5. Liczba głosów: 0

Jak dotąd brak głosów! Bądź pierwszą osobą, która oceni ten post.

Podobne wpisy

Komentarze

57 odpowiedzi na “Autor Widmo – kto napisał te książki?”

  1. Małgorzata pisze:

    Bardzo dziękuję za pomoc. Pozdrawiam serdecznie

  2. Małgorzata pisze:

    Pani Edyto. Planuję kupić w prezencie książkę z łatwymi potrawami/obiadami młodej dziewczynie, która dopiero zaczyna przygodę z kuchnią. Tu pojawia się problem co kupic? Czy może Pani coś polecić? Ktora pozycja warta jest uwagi?

    • Madame Edith pisze:

      Wybrałabym książkę „Jedz” Nigela Slatera – świetne przepisy i do tego bardzo proste. Ewentualnie Ottolenghi, ale to już są bardziej smaki i przepisy orientalne, choć także genialne i przepyszne.

  3. Anonimowy pisze:

    Co do książki Gwyneth Paltrow – sprawa została już dawno wyjaśniona, żadnego "autora-widmo" nie było 😉 Tu wywiad z Gwyneth : https://www.youtube.com/watch?v=cqcNsT2Q6YI

    Pozdrawiam 🙂

  4. gin pisze:

    Hmm… Wiedziałam o tym, bo… Takie rzeczy są w sumie oczywiste. Ktoś, kto ma tyle na głowie, nie jest w stanie sam przygotować dobrej książki. I tak jak napisała Tapenda – ludzie godzą się na takie a nie inne wynagrodzenie, podpisują kontrakt, robią, co do nich należy, stawka zostaje wypłacona, i pozamiatane. A jak chciał więcej, to się trzeba było przed pospisywaniem targować. Niestety, ale trzeba być realistą.

    A co powiecie na to, że nie tylko gwiazdy kuchni mają swoich ghostwriterów? Bo znani pisarze też takich mają… I to dopiero jest straszne…

    • ewelajna pisze:

      Gin, znani pisarze…?????????????????????????????

    • Madame Edith pisze:

      Gin,

      Podobnie jak Ewelajna, jestem ogromnie zaskoczona, że znani pisarze mają swoich ghostwriterów!
      To dla mnie szok.

      Z pozdrowieniami,
      E.

    • gin pisze:

      Oczywiście, że mają 🙂 Wyobrażasz sobie, że autor, który wydaje, powiedzmy, cztery-pięć książek rocznie, każda przypominająca cegłę, jest w stanie napisać to sam? W życiu! Musi mieć ludzi, którzy z ogólnego szkicu, zamysłu, potrafią zrobić 600 stron. Niestety, ale tak wygląda dzisiejszy świat. Niczego nie można być pewnym. Szczególnie, jeśli w grę wchodzą tak duże pieniądze 🙂

  5. Anonimowy pisze:

    hej edith…
    ksiazki kucharskie sa dla mnie inspiracjami…zawsze cos dodam, zmienie, przerobie po swojemu…jedynie drozdzowe wypieki robie wedlug przepisow…
    w dzisiejszych czasach stalo sie modne "pisanie"…kazdy musi cos napisac i nie wazne jest czy ktos chce to czytyc czy nie…nie bede "wydawala wyrokow" i wypowiadala sie na tematy moralne czyli wstydliwego ukrywania prawdziwych autorow tych ksiazek o ktorych piszesz…
    watpie czy pani lucyna cwieciakiewiczowa miala jakiegos *ducha* piszac swoje ksiazki i poradniki…
    ja teraz robie ( bez lektora i ghost ridera)dla moich dzieci prezent gwiazdkowy czyli zapisuje rodzinne przepisy…to co one uwielbialy w dziecinstwie…to co przejelam po mojej mamie i tesciowej…kuchenne wybryki mojego meza n.p. takie jak jego genialny i nalepszy na swiecie sos holenderski (on twiedzi ze w tym sosie sa same witaminy! czyli ogrone ilosci zoltek i masla :)) )…no i moje pomysly kulinarne wyprobowane przez wiele lat…nie mam ambicji i talentu do wersji publicznej wiec jesli ktos znajdzie tam bledy (gramatyczne, ortograficzne czy stylistyczne) moze je sobie zostawic na pamiatke… 😉 bo to co napisalam/pisze jest MOJE i takie ma zostac 🙂

    pozdrowienia i serdecznosci
    magdalena

  6. ewelajna pisze:

