„Ugotowany” – czy warto iść do kina?
Film „Ugotowany” trwa 101 minut i w ciągu tego czasu prawdopodobnie ani razu nie spojrzycie na zegarek. Akcja rozgrywa się głównie w londyńskich restauracjach, targu rybnym lub przy budkach z azjatyckim fast-food’em, przy których główny bohater Adam Jones (Bradley Cooper) poszukuje natchnienia. Po trwającej 3 długie lata kulinarnej banicji wraca do gotowania pisanego przez duże „G”. Bardzo mu zależy na zdobyciu trzech gwiazdek Michelin i całe swoje „nowe” życie podporządkował temu celowi.
Główny bohater to klasyczny „bad boy”, który niegdyś nadużywał alkoholu i narkotyków. Teraz się zmienił. Przykładnie spotyka się ze swoją terapeutką (Emma Thomson) i co rusz wpada na swoje byłe dziewczyny, a to na krytyczkę kulinarną (Umę Thurman), a to na córkę byłego szefa (Alicia Vikander).
Fabuła brzmi dość banalnie. Zwłaszcza jeśli dorzucimy do tego kotła krzyki i kuchenne awantury rodem z „Hells’ Kitchen”, a także aspirującą do bycia szefem kuchni, ale niespełnioną zawodowo, Helene (gra ją Sienna Miller), z którą główny bohater nawiązuje romantyczną nić porozumienia.
Aktorzy grają na poziomie. Urodę Sienny Miller skrupulatnie maskuje mało twarzowa fryzura, przez co chyba łatwiej docenić jej aktorstwo. Bradley Cooper jest autentyczny i charakterny w roli szefa kuchni – to bez wątpienia jego bardzo dobry występ. Jednak docenić należy chyba przede wszystkim Daniel’a Brühl’a grającego Tony’ego – właściciela restauracji. To on daje prawdziwy popis umiejętności aktorskich.
Na szczęście reżyser i producenci nie poszli na łatwiznę i nie stworzyli kolejnej komedii romantycznej rozgrywającej się w kuchni. „Ugotowany” to raczej dramat, aniżeli komedia, choć jest kilka scen, przy których publiczność wybuchała śmiechem.
To film z drugim dnem, choć może nie jest ono głębokie na 100 metrów, to ogląda się dobrze i nie trąci banałem, czego się odrobinę obawiałam. Na ekranie nie wybucha gorący romans, a jedynie ogień pod patelniami i garnkami. Dzięki takim wizualnym zabiegom robi się gorąco! Sceny pokazujące z bliska przygotowywanie dań są wspaniałe i bardzo w stylu „food porn”. Choćby dla tej części warto iść do kina.
„Ugotowany” to przyjemny film na weekendowe wyjście. Zwłaszcza dla miłośników jedzenia, gotowania czy chodzenia do restauracji. Pod żadnym pozorem jednak nie idźcie do kina głodni! Wcześniej zjedzcie koniecznie porządną kolację lub obiad.
Podobne wpisy
Komentarze
12 odpowiedzi na “„Ugotowany” – czy warto iść do kina?”
Dodaj komentarz
Autor: Madame Edith
„Ugotowany” z Bradleyem Cooper’em to kinowa premiera, która na ekrany weszła zaledwie dwa dni temu. Z racji tego, że już za [...]
O proszę! A mnie film wyjątkowo nie przypadł do gustu. Duży plus za zdjęcia jedzenia, poza tym… nudziłam się po prostu. Zgadzam się, że historia daleka od banału, ale denerwowały mnie pseudo-intelektualne rozmowy bohaterów i braki w scenariuszu. Gdzieś podskórnie czułam, że bardzo niewiele zabrakło „Ugotowanemu” do tego, by mnie zachwycił. Tym bardziej mnie zniechęcił…
Poszłabym 🙂
Byłam, fajny film 🙂 🙂 sztuka gotowania i układania na talerzach poezja!!
ale w końcu nie wiem, co myśli M. o tym filmie…
Początkowo byłem nastawiony sceptycznie … kolejny film o gotowaniu … a na plakacie nie ma nawet zachęcającej kobiety 🙂 Po co iść? … Kiedy zasiadłem w kinowym fotelu jednak coś się zmieniło … znalazłem tu ładne ujęcia jedzenia, zagadkową historię przeszłości głównego bohatera, szczyptę pasji i dążenie do postawionego celu … gorycz porażki a także nadzieję. Z kina wyszedłem zadowolony 🙂
Z przyjemnością oglądam wszystkie "kuchenne" filmy, po ten z pewnością również sięgnę 🙂
Chciałam się na niego wybrać i fajnie, że warto 🙂
Bardzo chciałam go zobaczyć, co najważniejsze cieszy mnie, że nie jest to kolejny banał i tania rozrywka tylko film jednak chce przekazać jakąś mądrzejszą treść. 🙂
Mnie właśnie baaaardzo kusi żeby na niego pójść… bardzo bardzo tego chcę nawet ;D ;p
Dziękuję za recenzję. Na pewno się wybiorę do kina.
Uwielbiam go 🙂
Film świetny! potwierdzam 🙂
ja byłam na głodniaka i burczało mi w brzuchu 🙂