Dwa tygodnie temu wraz z Monsieur, na zaproszenie Śląskie.Travel – Śląskiej Organizacji Turystycznej, spędziliśmy fantastyczny weekend na Śląsku i Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Przemierzaliśmy Województwo Śląskie w ramach Szlaku Kulinarnego „Śląskie Smaki”. Szlak ten tworzą restauracje i lokale gastronomiczne serwujące tradycyjne dania regionalne lub potrawy, które nawiązują do korzeni kuchni tych regionów. Do tej pory nie sądziłam, że w Polsce są tak fajne regionalne inicjatywy kulinarne. A że rzecz jest kapitalna, to gorąco Was namawiam na podróżowanie tą trasą. Opiszę kilka z naszych przystanków.
Szlak Kulinarny Śląskie Smaki
Żeby nie było, że na szlaku Śląskie Smaki trzeba jeździć od jednej restauracji do drugiej i tylko się je, pokażę Wam co można ciekawego robić w między czasie.
Złoty Potok i okolice
Warto zajechać do Złotego Potoku i odwiedzić Muzeum Regionalne im. Zygmunta Krasińskiego. Stoi tam pianino, które Krasińskiemu pomagał wybierać Fryderyk Chopin. Był to prezent dla ówczesnej muzy Krasińskiego – Delfiny Potockiej. Jest pewne, że Chopin dotykał klawiszy tego instrumentu i je testował – taka ciekawostka dla „psychofanów” naszego największego kompozytora 😉
Poza tym w dworku jest sporo pamiątek i mebli z epoki. Dookoła rozciągają się fantastyczne tereny ze stawami. Widoki są iście sielskie, jest tu po prostu pięknie.
W Złotym Potoku znajduje się też zupełnie niezwykła Pstrągarnia Raczyńskich. Została założona w drugiej połowie XIX wieku przez właściciela Złotego Potoku – Edwarda Raczyńskiego. Postanowił on wykorzystać krystalicznie czystą wodę i założył hodowlę pstrągów tęczowych rozlokowaną w 22 stawach. W tamtym czasie było to pierwsze pstrągowe gospodarstwo rybackie w kontynentalnej Europie! Do dziś robi wrażenie.
W dawnej wylęgarni obecnie sprzedawane są pstrągi. Jest tu restauracja, do której zjeżdżają się tłumy. W weekend sprzedaje się tu 9 ton ryb, a w kolejce stoi się nawet 2h. Lepiej zatem zaplanować przyjazd w dzień powszedni.
Trzeba przyznać, że pstrągi mają tu wyśmienite. Warto było zrobić ten przystanek, oj warto!
Rzut beretem od pstrągarni znajduje się Brama Twardowskiego – skalny ostaniec będący symbolem tej części Jury.
Bardzo blisko ze Złotego Potoku jest też … pustynia! Pustynia Siedlecka zajmuje 30 ha i jest miejscem, gdzie ćwiczy wojsko, ale też kręcone są hollywoodzkie produkcje filmowe. Jesteście zaskoczeni? Ja byłam! Do tej pory sądziłam, że jedyną pustynią w Polsce jest Pustynia Błędowska, która zresztą leży niedaleko. Człowiek jednak uczy się całe życie, a podróże kształcą.
Szlak kulinarny ma swoje zasady. A główna z nich głosi: trzeba jeść!
I tak po przechadzce po pustynnym piasku udaliśmy się do uroczego miejsca – Smażalni Pod Lasem w Sygontce.
I tu pozwolę sobie na małą dygresję: restauracje leżące na szlaku oznaczone są specjalnymi znakami na wejściu – takimi jak ten z poniższego zdjęcia:
Każdy lokal ma też wkładkę w menu, które pokazuje jakie lokalne specjały można tu zjeść. W zależności od lokalizacji restauracje należą do określonego „stołu”, czyli kuchni. I tak np. Smażalnia Pod Lasem należy do stołu jurajskiego. Warto nadmienić, że w kuchni Woj. Śląskiego odnaleźć można wpływy m.in. czeskie, austriackie, niemieckie i żydowskie. Kuchnia ta jest niezwykle barwna i ma wiele obliczy.
