A wszystko po to, by zobaczyć przyodzianą w czerwone ubrano siusiającą postać.
Po świętach było już znacznie luźniej, a i fontannę można było obejrzeć w całej okazałości 🙂
W „Mer du Nord” wszyscy są uśmiechnięci i zadowoleni, bo jedzenie jest pyszne, a obsługa uprzejma i sprawna.
Tu moja porcja „Kibbeling”, czyli smażonego na wzór holenderski dorsza z sosem…
Do każdego posiłku w restauracji, czy bistro dostaje się bułki z solonym masłem.
Le Pain Quotidien – jedna z uroczych kawiarni usytuowana w niesamowitym pasażu „Galerie du Roi” przypominającym mediolańską Galerię Emmenuela.
Wycieczka małymi łódkami po kanałach w Brugii.
Pływające po kanałach łabędzie nic sobie nie robią z łódek które się o nie ocierają.
Z wody Brugia wygląda zachwycająco i zupełnie inaczej, niż z lądu.
W całej Belgii, a zwłaszcza w części flamandzikiej, można na każdym kroku spotkać mnóstwo rowerów.
Na targu staroci w Brugii wyszperałam mały gadżet do zdjęć…
…a w Brukseli można było nabyć stary aparat.
Wszechobecne gofry! Pachną tak intensywnie, że nie można obok nich przejść obojętnie 🙂
A to już tradycyjne cukierki wymyślone w Gandawie. Nazywają się „cuberdons”, a ich kształt przypomina nos. W środku są płynne i ciągnące. Smakują wspaniale i bardzo owocowo. To takie zapiekane żelki. I choć są bardzo słodkie, to zupełnie mnie urzekły.
Jedna z wystaw w Gandawie: wielkanocny zając siedzący na cuberdons.
A tu mural nad jedną z gandawskich kawiarni.
Sklep z kawą i herbatą w Gandawie.
Spis wybranych gatunków piwa serwowanych w piwiarni w Brugii.
Pysznymi piwami są te z „Mort Subite” – na zdjęciu po prawej piwo o smaku brzoskwiniowym oraz łagodne piwo „blanche” marki Brugs.
Jeden z pasażerów w pociągu na trasie Gandawa – Bruksela.
Zabytkowy i całkowicie odnowiony dworzec kolejowy w Antwerpii.
Antwerpia słynie z handlu diamentami i najlepszych sklepów jubilerskich. Tu wystawa jednego z nich.
Rynek w Antwerpii.
Pralnia tuż przy Rynku.
Sklep z meblami w Antwerpii.
Mała demonstracja na placu Schumanna w Brukseli. Po lewej budynek Komisji Europejskiej.
Łopocząca na wietrze polska flaga pod budynkiem Parlamentu Europejskiego.
„Maison Antoine” – tu mieliśmy zjeść najlepsze frytki w Brukseli. Przeszliśmy za nimi pół Brukseli. Zjedliśmy je, ale najlepsze zdecydowanie nie były.
Nemo 33 – najgłębszy basen do nurkowania na świecie. Ma aż 33 metry głębokości.
W jego budynku mieści się restauracja serwująca tajską kuchnię. Siedząc w niej można obserwować przez ogromne okna nurków pływających w głębinach.
Budynki przy Grand Place w Brukseli.
„Kamo” – jedna z „gwiazdkowych” restauracji w Brukseli specjalizuje się w kuchni japońskiej.
Jedna z przystawek do obiadu były małe rybki w tempurze, które się jadło w całości, łącznie z oczami, którymi łypały spod panierki 😉 Mimo pewnych obaw, które towarzyszyły ich konsumpcji na początku, muszę przyznać, że były bardzo smaczne.
Coś słodkiego na deser, czyli belgijskie czekoladki w zabawnych formach.
Brukselski ratusz nocą.
Pierwsze oznaki wiosny – żonkile na stołach w barze przy Place Saint-Géry.
Podobne wpisy
Komentarze
30 odpowiedzi na “Belgia w migawkach”
Dodaj komentarz
Autor: Madame Edith
Moi Drodzy, na szybko wybrałam dla Was 50 z dokładnie 1445 zdjęć, które przywiozłam ze sobą z Belgii. Jest trochę Brukseli, a także Gandawy, [...]