    Każdy, kto został zaskoczony tą informacją, jest po prostu ufną osobą, albo naiwną, jak powiedzą inni. Zostaję przy słowie ufną, bo ja też nie zdawałam sobie sprawy… Jamiego jeszcze brałam pod uwagę, ale Nigelli już nie. Gwyneth nie przemówiła do mnie w swoim kształcie, więc nie zdążyłam nic pomyśleć…
    Edith, dziękuję za ten post:)

    • Madame Edith pisze:

      Ewelajno,

      bardzo proszę 🙂 Cieszę się, że na coś się przydały informacje w nim zawarte. Też byłam ufna… do czasu 🙂
      Co nie zmienia faktu, że i tak z wielu książek napisanych przez ekipę Jamiego będę nadal korzystać, bo lubię te przepisy. I choć o Nigelli artykuł w NYT nie wspominał, to sądzę, że i ona korzysta z pomocy autorów widmo, czy wielu redaktorów. Powiedzmy sobie szczerze: kto ze sławnych ma czas na pisanie książek? 😉

      Pozdrawiam Cię serdecznie,
      E.

  7. Misia. pisze:

    Kurczę… i pomyśleć, że wczoraj trzymałam w rękach książkę (nie)autorstwa Gwyneth Paltrow i rozważałam jej zakup. Faktycznie, trochę inaczej się teraz na takich "autorów" patrzy. Ale chyba najbardziej rozczarował mnie Jamie, bo dotychczas był dla mnie kucharzem z krwi i kości, a tu takie rozczarowanie…

  8. miss_coco pisze:

    A ja jestem zaskoczona, że aż tyle osób jest zaskoczonych, że celebryci nie piszą sami « swoich » książek! Instytucja literackiego murzyna istnieje od kilkuset lat i dotyczy właściwie wszystkich gatunków literatury, również książek z przepisami, a dzisiaj także blogów, fanpagów, komentarzy na twitterze, FB etc. A za Nigellą i Jamiem nigdy nie przepadałam ;))

  9. MiL pisze:

    Nigella też?? Niee!!! 🙁 W oryginalnym artykule nie widzę wzmianki o niej, może coś mi umknęło – mam w każdym razie nadzieję, że chociaż ona pisze sama…

    Jeśli natomiast chodzi o Gwyneth Paltrow, która jest aktorką, nie kucharką, to właściwie możemy traktować jej książkę jak kolejną rolę. Tylko to powinno być uczciwie zaznaczone. Nie byłoby również problemu, gdyby ta współpraca z ghostwriterem opierała się na pomocy korektorskiej – bo przecież nie każdy kucharz musi być pisarzem, jak już tu kilka osób zauważyło. Ale powinien czynnie uczestniczyć w pisaniu i je "nadzorować", przedstawiać szkice rozdziałów, które potem ghostwriter koryguje i nadaje im właściwą formę. Taka sytuacja byłaby dla mnie całkowicie do zaakceptowania. Ale jeśli autor miałby zlecać całą pisarską robotę komuś innemu, a potem tylko pozować do zdjęć, to nie ukrywam, że byłabym bardzo rozczarowana!

  10. Renula pisze:

    Osobiście chodzę koło książki Nigelli…;) zbliżają sie moje imieniny, więc trzeba będzie kogoś dyskretnie nakierować na ten prezent…;)))

  11. Madame Edith pisze:

    Moi Drodzy,

    ogromnie Wam dziękuję za tak aktywne zaangażowanie się w dyskusję o książkach, których sprzedaż podobno spada z roku na rok… Jak się okazuje są ludzie, którym zależy! Bardzo mnie to cieszy 🙂

    Powiem Wam, że niespodziewanie dostałam w prezencie kolejne dwie książki kulinarne – jedną Jamiego, której dotąd nie miałam, a drugą Sophie Dahl. Zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia, choć w tle głowy wiedziałam, że przynajmniej w przypadku tego pierwszego "autora" nie wiadomo kto zapisał jej karty. Tak, czy inaczej zapisane są niesamowicie ciekawie, a zdjęcia są obłędne!

    Tak więc mam już 4 nowe książki na swojej półce. Postaram się je jak najszybciej opisać 😉

    Raz jeszcze dziękuję za Wasze opinie!

    Serdecznie Wszystkich pozdrawiam,
    E.

