Brugia (po niderlandzku Brugge, a po francusku Bruges) to miasto położone w północno-zachodniej Belgii, około 90 km od Brukseli. Podróż pociągiem ze stolicy zajmuje zaledwie 65 minut, dzięki czemu wyruszając zaraz po śniadaniu jesteśmy w stanie tu dotrzeć grubo przed południem. Potem zostaje właściwie cały dzień na chodzenie i zwiedzanie miasta. Dziś zabieram Was na spacer po tym pięknym miejscu. Gotowi? Zapraszam!
Po wyjściu z pociągu dotarcie do centrum zajmuje nie więcej niż 20 minut na piechotę. Nie trzeba mieć nawet mapy, by trafić, gdyż wszyscy wychodzący z dworca kierują się w tę samą stronę. Podążamy wraz z tłumem ulicą Oostmeers, na końcu której nad domkami z dachami pokrytymi pomarańczową dachówką, króluje Katedra Świętego Salwadora.
Po drodze mijamy rowerzystów poruszających się po Starówce tandemem…
Im bliżej centrum, tym uliczka staje się węższa i tym samym bardziej malownicza. Wszystkie domki są bardzo zadbane, w całej Brugii nie wiedzieliśmy żadnego budynku w opłakanym stanie.
Po dotarciu do Katedry odbijamy w prawo, by po kilkudziesięciu metrach znaleźć się na skwerze koło Kościoła Najświętszej Marii Panny.
Na rozwidleniu kierujemy się w prawo, by dotrzeć do przystani |
Na placyku pod świątynią, od którego odchodzą cztery uliczki pod bardzo dziwnymi kątami, kierujemy się na prawo Gruuthuserstraat i docieramy do mostku przy ulicy Dijver.
Tu trafiamy na przystań łódek, którymi zbieramy się na przejażdżkę po kanałach.
Dzięki dużej liczbie kanałów Brugia jest określana mianem „Flamandzkiej Wenecji”. I nie jest to wcale określenie na wyrost. Faktycznie mostków i kanałów jest tu bardzo dużo. Na szczęście ich zapach nie jest tak odczuwalny jak w Wenecji (przynajmniej tego nie zauważyłam).
Może zdziwić Was mały rozmiar łodzi, ale większe nie mogłyby pływać po kanałach, gdyż niektóre mosty mają tu tak mały prześwit, że turyści i tak niemal „szorują” głowami po ich sklepieniach.
Podczas wycieczki kapitan łodzi opowiada historię obiektów, które mijamy. Po drodze spotykamy też mnóstwo łabędzi, które zuchwale podpływają do łódek i zupełnie sobie nic nie robią z obecności wielu turystów i mnóstwa małych łódek.
Tak się złożyło, że koło naszej przystani, na skwerze przy ulicy Dijver co niedzielę odbywa się targ staroci. W tle widać kremowe zabudowania Kolegium Europejskiego (Collège d’Europe / College of Europe) – prestiżowej uczelni wyższej, która kształci przyszłych eurokratów. Co ciekawe drugi kampus tej uczelni znajduje się na warszawskim Ursynowie w zabytkowych zabudowaniach Parku Natolińskiego (co roku w wakacje można zwiedzać ten park, gdyż na co dzień jest niedostępny dla osób postronnych – niezwiązanych z Kolegium).
Tu jednak nie kończy się jeszcze nasza trasa. Płyniemy dalej!
Przepływamy pod mostem Świętego Jana oglądając po prawej zabudowania przy Burgu…
…by po chwili znaleźć się w okolicach targu rybnego.
Tuż za zakrętem naszym oczom ukazuje się Wieża Belfry wraz z halami targowymi (tu widziana od tyłu, potem zobaczymy ją jeszcze od strony Wielkiego Targu). Mierzy ona aż 83 metry i zawiera skomplikowany mechanizm złożony z 47 dzwonów, które zostały zbudowane by obwieszczać miastu istotne wydarzenia i przekazywać informacje – każdy dzwon ma swój ton, który niesie ze sobą inną wiadomość.
Po kilkuset metrach dopływamy do ślepego zaułka, w którym nasza łódka zawraca i odwozi nas na miejsce, w którym wsiadaliśmy. Cała wycieczka trwa około 30 minut i jest niezwykle fascynująca!
Po zejściu na brzeg kierujemy się oczywiście na usytuowany zaledwie kilkanaście kroków od przystani pchli targ. Można tu znaleźć zarówno cuda, jak i przedmioty, które tylko udają starocia.
Ceny w obu przypadkach są jednak przystępne i nie różnią się specjalnie od tych spotykanych np. na warszawskim Kole.
Po wycieczce robimy się głodni, więc zaczynamy szukać miłego miejsca na drugie, późne śniadanie. Chodząc po uliczkach Starówki co rusz natrafiamy na charakterystyczne rowery, których jest tu pełno jak w Holandii.
W końcu docieramy do polecanej herbaciarnio-cukierni „De Proeverie” przy Katelijnstraat, 5-6.
De Proeverie jest miejscem niezwykle urokliwym, z dwoma małymi salkami urządzonymi w starodawnym, ale bardzo klimatycznym stylu. Koniecznie trzeba tu spróbować gorącej czekolady (którą wybrał Monsieur), a także kawy z selekcją najlepszych przysmaków.
