„Oszust z Tindera”, czyli jak poznałam mojego męża

Od kilku dni rekordy popularności na Netflixie bije „Oszust z Tindera” („The Tinder Swindler”) – bardzo ciekawy i pouczający dokument, który powinna obejrzeć każda kobieta. Bo bez względu na status i pozycję społeczną, każda w mniej lub bardziej sprzyjających okolicznościach może paść ofiarą naciągacza. I nie ważne czy to Tinder, Facebook czy mail. Oszuści w dzisiejszych czasach mają niesamowite sposoby na zwabianie ofiar i oskubywanie ich ze wszystkich oszczędności.

Jak poznaliśmy się z Monsieur?
I tytuł dzisiejszego wpisu jest po troszę przewortny, bo z Monsieur wcale nie poznaliśmy się na Tinderze. Powstał on dopiero bowiem w 2012 roku, czyli równo 10 lat temu. A my poznaliśmy się w 2005 roku. Facebook powstał zaledwie rok wcześniej i dołączyłam do niego zresztą dopiero pod koniec wspomnianego 2004 roku na zaproszenie przyjaciół z Holandii! Tak, w tamtych czasach to była platforma „na zaproszenie” i stan taki trwał dłuższy czas. Dziś to może wydawać się śmieszne, ale tak właśnie było.
A z Monsieur poznaliśmy się przez Grono.net. Niektórzy z Was mogą pamiętać pierwszą polską aplikację społecznościową, która nie przetrwała jednak próby czasu. Grono skupiało się na początku na znajomych z sąsiedztwa, można było dołączać do lokalnych grup i dzięki temu poznawać sąsiadów. Dzięki Gronu brałam m.in. udział w sadzeniu parku koło mojego domu.
Natomiast z Monsieur poznaliśmy się, bo wiedziałam, że mieszkaliśmy ze sobą przez jakiś czas blok w blok i tak się zaczęło. Nie był to ktoś „znikąd”, a mimo to długo nam zajęło nim rzeczywiście się spotkaliśmy. W sumie śmiesznie wyszło, bo niby sąsiad, a jednak do spotkania doszło przez aplikację społecznościową. No ale tak bywa. Grono wspominam z rozrzewnieniem, podobnie jak i Gadu-Gadu – pierwszy polski komunikator, który powstał w 2000 roku, gdy jeszcze nikt nie słyszał o Messengerze, Telegramie czy Whatsup’ie. Rozmawialiśmy na nim godzinami! Ale to historia na inny wpis…
The Tinder Swindler
Teraz to wszystko wygląda oczywiście inaczej, a aplikacje są dużo bardziej zaawansowane. Zwłaszcza te stricte randkowe jak Tinder. Aby założyć konto trzeba odpowiedzieć na masę osobistych pytań, by algorytm wyszukał nasze idealne dopasowanie. Kiedyś do głowy by nikomu nie przyszło, by zamieszczać ulepszone w photoshopie zdjęcia, dziś to niemal standard. Dużo łatwiej jest się „ulepszyć” czy nawet zupełnie zmienić osobowość. „Papierw wszystko przyjmie” jak to się mówi.
A piszę o tym wszystkim dlatego, że zbliżają się Walentynki i to jeden z tych okresów w roku, gdy aplikacje tego typu zyskują na popularności. Zawsze z tyłu głowy trzeba mieć na uwadze, że w dzisiejszych czasach bardzo łatwo wykreować siebie na nowo, tak jak wykreował siebie na wiele sposobów Simon Leviev czy może raczej Shimon Hayut. I jak widać po dokumencie Netflixa, dzięki temu mógł oszukać mnóstwo kobiet. Tak naprawdę liczba poszkodowanych nie została ustalona. Ale skoro oszust ze świtą latali także do Warszawy, to może się okazać, że i w Polsce znalazł sobie kolejną dziewczynę lub przyjaciółkę skorą pożyczać mu pokaźne sumy pieniędzy…

Jak nie dać się oszukać?
Ten dokument jest dla mnie dramatyczny i jest mi potwornie szkoda ofiar Simona. Doskonale widać, że ten facet miał techniki manipulacji w małym palcu. Wiedział na czym zależało tym kobietom i je potwornie wykorzystał. Tak samo jak jedna z bohaterek zastanawiam się jak można nie mieć skrupułów do tego stopnia, by wpędzać w coraz większe długi kolejne osoby. To jest absolutnie szokujące. Podobnie zresztą jak fakt, że do tej pory chodzi wolny i znowu kreuje się na bogacza.
Zadziwia też, że za wyłudzenie ponad 10 milionów dolarów nie został skazany. Spędził co prawda 5 miesięcy w więzieniu, ale nie za wyłudzenia finansowe, a za podrabianie dokumentów. Bo prosić o pieniądze też wiedział jak. Był mega sprytny, ale o tym dowiecie się z filmu. Obejrzyjcie i nie dajcie się w taki sposób oszukać żadnemu facetowi. I to samo tyczy się mężczyzn, bo mogę sobie wyobrazić też odwrotną sytuację: gdy to jakaś wyrachowana kobieta postępowałaby w analogiczny sposób wobec facetów. Każdy może zostać oszukany, choć, wydaje mi się, że kobiety są jednak bardziej ufne i przez to stają się łatwiejszym łupem. Swego czasu głośno było o poszkodowanych przez byłych i wysoko postawionych żołnierzy amerykańskich wracających z wojny w Afganistanie, którzy za pośrednictwem maili wyłudzali ogromne pieniądze od kobiet, które za pomocą korespondencji rozkochiwali w sobie…
Z pewnością przykład Simona nie jest niestety odosobniony i tych technik czy „pomysłów na życie” w tym stylu może być znacznie więcej, ale dobrze pokazuje mechanizm działania przestępcy. Warto go poznać i wynieść z tego jakąś naukę dla siebie, jak również przekazać ją innym.
Do przeczytania!
E.
Podobne wpisy
Komentarze
Jedna odpowiedź do “„Oszust z Tindera”, czyli jak poznałam mojego męża”
Dodaj komentarz
Autor: Madame Edith
Od kilku dni rekordy popularności na Netflixie bije „Oszust z Tindera” („The Tinder Swindler”) – bardzo ciekawy i [...]

Tak, ta historia jest niewiarygodna, do tego stopnia, że wiele osób myśli, że to fabularyzowany dokument, w którym grają aktorzy.
Warto dodać, że sprawa ma polski wątek – ochroniarz Simona to Polak o imieniu Piotr i właśnie pozywa Netflixa o wielomilionowe odszkodowanie – podobno o niczym nie wiedział…