Podsumowanie czerwca
Czerwiec był piękny i wydarzyło się w nim dużo dobrego. Pierwszy tydzień spędziliśmy jeszcze na Majorce. Ach, co to za wyspa! Lada chwila opiszę ją na blogu. Tylko niech upały zelżeją, bo nie mam zupełnie sił ostatnio ani na pisanie, ani na gotowanie. Mam sporo zaległych przepisów, które opublikuję. Nazbierało się też dużo tematów podróżniczych i restauracyjnych. Ale wszystko po kolei. Pod koniec miesiąca czeka mnie operacja pęcherzyka żółciowego, więc po zabiegu będę mogła nadrobić zaległości pisząc z łóżka. Nie będzie odwrotu 😉
Majorka
Pierwszy tydzień czerwca spędziliśmy jeszcze na przepięknej Majorce. Było fantastycznie. Nie spodziewałam się, że ta wyspa aż tak nam wszystkim się spodoba. Na początku czerwca rozpoczął się już wysoki sezon. I faktycznie odczuliśmy to na własnej skórze. Udało nam się wrócić do Polski tuż przed ulewnymi deszczami, które uziemiły lotnisko na Majorce i spowodowały duże kłopoty komunikacyjne na wyspie.
Łodź i SeeBloggers
Potem, w połowie czerwca, spędziłam trzy dni w Łodzi. Zostałam zaproszona jako prelegentka na konferencję dla twórców internetowych See Bloggers. Byłam też nominowana w jednej z kategorii konkursu Hashtagi Roku. Ta konferencja to nie tylko ciekawe warsztaty czy panele dyskusyjne, ale też okazja do spotkania starych znajomych, do networkingu i spędzenia czasu w Łodzi. W ostatni weekend jeszcze raz wróciłam do Łodzi, ale tym razem całą rodziną, więc oddzielny wpis z listą atrakcji też się pojawi.
W sumie podczas tych dwóch wizyt aż trzy jadłam w Ato Sushi. Bardzo lubię ten lokal! I chyba wypada po latach odświeżyć podlinkowany wyżej wpis.
Piknik japoński Matsuri
Jak co roku uczestniczyliśmy w pikniku japońskim przy Służewskim domu Kultury. Ta impreza z roku na rok jest coraz większa, a liczba stoisk z jedzeniem czy wystawców rośnie. Jeśli lubicie Japonię, polecam śledzić media społecznościowe Ambasady Japonii, bo na ich profilach zawsze pojawiają się najświeższe informacje o pikniku. Ceny na stoiskach z jedzeniem wynoszą tyle, co na targach z jedzeniem. Nie jest najtaniej, ale wszystko było bardzo smaczne.
Jedzenie w domu
W czerwcu na naszym stole królował bób – przede wszystkim w sosie pomidorowym, bo taki lubię najbardziej. Robiłam też różne wypieki z jagodami, w tym oczywiście jagodzianki oraz m.in. sernik baskijski z jagodami.
Restauracje
LAS
Razem z koleżankami odwiedziłyśmy LAS – Lokalną Atrakcję Stolicy. Już dawno temu, jeszcze na ich początku, mieli super kuchnię. Teraz mam wrażenie, że jest jeszcze lepiej. Jedzenie było znakomite! Mają dużo wege opcji w karcie, są ryby, burgery z jelenia. Jest w czym wibierać.
Mia Fiori Pizza przy Flora Point
I jeszcze z ciekawostek: zajechaliśmy do Flora Point po kwiaty. Okazało się, że na lato też mają piękne dekoracje!
A dodatkowo przed sklepem działa tymczasowo pizzeria Mia Fiori z bardzo smaczną pizzą neapolitańską. Spróbowaliśmy margarity, a capriciosę zabraliśmy na wynos.
Vegan Ramen Shop
Moi chłopcy któregoś dnia zażyczyli sobie ramen, więc pojechaliśmy do Vegan Ramen Shop na Mokotowie. Fajne jest to, że mają tam w menu ramen dla dzieci. Nieduża miska z samym makaronem, ale dla dzieci wystarczająca. Choć starszy syn miał pretensje, że nie dostał żadnych dodatkowych składników, więc dałam mu z mojej porcji – Spicy Mango. Ramen na ostro był dla mnie jednak aż zanadto ostry i nie zjadłam całej porcji.
Pakczoj
Jako że ostatnio często eksplorujemy mokotowskie lokale, bo nie znamy ich za dobrze, zaszliśmy też do Pakczoj. Lokal ma bardzo dobre opinie i podaje duże porcje, które bez problemu dzieli na pół. Ale z plusów to by było na tyle. Udon z tofu, sosem teriyaki i warzywami niestety zakończył się dla nas „syndromem azjatyckiej restauracji”. Byłam rozczarowana też jakością warzyw, wśród których dominowała cebula i marchewka. Zamiast dać sezonową cukinię, bakłażana czy pomidora… Dania wyglądały dobrze, ale niestety reszta pozostawiała sporo do życzenia.
Targ śniadaniowy
W jeden z weekendów wybraliśmy się też na Mokotów, by zjeść późne śniadanie (a w zasadzie obiad) na Targu Śniadaniowym. Wybór był ogromny, ale ceny, podobnie jak i na Nocnym Markecie, nie odstają od tych z restauracji. A wiadomo: to w końcu tylko targ, jedzenie z food trucków i małych stoisk rozstawionych na chodniku. Raz na jakiś czas warto odwiedzić, ale nie jest to miejsce, w którym bywam regularnie. Zjedliśmy tosty z Nowego Jorku robione na żeliwnych patelniach nad żywym ogniem, jak i bardzo smaczne placki z rozgniecionych platanów. Do picia wzięliśmy matchę, shake’a i kawę na zimno. Ceny napojów też jak w klasycznych kawiarniach.
Do przeczytania!
E.
Podobne wpisy
Komentarze
Autor: Madame Edith
Czerwiec był piękny i wydarzyło się w nim dużo dobrego. Pierwszy tydzień spędziliśmy jeszcze na Majorce. Ach, co to za wyspa! Lada chwila opiszę [...]
Dodaj komentarz