Prawnuczka młynarza
Mój pradziadek był młynarzem. Od lat 20’tych XX w. miał duży młyn w Nałęczowie. Widać go było z dużej odległości, gdyż stał na sporym wzniesieniu i jak na tamte czasy był niezwykle wręcz nowoczesny. Projektował go specjalista od wiatraków, który wówczas przyjechał do Nałęczowa aż z Pomorza.
Budynek usytuowany został na murowanych fundamentach, jednak cały był z drewna. Nie był podobny do wiatraków holenderskich, w których obracała się tylko górna część budynku. On obracał się cały!
W jego podstawie bowiem zamontowano mechanizm, dzięki któremu można było obrócić budynek w zależności od kierunku z jakiego wiał wiatr. Cud techniki jak na tamte czasy. Ale nadmienić trzeba, że wówczas wiatraki nie produkowały energii elektrycznej (elektryczność nie była rozpowszechniona), a siła przenoszona ze śmigieł napędzała maszyny do mielenia zboża. Zapotrzebowanie na takie usługi było na tyle duże, że wiatrak pracował niemal bez przerwy, dzień i noc.
Był też wielką okoliczną atrakcją i, jak mówi babcia, co chwilę ktoś przychodził na podwórko go pooglądać i podziwiać. Niestety w połowie lat ’50-tych wiatrak się spalił. Prawdopodobnie winna temu była akcja elektryfikacji wsi. Fachowcy, najprawdopodobniej podłączyli coś nie tak jak trzeba w związku z czym doszło do spięcia i wiatrak w nocy stanął w płomieniach. Po pewnym czasie na jego murowanej podbudówce pradziadek wybudował mały młyn, ale już nie wiatrak. Zgromadził w nim nowe urządzenia już na prąd i ropę. Budynek stoi po dzień dzisiejszy na podwórku, koło domu babci. Wszystkie elementy wnętrza się w nim zachowały, ale czy maszyny są sprawne – tego nie wie nikt.
Gołębnik – dziś pusty, kiedyś okupowany był przez gołębie |
Pracownia |
Maszyny do wytwarzania mąki |
Podczas wizyty w sierpniu oglądałam zdjęcia z dawnych czasów. Na kilku z nich został uwieczniony wiatrak pradziadka. Bardzo żałuję, że nie zachował się do dnia dzisiejszego. Przetrwał wojnę, a spalił się najprawdopodobniej od świeżo założonej instalacji elenktycznej. Co za paradoks! Dobrze, że zostały przynajmniej po nim zdjęcia w kolorach sepii, często na pożółkłym papierze i prześwietlone po bokach, ale tym samym bardzo klimatyczne i tak nierealne, że trudno uwierzyć, że są autentyczne.
Oglądają je pomyślałam sobie, że taki wiatrak dziś to dopiero byłby atrakcją Nałęczowa. Mogłabym robić za przewodnika i oprowadzać po nim grupy turystów 😉
Widok z ostatniego piętra musiał być nieziemski, wszak sami możecie zobaczyć jak dużych był rozmiarów.
Do kolejnego przeczytania!
E.
Moje jedyne zdjęcie z pradziadkiem |
Podobne wpisy
Komentarze
16 odpowiedzi na “Prawnuczka młynarza”
Dodaj komentarz
Autor: Madame Edith
Mój pradziadek był młynarzem. Od lat 20’tych XX w. miał duży młyn w Nałęczowie. Widać go było z dużej odległości, gdyż stał na sporym [...]
Ooo, Bochotnica. To bardzo pobliskie miejsce domu moich Dziadziów. Tak, ten drugi młyn w Piotrowicach, o którym Pani pisze, to był właśnie ten nasz rodzinny…
A propos Bochotnicy z kolei – przypomina mi się też urocza opowieść moich Dziadziów, że gdy nastąpiła elektryfikacja tego miejsca na zasadzie rozpięcia pomiędzy słupami energetycznymi przewodów, które balansując na wietrze wydawały charakterystyczne dźwięki, jakiś lokalny prosty chłop nie rozumiejący istoty tego zjawiska, twierdził, że to „falefuny bancą” – co miało oznaczać „telefony brzęczą”, tj. dzwonią (choć nie była to linia tel. ?
Podobno do biedaka przylgnęła potem łatka/pseudonim „Falefun” ?
Pani Edyto,
z zaintrygowaniem przeczytałem Pani opis dot. przedwojennego młyna i Pani pradziadka. Przede wszystkim dlatego, że w mojej rodzinie w linii żeńskiej pochodzącej z Nałęczowa, też był młyn (w Piotrowicach Małych) i mnóstwo związanych z nim opowieści i legend. Jedna z nich była taka, że moja 4-letnia babcia b. lubiąca wujka-młynarza (chyba mówiła o nim „wuj Henio”?) zniknęła raz na pół dnia, czym – mimo że czasy były inne niż dziś – znacznie zaniepokoiła rodziców. Wszczęto poszukiwania, które zakończyło niespodziewane odkrycie – mała śpiąca dziewczynka pod skrzydłami wiatraka Wuja 🙂 Domysł był taki, że mała Jasia wybrała się samodzielnie do młyna i że będąc już przy nim podeszła na tyle blisko, że „pacnęło” ją lekko w głowę jedno ze skrzydeł wiatraka ogłuszając/usypiając na jakiś czas. Z rodzinnych opowieści wiem, że młyn chyba przetrwał II wojnę, ale spotkał go chyba też podobny (o ile nie identyczny) los jak młyn, o którym pisze Pani, tj. unicestwienie przez ogień. Później za PRL-u jakaś tam gałąź naszej rodziny korzystała jeszcze z przebudowanego młyna, pamiętam nawet gdy bywałem jeszcze w Nałęczowie (dziadziowie nie żyją już od ok. 20 lat) odwiedziny raz na jakiś czas domu Dziadziów przez „ciocię z młyna”, o której mówiło się „ciocia Basia Łuka” 🙂 No i pamiętam, że ona zawsze wspominała, jak to oryginalnie Wujek-młynarz ochrzcił swoje dzieci – min. synowie nosili imiona: Zygfryd i Dyonizy, co budziło konsternację we wsi 🙂
To tyle wspomnień, które jak potok popłynęły we mnie pod wpływem Pani posta dot. rodzinnego młyna. Ciekaw jestem, w jakiej części Nałęczowa on jest. Jako dziecko w sezonie letnim spędzałem w tym miejscu mnóstwo czasu, może nawet w jego okolicy kiedyś byłem?
