W weekend miałam przyjemność uczestniczy w warsztatach kulinarnych z jednym z najlepszych Szefów Kuchni w Polsce – Gavin’em Baxter’em, który „szefuje” aż ośmiu (!) restauracjom w Hotelu Marriott. Takich osób nie spotyka się często, a jak się spotka, to trzeba korzystać z niesamowitej wiedzy i ogromnego doświadczenia zawodowego!
Warsztaty poświęcone były rybie barramundi, która nie jest szeroko znana w Polsce, a zorganizowane przez jej dystrybutora – Global Fish.
Ryba pochodzi z Australii, podobnie jak Gavin 🙂 Myślę, że nikt inny nie poprowadziłby warsztatów, o najbardziej popularnej rybie w Australii, lepiej niż On.
Zanim rozpoczęliśmy pracę w kuchni, którą urządzono nam w altanie nad jeziorem Krzywym, mieliśmy okazję odwiedzić hodowlę ryb, a także szkółkę zielarską znajdującą się tuż obok.
Hodowla bardzo mnie zaskoczyła. W hali było bardzo czysto, ale też dosyć ciepło – to dlatego, że barramundi jest rybą ciepłolubną i pływa w wodzie o temperaturze ok. 27-28 stopni C. W poszczególnych basenach trzymane są ryby w różnym wieku.
Średnia ryba, która trafia na stół waży 1-1,5 kg. Hodowla jest ekologiczna, a ryby trafiające na sklepowe półki są zawsze wypatroszone i pozbawione łusek. Niestety póki co są w stałej sprzedaży tylko w Makro, do którego nie mam dostępu. Mam nadzieję, że dystrybutor Global Fish zadba o jej dostępność także w innych sieciach handlowych.
Obok hali znajduje się wielka szklarnia, w której uprawia się przeróżne zioła i warzywa.
Tak wyglądają sałaty posadzone na specjalnym podłożu służącym do kiełkowania. Dopiero potem przesadza się do doniczek z ziemią.
Spotkałam tu m.in. całe rzędy majeranku…
…oregano…
…oraz botwinkę.
Rzędy ziół sięgały dosłownie po horyzont!
Skorzystaliśmy z okazji i zabraliśmy ich tyle na warsztaty, że ledwie zmieściły się do samochodów 🙂
Gotowaliśmy w plenerze. W altanie w hotelowym ogrodzie. Pogoda była zmienna, ale na szczęście przez cały dzień nie padało, a momentami nawet świeciło mocne słońce.
Dopingowały nas wybijający rytm bęben wioślarzy, którzy w tym czasie na jeziorze odbywali swój trening.
Stanowiska pracy były niezwykle dobrze przygotowane: na każdym stały 2 butelki wina, co daje jedną butelkę na głowę, bo pracowaliśmy w dwójkach. Być może dzięki australijskiemu winu humory nas nie opuszczały od początku do końca pracy…? 😉
Warsztaty zaczęliśmy od nauki filetowania barramundi, które jest niezwykle proste!
Okazało się bowiem, że ryba poza kręgosłupem nie posiada żadnych ości. Dlatego też jest tak wysoce ceniona przez kucharzy i konsumentów.
Filet barramundi po zdjęciu skóry jest niemal przezroczysty! Ze skórą ma szarawe zabarwienie, ale mięso robi się momentalnie białe na grillu.
Po filetowaniu przyszedł czas na przygotowywanie marynat. Do jednej użyliśmy, nieznanego mi wcześniej, solirodu. To bardzo ciekawa w smaku roślina – z powodzeniem można ją dodać (bardzo drobno posiekaną) do rybnej marynaty. Doskonale zastępuje sól, bo, jak sama nazwa wskazuje, jest bardzo słona.
![]() |
Soliród |
Gavin czarował grilla, by się dobrze rozpalił i byśmy mogli zacząć nasze grillowanie!
W ciągu 4,5 godziny przygotowaliśmy 3 różne wersje grillowanej barramundi:
1. W marynacie Zaatar, na którą składał się: sumak (przyprawa pochodząca z kuchni tureckiej, robi się ją z suszonych i mielonych owoców sumaka garbarskiego), sezam, oregano, tymianek i kwiat soli.
2. W marynacie z kaparów, oliwek, oliwy, soku z cytryny, natki pietruszki, oregano, majeranku, solirodu, kwiatu soli, pieprzu i szalotki.