W smażalni, jak na rybne miejsce przystało, zaproponowano nam m.in. smażonego karpia, pstrąga i jesiotra.
Podano też genialne pierogi z rybnym farszem (dokładnie z pstrągiem) z dodatkiem czerwonej fasoli – były przepyszne, bardzo konkretne w smaku, przypominały mi nieco potrawę rodem z Meksyku. Po raz pierwszy jadłam pierogi z rybą i powiem szczerze, że było to moje odkrycie. Mam nadzieję, że uda mi się odtworzyć ten przepis w domu.
W miejscu tym warto też skusić się na delikatną zupę rybną z dużą ilością warzyw.
Niezwykle subtelny jest też rosół z jesiotra z lanymi kluseczkami. To był mój hit, wzięłam dokładkę, z Monsieur jak na miłośnika rosołu przystało zjadł aż 3 miseczki!
Na deser próbowałam nietypowej szarlotki, która kształtem przypominała strudla, a jednak była zrobiona z klasycznego, kruchego ciasta.
Olsztyn
Po takim obżarstwie trzeba było się trochę poruszać. Zdobyliśmy więc zamek w Olsztynie.
Zrobiliśmy to prowadzeni przez wirtualnego przewodnika, który mówił gdzie jesteśmy i co widzimy i w którą stronę mamy się udać. Świetna sprawa! A najlepsze jest to, że takie urządzenia wypożycza się bezpłatnie w informacji turystycznej znajdującej się przy olsztyńskim rynku. W wielu miejscach w całym województwie można korzystać z takich wirtualnych przewodników. Warto sprawdzić w informacji turystycznej i skorzystać z tego rozwiązania.
W Olsztynie odwiedziliśmy też niezwykłą, niesamowicie kolorową Ruchomą Szopkę Jana Wewióra. To miejsce trzeba zobaczyć na własne oczy! Mnie zachwyciła bardziej niż sam zamek. Każdy element wystrugany jest z drewna. Wiele figurek się rusza. Tworzy to niesamowitą kompozycję i robi piorunujące wrażenie. Zwłaszcza, że szopka jest rozmiaru sporego pokoju.
Częstochowa
W Częstochowie nie zabawiliśmy długo, ale załapaliśmy się na lokalne piwo rzemieślnicze z Browaru Czenstochovia. Próbowałam piwa z herbatą Earl Grey oraz malinowego. Zwłaszcza to pierwsze przypadło mi go gustu (podawane może być w tzw. „tubie” o pojemności 3 litrów – jak na poniższym zdjęciu).
Browar także leży na szlaku i reprezentuje stół jurajski. Na kolację próbowaliśmy tutejszego żurku na maślance oraz gęsi z jabłkami i puree pietruszkowym. Na deser zaserwowano jaglane rafaello z sosem bananowym.
Żarki
Kolejnym przystankiem naszej wyprawy były malutkie Żarki, które mogą poszczycić się jednym z największych targów w tej części kraju. Tak olbrzymiego targowiska nie widziałam w całym swoim życiu. Warszawskie Bronisze mogą się schować. Nie dziwię się więc, że w środy i soboty zjeżdżają się do Żarek ludzie z całego województwa. To niesamowite miejsce!
Tutejszym hitem są obwarzanki z ptysiowego ciasta oraz chleb tatarczuch, który od lat wypieka Pani Jadwiga. Jest o tyle niezwykły, że robi się go na mące gryczanej. Jest więc bezglutenowy i ma słodki smak.
W Żarkach jest jednak więcej atrakcji. Koniecznie trzeba odwiedzić Stary Młyn Muzeum Dawnych Rzemiosł. Dowiecie się jak kiedyś robiło się mąkę (niewtajemniczonym przypominam, że mój pradziadek miał młyn w Nałęczowie).
