
Dzisiejszy wpis jest jednym z najważniejszych z wyprawy do Japonii. Trzymałam go niemal na sam koniec moich japońskich opowieści, by zaostrzyć Wam apetyt na podróż w tamten rejon globu. Targ rybny Tsukiji to miejsce szczególne nie tylko dlatego, że jest największym rybnym targiem hurtowym na świecie, ale także dlatego, że niedługo zniknie z dzielnicy Tsukiji i zostanie przeniesiony dalej od centrum miasta. To nienajlepsza wiadomość dla turystów, dla których targ jest atrakcją nr 1 w Tokio. Sami zresztą za moment przekonacie się dlaczego…
Wszystko wskazuje na to, że po latach snucia planów i odkładania przeprowadzki, Tsukiji Fish Market ostatecznie w listopadzie 2016 r. będzie miał swój nowy dom w dzielnicy Toyosu – ok. 3 km na południe od obecnej lokalizacji. Władze Tokio chcą zmienić cenny teren zajmowany przez targ w bardziej reprezentatywną okolicę i … ponoć mniej uciążliwą dla mieszkańców. Zresztą trzeba przyznać, że i tak targ wymagałby wkrótce odświeżenia. Będąc tu czuć, że w przeciwieństwie do sprzedawanych tu towarów, Tsukiji nie jest pierwszej świeżości. Trudno by było inaczej, skoro w bieżącym – 2015 roku obchodzi swoje 80-te urodziny.
Na targu zaopatrują się hurtownicy (na tzw. targu wewnętrznym, do którego dostęp jest ograniczony), a także kucharze czy mieszkańcy Tokio (na tzw. targu zewnętrznym). Prawdopodobnym jest, że targ zewnętrzny zostanie w tym samym miejscu, gdyż zajmuje on tylko ok. 1/4 powierzchni całego Tsukiji Fish Market. Targ wewnętrzny musi za to zmienić lokalizację do listopada 2016 ze względu na budowę w jego miejscu 2 linii kolejki („Loop Line 2”), która ma dowozić widzów na areny igrzysk olimpijskich (Tokio 2020).
 |
Mapa targu. Część „wewnętrzna” to zaokrąglony, niebieski fragment; część zewnętrzna to biały prostokąt na dole, po lewej stronie. |
Targ rybny Tsukiji miejscem, w którym można spędzić całe godziny. Czy to na zakupach na targu zewnętrznym, odwiedzając niezliczoną liczbę sklepików zarówno z owocami, warzywami, rybami, czy przeglądając niezliczone kramy z ceramiką oraz nożami lub stojąc w kolejce do sushi baru. Można tu bowiem zjeść ponoć najlepsze sushi w mieście (osobiście nie próbowałam, bo nie miałam ochoty czekać w ogonku aż 1,5 h).
 |
Mikroskopijna i dość obskurna restauracja, do której ustawiła się najdłuższa kolejka |
 |
Kuchnia na zapleczu jednej z restauracji |
Na targu wewnętrznym każdego ranka odbywają się aukcje tuńczyków. Niestety nie można na nie przyjść ot tak, z ulicy. Najpierw trzeba zdobyć bilet (każdego dnia jest ich 120), po który trzeba stanąć o 3:00-3:30 w nocy w kolejce przy bocznej bramie (Kachidoki Gate) przy Osakana Fukyu Center (Fish Information Center).
 |
Hala, w której odbywają się aukcje tuńczyków |
Tylko dzięki temu można się załapać na jedną z oficjalnych dwóch tur zwiedzania. Pierwsza startuje o 5:25 i trwa do 5:50, a druga od 5:50 do 6:15. W moim przypadku pobudka przed trzecią w nocy nie wchodziła w grę. Byłam już zbyt zmęczona podróżą i zwiedzaniem, a i Monsieur w ogóle odmówił współpracy i nie chciał słyszeć o wstawaniu przed ósmą. Dlatego też postanowiłam wyruszyć na podbój Tsukiji samodzielnie jeszcze przed świtem (około 5:30). Szłam w ciemno (dosłownie!) bez gwarantowanego biletu. Na szczęście nasz hotel znajdował się niecałe 2 km od wejścia, pod które zresztą można się też dostać metrem.
 |
Główna droga przejazdowa przez targ wewnętrzny – po lewej znajduje się wejście na aukcję tuńczyków |
Co do zasady wejście na teren targu wewnętrznego (inner market) jest surowo wzbronione przed godziną 9:00, ale oczywiście nie byłabym sobą gdybym (udając zabłąkaną turystkę z dalekiej Europy) nie weszła na ten teren tuż po 6:30. Do dobry patent!
