11 października 2012 książka „What Katie Ate – Recipes and Other Bits and Bobs” Katie Quinn Davies miał swoją premierę w Stanach, kilkanaście dni później podbiła Francję. Kwestią czasu było wydanie australijskie, które ukazało się 26 stycznia 2013 i w końcu brytyjskie ze wszystkimi miarami przeliczonymi na metryczne, czyli w końcu „po naszemu” 🙂
To zdjęcie zostało wybrane na okładkę amerykańskiego wydania książki Katie |
Na tę książkę czekałam z utęsknieniem i zamówiłam ją czym prędzej w dniu premiery, czyli 28 lutego. Co ciekawe tego samego dnia ukazała się także książka Deb Perelman, nowojorskiej blogerki prowadzącej „Smitten Kitchen”. Oba blogi poczytuję od dawna i z pewnością miały one wpływ na kształt mojej własnej strony. Sposób przygotowania tarty z jabłkami podpatrzyłam dawno temu u Deb i choć korzystałam ze swojego przepisu na ciasto, to zawdzięczam jej swój ulubiony sposób na jego podanie.
Obie książki trafiły do mnie ponad tydzień temu. Miałam już więc trochę czasu, by się z nimi zaprzyjaźnić, choć jeszcze nie gotować.
Dziś opiszę Wam wrażania po lekturze książki Katie.
Jak widzicie książka „What Katie Ate” jest bardzo gruba, liczy aż 300 stron. Jest zszywana, ma twardą okładkę i matowy, wspaniały papier.
Katie, która z zawodu jet grafikiem, zadbała o każdą stronę i każdy, najmniejszy nawet detal. Wszystkie zdjęcia są oczywiście jej autorstwa, ale większość mogliśmy wcześniej widzieć na jej blogu. Podobnie zresztą, jak i wiele przepisów było na nim opublikowanych.
Książka podzielona została w sposób bardzo klasyczny. Najpierw mamy wstęp i dwie strony praktycznych porad w stylu „jak obierać cebulę, by się nie popłakać” (odpowiedź: żuć gumę do żucia lub zmoczyć nadgarstki wodą przed krojeniem), czy „jak wyciskać sok z cytryny/limonki, by było go więcej” (przed wyciskaniem włożyć owoc na minutę do mikrofalówki i lekko zagrzać).
Potem zaczynają się następujące po sobie części ze śniadaniami, obiadami, sałatkami, kanapkami, kolacjami, przystawkami, sosami i deserami.
Łącznie w książce znalazło się aż 107 przepisów. To pokaźna liczba!
Każdej recepturze towarzyszy zdjęcie – bardzo to lubię w książkach kucharskich, szczególnie gdy zdjęcia są tak piękne jak ma to miejsce w tym przypadku.
Wracając jednak do przepisów, to nie podoba mi się wymyślna, przesadzona typografia na stronach opisujących przygotowanie potraw. Średnio na każdej naliczyłam 5-6 zupełnie różnych czcionek. Biorąc pod uwagę fakt, że tło na którym zostały umieszczone litery w żadnym przypadku nie jest gładkie i białe, to czytanie receptur przysparza w niektórych przypadkach niemałych problemów.
Książka jest po prostu mało czytelna. Każda kartka, choć wizualnie piękna, jest bardzo mocno stylizowana. A to na starodawną papeterię, a to na papier maszynowy, czy kartkę wydartą ze starego, pożółkłego notesu. Byłby to świetny zabieg gdyby dotyczył tylko „wypełniaczy” – stron bez treści. A tak niestety oczy bolą od wpatrywania się w czcionkę z maszynopisu.
Z tego też powodu książkę łatwiej, przynajmniej w pierwszym odruchu, traktować jest jak piękny album, niż jak pozycję, z której będzie się gotowało.
Być może właśnie tu jest pies pogrzebany: zdjęcia są tak charakterystyczne i piękne, że odciągają całą uwagę czytelnika od treści przepisów, które są jakby trochę zbędnym dodatkiem, niepotrzebnie dołożonym do pięknie zadrukowanych, starych kartek.
Fotografie zresztą są utrzymane w bardzo różnym klimacie. Jedne są jasne, inne bardzo ciemne. Dokładnie tak jest też na blogu Katie.
Czy coś ugotuję z tej książki?
Do przepisów, które z pewnością wypróbuję należy szarlotka (drugie zdjęcie u góry) oraz ten oto czekoladowy tort:
W książce i przepisach podoba mi się to, że Katie gotuje z sezonowych składników. Jej kuchnię i styl gotowania można określić jako prosty, naprawdę nieskomplikowany, domowy.
Książkę póki co odkładam na półkę. Wrócę do niej po Wielkanocy, by co nieco ugotować. Jeśli ciasta się udadzą, z pewnością przedstawię je na blogu. Potem przyjdzie czas na letnie dania z warzywami i chutneye…
Cena okładkowa książki to aż 25 £, ale na szczęście na amazonie można ją dostać już za 15.50 £. Kwotę tę uważam za w pełni uzasadnioną. Książka jest wydana z niesamowitą dbałością o detale … momentami może nawet zbyt przesadną 😉
Według mnie to pozycja, której po wzięciu w rękę szybko się nie zapomni. Zdjęcia wyglądają czasami jak namalowane pędzlem artysty obrazy, dlatego też zdecydowanie warto ją mieć, bo wielu podobnych nie znajdziecie w księgarniach. Jestem bardzo ciekawa czy ukaże się polskie wydanie…
Myślę, że do wielości i wielkości czcionek też się przyzwyczaję, choć z pewnością zajmie to chwilę zanim zasiądę z książką Katie w mojej kuchni i rozpocznę nową kulinarną przygodę.
