Azory to miejsce absolutnie magiczne. Kojarzą mi się ze stadami krów pasącymi się na wulkanicznych zboczach, pięknymi widokami, hortensjami, które rosną przy każdej chyba drodze na São Miguel, ananasami i wspaniałą herbatą, która produkowana jest w jedynych na kontynencie europejskim fabrykach. Na początku, w XIX w., było ich aż 14, w 1966 roku ich liczba spadła do 5, a do dziś przetrwały tylko dwie. Korzystając z wypożyczonego auta wybraliśmy się jednego dnia na wycieczkę na północ wyspy i odwiedziliśmy najpierw plantację Gorreana, a potem Fábrica de chá Porto Formoso.
Jak rośnie herbata na Azorach?
Gdy przeczytaliśmy w przewodniku pierwszy zaczął hodować herbatę na Azorach Jacinto Leite w 1820r. Rośliny Camellia sinensis trafiły na São Miguel z Brazylii, do której przywiózł je z Chin portugalski król João VI. Azorczykom wiedzę o tym jak uproawiać herbatę przekazali Chińczycy z Macao. Szczyt popularności azorska herbata osiągnęła w drugiej połowie XIX w. Produkowano jej wówczas ok. 250 ton, a plantacje zajmowały obszar 300 hektarów. Od czasu I wojny światowej herbaciany przemysł zaczął podupadać. Przyczyniło się do tego obniżenie cła na herbatę z Mozambiku (wówczas portugalskiej kolonii).
Na naszej trasie była najpierw Chá Gorreana. To fabryka założona w 1883 r. zdecydowanie nastawiona na wycieczki turystyczne. Tu właśnie przypadkowo spotkaliśmy jedyny raz na wyspie autokar z turystami i w dodatku … z Polakami, z którymi przylecieliśmy samolotem na São Miguel 🙂
Produkuje się tu 3 główne gatunki herbaty z odpowiednich listków:
- orange pekoe (szczytowy listek) – ta herbata daje najbardziej aromatyczny napar,
- pekoe (drugi listek od góry) – herbata nieco mniej aromatyczna od “orange pekoe”,
- broken leaf (trzeci listek od góry).
Uprawa herbaty na São Miguel jest całkowicie ekologiczna – na wyspie nie występują grzyby, ani szkodniki atakujące rośliny, dlatego nie ma potrzeby stosowania pestycydów. Do herbaty nie dodaje się także żadnych konserwantów, ani barwników.
W fabryce Chá Gorreana można zobaczyć jak panie wybierają spośród herbacianych, wyszuszonych lisków wszelkie, nawet najmniejsze gałązki, które jakimś cudem dostały się do ostatniego etapu produkcji. Potem herbata trafia do pomieszczenia obok.
Stoi tu maszyna, która odmierza porcje po 100 g…
…i automatycznie pakuje do charakterystycznych zielonych torebek, które za chwilę można nabyć w przyfabrycznej herbaciarni.
Oprócz trzech podstawowych i najbardziej popularnych gatunków w Chá Gorreana produkowany jest także tzw. “silver point”. Nazwa ta pochodzi od koloru szczytowej części pędu, którą latem dla ochrony przed słońcem pokrywa się biało-srebrnym puszkiem. Ten gatunek herbaty jest słodszy i ma mocniejszy aromat, a napar jest jaśniejszy od typowej czarnej herbaty.
 |
W fabryce na korkowych tablicach wiszą maile z zamówieniami na herbatę z całego świata. Nam szczególnie spodobał się fragment jednego: “Is my Orange Pekoe on the way to Germany?” 🙂 |
W fabryce Gorreana można kupić także zieloną herbatę typu Hysson, która przed suszeniem poddawana jest sterylizacji parą wodną w celu zatrzymania fermentacji i zachowania koloru.
Po zwiedzaniu fabryki można poczęstować się darmową filiżanką dowolnej herbaty.
Herbatę można także zamówić wraz z czymś na słodko w przyfabrycznej herbaciarni. Znajduje się tam również stoisko, na którym można dokonać zakupów. Należy dodać, że ceny herbaty są bardzo przystępne. Za ok. 15 Euro możemy kupić duży worek (500 g) z najlepszym gatunkiem herbaty – orange pekoe. Cena za 100 g oscyluje wokół 4 Eur.
 |
W sklepie wiszą stare zdjęcia, które ukazują jak niegdyś wyglądał proces zbioru herbacianych liści. |
Widok z fabryki jest niesamowity. Po prostu gdzie nie spojrzeć pousadzane w równych rzędach herbaciane krzaczki, które są poprzycinanane z jubilerską precyzją! Widok jest niesamowity, że też o zapachu nie wspomnę. Liście herbaty pachną, ale rzecz jasna, nie tak intensywnie jak po wysuszeniu.