Zamawiając zestaw zupełnie nie spodziewałam się, że dostanę tyle pyszności (florentynka, bita śmietana, mus czekoladowy, wyrabiane na miejscu czekoladki, adwokat z bitą śmietaną i kawałek ciasta z gruszką – za ok. 8 Euro z kawą).
Po konsumpcji idziemy dalej przed siebie. Mijamy wiele pubów, z których słynie Brugia. Kilka piw nosi nazwę od nazwy miasta – Brugse Tripel, Brugs Blond, Brugs Witbier i Straffe Hendrik. Jednak tylko piwo marki Brugse Zot jest faktycznie warzone w Brugii, w browarze Halve Maan.
Podobnie jak w Brukseli, tu też na każdym kroku można kupić sobie belgijskiego gofra z okienka.
Targ faktycznie jest ogromny i niezwykle urokliwy.
Możemy teraz na spokojnie przyjrzeć się Wieży Belfry, wielu luksusowym sklepom…
Podobnie jak w wielu miastach ze Starówką, tak i tu można wynająć bryczkę. Szczerze mówiąc bardzo nie lubię tego sposobu zwiedzania miasta, gdyż kojarzy mi się z nieszczęśliwymi zwierzętami zmuszanymi do pracy.
Przy Wieży skręcamy w lewo, by po kilkudziesięciu metrach dojść do Placu Burg, który jest po Dużym Rynku najważniejszym miejscem w Brugii. Podczas wycieczki stateczkiem mogliśmy zobaczyć zabudowania Ratusza od strony wody.
To tu znajdują się wszystkie najważniejsze instytucje samorządowe czy kościelne w mieście.
Ratusz przy Placu Burg |
Z placu przez mostek kierujemy się do Vismarkt, czyli targu rybnego.
Widok na najstarszy hotel w mieście (w centrum kadru) |
Targ rybny widziany od strony wody |
Tuż obok znajduje się wiele polecanych restauracji. Zatrzymujemy się na obiad w jednej z nich – De Gastro.
Po bardzo obfitym pierwszym i drugim daniu dostajemy tradycyjny mus czekoladowy na deser.
Naturalnie do obiadu trzeba zamówić piwo. Jednym z bardziej popularnych w całej Belgii jest Grimbergen.
Po jedzeniu nadchodzi czas robienia zakupów. Pomimo niedzieli (w dodatku Wielkanocnej!) w zasadzie wszystkie sklepy są pootwierane. Duże wrażenie robią na nas szczególnie te oferujące czekoladę i koronki, z których Brugia znana jest na całym świecie.
Fascynujący jest również ten z drewnianymi figurkami.
Ponownie zauważamy rowery zaparkowane na ulicach.
A w jednym ze sklepów świeczki w kształcie rozmaitych owoców…
…oraz oliwki w czekoladzie.
W drodze powrotnej na dworzec spotykamy międzynarodową grupę studentów w zabawnych kaskach, do których przymocowane mają po dwa piwa 🙂
Z placu 't Zand, na którym robimy im zdjęcie jest jakiś kilometr do stacji. Powoli żegnamy się z piękną Brugią mając nadzieję, że przyjedziemy tu ponownie w trochę cieplejszą porę roku.
E.
Podobne wpisy
Komentarze
12 odpowiedzi na “Brugia”
Dodaj komentarz
Autor: Madame Edith
Brugia (po niderlandzku Brugge, a po francusku Bruges) to miasto położone w północno-zachodniej Belgii, około 90 km od Brukseli. Podróż pociągiem [...]
Bylam:) Brugia to fantstyczne i niesamowicie klimatyczne miasto! Goraco polecam! 😉
De Proevere – najsmaczniejsze miejsce! Zestaw powiększony nie do przejedzenia. Dzięki za rekomendację 🙂
Pozdrawiam
Magda
Magda,
ogromnie się cieszę, że moje wskazówki Ci się przydały 🙂
Ach, jakże w De Proevere było pysznie!
Pozdrawiam ciepło,
E.
Ale relacja i jest jeszcze tyle miejsc do zobaczenia w Europie.
Marta@Co Dziś Zjem Na Śniadanie?
Nigdy nie ciągnęło mnie w te strony, ale po przeczytaniu tego postu od razu zmieniam zdanie. MUSZĘ tam jechać ! NATYCHMIAST !!!!!
Edith, Ty zawsze potrafisz zachęcić 🙂
Dziękuję, za zabranie mnie na wycieczkę w godzinach pracy 😉
Świetna relacja.
Hmm… A zastanawialam sie, gdzie pojechac na dlugi weekend pod koniec maja. I juz chyba wiem 🙂
Byłam już 2 razy i pewnie jeszcze będę tam:-) Miło spacerowało się jeszcze raz z Tobą:-)
Super reportaż!! 🙂
Ależ tam pięknie!
Bardzo fajne miasto, planuje sie tam wybrac, ale brak na to wszystko czasu 🙁
Pozdrawiam!
Świetna fotorelacja. Klimatyczne zakątki, mała lekcja historii i duża porcja nowych ciekawych smaków. Lubię takie podróżowanie:)