fbpx

Największa fuszerka dewelopera

25 stycznia 2022

Nasz remont zmierza do końca. Wiem, że moje Stories od kilkunastu tygodni przypominają film sensacyjny. Piszecie mi, że oglądacie je codziennie wieczorem niczym wciągający serial 🙂 Tyle słów wsparcia nie otrzymałam chyba nigdy! Nigdy też nie czytałam tylu podobnych historii. Nie sądziłam, że remonty to takie pole walki. Nasze poprzednie odbywały się bez większych przeszkód, bez większych obsuw czasowych, więc i tym razem nastawiałam się raczej na szybki i bezproblemowy finisz. Nic bardziej mylnego!

Brzydki zapach wydobywający się zza przycisku spłuczki

Na ostatniej prostej pojawiło się największe spośród dotychczasowych wyzwań. Okazało się, że brzydki zapach wydobywający się zza przycisku spłuczki wcale nie jest powiązany z WC, jak początkowo myśleliśmy. To nie brak odpowietrzenia, błąd w mocowaniu trójnika, brak uszczelki w rurze czy błąd instalacji. Uwierzcie mi: jestem ekspertem od tych tematów w obecnej chwili. Przeczytałam wszystko co było na ten temat w Internecie, każde forum, każdą wzmiankę z ostatnich 20 lat!

Na celowniku i jako najbardziej prawdopodobnego sprawcę tego całego zamieszania wytypowany został bidet i nieco szemrane rury odprowadzające z niego wodę. Nasz wykonawca już całą winę wziął na siebie mówiąc, że chyba za słabo wcisnęli te rury, że gdzieś coś musiało zacząć przeciekać. Podłoga pod stelażem w tym miejscy była bowiem nieco zawilgocona… Nasi wykonawcy zdjęli misę WC i bidetową, rozkuli płytki w zabudowie na stelażu i już byli pewni, że sprawa jest rozwiązana, naprawią swój błąd i po sprawie.

Przypadek rządzi życiem

Ale traf chciał, że w tym momencie, gdy oni pochylali się nad tematem, inna osoba odkręciła wodę w umywalce… woda trysnęła im w twarz, ale nie z bidetu… a z dziurawej rury kanalizacyjnej, którą widzieli pod nieco rozkutą podłogą. Zaczęli kuć nieco dalej i bingo! Wyjęli styropian z podłogi i okazało się, że główna rura kanalizacyjna miała dziurę wielkości palca!

I my niczego nieświadomi za każdym razem myjąc ręce w umywalce spuszczaliśmy tę wodę po trosze do kanalizacji, a po trosze w swoją podłogę…

Aby to naprawić potrzebne jest skucie kilku płytek na podłodze i ścianie. Już zostały skute 2,5 płytki na stelażu, ale trzeba będzie sprawdzić dalej, bo nikt tak naprawdę teraz nie wie ile tej wody i gdzie pociekło. W najgorszym scenariuszu woda może przesiąknąć pod płytkami aż do korytarza, w którym jest ułożony parkiet… naprawdę nie wiem co będzie wtedy… Te z „X” na poniższym zdjęciu są na 100% do skucia, bo pod nimi biegnie rura i łączy się z kolejną, więc z pewnością trzeba będzie ją wykuć i wymienić na nową.

Na jutro rano mamy zaplanowaną wizytę osób odpowiedzialnych za instalacje ze strony dewelopera. Zobaczymy czy zgodzi się na wycenę zaproponowaną przez naszą ekipę. Chcielibyśmy, by to oni wszystko naprawili. Nie chcemy wpuszczać do domu obcych ludzi, bo nie wiadomo jak oni to wszystko ułożą. Nasz wykonawca płytki kładzie bardzo starannie i wiemy, że jak naprawi rurę, to już więcej problemów z nią nie będzie.

Zobaczymy jak to będzie jutro. Oczywiście wszystkimi kosztami związanymi z kuciem, jak i naprawą i kładzeniem nowych płytek, zostanie obciążony deweloper. Niestety za stracony czas i nerwy nikt nam nie zapłaci. A mieliśmy do 31 stycznia się już wyprowadzić ze starego mieszkania… Nie wiem czy do tego czasu uda się osuszyć tę łazienkę, a co dopiero wszystko ponaprawiać.

Największa wpadka to może jednak szczęście?

Jesteśmy wściekli, że coś takiego się zdarzyło. Jednocześnie jednak odczuliśmy ulgę, że nie zalaliśmy przy okazji sąsiadów.

