Bez Gwiazdek – kuchnia regionalna w nowoczesnym i jakże ciekawym wydaniu
Bez Gwiazdek działa na warszawskim Powiślu już ponad 2,5 roku. To jedno z tych miejsc, na których trudno się chyba zawieść i dlatego wybrałam je na na jedną z naszych dwóch kolacji z okazji 10. rocznicy ślubu.
Jeśli lubicie formułę menu degustacyjnego, dobre składniki w małej liczbie na talerzu, to jest adres dla Was. Jeśli oczekujecie fajerwerków: pudrów, tiuli, błysków fleshy i miliona składowych w każdym daniu, których nazw nie będziecie w stanie powtórzyć, to raczej nie jest to miejsce, które przypadnie Wam do gustu. Tu na pierwszym miejscu jest produkt i kuchnia regionalna, która co miesiąc zmienia punkt zaczepienia na mapie Polski. W kwietniu trafiliśmy na województwo łódzkie.
Przyznam, że o kuchni Łodzi i okolic nie słyszałam zbyt wiele. Nie jest z pewnością tak charakterystyczna jak kuchnia Podhala, Podlasia czy Pomorza. Przyszłam bez żadnych wyraźnych oczekiwań i zostałam miło zaskoczona. Po kolacji w Bez Gwiazdek chciałabym poznać ją lepiej, czemu może przysłuży się wizyta w tym mieście w przyszłości.
Bez Gwiazdek – lokalizacja:
Bez Gwiazdek mieści się na Powiślu, kilka kroków od BUWu i w tym samym budynku, co Boscaiola.
Bez Gwiazdek – formuła restauracji:
Bez Gwiazdek działa od wtorku do soboty w godzinach 18:00-00:00. Lokal jest malutki, dlatego warto wcześniej zrobić rezerwację. Aktualnie powiększył się o ogródek i dzięki temu, przy sprzyjającej pogodzie, mieliśmy szansę zjeść na świeżym powietrzu.
Można tu zamówić tylko menu degustacyjne, nie ma klasycznej karty. Za to decydujecie się ma menu cztero-, pięcio- lub sześciodaniowe w cenie 100, 120 lub 140 zł. Do każdego z wyborów przewidziano wine pairing (za 95, 115 lub 135 zł). Deska pieczywa wypiekanego na miejscu można potraktować jako miły dodatek na początek, choć ekstra płatny (15 zł).
W jego skład wchodzi pszenne pieczywo na zaczynie oraz trzy rodzaje pieczywa na zakwasie: pszenno-żytnie, żytnie oraz gryczane. Do chleba dostajemy miseczkę z olejem rzepakowym z Góry Świętego Wawrzyńca oraz przygotowywanym na miejscu masłem. Tutejsze chleby są doskonałe, z cudnie chrupiącą skórką, wilgotnym wnętrzem. Każdy jeden jest inny i pewnie najciekawszy był dla mnie gryczany, choć najsmaczniejszy żytni. Dlatego zdecydowanie polecam rozpoczęcie wieczoru właśnie od deski.
Bez Gwiazdek – menu:
Jako, że miesiąc się kończy i tylko jutro w Bez Gwiazdek będzie można zjeść identyczne menu po raz ostatni, nie będę wdała się w szczegóły i w telegraficznym skrócie opiszę poszczególne dania skupiając się raczej na naszych odczuciach.
Jako amuse–bouche od kuchni dostaliśmy flądrę z czosnkiem niedźwiedzim i olejem szczypiorkowym – danie na dwa kęsy podane na ciepło, przepyszna, zrobiona w punkt ryba, rześkie dodatki gwarantowały udany wieczór.
Właściwą część kolacji rozpoczynał śledź marynowany w słodko-kwaśnej zalewie podany z chrupiącym ogórkiem oraz rzodkiewką, a także emulsją z maślanki. Był on kolejnym wspaniałym akcentem. Uwiódł mnie z miejsca, bo śledzie kocham. Zwłaszcza te robione na smak skandynawski. Śledzia z Bez Gwiazdek, mogłabym jeść na śniadanie, obiad i kolację.
Marynowany burak z cebulą i podsmażanym combrem z królika. To danie było największym zawodem, bo chcąc poznać jego inne wcielenie – poprosiłam o wersję wege i miałam porównanie z wersją mięsną, jaką otrzymał Monsieur. Zamiast królika dostałam po prostu drugi mały kawałek buraka, co było dużym rozczarowaniem. Odniosłam wrażenie, że wegan czy wegetarian traktuje się bardzo po macoszemu.
Marynowana dynia, mus dyniowy, woda z dyni z olejem tymiankowym – ta propozycja była chyba najmocniejszym punktem tego menu degustacyjnego. Danie skończone – przepięknie prezentuje się na talerzu i smakuje tak, że kubki smakowe wariują. Dyni w takim wydaniu nigdy nie jadłem i pewnie prędko nigdzie nie zjem.
Zalewajka, chips z żytniego zakwasu z pieczarką oraz wędzoną słoniną to
interpretacja tradycyjnej zalewajki sporządzanej na wywarze w pieczonego ziemniaka z żytnim zakwasem. Bardzo ciekawy smak i pysznie słona i intensywna słonina.
Mus z królika, marchewka gotowana w sianie, olej z czosnku niedźwiedziego było daniem głównym. Przez chwilę można było się zastanawiać gdzie na talerzu schował się bohater, czyli królik. A schował się w musie uformowanym na kształt kiełbaski. Danie nie tylko pięknie się prezentowało, ale doskonale smakowało.
Deser został z kolei inspirowany fifką, czyli wywarem z warzyw zagęszczonym kaszą manną. Z taką jednak różnicą, że przybrał kształt tortu, który składał się z biszkoptu nasączonego spirytusem i syropem z czarnego bzu, musu z orzecha i ciemnej czekolady, musu z białej czekolady i dyni oraz cienkiej warstwy chrupiącej praliny na samej górze. Dla przełamania smaku do tortu podano sorbet z czarnego bru z pudrem werbeny cytrynowej, który fantastycznie równoważył dość ciężkie i intensywne ciasto. Było to bardzo dobre zakończenie kolacji: nie za słodkie, przyjemnie wyważone, kontrastujące rozmaitymi strukturami i smakami – krótko mówiąc: bardzo mocna pozycja w całym menu i dobre ukoronowanie rocznicowej kolacji.
Bez Gwiazdek – podsumowanie:
Bardzo podoba mi się konsekwencja z jaką restauracja pod wodzą Roberta Trzópka sięga po kolejne polskie regiony eksplorując ich kuchnię i odnajdując prawdziwe perełki. To naprawdę warta odnotowania oraz niespotykana w Polsce rzecz, że w końcu ktoś z taką konsekwencją stawia na kuchnią polską i to skonsentrowaną na czasami mało znanych kulinarnie regionach. Trzeba być odważnym człowiekiem, by tak postępować lub znać się doskonale na swojej pracy. Kunsztu załodze Bez Gwiazdek odmówić nie można. Z tego też powodu jest to miejsce, które można wybrać na wyjście z domu przy większej okazji lub też zupełnie bez okazji. Wszystko oczywiście przy założeniu, że akceptujecie formułę menu degustacyjnego w odsłonie neo-bistro, czyli jedzenia w cenach bistro, ale w wykonaniu fine-dining’owym.
Do przeczytania!
E.
Podobne wpisy
Komentarze
Przedział cenowy: 100-140
Dodaj komentarz