  12. Anonimowy pisze:

    Tyle jest teraz tych książek kulinarnych na sklepowych półkach, że każdy robi co może, by się przebić. Czasem posługuje się znaną twarzą na okładce. To wszystko przez ten cały boom kulinarny. Tematyka jest na czasie, ciągle powstają nowe blogi, nie można się już połapać, kto jest kto. Nastała nowa moda. Ale jak to z każdą modą bywa, również i ta na kulinarnia przeminie. Niech się cieszą ci wszyscy, co mają teraz swoje kulinarne 5 minut, bo wkrótce świat się tym znudzi i ludzie wymyślą nową modę.
    Pozdrawiam
    Ela

  13. Daga pisze:

    Patrzę na swoje półki z książkami kulinarnymi i zastanawiam się, kto je napisał;-) Niby wiedziałam, że ghostwriting istnieje, ale dowiedziałam się o tym w kontekście książek autobiograficznych, których też mamy wysyp, a które rzadko kiedy napisane są przez osobę, której nazwisko widnieje na okładce. O książkach kulinarnych jakoś nie pomyślałam, a szkoda.
    Świetnie że o tym napisałaś.

  14. Ewa pisze:

    O tym, że Jamie nie pisze własnych książek i że stoi za nim ogromny zespół wiedziałam odkąd w ręce mi wpadła Jamie's America. Jamie Oliver to duża firma. To, że ci ludzie nie piszą poznać przede wszystkim po niejednorodności stylu, bądź inaczej: niespójności tego jak mówią z tym jak piszą. Każdy z nas ma swoją charakterystyczną składnię i sposób dobierania słów. Jeśli nie słyszę w głowie głosu danej osoby wiem, że nie on/a jest autorem tekstu. Trudniej oczywiście się w tym połapać jeśli się czyta tłumaczenia.
    Czy ktoś w ogóle może przypuszczać, że facet który ma dysleksję, skończył szkołę z 2 GCSE potrafi pisać?
    Jamiego i jego książki można lubić za inne rzeczy – za przystępność, prostotę przepisów i wszech panującą atmosferę "potrafisz to zrobić, na pewno ci wyjdzie" – a to już nie jest zasługa ghoswriterów, to filozofia Jamiego pod którą te książki są pisane. Jamiemu, który nie potrafi pisać, brawo za to. Brawo za nauczenie niejednego Brytyjczyka i nie tylko innego podejścia do gotowania.
    Świetny artykuł.
    Pozdrawiam

  15. Jakoś nie jestem mocno zaskoczona… Mimo, że mi się to nie podoba, to i tak jestem ciekawa przepisów z książki z twarzą Gwyneth na okładce 😉 i sprawię sobie tę książkę ze względu na przepisy właśnie. Tu dopiero mogę wywołać burzę skoro nie deklaruję zaprzestania kupowania książek kucharskich 😉 Mimo to, fajnie, że poruszasz takie tematy na blogu.
    Pozdrawiam !

  16. MartynCia ^^ pisze:

    Smutne jest to co piszesz… Ci ghostwriterzy są niedocenieni. A szkoda, bo odwalają kawał dobrej roboty. No cóz, świat show biznesu jest bezlitosny.

  17. Mnie też to wcale nie zdziwiło. O ile taka Nigella sama potrafi coś ugotować, to jeszcze pół biedy, że ktoś inny pisze "jej" książki. We Włoszech mamy bardzo popularny program tv "La prova del cuoco". Prowadząca wydała już dwie książki z rzekomo swoimi przepisami – potrawami, które niby sama przyrządza w swoim domu, niektóre przepisy są autorstwa jej przyjaciół, czy członków rodziny. Wszystko byłoby ładnie, gdyby nie fakt, że ta kobiecina na wizji, prowadząc program i pomagając czasem zaproszonym gościom-kucharzom w gotowaniu, ewidentnie ma dwie lewe ręce. Normalnie takiego gamonia kulinarnego nie widziałam na oczy. Gubi się w prostych czynnościach pomagając tym kucharzom robić niektóre dania.
    Byłam kiedyś mimo wszystko gotowa kupić tę "jej" książkę, ale zrezygnowałam po tym, gdy w jednym z odcinków robiła frittatę i nie potrafiła jej wywrócić za pomocą talerza! No ale wydała dwie książki ze swoimi przepisami i kaska leci na konto 😉

  18. od-kuchni pisze:

    Hmm… a ja nie do końca się z Tobą zgodzę. Temat "pisarzy-widm" to trochę taka tajemnica Poliszynela. Z jednej strony patrząc realistycznie zdajemy sobie sprawę, że coś jest nie tak na tym świecie skoro nagle tyle celebrytów oraz celebrytek odkrywa w sobie talent do gotowania, tańczenia, wychowywania dzieci i do tego potrafią to doskonale opisać. No cóż jak życie pokazuje nie każdy może mieć talent do wszystkiego i o ile Gwyneth może i kocha oraz potrafi gotować, tworzy przepisy to pamiętajmy jeszcze o tym, że niekoniecznie musi być świetną pisarką. Dużo prościej pewnie jest jej dzielić się ze światem swoimi kulinarnymi odkryciami za pomocą ręki kogoś kto się na tym zna.
    Spójrzmy nawet na perfumy – idziesz do sklepu i w czy rzuca Ci się Lady Gaga, Taylor Swift czy też niesławna Britney – one tak jak i celebryci wydający książki kulinarne same tych perfum nie stworzyły, nie siedziały nawet w laboratorium a pewnie jedynie zaakceptowały zapach zaproponowany przez producenta i zgodziły się firmować go nazwiskiem.
    I o ile mam nadzieję, że w przypadku książek kulinarnych nie kończy się to jedynie na sygnowaniu jej znanym nazwiskiem a także na aktywnym udziale w jej tworzeniu i korzystaniu z pomocy Ghost Writera jedynie z powodu braku talentu pisarskiego, tudzież pewnie jak to jest możliwe w przypadku Jamiego zwykłego braku czasu.

