Baczni obserwatory wiedzą, że pochodzę z Lubelszczyzny. Jednym z najbardziej popularnych lubelskich przysmaków są cebularze, zwane przez wielu „cebularzami lubelskimi”. Kiedy przeprowadziłam się na studia do Warszawy bardzo tęskniłam za tym smakiem. Na próżno szukałam ich w stolicy i dopiero po kilku latach pojawiły się gdzieniegdzie. Były wypiekane przez lokalne piekarnie, ale jednak nie mogły się równać z tymi lubelskimi.
W Lublinie cebularze w piekarniach mają zwykle 15-20 cm średnicy i około 1,5-2 cm grubości. Moje domowe są znacznie mniejsze, bo te ze sklepu zawsze trzeba było kroić na ćwiartki i dzielić na porcje. Wszak mało kto zjadłby takiego giganta na raz!
Cebularz lubelski został zarejestrowany w Komisji Europejskiej jako produkt o chronionym oznaczeniu geograficznym. Unijny certyfikat oprócz ochrony prawnej, daje konsumentom także gwarancję jakości i tradycyjnej metody wytwarzania produktu.
Cebularze – składniki:
Nieco zmodyfikowany przepis ze strony Klaser Restauratorów i Hotelarzy.
Na 6 sztuk.
- 300 g mąki pszennej (może być krupczatka)
- 120 ml ciepłego mleka (ok. 38 stopni C)
- 50 g masła
- 5 g drożdży instant lub 25 g świeżych
- 1 jajko
- 1 łyżeczka cukru
- 1/2 łyżeczki soli
Nadzienie:
- 1 duża cebula
- 2 łyżki maku
- 2 łyżki oleju
Cebularze – przepis:
Sposób przygotowania ze świeżymi drożdżami:
Świeże drożdże mieszamy z cukrem, 2 łyżkami mąki i częścią ciepłego mleka. Tak przygotowany zaczyn pozostawiamy do wyrośnięcia w ciepłym miejscu na około 20-30 minut. W garnuszku rozpuszczamy masło. Wyrośnięty rozczyn i ciepłe mleko oraz rozpuszczone masło dodajemy do miski z mąką i solą.
Sposób przygotowania z drożdżami instant:
W dzieży mieszamy mąkę, drożdże oraz sól.
Ciągle mieszając dodajemy ciepłe mleko.
Następnie dodajemy rozpuszczone i przestudzone masło (powinno mieć ok 38 stopni C).
Jajko roztrzepujemy za pomocą widelca i dodajemy do pozostałych składników zostawiając trochę na posmarowanie brzegów cebularzy (około łyżki). Zagniecione ciasto przekładamy do miseczki wysmarowanej olejem i przykrywamy ściereczką. Zostawiamy do wyrośnięcia na min. 60 minut.
Cebularze – przygotowanie cebuli:
Najlepsza cebula jest taka, która poleży min. jeden dzień w lodówce, warto jest więc zrobić ją wcześniej.
Pokrojoną w kostkę cebulę obgotowujemy chwilkę we wrzątku i odcedzamy.
Gorącą wrzucamy do miseczki lub słoika, posypujemy makiem i solą i wlewamy olej. Dokładnie mieszamy. Szczelnie przykrywamy folią spożywczą / pokrywką i po wystygnięciu wkładamy do lodówki. Dzięki takiemu przygotowaniu cebula jest słodka i miękka.
Jeśli jednak cebuli nie przygotowaliśmy wcześniej, to gdy ciasto rośnie możemy podsmażyć ją na patelni. Wówczas kroimy ją w kostkę i smażmy na oleju do uzyskania złotego koloru. Zdejmujemy z ognia. Wsypujemy mak oraz doprawiamy solą.
Kiedy ciasto wyrośnie dzielimy je na 6 kęsów.
Każdą część wałkujemy lub rozciągamy w dłoniach tworząc płaskie, okrągłe placki. Brzegi smarujemy pozostałym jajkiem.
Następnie kładziemy cebulę, rozkładając ją równomiernie na plackach.
Zanim cebularze wstawimy do gorącego piekarnika zostawiamy je na 15-30 minut, by jeszcze podrosły. Pieczemy w 180 stopniach C (z termoobiegiem) lub 200 stopniach (bez tej funkcji) około 17-20 minut lub do momentu aż będą rumiane.