Pozdrawiam serdecznie Pani Edyto – pra-prawnuk młynarza 🙂
Panie Michale,
nasz rodzinny młyn stał w Bochotnicy. W zasadzie, to „nowy”, bo zbudowany na miejscu wiatraka młyn napędzany przez silnik spalinowy stoi do dziś. Jest jednak od wielu lat, chyba śmierci pradziadka w 89 roku nieużywany. Bardzo żałuję, że wiatrak nie przetrwał do naszych czasów. W Nałęczowie były wtedy dwa wiatraki. Jeden pradziadka, a drugi w Piotrowicach – Drzewcach, po drugiej stronie miasta.
Serdecznie pozdrawiam!
Edyta
Pani Edyto
Niedawno trafiłam na Pani stronę i ciepło mi się zrobiło na sercu jak zobaczyłam ten wpis 🙂
Mój Dziadek też był młynarzem i Tata też…
I wie Pani co? Mój Dziadek był zdolnym konstruktorem i stawiał młyny w różnych miejscach w Polsce a nasza rodzina pochodzi z Pomorza i Kujaw 😉 Kto wie, może ścieżki naszych przodków przecięły się lata temu 😉
I nasz młyn też jeszcze stoi i całkiem jest podobny do tego na zdjęciu chociaż i Dziadek i Tata już aniołom mąkę mielą…
Dziękuję za świetne przepisy i tego bloga
Pani Barbaro,
Jak miło, że Pani napisała. To prawda, być może to Pani dziadek budował ten młyn. Podejrzewam, że nie było zbyt wielu konstruktorów takich budowli w tamtym czasie.
Serdecznie pozdrawiam
E.
A ja z kolei jestem wnuczka młynarza i mam gdzieś u rodzicow podobne zdjecia jak Ty. Wiatrak stał w sumie niedaleko od Nałęczowa, przy trasie Lublin-Warszawa, na wysokości wsi Wola Osińska ( tam w sumie stały 2 wiatraki, jeden mniejszy – blizej drogi, drugi dalej – Dziadka). Od kilkunastu lat juz go nie ma, bo Dziadek zmarl, Babcia nie miała mozliwości utrzymac go w dobrym stanie i został rozebrany. Ale wspomnienia z dziecinstwa istnieja do dzis 🙂
Ja jestem prawnuczką latarnika i kiedyś chciałbym pojechać i zobaczyć na własne oczy wszystkie latarnie w których pracował i żył pradziadek z rodziną. Widziałam je tylko na zdjęciach niestety.
Ciężkie chyba byłoby dla nas teraz takie życie – jesteśmy za wygodni. Babcia mi kiedyś mówiła jak łodzią pływała z wyspy do szkoły a jak były sztormy to dzieci zostawały nawet na kilka dni w szkole.
Na takie perełki warto czekać choćby nawet i rok 😉 A tak poważnie, to kolejne posty przeczytam z ogromną przyjemnością 🙂
Pozdrawiam ciepło,
Magda
Bardzo mnie to cieszy 🙂
Dzięki za ten niesamowity post, przeczytałam i obejrzałam z ogromną przyjemnością, wręcz z zapartym tchem, bo jestem wyjątkowo łasa na sagi rodzinne 🙂 Poproszę więcej takich historii, bo w mojej rodzinie wszyscy przodkowie niestety żyli zbyt krótko i czuję niedosyt odkrywania przeszłości, zwłaszcza tej przedwojennej.
Magdo,
ogromnie mi miło, że wpis przypadł Ci do gustu. Mam zamiar kontynuować ten cykl i na wiosnę odwiedzić przedwojenną leśniczówkę moich drugich dziadków 🙂
Serdecznie pozdrawiam
E.
Uwielbiam takie historie. Sama param się genealogią, więc ciekawią mnie szczególnie.
cudowna historia i jest to chyba najciekawszy wpis. uwielbiam poznawać takie ciekawostki, bo młyn nie jest dla mnie teraz "tylko młynem", ale ma też swoją twarz, przez to, że opowiada mi o nim osoba, którą "znam" ;))) brzmi to 100 razy bardziej rzeczywiście ;))) i jakie wspaniałe jest to, że na podwórku babci zachowała sie jeszcze cześć tej historii!
Jak ja lubię wyciąganie takich historii!!! :)) Dzięki! :))
Bardzo miłe to musi być- świadomość, że kiedyś Twoi przodkowi ociągali sukcesy 🙂 W ogóle, znajomość życia swoich krewnych kiedyś jest bardzo ekscytująca, przynajmniej jak dla mnie 😀
Szkoda, że wiatrak już nie istnieje.. Na pewno byłby atrakcją 🙂 Fanie, że zachowały się zdjęcia! ładnie wyszłaś z pradziadkiem 🙂
Fajny powrót do historii i dzieciństwa. Niestety budynki niszczeją, ale pozostaje pamięć. I to jest najważniejsze.