Naschmarkt znajduje się tuż obok słynnego Budynku Secesji – ok. 300 metrów w linii prostej od Opery Wiedeńskiej, w VI dzielnicy, pomiędzy placem Karlsplatz, a ulicą Kettenbrückengasse (Wienzeile, 1060 Wien – dojazd metrem U4: Stacja Kettenbrückengasse lub U1, U2, U4: Stacja Karlsplatz).
Targ jest niezwykle klimatyczny, żyje niemal całą dobę. Stragany bowiem działają 6 dni w tygodniu i otwierane są już o godzinie 6 rano, a zamykane popołudniu. Nie znaczy to jednak, że miejsce to zamiera. Wręcz przeciwnie! Dopiero wieczorem robi się tu naprawdę tłoczno i ze świecą szukać wolnego stolika w jednej z kilkunastu restauracji czy kafejek. Niektóre mają wręcz kultowe miano jak np. „Tewa” – jedna z pierwszych „bio” restauracji w Wiedniu, która serwuje apetyczne potrawy w bardzo przystępnych, jak na stolicę Austrii, cenach. Od rana kłębi się w niej tłum klientów żądnych prawdziwie zdrowego i często wegańskiego śniadania.
Jest tu także kilka bardzo dobrych restauracji specjalizujących się w owocach morza.
Jako, że Naschmarkt nie jest duży, to wiele lokali otwarto także w jego okolicach. Na ulicy Linke Wienzeile mieści się np. Café Drechsler, o której wspominałam we wpisie „Wiedeńskie kawiarnie„. Jest to nowoczesna wersja tradycyjnej wiedeńskiej kawiarni, a warto ją odwiedzić chociażby z tego powodu, że została zaprojektowana przez światowej sławy projektanta Terence’a Conrana.
Sam Naschmarkt oferuje ogromny wachlarz smaków i kolorów z różnych zakątków świata. Są tu stoiska specjalizujące się np. tylko w oliwkach, serach, kwiatach, egzotycznych owocach, warzywach, przyprawach, kuchni bliskowschodniej, hinduskiej, wietnamskiej etc. Wybór jest przeogromny i oczy wychodzą „z orbit”. Nie pamiętam kiedy ostatnio coś tak mnie urzekło. Te kolory, smaki, zapachy po prostu zapierają dech! Sami zresztą zobaczcie relację zdjęciową:
Naschmarkt latem
Naschmarkt zimą
W sobotę na Naschmarkt przychodzi najwięcej ludzi, bowiem ten dzień jest szczególny – na jego tyłach rozkłada się targ staroci. Nawet jeśli nie mamy zamiaru przyjść tu na zakupy, warto odwiedzić to miejsce i wyrobić sobie własne zdanie. Pchle targi w Niemczech, Belgii, Francji, czy Austrii wyglądają jednak zdecydowanie inaczej niż te polskie – mam tu na myśli przede wszystkim słynny warszawski targ na Kole czy ten na stadionie Olimpii.
Zderzenie zabytkowego budynku Majolikahaus (w tle) z barwnym bazarem. |
Majolikahaus – jeden z najwspanialszych przykładów stylu secesyjnego w Wiedniu zaprojektowany przez Ottona Wagnera w 1898 roku. Fasadę domu tworzą barwne płytki ceramiczne zdobione w motywy roślinne. |
Jeśli będziecie planowali wyjazd do Wiednia, Naschmarkt uważam za punkt obowiązkowy wycieczki – najlepiej jest odwiedzić go wieczorem np. wybierając się tu na kolację oraz w sobotni poranek przychodząc tu na śniadaniowe zakupy oraz pchli targ.
Dobrego dnia!
E.
Budynek Secesji z charakterystyczną złotą kopułą |
Budynek Secesji – detal. Jeden z czterech żółwi, które podtrzymują ogromne donice przed wejściem. |
Budynek Secesji |
Budynek Secesji |
Naschmarkt widziany spod wejścia do Budynku Secesji |
P.S. Wpis po raz pierwszy został opublikowany 24 stycznia 2014. Obecna wersja jest aktualizacją pierwotnego wpisu.
Podobne wpisy
Komentarze
10 odpowiedzi na “Naschmarkt – słynny targ w Wiedniu”
Dodaj komentarz
Autor: Madame Edith
Dziś wracamy do Wiednia. Jak większość środkowoeuropejskich miast, tak i on, zimową porą nie wygląda zbyt kolorowo, poza oczywiście jarmarkami [...]
Udało nam się odwiedzić to miejsce jesienią w piękne sobotnie południe, byliśmy trochę zawiedzeni że króluje tam żywność typu kebab, hummus, falafel, szukaliśmy czegoś bardziej lokalnego w porze lunchu, przepychając się w niemałym tłumie już prawie straciliśmy nadzieję na posiłek inny niż kuchnia wschodnio-egzotyczna ale w końcu udało nam się znaleźć prawdziwie austriacki Gasthaus „Zur Eisernen Zeit” i to był strzał w 10! Zamówiliśmy szpecle i gulasz, doskonałe jedzenie, pyszne i niedrogie. Nawet wróciliśmy tam w niedzielę spróbować innych pozycji z menu ale okazało się, że wszystko … zamknięte.
pozdrawiam i dziękuję za świetny blog, już się szykujemy na Ateny !!