Niesamowita relacja z Belgii, na pewno zostanie wam wiele wspomnień. Zdjęcia z jedzeniem najbardziej rzucają się w oczy – te potrawy są nieziemskie, a czekolada – niebo w gębie. Na naszym portalu poświęcamy się publikacjom o wakacjach w Beneluksie i polecamy też przejrzeć sobie nasz ranking hoteli i atrakcji.
Ale fajna relacja z Belgii! Na zdjeciu z placu Schumana po lewej Rada UE, po prawej Komisja. Ale to pewnie dla nikogo nie ma znaczenia 😉
Bardzo fajnie czyta sie Twoj blog, na rozne tematy.
Pozdrawiam z Brukseli.
Aleksandro,
Bardzo dziękuję za Twój komentarz 🙂
Serdecznie pozdrawiam,
E.
Zdjecie wystawy u jubilera z kurczaczkami rzucilo mnie na kolana… ze smiechu. Perelka.
Byłam tam zdecydowanie zbyt dawno. Dziękuję za piękne zdjęcia i przypomnienie jakie to świetne miasto.
Zdjęcie pasażera najcudniejsze 🙂 Masz oko!
Edith! Mam jeszcze pytanie z innej beczki. Czy możesz polecić jakieś miejsca w Budapeszcie gdzie warto pójść na obiad?
Agnieszko,
w Budapeszcie byłam ostatni raz niemal półtora roku temu, ale szczególnie zapamiętałam dwa lokale, które mi się spodobały. Przy Placu Vorosmarty (tak samo nazywa się stacja metra) jest kilka fajnych miejsc. Dokładnych nazw niestety nie pamiętam, poza jedną Gerbeaud – to bardzo sławna cukiernia i mają pyszne desery, choć zdaje się, że normalne jedzenie też podają. Warto też odwiedzić restaurację w Hotelu Gellert – mają bardzo smaczne podwieczorki. Do tego, zważywszy na sławę miejsca, są naprawdę w bardzo przystępnej cenie. Pyszna kawa i bardzo duży wybór ciast, jak i kanapek i innych przekąsek na słono. Warto odwiedzać miejsca, w których jest sporo ludzi i oczywiście serwujących kuchnię węgierską. My zwykle wchodziliśmy po prostu z ulicy do lokali, które wydawały się rozsądne.
Typowe węgierskie i pyszne (do tego tanie) obiady serwują także na pierwszym piętrze w Hali Vásárcsarnok. Jadłam tam kilka razy i jedzenie jest bardzo węgierskie i smaczne, choć raczej w stylu stołówki, niż restauracji 😉
Ale samą halę trzeba koniecznie zobaczyć!
W centrum Budapesztu (np. przy Deak Ferenc Ter) mają nawet naszą sieciówkę Coffee Heaven…
Krótko mówiąc naprawdę jest w czym wybierać 🙂
Serdecznie pozdrawiam i życzę udanej niedzieli!
E.
Edith, dziękuję za odpowiedź. Hala to obowiązkowy punkt programu. Do ciastek i kawy to ja jestem pierwsza, więc cukiernie o których piszesz też na pewno odwiedzę.
Świetna relacja. Aż chce się tam jechać. Rynek w Antwerpii przypomina mi trochę Gdańsk. Z chęcią spróbowałabym czekoladowych "nosów" 😉
Czekamy na kolejne posty i zdjęcia z Belgii! Twoje zdjęcia przypominają mi moją lutową wycieczkę do Belgii 🙂 Pozdrawiam i życzę miłego dnia!
Piękne zdjęcia!
miałam przyjemność być w Brukseli 2 miesiące i jestem zakochana w Belgii i jej kuchni 😉
Byłaś w Delirium Cafe?
Może przepis na spolszczonego belgijskiego 'snacka'?:)
Podzrawiam!Asia
Joanno,
niestety w Delirium Cafe nie byłam. To jedno z tych miejsc, które chciałam odwiedzić, ale jednak tydzień to za mało, by wszystko zobaczyć i wszędzie pójść. Byłam za to w À la Mort Subite, Le Roi des Belges, hali Saint-Géry i kilku innych miejscach na lokalnych piwach.
Za tydzień biorę się za gotowanie z belgijskich przepisów. Na pierwszy ogień pójdą pewnie gofry i owoce morza 😉
Gorąco pozdrawiam,
E.
Dzięki za relację, czekam na ciąg dalszy :)"Mort subite"- świetna nazwa piwa, haha 😀 Dzięki Tobie odkryłam, że "Le Pain Quotidien" funkcjonuje też poza granicami Francji! Mam wrażenie, że pewien warszawski lokal się nim zainspirował 😉
Kasiu,
też nie wiedziałam, że to kawiarnia sieciowa. Są nawet w Japonii 🙂 I masz rację, inspiracji z niego można się doszukać nawet w kilku warszawskich lokalach.