I pomyśleć, że gdyby nie zapach zatęchłej wody, który nas nurtował, to skończyłoby się na tym, że zaczęlibyśmy tam mieszkać. Wtedy sprawa ujrzałaby światło dzienne pewnie po dłuższym czasie. Jednak wtedy straty mogłyby być ogromne! Zarówno u nas, jak i po stronie sąsiadujących z nami mieszkań.

Aż strach pomyśleć, że deweloper nie zrobił żadnych testów tej instalacji. Bo dziura wielkości kciuka to nie jest mała dziura… Nie wiem jak osoba, która kładła te instalacje nie zauważyła czegoś takiego. Teraz zastanawiamy się czy przypadkiem sąsiedzi z boku nie mają podobnych niespodzianek i czy nas nie zaleją pewnego dnia. Strach nawet o tym myśleć.

Okazuje się, że paradoksalnie taka wielka wpadka na dłuższą metę zaoszczędziła nam ogrom stresu. Wszak taka przykra niespodzianka za jakiś czas, prędzej czy później, by się ujawniła. Nikt nie ma co do tego wątpliwości, że pewnego dnia ta woda gdzieś, u kogoś by się pojawiła.

Powiem Wam, że nie wiem jak w dzisiejszych czasach budowane są nowe bloki, że takie rzeczy się zdarzają. Przecież jest tyle norm, tyle standardów jakości… aż ręce opadają od takiej fuszerki.

Szczęście w nieszczęściu, że nie zdecydowaliśmy się na tak modne obecnie „duże gabaryty płytek”, np. 80×80, 80×120 czy 120×240 cm. Skuwanie takich płyt to byłby kosmos i tak ogromne koszty, że nawet nie chcę o tym myśleć. Szczęście w nieszczęściu, że mamy standardowe 60×60 cm.

W każdym razie jutro okaże się z jakim rozwiązaniem przyjdzie do nas deweloper.

Mieliście podobne przygody na budowie?

Do przeczytania!

E.

Jak oceniasz ten wpis?

Kliknij gwiazdkę, aby ocenić!

Średnia ocena 4 / 5. Liczba głosów: 1

Jak dotąd brak głosów! Bądź pierwszą osobą, która oceni ten post.

Podobne wpisy

Komentarze

2 odpowiedzi na “Największa fuszerka dewelopera”

  1. Katarzyna pisze:

    Dewelopera przywitałabym z tasakiem w dłoni oraz z grubym słownictwem budowlanym na ustach, włącznie z groźbami malowniczego rozwłóczenia jego flaków po okolicy. Jakbym miała coś doradzić, to może zaangażujcie do inspekcji jakiegoś doświadczonego budowlańca/instalatora, jak wychodzą takie kwiaty to nie wiadomo jaki syf tam jeszcze jest. Ew. potem można pójść do sądu i zażądać od dewelopera zwrotu kosztów takiej ekspertyzy. Oprócz możliwości zalania sąsiadów (lub bycia zalanym przez nich) ryzykujecie jeszcze np. grzyba, pioruńsko niezdrowego, zwłaszcza dla dzieci i ciężkiego do wytępienia jeśli się pojawi, a bez wątpienia to uczyni, jak mu się da okazję 🙁 Lepiej niestety założyć scenariusz najgorszy i jak jest ryzyko to zdjąć ten parkiet. 20 lat temu z moim ówczesnym zdecydowaliśmy się na skucie szlichty w całym mieszkaniu i wylanie od początku (co prawda jeszcze przed kładzeniem podłóg), padliśmy na tym finansowo tak, że nawet wspominać nie chcę (na żarcie nam nie starczało :-(). Sąsiedzi nam pozazdrościli, jak im się w piasek zamieniła i wszystkie podłogi szlag trafił… Współczuję, myślałam, że obecnie można już liczyć na lepszą jakość. Pro tip – sprawdźcie, czy nie ruszają się parapety oraz czy nie ma pęknięć wokół okien i nie widać pęknięć i śladów zawilgocenia pod parapetem. Złe obsadzenie okien to jeden z powszechniejszych błędów i tak właśnie się objawia.

    • Madame Edith pisze:

      Kasiu,
      u nas na szczęście deweloper nie robi problemów, za wszystko zapłaci. Jutro przychodzi hydraulik i zmieni co trzeba i rozpoczniemy osuszanie, więc prawdopodobnie nawet nie będziemy musieli skuwać aż tylu płytek, ile planowaliśmy. Zobaczymy jak to będzie 🙂 Dziękuję za Twoje rady!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Tutaj możesz dodać zdjęcie do komentarza

Największa fuszerka dewelopera


Nasz remont zmierza do końca. Wiem, że moje Stories od kilkunastu tygodni przypominają film sensacyjny. Piszecie mi, że oglądacie je codziennie [...]
@MadameEdith on Instagram