Po zrobieniu zakupów i kilku zdjęć na plantacji Gorreana ruszamy dalej, do kolejnej fabryki!
Fábrica de chá Porto Formoso jest usytowana zaledwie 2-3 km od Gorreany. Z oddali, przy głównej drodze (Via rápida – tutejsza autostrada, która na większości odcinków ma po jednym pasie z poboczem w każdą stronę), widzimy charakterystyczny szary budynek, z którego ściany wystaje czarny dzbanek. Zauważywszy go mamy pewność, że dobrze trafiliśmy!
Na parkingu pod fabryką spotykamy zaledwie dwa samochody osobowe. Dzięki temu wiemy, że nie przyjdzie nam oglądać tego miejsca wraz z dużymi grupami zwiedzających jak na poprzedniej plantacji.
Porto Formoso okazuje się być cudownym, bardzo spokojnym miejscem. Widoki są zachwycające i nawet jeszcze piękniejsze niż ze wzgórz wokół Gorreany.
Drogę do manufaktury wskazuje zabytkowa ceramiczna tabliczka oraz rzędy drzew, które rosną wzdłuż wysypanej czerwonym żwirkiem alejki (uwaga: bardzo brudzi buty!).
Miłe jest to, że zaraz po naszym pojawieniu się pod budynkiem wyszła do nas pracująca tu pani i pytając o język, jakim się posługujemy, zaproponowała bezpłatne zwiedzanie z przewodnikiem. Na początku zasiadłszy w wiklinowych fotelach obejrzeliśmy kilkuminutowy film o tym miejscu, a potem przyszedł czas na około piętnastominutowe zwiedzanie poszczególnych pomieszczeń.
 |
Azulejos – charakterstyczne dla portugalii biało-niebieskie ceramiczne płytki przedstawiają logo, które zawiera widok na plantację |
Okazuje się, że aby wyprodukować czarną herbatę, liście po zbiorze muszą zwiędnąć, zostać zrolowane, a następnie mieć przez jakiś czas kontakt z powietrzem, podczas którego dochodzi do ich częściowej fermentacji i procesu utleniania. Są wówczas rozłożone w takich stalowych regałach z płaskimi szufladami.
Następnie listki poddawane są szuszeniu w maszynie.
Każda partia jest testowana przez herbacianego kipera. Ma on specjalnie przygotowane pomieszczenie, w którym sprawdza smak, zapach i kolor w poszczególnych partiach herbaty.
Po zakończeniu zwiedzania jesteśmy częstowani filiżanką herbaty w rustykalnej, bardzo malowniczej herbaciaciarni. To wspaniałe miejsce. Mogłabym tam chodzić codziennie na herbatę o 5 po południu 🙂
Po chwili portugalscy turyści opuszczają to miejsce i zostajemy sami. Mamy więc czas na zrobienia kilku zdjęć i delektowanie się smakiem “orange pekoe” oraz “pekoe”.
Jak widzicie stoły nakryte są bardzo “herbacianymi” obrusami, a w niskich szklankach poustawiano szczytowe gałązki herbaty, które jednak nie nadaje się do produkcji ze względu na to, że wyrosły za bardzo.
Muszę przyznać, że herbata w takim miejscu smakuje jak nigdzie indziej! Trzeba nadmienić, że herbata z Arozów pobawiona jest tej charakterystycznej goryczki, jaką często ma czarna herbata.
W herbaciarni można też zrobić zakupy. Oprócz herbaty można zaopatrzeć się w porcelanę, jak np. kubki dla dwojga, lub herbaciane krzewy.
Ceny herbaty są podobne do tych w Gorreanie: za 80 g “orange pekoe” zapłacimy 3,10 Euro, taka sama paczka herbaty “pekoe” kosztuje 2,75 Euro, a “broken leaf” jedynie 2,05 Euro. Za to uwaga: nie dajcie się naciągnąć na ciasteczka, które są pyszne, ale ponad dwa razy droższe niż w każdym markecie w Ponta Delgada!
Herbaciarnia jest uroczym miejscem dlatego z przyjemnością zostajemy tu dłuższą chwilę nie spiesząc się tak jak w Gorreanie, która była mniej urokliwa, jak i zdecydowanie bardziej zatłoczona.
Po opuszczeniu Porto Formosa udajemy się na punkt widokowy Moradouro de Santa Iria.
Panorama stąd jest jedną z piękniejszych na wyspie São Miguel.
Delektując się widokami na herbaciane wzgórza postanawiamy powoli rozpocząć drogę powrotną do Ponta Delgada. Mamy do przejechania ok. 30 km nie zawsze idealnie prostą drogą 🙂
Do kolejnego przeczytania na blogu lub
Fanpage’u,
E.