E.
Podobne wpisy
Komentarze
18 odpowiedzi na “What Katie Ate”
Dodaj komentarz
Autor: Madame Edith
11 października 2012 książka „What Katie Ate – Recipes and Other Bits and Bobs” Katie Quinn Davies miał swoją premierę w [...]
piękna książka 🙂
Podobno polskie wydanie ma być dostępne do kupienia od 24 wrzesnia 2014r (dzień premiery)
To wspaniale! Dziękuję za informację 🙂
Bardzo lubię blog "What Katie Ate" i cieszę się, że jest już polska recenzja książki 🙂
Witam serdecznie. Gdzie mogę nabyć tę książkę???? POMOCY!!
Droga Czytelniczko/Drogi Czytelniku,
Wydaje mi się, że póki nie zostanie wydana w języku polskim (a nie wiem, czy są w ogóle takie plany), to najtańszą opcją będzie zamówienie jej na Amazon.co.uk. Kosztuje 15,5 Funta, więc dużo mniej niż cena z okładki (£25). Dodatkowo można wybrać darmową wysyłkę do Polski. Książka będzie u Ciebie w ciągu ok. tygodnia od złożenia zamówienia 🙂
Pozdrawiam,
E.
Bardzo ciekawa recenzja 🙂
Hmm… Mam już tyle przeróżnych książek, i jeszcze więcej na liście, które chciałabym mieć, że nie jestem pewna, czy ta dołączy do któregoś z tych zbiorów… Choć wydaje się ciekawa, nie poczułam tego ukłucia mówiącego "musisz to mieć!". Sama nie wiem, dlaczego…
Gin,
wcale się Tobie nie dziwię, bo chyba trzeba lubić ten klimat starych gadżetów na zdjęciach i pożółkłych kartek, o których pisałam. To z pewnością nie jest uniwersalna książką kucharska, jak pozycje Nigelli, czy Jamiego. Np. nie odważyłabym się kupić tej książki na prezent, bo wiem, że mogłaby się nie przyjąć, a książkę Jamiego bym kupiła w ciemno!
Myślę, że styl Katie albo się lubi albo nie. Ja lubię i mi się ta książka podoba, oczywiście poza słabą czytelnością i przejrzystością. Traktuję ją bardziej jak album – inspirację, niż książkę z której faktycznie będę dużo gotować.
Jeśli nie jesteś przekonana lepiej się wstrzymaj i przejrzyj ją w księgarni kiedy się pojawi w wersji oryginalnej, czy (kto wie?) w polskim tłumaczeniu.
Serdecznie pozdrawiam,
E.
Dzięki Edith za rzetelną recenzję! Przejrzałam sobie Twoje zdjęcia i masz rację, że ciężko się czyta te wystylizowane strony. Ale on mi do Autorki książki pasują jak ulał 🙂
Ta pozycja na pewno znajdzie się na mojej półce i to nie tylko w powodu pięknych zdjęć, ale za klimat jaki Katie przeniosła z bloga na kartki książki.
Pozdrowienia słoneczne!
Edith, jak zwykle bardzo fajna recenzja. Ja ksiażkę mam od jakiegoś czasu i uwielbiam ja ogladać. Nie przeszkadzaja mi różne kroje pisma ani te podlewy ze starego papieru. Całość świetnie się uzupełnia ze zdjęciami. Zrobiłam z niej ciasto czekoladowe i wyszło świetne:-) pozaznaczałam jeszcze kilka przepisów i czekaja w kolejce do wypróbowania. Ja jestem zadowolona, że mam ta ksiażkę i będę do niej często zagladać:-) pozdrawiam ciepło i życzę przyjemnego dnia a właściwie weekendu:-)
Uwielbiam Twoje recenzje! :). Chyba poszukam książki na amazonie 😉
oglądałam tę książkę.. jest czarująca!
Fantastycznie zaprezentowana. Jestem w niej zakochana i już zaczynam się rozglądać
ja właśnie się na nią czaję, a po Twojej recenzji jestem juz pewna i zamawiam 🙂 pozdrawiam 🙂
ładnie wydane, a tarte au pommes nieustannie wolę z rąk mojego męża z cremem anglaise i gałką prawdziwych lodów waniliowych 😉
To już kolejna recenzja jaką czytam na temat tej książki i coraz bardziej się przekonuję że raczej w nią nie zainwestuję. Piękny album ale takie mieszanie czcionek skutecznie zniechęca. Możliwe że przepisy uratują:)) Czekam zatem na Twoje wypieki!! Pozdrawiam // k
Po Twojej (myślę, że trafnej) recenzji, mam wrażenie, że książka ta jest bardziej albumem. Można nacieszyć swoje oczy pięknymi fotografiami, ale niekoniecznie chcieć odtwarzać te przepisy w swojej kuchni.
Bardzo lubię zdjęcia autorki książki, więc sięgnęłabym z chęcią po nią dla samego podziwiania. Chociaż nie ukrywam, ciekawa jestem, czy rzeczywiście wypróbujesz przepisy i jakie będą tego efekty 🙂
Pozdrawiam, Tosia.
Ogromnie sie ciesze Edith, ze napisalas o tej ksiazce i ze pokazalas kilka fotek ze srodka. Przecudnej urody ksiazka 🙂 Uwielbiam zdjecia Katie, uwielbiam jej stylizacje. Juz nie moge sie doczekac, kiedy ja kupie (ja kupuje tylko ksiazki przetlumaczone na niemiecki, u nas w DE bedzie mozna ja kupic dopiero 1 maja). Ale widze, ze warto czekac :))
Pozdrowienia.