W Starym Młynie mieliśmy okazję skosztować wypieków z żareckich piekarni. Co za glutenowa uczta! Widzicie chałkę w środku kadru? To wypiek, który do Żarek sprowadzili Żydzi. Tutejsza społeczność żydowska słynęła m.in. właśnie z wyrobów piekarniczych.
W Żarkach można jednak zobaczyć namacalne ślady obecności społeczności żydowskiej w postaci starego cmentarza. Dojechaliśmy na niego niemalże zabytkowymi gazikami, które służą za atrakcję turystyczną.
Żarki to także miejsce kultu. Znajduje się tu Sanktuarium Matki Bożej Leśniowskiej. Jak widzicie małe Żarki mają całe mnóstwo ciekawych miejsc do zobaczenia.
Podzamcze, Ogrodzieniec i okolice
Po drodze z Żarek do Podzamcza odwiedziliśmy Sebastiana Humskiego, który jest Szefem Kuchni w Zajeździe Hetman. Niech nie zwiedzie Was sama nazwa, jedzenie jest tu znakomite.
Zamek Ogrodzieniecki w Podzamczu odkrywaliśmy już pod wieczór i znowu mieliśmy co spalać biegając po schodach 😉
Więcej o tym miejscu pisałam Wam rok temu we wpisie Ogrodzieniec na weekend.
Wtedy jednak nie doświadczyłam prażonek w podziemiach zamku. Ach, co to był za smak! Kapusta, ziemniaki, cebula, marchewka, buraki i kiełbasę zamyka się w żeliwnym kociołku i podgrzewa na ogniu przez pół godziny (jeśli warzywa są młode, a kociołek mały – w innym razie trzeba zarezerwować od 1 do 2h). Fantastyczny przysmak! Choć pamiętam, że na Lubelszczyźnie także się go kiedyś praktykowało.
Katowice
Ostatnim przystankiem naszej wycieczki były Katowice – odwiedziliśmy Nikiszowiec, który według mnie jest absolutnie magicznym miejscem, oraz Muzeum Śląskie. O Nikiszowcu więcej pisałam już w notkach: Nikiszowiec – magiczna dzielnica Katowic oraz Cafe Byfyj – genialne torty i pyszna kawa na Nikiszu. Muzeum trzeba koniecznie odwiedzić. Niestety nie zrobiłam żadnego zdjęcia jego niesamowitej bryły, gdyż padał deszcz. Na osłodę zostawiam Wam kluski śląskie 😉
Mam nadzieję, że mój wpis zachęci Was do zajrzenia do Województwa Śląskiego i odwiedzenia którychś z lokali zaliczanych do Szlaku Kulinarnego Śląskie Smaki. Ze swojej strony bardzo Wam polecam ten rejon Polski i tę inicjatywę.
Do przeczytania!
E.
Podobne wpisy
Komentarze
Jedna odpowiedź do “Śląskie smaki – kulinarny weekend na Śląsku i Jurze”
Dodaj komentarz
Autor: Madame Edith
Dwa tygodnie temu wraz z Monsieur, na zaproszenie Śląskie.Travel – Śląskiej Organizacji Turystycznej, spędziliśmy fantastyczny weekend na [...]
Brr… Kapusta w pieczonych ziemniakach, „prażonki” – od razu wiadomo, że to Zagłębie i wersja dla ubogich.
Pieczone się robi na ognisku, kapusta (całe liście) tylko na wierzch, jako osłona przed darnią, robiącą za pokrywę, bo te kociołki z dokręcaną pokrywą to wynalazki z ostatnich 15-20 lat. Potem kapustę się wyrzuca a nie je. Spód gara i boki wykłada się skórami od boczku i tłustym boczkiem, potem wszyscy się na ten chrupiący boczuś rzucają. Ze składników brakuje mi tu jeszcze natki pietruszki.