Cebularze – podanie:
Cebularze najlepiej smakują na ciepło posmarowane masłem.
Obiadowym hitem w moim liceum i podstawówce były cebularze odgrzewane w mikrofalówce z żółtym serem, obowiązkowo polane ketchupem. To był ogromny przysmak i ze szkolnego sklepiku zapach odgrzewanych cebularzy roznosił się po całym korytarzu.
Obecnie jestem wierna tradycyjnej formie spożywania tego lubelskiego przysmaku – smaruję je po prostu masłem, ale Wam polecam je w różnych wariacjach. Przetestujcie, popróbujcie, znajdźcie taki sposób podania, jaki Wam pasuje najbardziej.
Do kolejnego przeczytania!
E.
Podobne wpisy
Komentarze
38 odpowiedzi na “Cebularze – przysmak z Lubelszczyzny”
Dodaj komentarz

Cebularze – przysmak z Lubelszczyzny
Czas przygotwania:
Rodowita Puławianko! To nie wiesz, że w naszym mieście lokalną potrawą jest „bułka puławianka” czyli lekko słodka maślana bułka z makiem wielkości kajzerki a uformowana zawijasami?
Jak rozumiem to komentarz dot. tego, co napisała wyżej Karola ?
Ah moja Droga Edith!
Jestem tu gosciem od kilku lat,jeszcze pamietam czasy studenckie i 'robienie’ Twoich przepisow po swojemu…
Nigdy nic nie komentowalam tylko czytalam z uznaniem,uwaga. Kazdy wpis czytam na biezaco,o restauracjach,podrozach. I chociaz nie mieszkam z stolicy,nie podrozuje tyle,to wiem i czuje ze jest w tym ogromna pasja,zaangazowanie,niekiedy i poswiecenie!? Ogolnie czytam sporo blogow kulinarnych i podrozniczych ale ten Twoj od dawna jest moim nr 1! I teraz kiedy mieszkam na obczyznie kilka lat,takie przepisy na tradycyjne jedzenie,sprawiaja ze jeszcze bardziej Cie uwielbiam.
Podsylam Twojego bloga znajomym,wspolnie spedzamy czas przy winie i Twoich przepisach,smiejac sie i wspominajac nasza piekna Polske,nasze dziecinstwo. I Ty po czesci jestes temu ’ winna’.
Dziekuje ze jestes!
Dominika
Dominiko,
Pięknie dziękuję za Twój komentarz. Ogromnie mi miło!
Przesyłam moc pozdrowień z Warszawy,
E.
Pycha równiez jestem z lubelszczyzny a mój dzień w pracy nie obędzie się bez cebularza DUŻEGO 🙂
Paulino,
ależ Ci zazdroszczę! Też bym zjadła z przyjemnością. W Warszawie jednak o cebularze jest niezwykle trudno. Trzeba robić w domu 🙂
Wyszły pyszne. Ciasto jest super, na pewno będą powtórki 🙂 Pozdrawiam, Gabi
Edith, ja, jako rodowita Puławianka (akurat ta miejscowość nie ma żadnych kulinarnych punktów, ale za to ma blisko do Lublina i Kazimierza :)) też jestem fanką tego smaku. Przejrzałam dziś przepisy na durszlaku i 3/4 wyglądało zupełnie nie tak – z serem, pieczarkami, bez maku? blada cebula? skandal:)
właśnie rośnie mi ciasto z Twojego przepisu, wrzucę je w ciągu najbliższych kilku dni na bloga…o ile mąż nie pochłonie ich od razu, bo też kocha ten smak, który kojarzy mu się z wakacjami u babci na lubelskiej wsi 😉 pamiętam, jak zrobiłam je pierwszy raz i byłam w szoku, że są takie dobre. Lepsze niż u Sarzyńskiego!:)
Karola,
nawet nie wiesz jak się cieszę 🙂
Chyba wszyscy na Lubelszczyźnie kochają cebularze. To taki na wskroś lubelski przysmak, któremu trudno się oprzeć 🙂
Serdeczności,
E.
Jutro będę z serem i ketchupem zapiekać bułeczki.