  19. Jo pisze:

    właściwie wiadomo, że na słynne nazwisko pracuje sztab osób, kwestia czasu, aż taka tajemnica wypłynie, co innego rozczarowanie ludzi, którzy bezgranicznie wierzyli w osobiste przygotowanie książki od A do Z…

  20. thiessa pisze:

    A czemu sie dziwicie? Kupilibyscie ksiazke, ktora zamiast nazwiskiem Jamiego bylaby podpisana nazwiskiem jakiegos Smitha? Chociaz akurat on to zly przyklad, bo przepisy trzymaja wysoki poziom. Popatrzmy chociazby na rodzimy rynek i na to co sie dzieje w kulinmarnej blogosferze. Czasem na jakims blogu pojawia sie na prawde swietny przepis i przemija bez echa. Kilka tygodni pozniej ten sam przepis pojawia sie u znanej blogerki i co sie dzieje? Wszyscy wzdychaja, w komentarzach ochy i achy a przeciez to wciaz ten sam przepis i nawet zdjecia moze wcale nielepsze… Sami jestesmy sobie winni temu, ze tak jest skonstruowany swiat… Moj ksiegozbior kulinarny liczy okolo 500 pozycji i wiecie co? Na prawde malo mnie interesuje jakie nazwisko widnieje na okladce, bo liczy sie to co jest w srodku. Wiekszosc wartosciowych ksiazek odkryl moj Malzonek trafiajac w internecie na recenzje przecietnych ludzi a inne kupilam dla samego tutulu, ktory zapowiadal, ze srodek kryje ciekawe wnetrze.

  21. bartoldzik pisze:

    Jestem ciekawy książki Jamiego, bo akurat "30 minut" do gustu mi przypadło. Ciekaw jestem czy bazuje w znacznej mierze na gotowcach, czy są to jakieś kreatywne cudeńka.
    Mnie tak naprawdę jest wszystko jedno kto tą książkę napisał. Chciałbym mieć tylko pewność, ze przepisy zostały przetestowane i potrawy będą (przy mojej skromnej pomocy)wyglądać tak jak na zdjęciu. A tak niestety nie jest.
    Sporo książek z którymi miałem do czynienia to chłam, z tych przepisów często nie ma prawa wyjść nic. Autorzy często piszą przepis, nie testują go, a zdjęcie podobnej potrawy kupują w odpowiednich agencjach. U Jamiego akurat zawsze mnie dobijało to, że przepis w książce i ten sam w programie – dwa różne światy. Inne składniki, inna technika wykonania.
    A jeśli do tego dodamy naszych genialnych tłumaczy, którzy pojęcia o kuchni nie maja to wychodzi nam wszechobecny KMINEK w kuchni indyjskiej.
    W sumie z przetestowanych przeze mnie książek kulinarnych największe zaufanie mam do pewnej austriackiej serii książek oraz do książek brytyjskich. Szczególnie Hairy Bikers zawodzą najrzadziej.
    Pozdrowienia 🙂

  22. Agnieszka pisze:

    To normalna sprawa, dotyczy nie tylko książek kulinarnych, ale także np. autobiografii znanych osób. Myślę, że mało która autobiografia jest pisana przez gwiazdę, bo kto miałby tyle czasu, żeby przez rok czy dłużej codziennie siadać i pisać o swoim życiu?

  23. Martynosia pisze:

    Coz to bylo do przewidzenia. Poniewaz ci "kucharze" sprzedaja jedynie swoje twarze, to sa celebryci, a na nich pracuje caly sztab ludz z pisarzami wlacznie. Wiadomo ze to oni zarabiaja i to oni sa "twarzami" tych przepisow, a nie jakies zahukane dziewcze w okularach, ktore siedzi z laptopem na kolanach i zapisuje kazde slowo jakie mistrz wypowie. Coz tak niesety jest ten swiat skonstruowany. Kto ma duzo, chce jeszcze wiecej. Mysle ze ten kto ma resztki honoru i przyzwoitosci, zamiesci nazwisko pisarza w ksiazce.