3. W marynacie z trawy cytrynowej, sosu sojowego, oliwy, cebuli, czosnku, soku z limonki, kolendry i imbiru (ta wersja barramundi grillowała się zawinięta szczelnie w folię aluminiową).
Dodatek do porcji ryby stanowiły grillowane bakłażany, papryka i cukinia. Warzywa pokryte były mieszanką wielu rodzajów ziół m.in. bazylii, rozmarynu, tymianku, oregano, pietruszki…
Najbardziej smakowała mi wersja własnie z trawą cytrynową i grillowanymi warzywami. Jak widać barramundi bardzo ładnie prezentuje się na talerzu i dobrze smakuje! Choć trzeba się do jej smaku nieco przyzwyczaić, bo trudno go porównać do innych, bardziej popularnych ryb.
Warsztaty z Gavinem były wyjątkowe! Przede wszystkim ze względu na Jego niesamowitą osobowość, luz, ale i ogromną wiedzę, którą się z nami dzielił na każdym kroku.
Podczas gotowania panowała niesamowicie pozytywna atmosfera, każda z dwuosobowych drużyn robiła wszystko po swojemu. Nic nie było narzucone z góry. Myślę, że wszyscy Uczestnicy świetnie się bawili podczas grillowania. Według mnie były to najbardziej sympatyczne warsztaty, w jakich dotychczas brałam udział.
Po raz kolejny okazało się, że jedzenie zbliża ludzi 🙂
Do kolejnego przeczytania!
E.
P.S.
W tym miejscu chciałabym serdecznie pozdrowić moją „warsztatową połówkę” – Kasię z Palety Smaków, a także Koleżanki, z którymi miło spędziłam piątkowy wieczór w hotelowym lobby, czyli Marysię (prowadzącą blog Gruszka z fartuszka) i Martę (z bloga Rybka zwana Martą) oraz Magdę (Blog Rogalik), z którą wracałam do Warszawy.
Podobne wpisy
Komentarze
30 odpowiedzi na “Barramundi – warsztaty”
Dodaj komentarz
Autor: Madame Edith
W weekend miałam przyjemność uczestniczy w warsztatach kulinarnych z jednym z najlepszych Szefów Kuchni w Polsce – Gavin’em [...]

Warsztaty naprawdę były udane! Mam nadzieję, że na kolejnych również się spotkamy. Pozdrawiam 🙂
Edith – też Ci dziękuję, było fantastycznie 🙂 Przez to australijskie wino miałam dobry humor do samego wieczoru 🙂 A jak tam warsztaty sushi?
Kasiu,
warsztaty sushi były udane, ale krótkie, choć i tak dowiedziałam się tego, co chciałam, bo wielką fanką sushi jednak nie jestem i moja wiedza pozostanie w tym zakresie raczej podstawowa 😉
A nasze wino było boskie! :)))
Pozdrawiam Cię serdecznie,
E.
Warmia i Mazury to moja przystań,5 lat studiów więc miło było poczytać. Rybki nie znałam, najbardziej mi się podobała ta w kleszcxach:)
Pozdrawiam serdecznie.
Ps. Niestety moje plany o których Ci pisałam na fb nie powiodły się 🙁
Edith,
gratuluję przygody. Wspomnienia pozostana z Toba już na zawsze 😉
super!
i te zdjęcia.. aż się człowiek robi głody.. można sobie wyobrazić te zapachy.
Szklarnia mnie urzekła.. świeże zioła zawsze się w domu przydają, porwałabym kilka doniczek ;).
Pozdrawiam serdecznie;)
Ale Ci zazdroszczę!
Natomiast jestem dość zdziwiona, ze w MAKRO są tak dobre ryby. Dwa razy zaryzykowałam (raz z łososiem a raz z tuńczykiem) i niestety ryby nie były dość świeże. Być może w moim Makro nie ma takiego popytu?
W każdym razie gratuluję wspaniałej przygody i fajnej zabawy 🙂 Dzięki za podanie przepisów na marynaty, chętnie wykorzystam zwłaszcza tą z trawą cytrynową. Natomiast od razu pytanie – trawa ma być świeża czy suszona? Pewnie świeża, ale taką z kolei ciężko dostać, więc muszę zasadzić 😀
Trawa powinna być świeża – wystarczy 1 łodyga.
Należy ją przed pokrojeniem obtłuc tępą stroną noża, by uwolnić jej aromat.