Edith, dziękuję za instrukcję jedzenia i pozdrawiam serdecznie 🙂
Nigdy nie jadłam prawdziwych cebularzy z Lubelszczyzny, więc na pewno nie potrafię docenić ich fenomenu. Dzisiaj upiekłam z Twojego przepisu i dla mnie jest to zwykła poprawna i smaczna bułka ale bez fajerwerków. Nie wiem jak ją jeść z masłem, na wierzchu masło czy przekroić i posmarować, jeść jak złożoną kanapkę? A ser i ketchup powinnam dodać już w piecu czy po upieczeniu. Zjedliśmy po jednej normalnie jak zwykłe bułki drożdżowe, 4 sztuki zamroziłam. Proszę o sugestie jak jeść te bułeczki, a może zmienię zdanie i się zachwycę 🙂 Moje Twoje bułeczki http://spadeknapiecia.blogspot.com/2014/08/cebularze-lubelskie.html
Rudakitko,
Chyba cała magia cebularzy tkwi we wspomnieniach. W moim przypadku – rodzinnych stron, charakterystycznego zapach cebularzy roznosząceho się wokół piekarni, smaku dzieciństwa po prostu 🙂 To prawie zwykła drożdżowa bułka z prostymi dodatkami, które jednak czynią ją bardzo charakterystyczną lubelską przekąską.
Z masłem je się w ten sposób, że odłamujesz/odcinasz kawałek placka i smarujesz jego brzeg masłem. Mój tata z kolei kładzie cienkie plasterki masła na wierzch. Każdy zajada cebularza z masłem na swój sposób. Oczywiście jeśli cebulerze wyrosły, to można je przekroić jak bułkę i posmarować w środku.
Z serem i ketchupem natomiast podaje się je w taki sposób, że na upieczonego cebularzs kładzie się plastry sera na wierzchu i zapieka w piecu. Po wyjęciu polewa się ketchupem i gotowe! 🙂
Pozdrawiam ciepło,
E.
Uwielbiam je, można je spotkać również w Izraelu!
Edyta,
narobiłaś mi smaku na cebularze!
Wielkie dzięki za przepis. Cebularze od pani Grażynki ze sklepiku były hitem liceum, ale konkurencją była stołówka. Próbowałam odtworzyć smak kotletów ziemniaczanych z rybką i surówką z kapusty. Poza kotletami, prawie się udało ;). Może Tobie by wyszło?
Pozdrawiam,
Monika
Moniko,
niestety kotletów rybnych z ziemniakami nie znam i chyba nigdy takich nie jadłam. Znam za to ziemniaczane z warzywami 🙂
Serdeczne pozdrowienia,
E.
Ładniutkie. Kiedyś mnóstwo ich wcinałam, a teraz nawet nie mogę sobie przypomnieć kiedy ostatnio jadłam cebularz 🙂
Rewelacyjne buleczki!
Jeej, jak ja lubię takie tradycyjne regionalne potrawy! Chleba nadal nie tykam, uwierzysz – 3 miesiąc leci ale jak tylko się :"wykończę" to wypróbuję przepis. U nas w szkolnym sklepiku nie było cebularzy ale były za to "szneki z glancem" wielkie jak męska spracowana dłoń. Też miło wspominam:)))
pozdrawiam Cię Edith serdecznie, znów mi się przypominają różne rzeczy!
Czekałam na ten przepis. Nigdy ich nie robiłam w domu, bo zawsze kupowałam w ulubionej piekarni niedaleko od zamku w Lublinie, ale teraz gdy już długo tam nie mieszkam na pewno któregoś dnia uraczę rodzinę Męża 🙂 Oni nie wiedzą jakie pyszności się jada u nas na wschodzie. Cieszę się, że chociaż blogowanie pozwala to komuś pokazać. A u mnie w stołówce szkolnej też były z serem i ketchupem :p
Bez maku ani rusz??
Ula,
Tradycyjne cebularze są zawsze z makiem.
Serdeczności,
E.
Jako Lubelak potwierdzam. Pokazała nam Edytka oryginalne cebularze. W Lublinie doczekały się mutacji w postaci dodatków papryki, pieczarek ale to profanacja !
Prawdziwy cebularz jest taki jak w przepisie Edith, z makiem.
To ulubiona w Lublinie przekąska studentów. W jednej ręce cebularz a w drugiej porządny kubas kefiru.
Jak są jeszcze lekko ciepłe to są najlepsze.
Trzeba dodać, że to pozostałość po społeczności żydowskiej w naszym regionie.
Kiedyś w jakiejś telewizji śniadaniowej mówiono, że cebularze pochodzą z Kazimierza Dolnego (M.Prokop)
Żenada.
