Mamą być! – nasz pierwszy wspólny Dzień Mamy
To nasz pierwszy wspólny Dzień Mamy. Powiem Wam, że w najśmielszych snach nie sądziłam, że bycie mamą to takie fajne uczucie. Bycie rodzicem daje ogromną radość i takiego wielkiego „powera” do działania, podejmowania nowych wyzwań, jeszcze większego dbania o dom i rodzinę. Nie myślałam, że tak szybko uczy jeszcze lepszej organizacji czasu, ustalania priorytetów. Niby człowiek ma cały czas tyle samo lat, a zostając rodzicem w ciągu jednego dnia zmienia się tak wiele. By nie powiedzieć wszystko, ale jestem zdania, że zdecydowanie na lepsze.
Każdy przed tym dniem ma pewnie jakieś własne wyobrażenia jak to będzie. U jedynych mają one potem przełożenie na rzeczywistość, u innych są z nią zupełnie rozbieżne. My zostaliśmy zaskoczeni bardzo na plus. Jestem przykładem osoby, która rodzicielstwo może polecić z czystym sumieniem i już nie raz i nie dwa to robiłam. Gorsze dni się oczywiście zdarzają, ale jest ich, odpukać, jak na lekarstwo. Głównie mają związek z tzw. „skokami rozwojowymi”, a już przede wszystkim z wizytami w przychodni. Mały Monsieur po prostu ich nie lubi i nie nie pomaga przesympatyczna pani doktor, która sama jest mamą dwóch maluchów i ma do dzieci świetne podejście. Jak tylko zobaczy, że zbliża się do niego ze stetoskopem, wpada w rozpacz i zalewa się łzami. Na szczęście z wizyty na wizytę nawet do tych „nieprzyjemności” się przyzwyczaja i coraz krócej płacze. Jedno jest raczej pewne: lekarzem nie zostanie 😉
Za to jubilerem, czemu nie! Nic tak nie skupia jego uwagi jak moja biżuteria. Uwielbia oglądać koraliki na mojej bransoletce. Jest bardzo skrupulatny, bierze w paluszki najpierw jeden, potem drugi koralik. W końcu przy trzecim wypuszcza bransoletkę z ręki i zaczyna śmiesznie uderzać w nią rączką próbując ją na nowo uchwycić. To takie urocze! A i pierścionki też lubi. I wiszące kolczyki, bo łatwo je chwycić i pociągnąć. Podobnie jak i łańcuszki, dlatego moja biżuteria obecnie ograniczyła się do noszenia sztyftów, zegarka i bransoletki oraz okazjonalnie pierścionków. Gdy MM jest w pobliżu rezygnuję z długich kolczyków czy wisiorków, bo jeden ruch rączką i mógłby coś zmajstrować. Spryciarz.
W ubiegłym roku Dzień Mamy świętowaliśmy w dwupaku, ale tak raczej skromnie i po cichu, bo to był jeszcze dość wczesny etap i nawet nie czułam ruchów. Monsieur kupił mi wtedy rogala do spania, bo byłam pewna, że moje problemy z kręgosłupem w ciąży wrócą ze zdwojoną siłą i taka poduszka bardzo mi się przyda. Nie przydała, spałam na niej niecałe 2 noce, a problemów z kręgosłupem nie miałam żadnych (pisałam Wam o tym szerzej we wpisie o mojej ciąży). A dziś jesteśmy już we trójkę. I to już od blisko 7 miesięcy! Nawet nie wiem kiedy ten okres nam minął i prawdą jest to, że po dzieciach najlepiej widać jak ten czas leci.
Gdy odwiedziłam swoją panią doktor w tym tygodniu zapytała podejrzliwie: Ale … ma pani nianię, prawda? Nie, nie mam. Zajmuję się synkiem sama – odpowiedziałam. Niemożliwe! Włosy zrobione, paznokcie też i jeszcze piękna sukienka. Wygląda pani kwitnąco, zupełnie nie jak matka półrocznego dziecka! Pani doktor, bo ja mam super dziecko! – moja odpowiedź nie mogła być inna.
I to jest prawda. Mały Monsieur jest złotym dzieckiem. Chyba nie mogłabym sobie wyobrazić fajniejszego bobasa. Nie sprawia żadnych problemów, rozwija się książkowo, nie marudzi, dużo się uśmiecha, jest filuterny, lubi być w centrum uwagi, a jednocześnie jest bardzo ciekawy świata. Gdyby tylko mógł, to już by biegał. Denerwuje się tylko wtedy, gdy jest bardzo zmęczony i gdy nie wychodzi mu przemieszczanie się po pokoju tak, jakby sobie tego życzył. Naprawdę zgrzeszyłaby, gdybym na niego narzekała.
Choć muszę przyznać, że MM coraz bardziej pokazuje swój charakter i osobowość. Jeszcze chwilę temu nie protestował, gdy trzymałam go na rękach. Dziś zdarza się, że ma dość przytulania i całusów i bezpardonowo pokazuje, że już wystarczy. Przeważnie chce na dywan, bo nauka raczkowania to coś, co dla niego obecnie jest zajęciem numer jeden. Czasami się złości, gdy zaplącze się w matę edukacyjną i nie może sobie poradzić. Wyswobodzony uśmiecha się szeroko pokazując w pełnej krasie swój bezzębny uśmiech, aż ślina mu cieknie jeszcze większym strumieniem niż normalnie 😉
Jest spełnieniem moich marzeń i mam wrażenie, że każdego dnia kocham go bardziej. Jest bez wątpienia fantastyczny! Nawet przeprowadzkę do własnego pokoju kilka dni temu przyjął ze stoickim spokojem, a duże łóżko oraz nowe otoczenia szybko mu się spodobało. Poukładał sobie swoje ulubione zabawki: żyrafka po lewej stronie, kot po prawej. Jak się budzi, od razu zaczyna się bawić i nie zdarzyło się jeszcze, by obudził się z płaczem.
