Naschmarkt – słynny targ w Wiedniu

13 marca 2018
naschmarkt
Dziś wracamy do Wiednia. Jak większość środkowoeuropejskich miast, tak i on, zimową porą nie wygląda zbyt kolorowo, poza oczywiście jarmarkami świątecznymi. Jest w nim jednak jedno miejsce, które bez względu na porę roku przyciąga do siebie tłumy ludzi, bo jest świeże, kolorowe i prawdziwie soczyste. To Naschmarkt – najsłynniejszy wiedeński targ z ponad setką przeróżnych stoisk i restauracji.

Naschmarkt znajduje się tuż obok słynnego Budynku Secesji – ok. 300 metrów w linii prostej od Opery Wiedeńskiej, w VI dzielnicy, pomiędzy placem Karlsplatz, a ulicą Kettenbrückengasse (Wienzeile, 1060 Wien – dojazd metrem U4: Stacja Kettenbrückengasse lub U1, U2, U4: Stacja Karlsplatz).

Targ jest niezwykle klimatyczny, żyje niemal całą dobę. Stragany bowiem działają 6 dni w tygodniu i otwierane są już o godzinie 6 rano, a zamykane popołudniu. Nie znaczy to jednak, że miejsce to zamiera. Wręcz przeciwnie! Dopiero wieczorem robi się tu naprawdę tłoczno i ze świecą szukać wolnego stolika w jednej z kilkunastu restauracji czy kafejek. Niektóre mają wręcz kultowe miano jak np. „Tewa” – jedna z pierwszych „bio” restauracji w Wiedniu, która serwuje apetyczne potrawy w bardzo przystępnych, jak na stolicę Austrii, cenach. Od rana kłębi się w niej tłum klientów żądnych prawdziwie zdrowego i często wegańskiego śniadania.

Jest tu także kilka bardzo dobrych restauracji specjalizujących się w owocach morza.

Jako, że Naschmarkt nie jest duży, to wiele lokali otwarto także w jego okolicach. Na ulicy Linke Wienzeile mieści się np. Café Drechsler, o której wspominałam we wpisie „Wiedeńskie kawiarnie„. Jest to nowoczesna wersja tradycyjnej wiedeńskiej kawiarni, a warto ją odwiedzić chociażby z tego powodu, że została zaprojektowana przez światowej sławy projektanta Terence’a Conrana.

Sam Naschmarkt oferuje ogromny wachlarz smaków i kolorów z różnych zakątków świata. Są tu stoiska specjalizujące się np. tylko w oliwkach, serach, kwiatach, egzotycznych owocach, warzywach, przyprawach, kuchni bliskowschodniej, hinduskiej, wietnamskiej etc. Wybór jest przeogromny i oczy wychodzą „z orbit”. Nie pamiętam kiedy ostatnio coś tak mnie urzekło. Te kolory, smaki, zapachy po prostu zapierają dech! Sami zresztą zobaczcie relację zdjęciową:

Naschmarkt latem

naschmarkt

 

naschmarkt

Naschmarkt zimą

W sobotę na Naschmarkt przychodzi najwięcej ludzi, bowiem ten dzień jest szczególny – na jego tyłach rozkłada się targ staroci. Nawet jeśli nie mamy zamiaru przyjść tu na zakupy, warto odwiedzić to miejsce i wyrobić sobie własne zdanie. Pchle targi w Niemczech, Belgii, Francji, czy Austrii wyglądają jednak zdecydowanie inaczej niż te polskie – mam tu na myśli przede wszystkim słynny warszawski targ na Kole czy ten na stadionie Olimpii.

Naschmarkt
Zderzenie zabytkowego budynku Majolikahaus (w tle) z barwnym bazarem.
Majolikahaus – jeden z najwspanialszych przykładów stylu secesyjnego w Wiedniu zaprojektowany przez Ottona Wagnera w 1898 roku. Fasadę domu tworzą barwne płytki ceramiczne zdobione w motywy roślinne.