Warszawiakom wyobraźnia o Lubelszczyźnie kończy się na Kazimierzu Dolnym.
Nie, nie żenada. To ograniczenie.
Żenada, żenada ale co taki telewizyjny, papierowy man może wiedzieć o prawdziwej Lubelszczyźnie, a Kazimierz … cóż, ani Lubelszczyzna się na nim nie zaczyna, ani nie kończy … urocze miasteczko na lubelskim szlaku, ale zapewniam jest więcej uroczych miejsc 🙂
Dokładnie tak Szkatułeczko ! Są tu:
– kaszaki janowskie
– malinóweczka kraśnicka,
– pierogi bychawskie,
– salceson lubartowski,
– śliwki nałęczowskie,
– truskawki z Góry Puławskiej,
– lubelskie wiśnie ( niezrównane nadwiślańskie),
– chmiel lubelski ( jeden z najlepszych na świecie),
– kefir i maślanka z Krasnego Stawu ( genialne),
– pieróg z Biłgoraja,
– miody pitne lubelskie z Apisu,
– chleb wygnanowski,
– kiełbasa wiejska z Dobrosławia
– lody Pawłowskich z Nałęczowa
– koguty Sarzyńskich
– flaki zamojskie (najlepsze w Piaskach)
Leszku,
te flaki w Piaskach też pamiętam 🙂
No i lody od Pawłowskiego – ogromnie smaczne, jedzone bardzo często w dzieciństwie przy okazji wizyt u babci w Nałęczowie.
Do Twojej listy dodałabym jeszcze tylko pierogi lubelskie z kaszą gryczaną, bo w innych regionach Polski ich nie znają, a i jeszcze ciastka od Chmielewskiego – kiedyś były pyszne, mam nadzieję, że teraz się nie pogorszyły.
Z serdecznymi pozdrowieniami,
E.
Edytko, jeszcze jako dziecko jeździłem rowerem do Nałęczowa na lody Pawłowskich. Mieszkałem ok. 15 km od tego miejsca. Sprzedawała lody ta sama pani co teraz ( właścicielka) i kiedy Jej to opowiedziałem dodając uznanie za jakość lodów to się nieco wzruszyła i ucieszyła,
Opowiedziała mi, że lody malinowe ( uważam że to produkt kultowy Pawłowskich) robią tylko ze świeżych malin (przynajmniej wtedy tak było). Dbają o każdy szczegół. Inne smaki też są doskonałe, Lody Pawłowskiego nie należą do tanich ale o lepsze w Polsce trudno.
Nie mam powodu aby ich reklamować ale cenię ludzi, którzy robią coś z pasją i osiągają sukces.
Myślę, że mając bliskie związki z Nałęczowem nowy temat na bloga masz jak znalazł :-))
To prawda! Tylko sam wiesz, z lodziarnią Pawłowskich jest taki kłopot, że tam zawsze są takie tłumy, że trudno byłoby zrobić zdjęcia bez wielu osób w środku (o gigantycznej kolejce na zewnątrz nie wspominając). Musiałabym tam chyba zawitać w środku zimy, ale wtedy to pewnie mają tylko kilka podstawowych smaków (zresztą nie wiem, bo zimą nigdy tam nie byłam). Ale tema na bloga dobry, to nie ulega wątpliwości 🙂
Wróciłam właśnie z Nałęczowa … u Pawłowskich już czynne. Z tymi lodami to nie lipa bo wszystkie smaki już były a malinowych jeszcze nie 🙂
Dzięki za tego posta… wywołał taką chęć podróży po smakach Lubelszczyzny …
Dziś nie jadłam cebularza, a przepyszną solankę z małej piekarni na przeciwko czy obok Przepióreczki (tuż obok kiedyś był bankomat). Super pieczywo i wypieki, doskonały razowy, ale uważam, że solanki z kminkiem najlepsze – takich na Śląsku nawet nie mają … Więc solanka plus kefir plus towarzystwo kaczek w parku i słońce do tego – wiosenna bajka. A co będzie potem … jak się zapuszczę w głąb lubelskich pól i lasów by odszukać tych wszystkich przysmaków Lechu? Oj narobiłeś mi smaku, narobiłeś … i lubię wędrować …
Szkatułko,
ależ bym chciała zajść teraz tam na lody! Rozpoczyna się taka piękna wiosna, więc spacer po nałęczowskim parku z lodami od Pawłowskiego byłby czystą przyjemnością.
