Azory to niesamowite miejsce, z którym wiążą nas niezwykłe wspomnienia. I to jedno z tych miejsc, w którym mogłabym mieszkać. Uwielbiam tamtejszy, łagodny, ale przyjemnie ciepły klimat i wiatr od Atlantyku. W dodatku, odrobinę jak Wyspy Kanaryjskie, czy już w mniejszym stopniu Madera, mają niezaprzeczalnie magiczny klimat.
Nocą górskie wierzchołki, po których suną nisko usadowione chmury oświetlone od góry przez księżyc w pełni przypominają mi przerażającą atmosferę z „Miasteczka Twin Peaks”. Wówczas pojawia się mały dreszczyk emocji i tajemnicy i czuje się coś szczególnego. Nie wiem bynajmniej na ile wpływ na te emocje ma fakt, że przebywa się na aktywnym sejsmicznie terenie, ale wrażenia są niezapomniane.
Wspólnie z Monsieur niedawno wspominaliśmy widok na ocean na Fuercie, jak i naszą szaloną jazdę na szczyt wulkanu o zachodzie słońca do wulkanicznego jeziora – Lagoa do Fogo na zdjęciu poniżej).
Po jednej z kolacji w Ponta Delgada, jeszcze na długo przed zapadnięciem zmroku pomyśleliśmy sobie, że damy radę odwiedzić ten wulkan i zobaczyć jezioro o zachodzie słońca. Uradowani tą myślą chwyciliśmy aparat, statyw i wsiedliśmy do auta. Już po przejechaniu kilku kilometrów, gdy droga zaczęła piąć się w górę, stało się jasne, że to nie będzie codzienna przejażdżka.
Im wyżej byliśmy tym widoczność malała i w końcu, mimo świateł przeciwmgielnych, ograniczała się do 1-2 metrów. Potem nie widać było nic poza końcem maski naszego samochodu, a droga była bardzo kręta i pięła się do góry. Wiedzieliśmy, że jedziemy serpentyną na szczyt wulkanicznego stożka i obok nas jest przepaść…ale nawet nie byliśmy pewni po której stronie!
Szosa była na tyle wąska, że nie było jak bezpiecznie zawrócić, ale w końcu po przejechaniu ponad 20 kilometrów zauważyliśmy poszerzenie i małą zatokę. Zawróciliśmy na niej ostrożnie i trasą, jaką przyjechaliśmy powróciliśmy czym prędzej do naszego hotelu.
To była jedna z tych podróży podczas której nawet słowem się do siebie nie odzywaliśmy, a jedynie oboje jechaliśmy z oczami przyklejonymi do szyby. Połowę trasy (ok. 10 km) od zjazdu z tzw. „via rapida” (tamtejszej autostrady) przejechaliśmy zupełnie sami nie mijając po drodze nawet żadnego samochodu… Powiem szczerze, że myślałam, że przyjdzie nam tam nocować, bo zasięgu w telefonie nie było, a widoczność była taka, że nie było wiadomo dokąd zmierzamy i czy lada moment nie wjedziemy do kaldery.
Moja bujna wyobraźnia zaczęła pracować na najwyższych obrotach i zaczęłam sobie wyobrażać jak zaraz zabraknie nam paliwa lub auto stanie z niewiadomego powodu. Z drugiej strony już wyobrażałam sobie jak jakieś \Yeti wyłania się zza mgły i zjada najpierw nas, a potem na deser przekąsza nasz samochód. To dopiero byłaby zbrodnia doskonała: dowodów brak, świadków także! 😉 Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Wszystko zostało we mgle otaczającej tajemnicze jezioro Lago do Fogo, a azorskie Yeti może by się nawet nami najadło, bo byliśmy po solidnej kolacji…
Kolejnego dnia, wybraliśmy się tam ponownie. Jakież było nasze zdziwienie kiedy okazało się, że licha zatoczka, która uratowała nam życie i pozwoliła zawrócić była … małym parkingiem i jednocześnie punktem widokowym na jezioro! Wtedy zaczęliśmy się śmiać do rozpuku, bo przecież poprzedniego wieczora dojechaliśmy do docelowego miejsca nie mając w ogóle pojęcia, że się tam znaleźliśmy. Widok z tego miejsca widać na zdjęciu głównym.
Czasami, jak widać, można nawet Mount Everestu nie zauważyć. A morał z tego taki, by nie wybierać się na nocne eskapady po wulkanicznych stożkach na Azorach i wieczorami trzymać się głównych, nadbrzeżnych dróg.
Piszę Wam to wszystko dlatego, że w tym roku mamy plany, by wrócić na Azory. Już się nie możemy doczekać, bo to cudne miejsce i, obok Japonii, ten wyjazd wspominamy najmilej. Mam nadzieję, że tym razem także odwiedzimy wyspę Sao Miguel i pojedziemy (teraz już zdecydowanie w ciągu dnia) na Lagoa do Fogo.
Wszystkie dotychczasowe wpisy z Azorów znajdziecie w sekcji Azory.
Do kolejnego przeczytania!
E.
Podobne wpisy
Komentarze
4 odpowiedzi na “Azory: nasza najbardziej emocjonująca przygoda w czasie podróży”
Dodaj komentarz
Autor: Madame Edith
Azory to niesamowite miejsce, z którym wiążą nas niezwykłe wspomnienia. I to jedno z tych miejsc, w którym mogłabym mieszkać. Uwielbiam [...]

Dzięki Twoim poprzednim wpisom udało nam się zaplanować super urlop na Sao Miguel we wrześniu 2018 ? na Lagoa da Fogo zastały nas niestety chmury, ale za to Sete Cidades przy najlepszej pogodzie ? bylo pieknie – rewelacyjne steki, cudna architektura, spacery nad oceanem, wszędobylskie hortensje, ach! Mile wspomnienia wracaja, kiedy patrze na te zdjeciA 🙂
Piękne miejsce 😉
🙂 piękne piękne.
zdjęcie z konikiami urocze! urwiska skalne na zdjeciach przypominają mi kilka miejsc w Portugalii…
Super!my mieliśmy przygodę kiedy chcieliśmy wjechać na wulkan St.Barbara…za każdym razem kiedy decydowalismy się tam wjechać przychodziła chmura … Ostatecznie się poddalismy…mamy zdjęcie chmury z samego szczytu ?