Ravioli ze szpinakiem i ricottą
Ravioli ze szpinakiem i ricottą (Schlutzkrapfen) w kształcie pierogów to typowe danie z Południowego Tyrolu. Podane z towarzystwie oryginalnego Parmezanu oraz skropione rozpuszczonym szałwiowym masłem smakują obłędnie! Dodatkowo w dzisiejszym wpisie przedstawię Wam dwa przepisy na ciasto – jeden na bazie mieszanki zwykłych mąk oraz drugi – na mące bezglutenowej.
Ravioli ze szpinakiem i ricottą – składniki:
/uzyskałam 25 sztuk o średnicy 9 cm/
Oryginalny przepis pochodzi od tyrolskich farmerów ze Związku Farmerów Południowego Tyrolu – Roter Hahn; wersja bezglutenowa i dodatki są moim zamysłem.
Ciasto – wersja standardowa wg oryginalnej receptury:
- 400 g żytniej mąki (proponuję typ 720)
- 100 g mąki pszennej (proponuję semolinę lub typ 650)
- 1 jajko
- letnia woda – tylko tyle, by dało się zagnieść ciasto
Ciasto – wersja bezglutenowa (ze zdjęć):
- 500 g mąki bezglutenowej (gotowa mieszanka ze sklepu)
- 1 jajko
- ok. 200-250 ml letniej wody
- mąka kukurydziana do podsypania
Nadzienie:
- 250 g świeżego szpinaku (w oryginalnym przepisie było 100 g)
- 250 g sera ricotta (w oryginalnym przepisie było 200 g)
- sól i pieprz
- porządna szczypta gałki muszkatołowej
- 1/4 pęczka szczypiorku
- 3 łyżki stołowe oleju
- 2 łyżki stołowe Parmezanu + trochę do dekoracji
- 1 ugotowany ziemniak (u mnie 2 małe)
Dodatkowo potrzebować będziemy:
- garnek z osoloną wodą do ugotowania pierogów
- kilkanaście listków świeżej szałwii
- 2 łyżki masła + 1 do podsmażenia szpinaku
Ravioli ze szpinakiem i ricottą – przygotowanie:
Mąkę wysypujemy na stolnicę. W środku robimy zagłębienie, do którego wbijamy jajko.
Zagniatamy co chwila dolewając chlust wody – wody dajemy tylko tyle, ile niezbędne do uzyskania zwartej konsystencji ciasta.
Kulę ciasta odstawiamy a 30 minut, żeby odpoczęło. W tym czasie przygotujemy farsz.
Na patelni rozgrzewamy masło. Podsmażamy umyty i osuszony szpinak.
Po kilku minutach mieszania znacznie zmniejszy swoją objętość. Kiedy wszystkie listki będą pomarszczone i ciemnozielone kończymy smażenie.
Przygotowany szpinak mieszamy z serem ricotta, rozgniecionym ziemniakiem, olejem, Parmezanem, gałką muszkatołową, szczypiorkiem, solą i pieprzem.
Moja uwaga:
Na tym etapie nadzienie możecie zmiksować, by uzyskać gładką strukturę – tak jest w oryginalnej recepturze. Swoje pozostawiłam w tej formie, bo chciałam, by biała masa serowo-ziemniaczana odznaczała się od szpinaku po przekrojeniu raviola.
Rozwałkujemy ciasto na cienki placek (wg mnie w przypadku ciasta bezglutenowego ciasto powinno mieć ok. 2-3 mm grubości, zwykłe ciasto można rozwałkować cieniej) i wycinamy za pomocą szklanki lub obręczy koła ( u mnie o średnicy ok. 9 cm). Na każdy placek wykładamy po około pół łyżki nadzienia.
Moja uwaga:
Mimo, że ciasto bezglutenowe jest mało lepkie, to i tak ma tendencję do przyklejania się do silikonowej maty, rwie się bardziej niż zwykłe, dlatego koniecznie podsypcie swój placek mąką kukurydzianą.
Ravioli lepimy jak tradycyjne polskie pierogi.
Moja uwaga:
W przypadku ciasta bezglutenowego może pojawić się problem ze zlepieniem pierogów, dlatego też warto posmarować delikatnie ranty każdego kawałka wodą. To zdecydowanie ułatwi lepienie. Pomaga też kiedy ręce są zupełnie suche i czyste – w przypadku mokrych rąk ciasto bardzo klei się do skóry.
Ravioli wrzucamy na lekko osoloną i gotującą się wodę partiami po kilka sztuk. Gotujemy na średnim ogniu około 3 minut od momentu wypłynięcia na powierzchnię.