My też raz w niedzielę „pocałowaliśmy klamkę” na Naschmarkt, a mieliśmy ochotę na obiad. Austria różni się jednak od Polski pod tym względem 😉
Pani blog jest absolutnie wspaniały! Dziękuję za źródło inspiracji! 🙂
Bardzo dziękuję za miłe słowa!
Serdecznie pozdrawiam
E.
Ten targ to faktycznie coś niesamowitego. Bogactwo produktów, smaków i unoszących się aromatów… Nic więc dziwnego, że w jego okolicy znajdują się liczne restauracje – jest to miejsce idealne.
Dobry Wieczór Edytko,
Rzeczywiście bogactwo owoców, warzyw przyprawia o zawrót głowy.
Dzisiaj nachodzi mnie taka refleksja, że niby w Polsce pod tym względem jest zdecydowanie lepiej bo i limonki, chilli, imbir czy różne rodzaje pomidorów są dostępne nawet w sieciówkach to jednak nie dorównuje to zróżnicowaniu zaopatrzenia Zachodniej Europy. Co prawda możemy to sobie odbić w okresie szparagowym bo pęczek szparagów na targu w Lublinie w sezonie można wytargować przy większym zakupie za 4-5 złotych co jest na Zachodzie nieosiągalne.
Nie wiem dlaczego nie pojawia się u nas skorzonera, czosnek niedźwiedzi ( choć popularny na Ukrainie), bulwy kopru włoskiego (co prawda są ale kto w Polsce wie jak je przygotować).
W sklepach w ogóle nie jest osiągalna kapusta chińska Bok Choy chociaż jest duży wybór nasion w sklepach ogrodniczych ( to warzywo jest wprost cudowne i łatwe w uprawie jak mało które, nie jest niszczone przez szkodniki). Dynia znana jest u nas jako dynia olbrzymia i kojarzona z obrzydlistwem tj. zupą dyniową na mleku. Bea, którą na pewno kojarzysz, pokazała fajne przepisy i dynia piżmowa pieczona w sosie czarnym sojowym (Tao Tao) to jest dopiero przysmak …;-)
Ze sklepów zniknął mrożony groszek cukrowy … i komu to przeszkadzało :-)) ?
Ponoć już w Polsce jadamy zdecydowanie lepiej ? Chyba tak jest bo przecież jeszcze tak niedawno tak niewiele osób znało awokado, kiwi czy melony. Najśmieszniejsze, że paprykę ja poznałem jako mały chłopak w latach 70 i mówiono na to "bułgarski pieprz' (ha,ha). Jedzenie papryki traktowano jako lekką fanaberię a moja mama myślała, że jest szkodliwa…
Oliwki, które teraz uwielbiam poznałem w latach 80-tych będąc uczniem szkoły średniej i miały dla mnie smak zepsutego kiszonego ogórka, oliwę z oliwek będąc na studiach….
Leszku,
wybacz, że odpowiadam dopiero teraz, ale zupełnie mi to umknęło w ostatnich dniach. Krótką odpowiedź zwykle piszę od razu, bo to tylko moment, ale jak się chce napisać więcej to nie można tego zrobić jadąc środkami komunikacji miejskiej do domu 😉
To prawda, że jednak "na Zachodzie" mają wszystkiego więcej i wszystko ma się wrażenie jest ładniejsze. Sklepy z garnkami, stoiska z warzywami, czy owocami, w herbaciarni jakby większy wybór herbat, a w kawiarni ciast. Tak to już jest, tam ludzie mają wyższe wymagania, a Polacy jeszcze nie wiedzą, że można mieć i więcej i lepiej.
W Lublinie dawno już nie robiłam zakupów. Pamiętam za to doskonale co się działo w Leclercu na Zana zaraz po otwarciu (to było bodaj w latach '90). Nagle lublinianie odkryli bagietki wypiekane na miejscu z mrożonek i się po nie jeździło przez całe miasto 🙂 Teraz mnie to śmieszy, ale wtedy to było coś. Świeże pieczywo w sklepie. Prawdziwe WOW!
Bardziej oryginalne produkty kupuję w małych, wyspecjalizowanych sklepach, czy stoiskach na targach. Dzięki czemu mogę mieć i świeżą rybę i najlepszą portugalską oliwę, czy ser feta prosto z Grecji. Z orientalnymi i bardziej wyszukanymi warzywami w W-wie też nie ma problemu, tylko trzeba wiedzieć gdzie ich szukać.
Mam to szczęście, że koper włoski mam praktycznie cały rok w swoim osiedlowym sklepie, który nie jest wielkim marketem, a czosnek niedźwiedzi bez problemu dostaję na bazarku koło domu. A już na Hali Mirowskiej to jest prawdziwy szał. I to przez cały rok, choć to oczywiście taki "szał" na polskie warunki i możliwości, ale jak mam ochotę na coś nietypowego, to idę tam po pracy, bo mam przysłowiowy rzut beretem.
Ostatnio mamy tu także wysyp lokalnych targów, często z żywnością bio. Jedyną przeszkodą bywa cena. Bardziej jak dla Austriaka, niż dla Polaka…
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie,
E.
Cudowne zdjęcia! Ten targ odrobine przypomniał mi moje kulinarne doznania z La Boquerii w Barcelonie 🙂
Odwiedzałam ten targ w Wiedniu tego lata. Wspaniałe miejsce. Bogactwo smaków, barw i kultur. Koniecznie trzeba tu zajrzeć zwiedzając Wiedeń 🙂
Śliczne zdjęcia. W Wiedniu nie byłam, ale już bardzo bym chciała