Trójmiasto jest super i kropka. Ile razy tu jestem, a staram się być co najmniej raz w roku, tyle razy zastanawiam się które z tych trzech miast jest najfajniejsze i w którym mieszka się najlepiej. Wydaje mi się, że każde jedno jest na swój sposób atrakcyjne, jednak w moim sercu szczególne miejsce ma Gdańsk. Gdybym kiedyś stanęła przed wyborem dokąd się przeprowadzić, to wygrałby bez mrugnięcia okiem.
Migawki z zimowego Trójmiasta
Do Gdańska mam szczególny sentyment, bo w podstawówce dwa razy spędzałam tu wakacje. Tak się złożyło, że dobrzy znajomi mojego Taty użyczyli nam swoje mieszkania w tym czasie. Raz zatrzymaliśmy się na Morenie, a raz w Brzeźnie. Wtedy nawet nie było jeszcze tam pięknego mola, które powstało nieco później. Przy okazji odwiedzaliśmy też naszą rodzinę, która mieszkała w Gdańsku.
W tamtym czasie Gdańsk zaczął pięknieć i remontowano kamienice na Długim Targu. Jedna po drugiej. Trwało to zdaje się dość długo, ale teraz widać efekty tych prac. Gdańska starówka wprost zachwyca.
Z Gdańska pamiętam też koncert jednego z moich ulubionych zespołów DeSu, który odbywał się na Wyspie Spichrzów, a może nieco dalej – na Ołowiance, w miejscu dzisiejszej Filharmonii Bałtyckiej…? Nie pamiętam dokładnie. Pamiętam za to, że stałam w pierwszym rzędzie nad Motławą, bo publiczność była oddzielona od wykonawców wodą, co dawało niesamowity efekt. Nocą wszystkie sceniczne światła były zdublowane. Efekt wow gwarantowany.
W myśli zapadł mi jednak fakt, że przez wiele lat rejon ten był bardzo zaniedbany, ale od dwóch lat jest miejscem potężnej budowy. Wkrótce Wyspa będzie miała zupełnie odmienione oblicze.
Może to śmieszne, ale zapamiętałam też McDonalda na dworcu, w którym dostałam plastikowy kubek wielokrotnego użytku. Ależ to była radość! Piłam z tego kubka potem przez długi czas. Na marginesie przypomnę Wam tylko, że wizyta w McDo w tamtym czasie to było dla mnie jak święto, bo w Lublinie pierwszy lokal ze złotymi łukami pojawił się dużo, dużo później i McDo wydawał mi się prawdziwą restauracją. Teraz się z tego śmieję, ale taki był urok lat ’90-tych.
Teraz patrząc na mojego synka widzę, jak małe rzeczy potrafią sprawiać radość. Dorośli zwykle zatracają umiejętność cieszenia się z takich drobiazgów i chciałabym pielęgnować w sobie tę umiejętność.
Pamiętam też jak z dziadkiem i mamą pojechaliśmy na cmentarz Srebrzysko, by zapalić znicze na grobach przodków. Musieliśmy wynająć przewodnika, który wskazał nam odpowiednią kwaterę. Zapamiętałam, że cmentarz ten był zupełnie ukryty w zieleni, a jego ogrom sprawiał, że dotarcie w odpowiednie miejsce zajęło nam sporo czasu i w dodatku trzeba było chodzić po morenowych pagórkach i po zrobionych z konarów drzew schodkach. Nie wiem dlaczego, ale jak myślę o jakimkolwiek cmentarzu, to przed oczami mam to miejsce. Takie zielone, bardzo dostojne i pełne spokoju. Teraz dochodzę do wniosku, że czasami dzieci zapamiętują dziwne i zupełnie nieoczywiste rzeczy.
Z Gdańska, z czasów dzieciństwa, zapamiętałam też samoloty latające nad Moreną i dwupasmową ulicę do centrum miasta, która prowadziła nieco w dół.
Moje kolejne wspomnienie to to związane z wyjazdem koło 2010 roku. Pojechaliśmy wtedy z M. na tydzień. Znaleźliśmy niedrogi, choć nadal nasz ulubiony, hotel i buszowaliśmy po trójmieście do utraty tchu. Od tamtej pory do Trójmiasta wracaliśmy już z dużą regularnością. Bywało, że i dwa razy w ciągu roku. Powodów było sporo i głównie pretekstem były branżowe konferencje dla blogerów. Łączyliśmy zdobywanie nowej wiedzy i umiejętności z odwiedzaniem fajnych lokali oraz spotykaniem się ze znajomymi, których w Trójmieście nam nie brakuje.
W ostatni weekend wpadliśmy do Gdańska oraz Sopotu. Powodem przyjazdu znowu była nauka i nawiązywanie kontaktów. Każdy jednak pretekst dobry, by wyrwać się nad morze. Czasu nie mieliśmy za dużo, ale udało nam się sporo pospacerować. Pogoda była całkiem dobra. Jedynie w Sopocie na molo złapał nas deszcz i mocno wiało. Poza tym muszę przyznać, że mieliśmy farta.
Zapraszam Was na garść fotografii z zimowego Trójmiasta. Swoją drogą to był mój drugi raz w Gdańsku zimą i powiem Wam szczerze, że to zupełnie inne miasto, niż latem. Jednak moją ulubioną porą roku na pobyt tam i tak pozostanie wczesna jesień. Wrzesień i październik bywają niesamowicie klimatyczne i prawdziwie bajkowe. Już się nie mogę doczekać kolejnej wizyty!
Do przeczytania,
E.
Podobne wpisy
Komentarze
2 odpowiedzi na “Migawki i garść wspomnień z Trójmiasta”
Dodaj komentarz
Autor: Madame Edith
Trójmiasto jest super i kropka. Ile razy tu jestem, a staram się być co najmniej raz w roku, tyle razy zastanawiam się które z tych trzech miast [...]
z Gdańska pamiętam duże Stare Miasto, rosyjską restaurację i urocze, ozdobne kafelki które sprzedawali w małych sklepach. pozdrawiam 🙂
Ja uwielbiam Gdańsk i jeżdżę tam, kiedy tylko mam więcej czasu. Cudownie było go zobaczyć na tak pięknych fotografiach!