Z serdecznymi pozdrowieniami,
E.
Pain Quotidien to jak najbardziej belgijska sieciowka, kiedys juz o nich pisalam : http://belgiaodkuchni.blogspot.be/2010/05/chleb-powszedni-alaina-coumonta.html
Dzięki za linka, z przyjemnością przeczytałam Twój artykuł.
Trzeba podkreślić, że mają bardzo miłą obsługę, pyszne pieczywo ale i desery! No i oczywiście przyjemny dla oka wystrój.
Tylko ceny trochę wysokie jak na polską kieszeń…ale w Belgii, na tle innych miejsc, te ceny i tak nie są bardzo straszne 😉
Serdeczności,
E.
Zapewniam, ze nie kazdy Belg zaglada do Pain Quotidien, bo to jednak wyzsza polka cenowa… Lubie ich za to, ze mozna wpasc po pracy i kupic po prostu cwiartke chleba.
Rowery za to zdecydowanie w czesci flamandzkiej nie walonskiej – chyba wkradl sie blad. Poprawilabym tez podpis pod piwem Brugs – to nie jest piwo typu blonde, jak nasze jasne, ale blanche, tradycyjne, belgijskie piwo pszeniczne, duzo jasniejsze w porownaniu z tradycyjnym pilznerem. Ach, belgijskie piwa to w ogole jest temat rzeka.
Dziękuję bardzo, masz rację! Już naniosłam poprawki 🙂
Rozmarzyłam się i wróciłam myślami do mojego pobytu tam. Miałam okazję być w Belgii przez miesiąc, odbywając staż w instytucjach europejskich i już wtedy zauroczyłam się tym krajem.
Ale mam nadzieję, że uda mi się odwiedzić podczas wakacji znajomych w Antwerpii.I znów tam wrócę 🙂
Przepiękne zdjęcia! Po obejrzeniu tej fotorelacji chyba muszę ponownie się wybrać do stolicy Belgii, a przy okazji odwiedzić inne ciekawe miejsca. Pozdrawiam serdecznie z Burgundii
Edith na to czekałam, zdjęcia cudne. Przypomniałaś mi widoki Brukseli… A widziałaś mały park przy bibliotece narodowej w Brukseli? wieczorem jest ślicznie oświetlony:) zazdroszczę, bo chciałabym ponownie tam wrócić:)
Anno,
oczywiście! Widziałam w dzień, jak i po zmierzchu. Mieliśmy szczęście, że nasz hotel był usytuowany w samym centrum, przysłowiowy rzut beretem od Grand Place.
Z serdecznymi pozdrowieniami,
E.
Lubię takie relacje na blogach 🙂 zdjęcia cieszą oko.
Zazdroszczę wspaniałej wyprawy 🙂
Przepiękne zdjęcia, naprawdę wspaniałe! Zazdroszczę podróży:)
Pozdrawiam,
Lena
w tej restauracji "chleb codzienny" bym sobie kawkę wypiła i taki aparacik z targów staroci przygarnęła 😉
Edith, świetna relacja! Bardzo lubię Belgię i często tam właśnie wypadamy na długie weekendy. Pozdrowienia!
Wspaniala relacja ,fajnie sie oglada Belgie twoimi oczami…Pozdrawiam.
zazdroszcze wspanialej wycieczki, chetnie bym sie wybrala jeszcze raz 🙂 nie moge sie doczekac przepisow 🙂
zaluje, ze u Antoine'a frytki Ci nie smakowaly, j bylam zachwycona. A moze po prostu to zalezy od dnia 🙂
Nie, nie, Antoine się zdecydowanie zepsuł. Od 2009 r. go wszystkim polecałam jako najlepszą frytkarnię (po pierwszej spektakularnej wizycie) a że nie jem na ogół frytek, to drugi raz zaszłam tam dopiero w zeszłym roku i nie dokończyłam swojej porcji. Była na wpół przypalona i nie do przegryzienia, na wpół niedosmażona. Innych miejsc nie próbowałam, ale ponoć pyszne są frytki obok Barriere de Saint Gilles (przy basenie) i na placu Miroir na Jette. Bardziej w centrum jest frytkarnia obok baru Flamingo blisko stacji metra Yser.