Prawdę mówiąc spędzanie z nim całych dni to czysta przyjemność. Wspólne spacery, „rozmowy”, pokazywanie najbliższej okolicy i patrzenie na jego małą buzię jest super przyjemne i relaksujące. W najśmielszych snach nie przypuszczałam, że to może być tak wspaniałe.
Oczywiście, chcąc być dobrymi rodzicami, razem z Monsieur nie zapominamy o sobie. Mi zdarza się wyjść wieczorem na spotkanie ze znajomymi, Monsieur wskakuje czasami na motocykl i jedzie na przejażdżkę, czasami chodzimy gdzieś tylko we dwójkę, a wtedy bobasem zajmuje się babcia. Zdecydowanie trzeba mieć jakąś odskocznię. Myślę, że dziecko też potrzebuje urozmaicenia i dobrze mu robi przebywanie z dziadkami czy innymi zaufanymi osobami, bo może je podpatrywać i też się od nich uczyć. Wydaje mi się, że bycie dobrym rodzicem nie znaczy tylko i wyłącznie dbania o dziecko. To też dbanie o siebie, jakby egoistycznie to nie zabrzmiało. Nieszczęśliwi rodzice nie będą mieli siły, by przekazać szczęście dziecku i nauczyć go jak być szczęśliwym.
A mam wielką nadzieję, że w przyszłości Mały Monsieur wyrośnie na szczęśliwego i radosnego człowieka, który będzie uważał, że ma fajnych rodziców. I nawet, gdy pewnego dnia wyprowadzi się z rodzinnego domu, to będzie chętnie wpadał w odwiedziny. I nie tylko na niedzielny, wypasiony obiad „u mamy” 😉
Wszystkim mamom w tak szczególnym dniu życzę satysfakcji i wiele radości z tej, jakże ważnej, życiowej roli.
I oczywiście dużo miłości!
Do przeczytania,
E.
Podobne wpisy
Komentarze
5 odpowiedzi na “Mamą być! – nasz pierwszy wspólny Dzień Mamy”
Dodaj komentarz
Autor: Madame Edith
To nasz pierwszy wspólny Dzień Mamy. Powiem Wam, że w najśmielszych snach nie sądziłam, że bycie mamą to takie fajne uczucie. Bycie rodzicem daje [...]

Szkoda. Moja córka to taki niejadek…. Uffffff.
A czy planujesz posty z daniami dla dzieci?
Tak, ale dopiero za jakieś 2 miesiące jak już bardziej na poważnie zgłębimy temat rozszerzania diety.
Pani pediatra zdziwiła się nie bez powodu – jesteś po prostu totalnym ewenementem wśród młodych matek 🙂 Zazwyczaj wygląda to zupełnie inaczej. Od początku urodzenia Małego Monsiuer przecieram oczy ze zdumienia widząc, że co 2 dni wrzucasz coś na blog (zawsze dopracowane, super fotki itd.) Gdyby nie kilka fotek malucha, w ogóle nie uwierzyłabym w jego istnienie 😉 I nie pisz mi proszę, że to dlatego, że duży Monsiur Ci pomaga – mój mąż zawsze mi pomagał i nadal to robi, a i tak gonię w piętkę ze wszystkim. A pierwsze miesiące bycia matką wspominam jako jedną wielką czarną dziurę niewyspania, stresu i mega zmęczenia (nie sądzę, żebym była wtedy w stanie stworzyć choć jeden blogowy post ;-)). Także naprawdę można Ci tylko pozazdrościć i pogratulować! 🙂
Ewo,
Monsieur mi oczywiście pomaga po powrocie z pracy, ale bądź co bądź to ze mną bobas spędza najwięcej czasu i gdy śpi, to mam czas, by przygotować wpisy na bloga. Czasami nawet udaje mi się zrobić dwa nowe artykuły w ciągu jednego dnia, ale są też dni, gdy tylko zacznę pisać jeden, bo MM mnie bardziej zaabsorbuje 🙂
Generalnie muszę przyznać, że trafiło nam się bardzo pogodne i wesołe dziecko – taki „Słoneczny Chłopiec”. On w zasadzie wcale nie płacze i tylko się uśmiecha. Trochę jak uśmiechnięte dziecko z reklamy pieluszek 😉 Płakał tylko przez pierwszy miesiąc, gdy się siebie uczyliśmy gdy poznawał otaczający go świat. Potem, praktycznie z dnia na dzień zrobiło się super. Wiem, że to nie jest super typowe, ale tłumaczę sobie tym, że w ciąży bardzo o siebie dbałam, unikałam stresów itd. Myślę, że to się przełożyło na zachowanie malucha. Wiele osób zwracało mi na to uwagę i nawet czytałam jeden artykuł naukowy, który potwierdzał, że to co kobieta przeżyje w ciąży, ma wpływ na dziecko po urodzeniu, bo hormon stresu przechodzi przez łożysko. Myślę, że to był w dużej mierze klucz do sukcesu. Ale na koniec dodam, że znam inne dzieci, które są tak samo bezproblemowe jak MM, więc nie jesteśmy pod tym względem jakimś odosobnionym przypadkiem 😉
Serdecznie Cię pozdrawiam,
E.