    Jamiego w sumie lubie, jakis czas temu natknelam sie w TV na bardzo stary program z nim w roli glownej, kiedy byl jeszcze bardzo mlody i malo znany i musze przyznac, ze ten czlowiek ma po prostu dar, gotowanie to jest jego pasja, widac to obecnie, ale chyba jeszcze lepiej bylo to widac w tym bardzo starym programie, gdzie bardzo ekscytowal sie tym co robil;) A w ogole to mi przypomnialo, ze mialam cos o tym napisac na blogu;)

    Pozdrawiam!

  24. Anonimowy pisze:

    Droga Edith, jeszcze gorsze jest moim zdaniem to, że blogerzy wydają książki z nieautorskimi przepisami. To jest dopiero oszustwo, kradzież?? nie wiem, jak to nazwać. Przecież wiadomo, że oni te przepisy gdzieś podpatrzyli, odrobinę tylko zmienili, albo biorą wręcz przepisy mające od zawsze swoje miejsce w kuchni danego kraju. A Nigella i Jamie to co? Chociażby przepisy kuchni włoskiej na potrawy od zawsze znane w tej kuchni. Jakim prawem Nigella i Jamie wydają książki z takimi przepisami i na tym zarabiają??
    Jeśli przepis jest autorski oryginalny, to jestem jak najbardziej za tym, aby jego autor wydał książkę i na niej zarobił. Wymyślił coś nowego, wzbogacił w tę ideę resztę świata, więc zasługuje na rekompensatę. A ci o po prostu wydają książki ze znanymi już powszechnie przepisami?? To jest dopiero skandal.

  25. Tomek gotuje pisze:

    Nigdy o tym nie myślałem, ale w sumie kiedy teraz poruszyłaś temat to wydaje się to dość oczywiste. Książka to produkt, który ma się dobrze sprzedawać, dlatego pracuje na nią sztab ludzi. Mam wrażenie, że kucharze-celebryci zaczynają tutaj odgrywać rolę podobną jak np. aktorki w reklamach, stają się twarzą danej książki, napędzają jej sprzedaż, ale mają z nią coraz mniej wspólnego. Nie da się też ukryć, że przez ostatnie lata książki kucharskie bardzo się zmieniły. Kiedyś w książkach liczyły się przepisy i dania, dziś liczą się ładne zdjęcia. Gdyby ktoś w obecnych czasach wydał książkę taką jak słynne Mastering the art of french cooking Julii Child, która przecież była cegłą z setkami przepisów i zerem zdjęć, to nie sprzedałby ani sztuki.
    Osobiście nie kupuję książek kucharskich, raz że są cholernie drogie, a dwa że po prostu nie lubię korzystać z gotowych przepisów. Czasem lubię je poprzeglądać, ale to wszystko. Dlatego ta afera raczej nie zmienia mojego podejścia do kucharzy-celebrytów. Zdaję sobie sprawę z tego, że to jest show-biznes i tak naprawdę taki kucharz jest tylko czubkiem góry lodowej sztabu ludzi, który stoi za jego sukcesem.

  26. lekki brzusio pisze:

    wiadomo, że sprzedaż będzie większa kiedy na okładce pojawi się Gwyneth Paltrow, do tego reklamować się będzie książkę, że to jej dzieło. Tak ze wszystkimi, których twarze są znane. Jeżeli taki Jamie ma uznanie i opinię dobrego kucharza to chyba lepiej kupić 'jego' książkę, niż kogoś kogo nie znamy.
    Ja osobiście przyznam, że nie mam żadnej książki znanej persony kulinarnej.

  27. shinju pisze:

    Tak jak napisałaś – musimy się z tym pogodzić lub zrezygnować z kupowania książek kulinarnych. W gruncie rzeczy trochę naiwne z naszej strony byłoby wierzenie, że taki przykładowo J. Oliver znajduje sam czas na wymyślanie setek nowych przepisów, pisanie książki, nagrywanie programów, podróżowanie i jeszcze mógłby być ze swoją rodziną. Ja miałam świadomość, że nie jest to jedna i ta sama osoba robiąca wszystko. Myślę, że nazwiska powinny się pojawiać na okładce – jednak pewnie zburzyłoby to funkcjonujący mit "kulinarnego bóstwa" wielu autorów. A i czytelnicy mogliby się dwa razy zastanowić czy chcą wydać pieniądze (często niemałe) na książkę swojego "ulubieńca".