Dotarłam do miejsca, w którym odbywa się aukcja, ale tego dnia było już po niej dosłownie pozamiatane, a tuńczyki rozjeżdżały się na wózkach do swoich nowych właścicieli. W tym też momencie spotkałam miłego pana z „policji porządkowej Tsukiji”, który dał mi ulotkę z godzinami odwiedzin i poprosił, bym opuściła ten teren 🙂 Kolejnego dnia wróciliśmy tu już legalnie po 9:00, by Monsieur mógł zobaczyć targ na własne oczy.
Zasadniczo zakaz wejścia przed 9:00 jest uzasadniony, gdyż wózki elektryczne, które przewożą ryby jeżdżą z ogromną prędkością, a kierowcy nie uznają hamulca. Co najwyżej trąbią i coś krzyczą. W dodatku są wszędzie. Pojawiają się jak jakieś potwory w filmach science-fiction – wychodzą z każdego kąta, są dookoła i momentami trudno zrobić najmniejszy krok, bo jeżdżą w kółko i ma się wrażenie, że ich celem jest rozjechanie jak największej liczby turystów 😉
Tymczasem mam nadzieję, że spędzicie miłe chwile na podziwianiu targu rybnego Tsukiji w jego obecnej formie. Ale ostrzegam: niektóre zdjęcia są tylko dla osób o mocnych nerwach!
Do kolejnego przeczytania,
E.
P.S. Jeśli lubicie targi, koniecznie zajrzyjcie na wpis z targu Nishiki w Kioto, a także na pozostałe wpisy a Japonii.
Targ zewnętrzny:
 |
Różne rodzaje tamago (japoński omlet), które można kupić na targu |
 |
Książki kulinarne |
 |
Mango za ok. 75 zł za sztukę |
 |
Parasolki |
 |
Wasabi – od 12 do 30 zł za sztukę. |
 |
Ceramika |
 |
Sushi na wynos |
 |
Suszone rybki |
Targ wewnętrzny:
 |
Biedaki – jeszcze żywe, a już panierowane… |
 |
Rozmiar ma znaczenie 🙂 |
 |
Im niestety nie udało się uciec ze styropianowego pudła, choć wytrwale machali nogami. |
 |
Kasa |
 |
Tuńczyka owija się w starą gazetę i waży na starodawnej wadze |
 |
Jeżowce |
 |
Puste opakowania po skończonej sprzedaży |
 |
Płatki tuńczyka Bonito – do wywaru dashi, który służy do przygotowania zupy miso |
 |
Tuńczykom odcina się ogon – fachowcy dzięki temu mogą ocenić jakiej jakości jest mięso i czy ryba ma pasożyty |
I ruszyłaś na "poranne łowy". Nie dziwie się, że nie było łatwo, bo i pora naprawdę wczesna. Sporo słyszałem o targach rybnych w Japonii. Z pewnością to ciekawe miejsca. Można tam pewnie zobaczyć tyle gatunków ryb i innych organizmów, które żyją w morzu/oceanie, że nam nawet się nie śni ile tego jest.Widać to z resztą po zdjęciach, niesamowite ilości. Ja mam jednak jeden podstawowy problem. Nie za bardzo przepadam za rybami, nie jem ich. Choć w sumie to nie byłoby przeszkodą do odwiedzenia targu. Ale nie lubię też zapachu ryb. Tak więc wydaje mi się, że mogłoby to mi przeszkadzać.
T.,
w takim razie to faktycznie nie byłoby najlepsze miejsce dla Ciebie… Po godzinnej przechadzce ubrania i włosy nasze pachniały rybą 😉 Niestety trudno zaglądając na targ uniknąć tego specyficznej zapachu. Osobiście uwielbiam ryby i owoce morza, więc dla mnie to nie był problem, ale dla Monsieur już tak (i to mimo, że ryby je chętnie).
Serdecznie Cię pozdrawiam,
E.