Ravioli ze szpinakiem i ricottą – podanie:
Kolejnego dnia bezglutenowe ravioli sugeruję odsmażać na maśle z dodatkiem oliwy i listków szałwii. Ravioli na zwykłej mące możecie także wrzucić na wodę.
To danie jest absolutnie wyborne! W wersji bezglutenowej smakuje niemalże tak jakby było zrobione z mąki pszennej. Monsieur się nie zorientował, że je zupełnie inne ciasto niż zwykle 🙂
Jedyna różnica, jaką zauważyłam w porównaniu do zwykłej mąki jest taka, że konsystencja gotowego miksu mąk bezglutenowych jest zbliżona do mąki ziemniaczanej. Mąka wydaje taki charakterystyczny dźwięk podczas ugniatania i jest niezwykle delikatna. Podobnie ciasto po dość długim zagniataniu jest delikatne jak jedwab – przypomina nieco ciasto zrobione na bazie mąki typu „00” do prawdziwej włoskiej pizzy. Ciasto jest mało lepkie dlatego podczas zlepiania pojawia się także mała niedogodność, którą na szczęście można w prosty sposób rozwiązać, o czym pisałam zresztą powyżej.
Jestem pewna, że w jakiej wersji nie zrobicie południowotyrolskich ravioli, to i tak będą Wam bardzo smakować, bo to po prostu pyszne danie.
Do kolejnego przeczytania,
E.
Podobne wpisy
Komentarze
24 odpowiedzi na “Ravioli ze szpinakiem i ricottą”
Dodaj komentarz
Ravioli ze szpinakiem i ricottą
Czas przygotwania:
Robiłam w wersji tradycyjnej.To pewnie wina zbyt wodnistego szpinaku.Pozdrawiam /Mags/
Czy mogę zastąpić ricottę serem feta lub typu feta? Tylko taki mam w domu,a już się nastawiłam na lepienie 🙂 /Mags/
Mags,
Nie polecam fety, bo nadzienie nie dość, że twarde, to będzie bardzo słone. Dodatkowo nie będzie kremowe i będzie się kruszyło. Do tego przepisu zdecydowanie rekomenduję ricottę.
Serdecznie pozdrawiam
E.
Dziekuję,tak zrobię.Jutro wielki dzień-pierwsze w życiu pierogi 🙂 Muszę jeszcze skomponować jakiś sos (może serowy lub śmietanowy?),szczególnie dla szanownego P. 🙂 /Mags/
Lepiłam dziś pierogi.Zanim ulepiłam wszystkie to te,które były robione na samym początku zaczęły się mocno kleić,a ciasto tak jakby rozpływać.Czy dałam za mało mąki czy gdzie popełniłam błąd? Dodam,że to moje pierwsze pierogi w życiu.Wolałabym jednak najpierw ulepić wszystkie,a dopiero potem gotować,a tu się nie dało 🙁 /Mags/
Mags,
Jestem ciekawa czy robiłaś je w wersji bezglutenowej czy tradycyjnej (na zwykłej mące)? Ciasto bezglutenowe jest znacznie bardziej suche od zwykłego i potrzebuje znacznie więcej wody. Jest też bardziej twarde i mniej elastyczne.
Generalnie jednak ciasto (bezglutenowe czy też normalne) mogło być zbyt luźne (w przypadku bezglutenowego wydaje mi się, że raczej o to trudno) lub nadzienie zbyt wodniste – np. jeśli szpinak puścił więcej wody lub ricotta miała więcej serwatki. Dlatego pierogi po odleżeniu kilkunastu minut mogły robić się miękkie.
Serdecznie pozdrawiam
E.
witam! czy mogę pierożki zrobić z mrożonym szpinkiem? wspaniały blog i przepisy!pozdrawiam!
Tak, oczywiście 🙂
Tez takich uzywam do wycinania krazkow z ciasta. Ale przy sklejaniu zawsze cos idzie nie tak. Cos z ciastem musze robic zle, bo sie kiepsko lepi i zanim zaczne sklejac to krazki sie kurcza…
Piekny blog, czetam od niedawna i podgladam na instagramie. Podobaja mi sie recenzje restauracji- przy nastepnej wizycie w polsce na pewno niektore odwiedze.
Pozdrawiam!