P.S. Inne wpisy dot. Azorów znajdziecie tu:
Herbatkę można “chlapać” rzeczywiście do woli w pieknych okolicznościach pól herbacianych 😉
Super fotoreportaz,wlasnie takiego szukalam .Wybieram sie z mezem do Ponta Delgada w polowie wrzesnia.Mam nadzieje ze beda tam jeszcze dni pogodne.Dziekuje bardzo,teraz wiem co warto tam zobaczyc?
Bylam tu:) nadal mam w domu zakupiona w tej fabryce zielona herbate:) pozdrawiam swietny blog -Agnieszka
Agnieszko,
bardzo dziękuję 🙂 Do Polski przywiozłam blisko kilogram tej herbaty i również piję ją do dziś – super pamiątka!
Pozdrawiam ciepło,
E.
zazdroszczę Ci takiej wyprawy, wspaniałe miejsca zwiedzasz!
miłej dalszej podróży!
pozdrawiam.
PS: gratuluję wygrania wyjazdu do Szwajcarii!
Karmel-itko,
serdecznie Ci dziękuję! Szwajcaria była na mojej liście marzeń i nadal trudno mi uwierzyć, że będę mogła ją już niedługo zobaczyć. Oczywiście wrażeniami z podróży podzielę się na łamach bloga.
Serdecznie Cię pozdrawiam,
E.
Bardzo ciekawe Edytko !
Ja, filiżanki herbaty ( i tylko herbaty ) nigdy nie odmawiam ;-))
O herbacie azorskiej nigdy nie słyszałem. No cóż, zachęciłaś mnie i lecę przygotować sobie przynajmniej to co mam ( Sagę hi, hi )
Reportaż bardzo ciekawy.
pozdrowienia
Leszku,
jak to mawiają: dobra Saga nie jest zła 😉
A tak na poważnie to nie wiem z jakiej części krzewu herbacianego robi się takie, hmmm, jakby tu je określić…mocno przemielone herbaty 😉
Myślę, że właśnie do tego celu używają tych wszystkich pozostałych liści, które na trzy główne "gatunkowe" herbaty się nie nadają. Choć kto wie…może te gałązki, które tak starannie wyłapywały te panie również mogłyby się tam znaleźć…? Oczywiście teoretyzuję, bo na Azorach nawet herbata w torebkach była "pekoe".
Jestem jednak ciekawa jak proces produkcji herbaty wygląda na Sri Lance lub Cejlonie, gdzie produkuje się wszystkie rodzaje herbat – od tych najlpszych i baaardzo drogich, po te sprzedawane po kilka złotych w marketach. Chciałabym kiedyś tam pojechać i zrobić mały rekonesans 🙂
Pozdrawiam ciepło,
E.
Dla mnie, zakochanej do szaleństwa w herbacie, taka wycieczka to marzenie, które wciąż czeka na spełnienie 🙂 Tylko, jak zwykle w takim miejscu miałabym problem w związku z tym, że chciałabym każdą herbatę tam produkowaną. Zestaw kubków dla dwojga będzie mi się teraz śnił po nocach 😀
Edyto,
zestaw kubków dla dwojga wyglądał extra…ale niestety był zrobiony z porcelany dosyć kiepskiej jakości. Naczynia, w których podano nam herbatę (te biało-niebieskie filiżanki) były wyprodukowane a Anglii, a podobne, które były do kupienia w herbaciarniach były już niestety zrobione na Azorach. Tych angielskich nie można było kupić 🙁
I mimo, że herbatę oraz porcelanę do niej uwielbiam, to z Azorów przywiozłam "jedynie" kilo herbaty i żadnego naczynka do picia, bo po prostu nie były warte swojej ceny, a jakość była delikatnie mówiąc średnia. Obkupiłam się za to w inne ceramiczne produkty, które bardzo mi się spodobały, ale już nie pochodziły z Azorów, a…Hiszpanii 😉
Serdecznie Cię pozdrawiam,
E.
Piękne miejsce 🙂 OD dawna na liście do zobaczenia.
Czekam na więcej…
Ewlyn,
kolejne wpisy dot. Azorów pojawią się już niedługo.
Najbliższy za około tydzień, a później będzie ich jeszcze co najmniej kilka 😉
Serdeczności,
E.
Cudowności!
Po cichu zazdroszczę pobytu w tak pięknym miejscu 🙂
Pozdrowienia i uściski ze słonecznego Wrocławia (chociaż tyle :D)
Vinka.
Vinko,
Bardzo dziękuję i równieć Cie serdecznie pozdrawiam.
A do Wrocławia z wielką chęcią bym się wybrała. Pięknie tam macie! 🙂
E.
Absolutnie niesamowite, aż ciężko uwierzyć, że to "jeszcze Europa"!
agnieszko,
To prawda! Trudno w to uwierzyć, szczególnie, że nie spotyka się tam prawie w ogóle turystówm, co jest zupełnie niespotykane dla innych zakątków Europy 😉
Po prostu raj na ziemi!
Z pozdrowieniami,
E.
I niech tak zostanie!