  28. Ja tez muszę przyznać że nic nie wiedziałam! szokujące ale jednak taka jest rzeczywistość:( bardzo lubię Twój blog bo zawsze się tu czegoś ciekawego dowiem:) Podziwiam cię tez za regularność wpisów:) Pozdrawiam gorąco:) i oczywiście czekam na kolejny pościk:)

  29. aleglodomorek pisze:

    Droga Edith! Muszę przyznać, że w stu procentach nie zdawałam sobie sprawy z tego procederu. Mimo to domyślałam się, że nad książkami sław pracują całe sztaby ludzi. Mnie na przykład do zakupu zwykle zachęcają zdjęcia w książce, a z tymi 'autorzy' myślę mają najmniej wspólnego (co jednak często jest zaznaczane). Sama książka sławy, która byłaby napisana tak naprawdę przez kogo innego nie rozczarowuje mnie. Rozczarowałaby mnie wtedy kiedy znalazłabym w niej 'osobiste' wspomnienia na temat potrawy i tym podobne, bo wszystkie te osobiste uwagi autora pozwalają mi poznać go bliżej, cieszy mnie to, że 'autor' się tym ze mną dzieli. Gdyby taka książka okazała się być napisana przez autora widmo, czułabym się po prostu oszukana.
    Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂

  30. Dorota+Darek pisze:

    Edith, zburzyłaś swoim wpisem świat kulinarnych ideałów 🙂 wierzyłam w prawdziwość Nigelli całą sobą, a teraz nie wiem co o tym myśleć. Czuję się trochę jak w momencie, w którym uświadomiono mnie, że Święty Mikołaj nie istnieje:)
    ciekawi mnie druga strona medalu: czy te medialnie wykreowane gotujące gwiazdy mają w swoich programach/książkach cokolwiek do powiedzenia. Bo jeśli muszą tylko stać i z uśmiechem przyrządzać to, co im sztab anonimowych ludzi z ekipy podłoży to bardzo współczuję.
    Pozdrawiam!
    Dorota

  31. Ajka pisze:

    Powiem tak. Nigdy nie łudziłam sie, że celebryta siada przy laptopie, pisze, robi zdjęcia. Zdjęcia zawsze są cudze i zazwyczaj jest to zaznaczone. W kwestii treści – przypuszczam, że wiele osób (nie mówię o szefach kuchni) ma blade pojęcie o gastronomii i mają pomysł, naświetlają go i wg ich wskazówek i tego jak ją widzą książka powstaje. Podobnie jest np. przy kolekcjach odzieżowych celebrytów dla znanych marek – chyba nikt z nas nie sądzi że celebryta siada, wykonuje szkice i daje do zatwierdzenia. Co najwyżej omawia koncept, coś pokreśli ołówkiem a resztę robią specjaliści. I nie burzy mnie to. Nie podoba mi się dopiero to, że nazwiska autorów są ukrywane a ich praca i tymbardziej płaca traktowana drugorzędnie. myślę, że nikt z nas by się nie pogniewał widząc na okładce napis "Gwyneth P. we współpracy z Jessicą X".

  32. majka pisze:

    A nie tam wszystko jedno :))) Jamiego uwielbiam i juz z niecierpliwoscia czekam na jego nowa ksiazke (tutaj ma sie ukazac w ksiagarni juz 2 listopada). Nigelle tez kupie. Moglabys cos wiecej napisac o ksiazce Jamiego?

    Serdecznie pozdrawiam.

    • Madame Edith pisze:

      Maju,

      oczywiście:) W następnym tygodniu napiszę subiektywne recenzje obu książek. Postanowiłam jednak, że najpierw przetestuję co najmniej kilka przepisów z każdej książki, by się móc rzetelnie wypowiedzieć. Nie chcę pisać recenzji na podstawie wyłącznie "przekartkowania" obu pozycji 😉

      Pozdrawiam Cię serdecznie,
      E.

    • Magda pisze:

      Zapraszam na mojego bloga i pierwsze wpisy. Testowałam wiekszośc potraw Jamiego z książki "30 minut w kuchni". Podawałam realny czas przygotowania i ceny każdej potrawy. Wiele świetnych pomysłów, trochę kitów. Dla mnie okazała się inspiracją.

    • majka pisze:

      W takim razie Edith czekam z niecierpliwoscia na przepisy :))

      P.S. Ta pani na okladce ksiazki moglaby sobie darowac tego prosiaka… 🙂

  33. Dusia pisze:

    Obiło mi się coś o uszy, dlatego do kupna książek trzeba podchodzić z dystansem, to są osoby medialne, zapracowane i już po po samych fotografiach wiadomo, że autorzy nie przykładają się, aby to była w pełni ich książka. Kwestia sporna i nie wiem czy powinniśmy się na to godzić.