Jeśli będziecie planowali wyjazd do Wiednia, Naschmarkt uważam za punkt obowiązkowy wycieczki – najlepiej jest odwiedzić go wieczorem np. wybierając się tu na kolację oraz w sobotni poranek przychodząc tu na śniadaniowe zakupy oraz pchli targ.

Dobrego dnia!
E.

Naschmarkt
Budynek Secesji z charakterystyczną złotą kopułą
Budynek Secesji – detal.
Jeden z czterech żółwi, które podtrzymują ogromne donice przed wejściem.
Budynek Secesji
Budynek Secesji
Naschmarkt
Naschmarkt widziany spod wejścia do Budynku Secesji

P.S. Wpis po raz pierwszy został opublikowany 24 stycznia 2014. Obecna wersja jest aktualizacją pierwotnego wpisu.

Jak oceniasz ten wpis?

Kliknij gwiazdkę, aby ocenić!

Średnia ocena 4.5 / 5. Liczba głosów: 2

Jak dotąd brak głosów! Bądź pierwszą osobą, która oceni ten post.

Podobne wpisy

Komentarze

10 odpowiedzi na “Naschmarkt – słynny targ w Wiedniu”

  1. Kasia pisze:

    Udało nam się odwiedzić to miejsce jesienią w piękne sobotnie południe, byliśmy trochę zawiedzeni że króluje tam żywność typu kebab, hummus, falafel, szukaliśmy czegoś bardziej lokalnego w porze lunchu, przepychając się w niemałym tłumie już prawie straciliśmy nadzieję na posiłek inny niż kuchnia wschodnio-egzotyczna ale w końcu udało nam się znaleźć prawdziwie austriacki Gasthaus „Zur Eisernen Zeit” i to był strzał w 10! Zamówiliśmy szpecle i gulasz, doskonałe jedzenie, pyszne i niedrogie. Nawet wróciliśmy tam w niedzielę spróbować innych pozycji z menu ale okazało się, że wszystko … zamknięte.
    pozdrawiam i dziękuję za świetny blog, już się szykujemy na Ateny !!

    • Madame Edith pisze:

      My też raz w niedzielę „pocałowaliśmy klamkę” na Naschmarkt, a mieliśmy ochotę na obiad. Austria różni się jednak od Polski pod tym względem 😉

  2. Tinka pisze:

    Pani blog jest absolutnie wspaniały! Dziękuję za źródło inspiracji! 🙂

  3. HoReCa pisze:

    Ten targ to faktycznie coś niesamowitego. Bogactwo produktów, smaków i unoszących się aromatów… Nic więc dziwnego, że w jego okolicy znajdują się liczne restauracje – jest to miejsce idealne.

  4. Lech pisze:

    Dobry Wieczór Edytko,
    Rzeczywiście bogactwo owoców, warzyw przyprawia o zawrót głowy.
    Dzisiaj nachodzi mnie taka refleksja, że niby w Polsce pod tym względem jest zdecydowanie lepiej bo i limonki, chilli, imbir czy różne rodzaje pomidorów są dostępne nawet w sieciówkach to jednak nie dorównuje to zróżnicowaniu zaopatrzenia Zachodniej Europy. Co prawda możemy to sobie odbić w okresie szparagowym bo pęczek szparagów na targu w Lublinie w sezonie można wytargować przy większym zakupie za 4-5 złotych co jest na Zachodzie nieosiągalne.
    Nie wiem dlaczego nie pojawia się u nas skorzonera, czosnek niedźwiedzi ( choć popularny na Ukrainie), bulwy kopru włoskiego (co prawda są ale kto w Polsce wie jak je przygotować).
    W sklepach w ogóle nie jest osiągalna kapusta chińska Bok Choy chociaż jest duży wybór nasion w sklepach ogrodniczych ( to warzywo jest wprost cudowne i łatwe w uprawie jak mało które, nie jest niszczone przez szkodniki). Dynia znana jest u nas jako dynia olbrzymia i kojarzona z obrzydlistwem tj. zupą dyniową na mleku. Bea, którą na pewno kojarzysz, pokazała fajne przepisy i dynia piżmowa pieczona w sosie czarnym sojowym (Tao Tao) to jest dopiero przysmak …;-)
    Ze sklepów zniknął mrożony groszek cukrowy … i komu to przeszkadzało :-)) ?
    Ponoć już w Polsce jadamy zdecydowanie lepiej ? Chyba tak jest bo przecież jeszcze tak niedawno tak niewiele osób znało awokado, kiwi czy melony. Najśmieszniejsze, że paprykę ja poznałem jako mały chłopak w latach 70 i mówiono na to "bułgarski pieprz' (ha,ha). Jedzenie papryki traktowano jako lekką fanaberię a moja mama myślała, że jest szkodliwa…
    Oliwki, które teraz uwielbiam poznałem w latach 80-tych będąc uczniem szkoły średniej i miały dla mnie smak zepsutego kiszonego ogórka, oliwę z oliwek będąc na studiach….