Uwielbiam pierogi ale za kazdym razem gdy zabieram sie za ich klejenie mam dosc po kilku i ich wyglad raczej odbiega od tych ze zdjecia;) uzywasz jakiegos narzedzia zeby wszystkie wygladaly identycznie czy po prostu masz taka wprawe? Ja coraz czesciej robie ravioli zamiast pierogow bo majac specjalny kwadratowy stempel idzie szybciej…
Joanno,
używam pierścieni kuchennych. Pisałam o nich już bardzo dawno temu we wpisie: "Ausztychery / Pierścienie / Ogbręcze"
To bardzo wygodne narzędzie i ogromnie pomocne w kuchni 🙂
Pozdrawiam ciepło,
E.
Przepadłam! Wyglądają obłędnie i tak też muszą smakować. Kolejne danie na listę – must-do, a czasu ciągle brak na powrót do gotowania. 🙁
Pięknie się prezentują, nic tylko jeść; ))
Prezentują się idealnie! Może kiedyś się skusze i uda mi się zrobić :>
Edith- pisałam to nie raz i napiszę ponownie: uwielbiam Twój blog, zdjęcia i podejście do gotowania (sama ograniczam- nie eliminuję- pszenicę, więc czekam z niecierpliwością na nowe przepisy!). Mam nadzieję, że zainteresuje się Tobą wydawnictwo i będziesz mogła wydać swoją książkę. Przykład Kingi Paruzel pokazuje, że można stworzyć książkę, która niczym nie odbiega od najlepszych, światowych standardów. Znając Twój perfekcjonizm, zaangażowanie, pasję i przede wszystkim serce, które wkładasz w to co robisz podjęcie wydania książki po prostu musi skończyć się sukcesem! Trzymam kciuki, kibicuję i bardzo bardzo namawiam do stworzenia książki! Kochana, kto jak nie Ty!
Asiu,
stokrotne dzięki! To ogromnie miłe, że tak we mnie wierzysz 🙂
Widziałam książkę Kingi jest bardzo profesjonalnie wydana i fantastycznie wyeksponowana na półkach. Podoba mi się w niej to, że sama wraz z mężem zrobiła wszystkie zdjęcia. Można faktycznie o niej powiedzieć, że to książka autorska w 100%.
Sama o książce nawet nie myślę – jestem za małym szaraczkiem, by komukolwiek jej wydanie by się opłacało 🙂 Za to chętnie biorę udział we wspólnych blogerskich, książkowych projektach, bo to bardzo miłe, że ktoś zaprasza mnie do takich inicjatyw.
Przesyłam Ci uściski i ucałowania!
Raz jeszcze dziękuję :-*
E.
Edith, teraz tak mówisz- zobacz, jak Twój blog i dokonania rozwinęły się przez 2 lata. Zobacz, ile osiągnęłaś! W takim tempie "Szaraczku";) dobiegniesz do książkowej mety szybciej niż myślisz 😉 . Zwłaszcza, ze rynek nie znosi próżni.
Jak zwykle- polecam się na przyszłość.
Wyglądają obłędnie 🙂 Uwielbiam szpinak w połączeniu z ricottą 🙂
Apetycznie. Przyznam, że nie wiem dlaczego tak wiele osób nie lubi szpinaku. W sumie nic dziwnego jeżeli jest słabo przyprawiony, smakuje wtedy jak po prostu trawa. Należy więc go przyzwoicie przyprawić.Uwielbiam naleśniki ze szpinakiem, suszonymi pomidorami jajkiem i serem. Pozdrawiam.
T.,
mi się wydaje, że to wynika z tego, że kiedyś popularna do obiadu była szpinakowa papka, którą karmiono dzieci na obiad. Była totalnie niedoprawiona i niesmaczna, a przemielony szpinak też nie wyglądał za ciekawie… Ludzie myślą, że nic lepszego z tym warzywem nie można wymyślić, a przecież da się zrobić z nim tak wiele fantastycznych dań. Do wspomnianych przez Ciebie naleśników jest genialny (osobiście uwielbiam go z dodatkiem Fety)!
Pozdrawiam ciepło,
E.
Świetny przepis, a do tego ta fotograficzna instrukcja wykonania przepisu – rewelka :-)!
Bartłomieju,
wielkie dzięki! 🙂
Przesyłam pozdrowienia,
E.
Wyglądają niesamowicie:-) Jadłam ostatnio ravioli ze szpinakiem i ricotę we wrześniu w Sienie. Były podane z ragu jagnięcym. Fajnie razem się komponowały smakiem:-)
Marzenko,
w słonecznej Italii takie dania smakują najlepiej, nie mam co tego żadnych wątpliwości. Aż by się chciało odwiedzić po kilkunastoletniej przewie Włochy i spróbować ich specjałów na miejscu. A jagnięce ragout…hmmm, z pewnością było palce lizać.
Serdecznie Cię pozdrawiam,
E.