  34. Ciekawe jak jest z polskimi gwiazdami?
    Interesująca lektura-Twój post oczywiście:)
    Pozdrawiam

  35. Ciachomania pisze:

    Czytałam ten artykuł i mam mieszane uczucia. Z jednej strony trudno być "człowiekiem orkiestrą", mieć swój program, pisać książki, prowadzić restauracje i do tego mieć jakieś życie. Ale z drugiej strony… Sygnują to własnym nazwiskiem i chciałabym wierzyć, że mają coś wspólnego z tymi przepisami, a jedynie strona estetyczną, "wygładzeniem" ich tak, żeby nadawały się do druku zajmuje się ktoś inny. To pewnie byłby idealny świat… 🙂 A Nigellissimę i tak kupię 😉 Ciekawy wpis. Pozdrawiam!

  36. Gosiaczek pisze:

    Ja zaskoczona nie jestem. Jakiś czas temu na rynku ukazała się książka "Zapraszam do stołu. Kuchnia Jerzego Knappe" z informacją, iż sam mistrz kuchni – Jerzy Knappe wydaje właśnie książkę kucharską, która trafi do prawdziwych księgarń! to dopiero jest fikcja kulinarna! Nie liczę, że wszystkie przepisy są tworzone przez znanego autora ale mam nadzieję, że chociażby wie co sygnuje swoim nazwiskiem. Z ogromną ochotą kupiłabym książkę autora przepisów znajdujących się w książkach Nigelli ale pewnie autorzy widmo podpisują tysiące zobowiązań obligujących ich do zachowania milczenia aż po grób 🙂 Pozdrawiam serdecznie !

  37. Kasia S, pisze:

    Nie jestem zaskczona tym faktem, bo jak słusznie zauważyłaś, sprawa została już przez media " wzięta na tapetę" jakis czas temu.
    Skoro jakiś celebryta, decyduje się na wydanie książki, rzekomo obnażającej jego pasje, a wcześniej o tych pasjach nigdy nie mówił, to ewidentym jest, że mamy do czynienia z z dobrze obliczonym projektem ( biznesplanem) nastawionym na zyski, więc trzeba zatrudnić fachowców.
    W RP to już jest też chleb powszedni. Biografia Danuty Walęsy, czy książka Kingi Rusin zostały "podparte piorem' zawodowca i ok, każdy ma swoje limity twórcze.
    W podsumowaniu tego przydługawego wpisu, powiem, że w ostateczności, to nawet dobrze, że profesjonalista pisze taką książke, przynjamniej jest nadzieja, że odtworzony przepis nam ( kupującym) wyjdzie i " autorka" i jej następne role filmowe będą się nam dobrze kojarzyć. A co się tyczy wynagrodzenia dla faktycznego autora książki, to nie sądze, aby ktos trzymał karabin przy jego głowie, zmuszając go do napisania czegokolwiek za przysłowiową złotowkę. Zaakceptował ofertę i wypełnil kontrakt.

    Pozdrawiamy serdecznie

    Tapenda

  38. Jestem w szoku ! Naprawdę. Nie wiedziałam. Ale człowiek jest naiwny. Już teraz to mnie nic nie zdziwi. To w takim razie chyba jedynymi wiarygodnymi autorami przepisów kulinarnych są blogerzy. Przynajmniej…mam taką nadzieje. Bardzo dobrze że o tym napisałaś. Ja też mam kilka pozycji z tych pięknych książek, nawet ostatnio kupiła "córeczkę tatusia" i szczerze mówiąc jestem teraz zniesmaczona. Po prostu nie wierze…Dziękuje za tego posta, bo otworzyłaś mi oczy. Pozdrawiam serdecznie.

  39. I właśnie dlatego nie lubię korzystać z przepisów i podchodzę to takich "kulinarnych gwiazd" z dystansem, jedynie się nimi czasem inspirując, czy po prostu ucząc technik.
    Takie miałam przeczucia od dawna, przecież to niemożliwe, że zapracowana Nigella będzie miała czas zamknąć się w zaciszu domowym i sama przygotować książkę, eksperymentując przy tym jeszcze w kuchni. Dlatego jej nie lubię, bo od dawna wiem i czuję że przepisy niekoniecznie są jej.
    Co do Gwyneth Paltrow to wzięłam "jej" książkę do ręki w sklepie i coś mi brzydko pachniało, teraz już wiem co.
    Trochę mi przykro, że w tym gronie znalazł się Jamie, bo akurat jemu ufam i czasem z jego przepisów korzystam, ale może dlatego, że on sam jest po prostu w taki sposób przez media kształtowany, jako szlachetny, prosty i szczery.
    A "Autora widmo" Polańskiego widziałam, film trzymał w napięciu, chętnie obejrzę go jeszcze raz.
    Pozdrawiam,
    Tosia.
    Ps. Bardzo fajny wpis!