A piekarnie obok Przepiórki oczywiście znam, bo chodziłam tam wielokrotnie z Tatą, który zna właściciela – Pana Zubrzyckiego 🙂 Zawsze bardzo lubiłam tam zaglądać ze względu na cudny zapach i klimat starej piekarni (wszystkie półki były drewniane i w zasadzie mało co na nich leżało, bo sprzedawali pieczywo na bieżąco). Pamiętam pyszny chleb i rogaliki. Wiosną muszę się tam wybrać!
Pozdrawiam wiosennie,
E.
Szkatułko, polecam Ci wyjazd na Roztocze a w miejscowości Obsza pytaj o restaurację z potrawami regionalnymi ( takie duże podwórko a obok centrum konferencyjne). To jest wieś więc trudno byłoby nie trafić. Tam spróbujesz…. niespodzianka 🙂
W Suścu odwiedź Klemensa 🙂
A jak się rozpędzisz do Horyńca Zdroju ( to już niestety podkarpackie) to przy ryneczku jest cukiernia ( Chyba "U Krysi") i tam prawie za darmo w porównaniu do W-wy super, wyborne ciastka.
Lechu, dziękuję za takie kulinarne instrukcje … zrobię tak na pewno i to nie wykluczone, że na dwóch kółkach – uwielbiam takie wyprawy … poznawanie świata, nowych miejsc, ludzi, smaków. Do tego obcowanie z przyrodą … Zabiorę ze sobą na tę wyprawę duży koszyk z cebularzami wypieczonymi wg przepisu Madame Edith i chyba będzie dobrze? Czy ktoś się dołączy, wiosna idzie :-), a może włożymy coś jeszcze do koszyczka?
Szkatułko,
Znakomity plan! Aż mnie z lekka zazdrość zżera, bo na Roztoczu nigdy nie byłam mimo, że mieszkałam tak blisko… Jakoś po prostu nigdy nie było okazji.
Udanej przejażdżki!
E.
chyba lubliniak 🙂
przymierzam się do nich od dawna 🙂 ostatnio przeglądałam swój zeszyt z przepisami (a prowadzę go od niemal lat dziecięcych 😉 ) na jednej z pierwszych stron przyklejony jest przepis własnie na cebularze 🙂 przepis wycięty z jednej z gazet, jakie kupowała moja mama 🙂
muszę je upiec, chyb a nadszedł na nie czas 😉
pysznie wyglądają:) bardzo je lubię:)
Uwielbiam cebulaaze, mój mąż pochodzi z lubelszczyzny, więc znam ich tradycyjny smak… Wciągnięcie takiego duzego za jednym posiedzeniem to żaden problem ;-))))))
Jakiś czas temu robiłam, ale z wykorzystaniem krupczatki. Pyszne 🙂
Ja też pochodzę z Lubelszczyzny 🙂 mieszkam tu aż od 16 lat i do serca przypadły mi od razu cebularze i kulebiaki 🙂 Nie wyobrażam sobie już życia bez cebularza … Jak tylko wyjeżdżam w swoje rodzinne strony wywożę z Lubelszczyzny na Śląsk "tony" kogutów, cebularzy i kulebiaków … Pierwsze wywołują uśmiech, drugie robią furorę, kulebiaki zaś doczekały się już mutacji śląskich więc zachwyt nad nimi nie jest taki wielki, chociaż ludziska dziwują się jak można zrobić kapustę w słodkim cieście 🙂 (tak u Sarzyńskiego robią w Kazimierzu, ale zapewne wiesz 🙂 ) Zakochałam się w cebularzach od pierwszego kęsa, tak to mój smak – wolę ten naturalny bez wariacji z ketchupem i serem, ale wiadomo każdy lubi co innego 😉 Moje dzieci przepadają za serem i ketchupem więc "walą" na biednego Pana Cebularza tony ketchupu i trochę mniej sera … Dzięki za głoszenie światu o "naszym" cebularzu ;-). Sama jeszcze nie piekłam bo drożdżowe nie jest moją mocną stroną ;-( i mam pod nosem super piekarenkę gdzie codziennie mam świeżutkie cebularze, więc może motywacji brak …
Pozdrawiam serdecznie z miasta nad Wisłą