Nie lubię wyrzucać jedzenia. I nie chodzi tu tylko o tracenie wraz z nim pieniędzy, ale także o to, że wyrzucając jedzenie nie szanuje się pracy ludzi, który włożyli wysiłek w jego produkcję, uprawę czy hodowlę. Staramy się tak gospodarować zasobami w naszej lodówce, by nigdy nie była pełna. Sami pewnie doskonale wiecie, że w lodówce wypakowanej składnikami jest większa szansa, że coś się zagubi czy stanie się niezdatne do zjedzenia. Dlatego co jakiś czas opróżniam naszą szufladę z warzywami. Robię wtedy zupę „zero waste”, czyli „wszystko, co było pod ręką w lodówce”. Obok warzywnych gulaszy to najlepszy sposób na wykorzystanie warzywnych i ziołowych resztek do samiutkiego końca.
Bo wiecie jak to jest: kupujecie pęczek włoszczyzny i zostaje Wam z niego kawałek selera i marchewka, bo włożyli ich trzy lub cztery, a w przepisie były podane dwie. Albo kawałek pora, bo trudno zużyć na raz wielkiego pora do jednego dania. Tak samo jest z selerem naciowym, ziemniakami oraz całą plejadą innych warzyw. Trudno kupić je w punkt – nie za mało i nie za dużo.
I teraz najlepsza rzecz jest taka, że ta zupa to totalny freestyle. Wrzucam do niej naprawdę to, co mam pod ręką. Ewentualnie dokupuję marchewkę czy pietruszkę, jeśli akurat jej nie miałam. Staram się ją przygotowywać w taki sposób, by naprawdę wykorzystać wszystkie warzywa, jakie mam w lodówce. Jeśli nawet z pozoru wydaje mi się, że coś nie będzie pasowało, wrzucam i tak, bo nie chcę nic marnować.
Ale teraz powiem Wam szczerze: nie jestem jeszcze mentalnie gotowa na gotowanie zup z obierek, choć się od kilku miesięcy do tego przymierzam. W worku w zamrażalniku trzymam kilkadziesiąt twardych końcówek szparagów z maja i czerwca. Nie mogę się jednak przełamać, by dorzucić do nich obierki z marchewki, ziemniaków czy selera. Myślę jednak, że w końcu taki bulion z prawdziwych resztek ugotuję. Choćby z czystej ciekawości. Słyszałam bowiem, że to super baza do innych zup. Trzeba tylko mieć naprawdę dużo obierków.
Zupa „zero waste” – składniki:
/na duży garnek – ok. 4 litry zupy/
- oliwa z oliwek
- 1 szalotka
- 1 batat
- 3 marchewki
- 2 niecałe pietruszki
- połowa selera naciowego (ok. 7 łodyg)
- 1 zwiędnięty por
- 3 małe ziemniaki
- 1 nieduży seler
- kawałek brokuła
- 5 małych listków laurowych
- 5 ziarenek ziela angielskiego
Dodatki:
- sól i pieprz
- 100 g kaszy jęczmiennej lub innej (waga przed ugotowaniem)
- natka pietruszki
- koperek
Zupa „zero waste” – przepis:
Rozgrzewamy kilka łyżek oliwy i podsmażamy na niej drobno posiekaną szalotkę.
Dodajemy pokrojonego drobno pora i przesmażamy razem z cebulą ok. 2 minut często mieszając.
Dorzucamy pokrojoną w plasterki marchewkę, pietruszkę oraz pokrojonego w kostkę selera, ziemniaki i batata. Smażymy chwilę ciągle mieszając.
Dodajemy pozostałe warzywa: selera naciowego oraz brokuła. Dolewamy 2 litry wody i wrzucamy przyprawy (schowałam je do silikonowego pojemnika, by łatwiej je było wyłowić). Gotujemy na średnim ogniu pod przykryciem 15 minut (od chwili, gdy woda zawrze).
Wyciągamy przyprawy, doprawiamy do smaku solą i pieprzem. Do swojej zupy dodałam także ok. 100 g kaszy jęczmiennej, która została mi z poprzedniego obiadu i ponownie zagotowałam zupę.
Zupa „zero waste” – podanie:
Zupę podajemy solo lub, jeśli lubicie, z pieczywem. Jest bardzo smaczna i pożywna.
Oczywiście mój przepis to tylko przykład jak można smacznie wykorzystać resztki, jakie zalegają w lodówce. Chciałam Wam pokazać, że z różnych warzyw może powstać coś na kształt krupniku. I przyznam, że zupa smakuje właśnie jak krupnik. I to pomimo, że ma w sobie seler naciowy, batata czy brokuła!
Mam nadzieję, że będziecie eksperymentować w swoich kuchniach i odkrywać nowe smaki. Nie zawsze bowiem trzeba trzymać się sztywno przepisów. A z takiego dowolnego gotowania mogą powstać naprawdę pyszne i bardzo zaskakujące rzeczy.
Smacznego!
E.
W sesji wykorzystałam:
miska – Ikea
sztućce – Butler’s
ściereczka – Tchibo
deska – Joseph Joseph
Podobne wpisy
Komentarze
2 odpowiedzi na “Zupa „zero waste”, by nic się nie marnowało”
Dodaj komentarz
Zupa „zero waste”, by nic się nie marnowało
Czas przygotwania:
Świetny przepis! Dziękuję 🙂
Popieram takie wykorzystywanie zasobów lodówki i spiżarni. Przepis przypomina moją ulubioną zimową zupę – też coś w rodzaju krupniku. Wykorzystuję do niej warzywa, które aktualnie mam w nadmiarze bądź ich resztki, suszone grzyby, zamrożony wywar/rosół. W ostatniej wersji wylądowały oprócz włoszczyzny także jednocześnie ziemniaki, kasza jęczmienna i czerwona soczewica. I zawsze sporo koperku, kurkumy, pieprzu i ostrej papryczki żeby była rozgrzewająca.