  40. BernadettaP pisze:

    Niestety już dawno o tym słyszałam, ale nadal nie mogę zrozumieć tego procederu 🙁 Dlatego rzadko zaglądam do książek kulinarnych, które posiadam, bo jakoś moja podświadomość z reguły nie pozwala mi wierzyć zawartm w nich przepisom i zdjęciom (ale to już inny temat). Skoro autorem jest ktoś inny, więc skąd mam wiedzieć, że z przepisu wyjdzie mi to, a nie inne danie i że w ogóle wyjdzie… ?

  41. bistro mama pisze:

    Ja nie wiedziałam… i jestem zaskoczona. Jasne, że za każdą książką i programem stoi sztab ludzi, ale byłam przekonana, że tacy celebryci sami zasiadają przed laptopem, sami to wszystko opisują, zdjęcia robią sami, może czasami ktoś inny, na koniec oddają książkę do przeredagowania, przeczytania i ostatecznego składu 🙂 Ale i tak ich lubię i książki będę kupować 🙂
    Dzięki Edith za artykuł!

  42. Alice Simply pisze:

    Nie miałam o tym pojęcia. Uważam, że tak jak z każdą inną książką autor powinien być podany na okładce. Jeśli gwiazdę to tak strasznie boli to chociaż na pierwszej stronie. W innym wypadku jest to właśnie oszukiwanie ludzi. Przykre:|
    No aż się wkurzyłam lekko, że robią nas w konia na każdym kroku… a o ilu rzeczach pewnie nie wiemy?:)

  43. Magda pisze:

    Oczywiście, że tak. Podobnie jest z programami telewizyjnymi, chociażby p. Magdą Gessler i "Kuchennymi rewolucjami". Ale to normalne. Na nazwisko trzeba zapracować. nie, to złe słowo-praca nie ma z tym nic wspólnego niestety. trzeba trafić w odpowiednim czasie w odpowiednie miejsca i mieć siłę. A szczególnie silne/mocne plecy. Nie każdy jednak ma naturę gwiazdy. Ja nie poradziłabym sobie z krytyką…

  44. Ewa Anna pisze:

    Jasne, że można powiedzieć "taki to dzisiaj już jest ten świat, tak działa biznes i showbiznes"… ale czy ja się z tym godzę? Czy jestem w stanie pogodzić się z tym, że jestem oszukiwana i ktoś po prostu wciska mi kit? Może i tak, bo "taki jest ten świat" i chyba się na to uodporniliśmy. Na każdym kroku jesteśmy oszukiwani, stylizowane godzinami aktorki są sztucznie piękne, a w telewizji opowiadają pierdoły, które dobrze się sprzedają.

    Ale nie jestem w stanie pogodzić się z tym, że człowiek (lub sztab ludzi), który wykonuje ogromną pracę przygotowując te wszystkie przepisy, piekąc, gotując, pstrykając fotki itd dostaje za to śmieszne pieniądze. Jeśli książka jest hitem, forsy jest dużo, to jemu też wypada zapłacić przyzwoicie. Niestety tak już jest, że pewnych rodzajów pracy się nie docenia, bo "nikt nie jest niezastąpiony". Za tłumaczenie serialu czy np. programu kulinarnego firmy płacą śmieszne pieniądze, bo konkurencja na rynku jest ogromna. Podobnie jest z ghostwriterami – nie są niezastąpieni. Dla czytelnika obojętne kto stoi "w tle". Najważniejsze jest to, kto stoi na okładce.

    I sami jesteśmy sobie winni, że dajemy się oszukiwać. Większość z nas po prostu chce być oszukana i wierzyć w ten kit.

  45. Amber pisze:

    No własnie,trzeba się z tym pogodzić i albo kupujemy te książki,albo nie.
    Nota bene ciekawe.
    Zdjęcia też kto inny robi,kto inny składa książkę,redaguje ją,itd.
    To normalne w dzisiejszym świecie.Poza tym tak było od zawsze.
    I mi to nie przeszkadza.

  46. Marzena pisze:

    Nie miałam bladego pojęcia o tym…Byłam święcie przekonana, że autorami są sami bohaterowie. Aż muszę popełznąć do empiku i sprawdzić inne książki. Trochę to niesmaczne i ujęło mi sympatię do Jamiego;-( Jasne jest to, że autor powinien być uwzględniony na stronie tytułowej i basta!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Tutaj możesz dodać zdjęcie do komentarza

@MadameEdith on Instagram