Kupuję ją zwykle w PiP (mają opakowania po kilka sztuk – niepotrzebne wrzucam do zamrażalnika) lub w Kuchniach Świata (sprzedają ją na sztuki).
Z radością zauważam, że staje się coraz bardziej popularna 🙂 To genialny dodatek do zup, mięs i jak się okazało również do ryby!
Serdeczne pozdrowienia,
E.
Warsztaty pod okiemmistrza to musi być niesamowite doświadczenie…
Teraz jeszcze bardziej żałuję, że mnie tam nie było. Wspaniałe warsztaty i prowadzący 🙂
Czy ryba z akwarium to też ryba? Zazwyczaj omijam te hodowlane…
Margotko,
obecnie to niestety trudno o prawdziwą rybę, która nie pochodzi z hodowli. Gdzie taką kupić? Skoro o dzikiego łososia nawet w Warszawie trudno, krewetki są tylko hodowlane (uwaga na te z Mekongu), pstrąg głównie też?
O świeże i dzikie ryby chyba najprościej nad Bałtykiem, u znajomego rybaka 🙂
Serdecznie pozdrawiam,
E.
Widzę, ze weekend spędziłaś fantastycznie! Rybka w marynacie Zaatar wygląda ciekawie 🙂 A solirodu do tej pory nie znałam!
Wspaniała przygoda!!
Droga Edith,
relacja fantastyczna! a ta szklarnia z ziołami… wow! chciałabym mieć chociaż taką maleńką, przydomową szklarnię z ziołami, żeby iść, zerwać, dodać do potrawy i się zachwycać niesamowitym aromatem 🙂
Szkoda, że jakoś w Krakowie nie ma takich warsztatów… no cóż, jak tylko będę miała więcej czasu, to zacznę jeździć po Polsce na takie wartszaty 🙂
Pozdrawiam serdecznie!
Zazdraszczam 😉 marzą mi się takie warsztaty, to na pewno ciekawe doświadczenie 🙂
Nawet nie wiesz jak zazdroszczę takich warsztatów, a swoją drogą jak się dostać na takie warsztaty? Gdzie szukać?
Do udziału w nich wybrano kilka blogów, które otrzymały zaproszenia. Nie było żadnego konkursu, czy czegoś podobnego.
Wiem, że wiele dużych marek kulinarnych organizuje różnego rodzaju konkursy, w których nagrodami są właśnie warsztaty.
Pozdrawiam serdecznie,
E.
O to gratuluje 🙂
Byłam tak zaaferowana gotowaniem, że nawet nie słyszałam tych bębnów wioślarzy 😀
gratuluję fantastycznego doświadczenia!
Świetna relacja! Jak miło w poniedziałkowy ranek oderwać się choć na chwilę od pracy i powspominać te miłe również dla mnie chwile spędzone na warsztatach. Również pozdrawiam:)
Jak ostatnio kupowałam doradę, to zastanawiałam się również nad barramundi. Następnym razem wypróbuję 🙂 Jest nieco droższa od dorady, ale nie aż tak, żeby nie móc sobie pozwolić na nią:-) Zazdroszczę tak mile spędzonego czasu;-)
Najważniejsze, że ludzie zadowolenie byli 🙂
Pozdrawiamy serdecznie
Tapenda
Bardzo fajne warsztaty 🙂 Z chęcią bym spróbował barramundi w wersji z trawą cytrynową, bo ta jakoś przemówiła do mnie najbardziej 🙂
smaku mi narobiłaś:) jak kiedyś będę miała okazję to spróbuję. Widać, że było fajnie i ciekawie – Twoja relacja jak zwykle wyczerpująca, uzupełniona pięknymi zdjęciami:) nie wiesz może jaka jest mniej więcej cena tej rybki?
Alice,
podobno w Makro jest po około 35 zł/kilogram.
Pozdrawiam serdecznie,
E.
zazdroszczę takiej przygody:) musiało być miło i ciekawie, co dokładnie widać na zdjęciu!
Dzięki temu, że ogarnął nas szał gotowania, pojawia się coraz więcej takich okazji, na wspólne gotowanie i testowanie. Pewnie długim rozmowom o doświadczeniach własnych końca nie było 🙂 Piękne zdjęcia. pozdrawiam kami
Pewnie niezapomniane przeżycie! Gratuluję 🙂
Muszę przyznać, że narobiłaś mi niemałego smaku na taką rybkę!
ehhhh to musiał być cudowny, aromatyczny czas! gratuluje doświadczeń i zazdroszczę doznań 🙂