Podsumowanie kwietnia – Azory, restauracje, inne atrakcje
Kwiecień minął mi błyskawicznie. Nawet nie wiem jak i kiedy. Zaczął się Wielkanocą i moimi urodzinami. Już dwa dni później siedzieliśmy w samolocie do Lizbony, w której nieoczekiwanie zostaliśmy na jeden dodatkowy dzień, gdyż nasz samolot na Azory został odwołany…
Ostatecznie polecieliśmy zamiast lotem bezpośrednim, to z międzylądowaniem i nocowaniem na wyspie Sao Miguel w Ponta Delgada. Na Santa Marię trafiliśmy dobę po planowanym przylocie. Straciliśmy jeden dzień w hotelu i opłatę za jedną dobę wypożyczenia samochodu. Dotarliśmy bez bagaży, bo w związku ze zmianą lotów służby na lotnisku nie wsadziły ich do odpowiedniego samolotu.
Nie po raz pierwszy uratowało nas to, że zawsze zabieramy zapasową bieliznę, t-shirt, piżamę czy kosmetyczkę do bagażu podręcznego. Pasta do zębów w niedużej tubce i szczoteczka elektryczna (mamy podstawowy model philips sonicare – nie można go włożyć do bagażu nadawanego, bo ma akumulatory) to rzeczy, jakie zawsze mamy przy sobie. W sytuacji, gdy bagaż się zagubi, to trochę ratuje sytuację.
Pamiętajcie: lecąc na Azory zawsze planujcie wszystko z dodatkowym dniem lub dwoma zapasu i zabierzcie podstawowe rzeczy do bagażu podręcznego.
Na Santa Marii zostaliśmy cztery dni i wyjeżdżając czuliśmy niedosyt. Ten piąty dałby nam więcej czasu na relaks i powolne odkrywanie zakamarków wyspy. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że dziesięć dni później znowu tu wylądujemy, choć wcale nie mieliśmy tego w planach. Nasza podróż na Azory obejmowała siedem lotów… a z tych siedmiu zrobiło się dwanaście. Jeśli nie przepadacie za lotami samolotem, a chcielibyście zobaczyć Azory, to najlepiej skupić się na wyspach, które mają połączenia promami, bo lotów może być dużo. I nawet same linie lotnicze potrafią zamienić lot bezpośredni na taki z międzylądowaniem, podczas którego trzeba wysiąść z samolotu i potem znowu robić boarding.
Na Azorach spędzaliśmy dwa tygodnie. Zaczęliśmy od Santa Marii, z której trzema lotami przenieśliśmy się na Flores – najdalej na zachód położoną azorską wyspę. Flores leży dosłownie na środku oceanu – dokładnie w połowie drogi między Lizboną i Kanadą. Pozostałe wyspy są położone bliżej Europy, choć też daleko (2h 15 minut lotu) od lądu.
Na Flores pogoda nas nie rozpieszczała i była przedziwna. Wyspa nie jest duża: w jednej części przez trzy dni praktycznie bez przerwy świeciło słońce, gdy kilka kilometrów dalej były gęste chmury i mgła niepozwalająca zobaczyć żadnych jezior czy wodospadów, z których słynie. Niespokojny ocean pokrzyżował nasze plany odwiedzenia Corvo – najmniej zaludnionej wyspy na Azorach (mieszka tam między 350-500 osób – źródła różnie podają tę liczbę).
Restauracje
Po powrocie z Azorów w Polsce zastała nas prawdziwa wiosna i sezon szoaragowy. Pierwsze co zrobiłam to mój ukochany omlet ze szparagami.
Niesamowite jak w dwa tygodnie, roślinność się rozwinęła. Zabraliśmy dzieciaki na japońskie jedzenie do Sato gotuje. Jest tak samo dobrze, jak przed laty. Lokal, ku mojemu zaskoczeniu, uległ powiększeniu. Dzieciom bardzo smakował ramen z kaczką, ramen z tofu, jak i zestaw z kurczakiem w chrupiącej panierce. Starszy poprawił jeszcze onigiri z łososiem. Ceny są bardzo przystępne – zapłaciliśmy niecałe 120 zł.
Z tygodniowym poślizgiem otworzyliśmy też sezon szparagowy w gospodarstwie Majlertów i w Rysinach. Niestety tu zielonych szparagów nie było. Za to kupiliśmy pyszne białe do risotto, jak i do zupy krem z białych szparagów. Zjedliśmy też fajne śniadanie z pysznymi pierogami z trzema nadzieniami i pastami śniadaniowymi. Było pysznie! Jak zawsze polecam to miejsce, choć w soboty lepiej być zaraz o 8:00, bo bliżej południa są prawdziwe tłumy, a miejsce przeżywa oblężenie.
Atrakcje dla dzieci
Po raz pierwszy odwiedziliśmy Majaland i już wiem, że przez najbliższy rok będziemy tam częstymi gośćmi. O tym miejscu napiszę jeszcze więcej za jakiś czas, ale już po pierwszej wizycie mogę powiedzieć, że nasz 4-latek i 6-latek bawili się tam znakomicie. Ten park rozrywki jest czynny codziennie od 10 do 18:00. Może się wydawać, że to krótko, ale nic bardziej mylnego. Nie jest to miejsce na cały dzień. My po 4 godzinach mieliśmy dość wrażeń, a dzieci były tak zmęczone, że w pięć minut zasnęły w samochodzie. Do Majalandu mamy z Ursynowa jakieś 20-25 minut samochodem, więc w zasadzie tyle samo, jak nie szybciej, ile zająłby nam dojazd do centrum miasta. Od razu wykupiliśmy bilety roczne, bo wiedzieliśmy, że na jednej wizycie się nie skończy. Jest tam dużo atrakcji, głównie dla dzieci w przedziale 4-7 lat. Dzieci do 95-105 cm z wielu miejsc nie będą mogły skorzystać, więc wiek około 4 lat to dobry moment na pierwszą wizytę.
Pierwszy raz byliśmy też w IncaPlay w Blue City. To ciekawa sala zabaw. Bardzo różni się od Fikołków, do których chodzimy najczęściej. Najbardziej opłaca się kupić bilet na 2h za 45 zł. Sala jest fajnie urządzona, jest część dla mniejszych dzieci do 4 lat i większa – ogólna. Są zjeżdżalnie, małpi gaj i dwie karuzele.
Odwiedziliśmy też nowootwartą kładkę nad Wisłą. Fajna jest, nowoczesba i całkiem szeroka. Można usuasc w wielu miejscach i podziwiać panoramę. Póki co odwiedzają ją tłumy pieszych, jak i rowerzystów. Zobaczymy, czy jej popularność się utrzyma.
I tak zastała nas majówka. Podczas niej też dużo się działo: była wycieczka koleją wąskotorową, rowery, piknik, lody, jak i place zabaw.
Do przeczytania!
E.
Podobne wpisy
Komentarze
Autor: Madame Edith
Kwiecień minął mi błyskawicznie. Nawet nie wiem jak i kiedy. Zaczął się Wielkanocą i moimi urodzinami. Już dwa dni później siedzieliśmy w [...]
Dodaj komentarz