    • Madame Edith pisze:

      Leszku,

      wybacz, że odpowiadam dopiero teraz, ale zupełnie mi to umknęło w ostatnich dniach. Krótką odpowiedź zwykle piszę od razu, bo to tylko moment, ale jak się chce napisać więcej to nie można tego zrobić jadąc środkami komunikacji miejskiej do domu 😉

      To prawda, że jednak "na Zachodzie" mają wszystkiego więcej i wszystko ma się wrażenie jest ładniejsze. Sklepy z garnkami, stoiska z warzywami, czy owocami, w herbaciarni jakby większy wybór herbat, a w kawiarni ciast. Tak to już jest, tam ludzie mają wyższe wymagania, a Polacy jeszcze nie wiedzą, że można mieć i więcej i lepiej.

      W Lublinie dawno już nie robiłam zakupów. Pamiętam za to doskonale co się działo w Leclercu na Zana zaraz po otwarciu (to było bodaj w latach '90). Nagle lublinianie odkryli bagietki wypiekane na miejscu z mrożonek i się po nie jeździło przez całe miasto 🙂 Teraz mnie to śmieszy, ale wtedy to było coś. Świeże pieczywo w sklepie. Prawdziwe WOW!

      Bardziej oryginalne produkty kupuję w małych, wyspecjalizowanych sklepach, czy stoiskach na targach. Dzięki czemu mogę mieć i świeżą rybę i najlepszą portugalską oliwę, czy ser feta prosto z Grecji. Z orientalnymi i bardziej wyszukanymi warzywami w W-wie też nie ma problemu, tylko trzeba wiedzieć gdzie ich szukać.

      Mam to szczęście, że koper włoski mam praktycznie cały rok w swoim osiedlowym sklepie, który nie jest wielkim marketem, a czosnek niedźwiedzi bez problemu dostaję na bazarku koło domu. A już na Hali Mirowskiej to jest prawdziwy szał. I to przez cały rok, choć to oczywiście taki "szał" na polskie warunki i możliwości, ale jak mam ochotę na coś nietypowego, to idę tam po pracy, bo mam przysłowiowy rzut beretem.

      Ostatnio mamy tu także wysyp lokalnych targów, często z żywnością bio. Jedyną przeszkodą bywa cena. Bardziej jak dla Austriaka, niż dla Polaka…

      Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie,
      E.

  5. Travellerka pisze:

    Cudowne zdjęcia! Ten targ odrobine przypomniał mi moje kulinarne doznania z La Boquerii w Barcelonie 🙂

  6. ankawell pisze:

    Odwiedzałam ten targ w Wiedniu tego lata. Wspaniałe miejsce. Bogactwo smaków, barw i kultur. Koniecznie trzeba tu zajrzeć zwiedzając Wiedeń 🙂

  7. Gosia pisze:

    Śliczne zdjęcia. W Wiedniu nie byłam, ale już bardzo bym chciała

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Tutaj możesz dodać zdjęcie do komentarza

Naschmarkt – słynny targ w Wiedniu


Dziś wracamy do Wiednia. Jak większość środkowoeuropejskich miast, tak i on, zimową porą nie wygląda zbyt kolorowo, poza oczywiście jarmarkami [...]
@MadameEdith on Instagram