Delikatesy Esencja
Delikatesy Esencja to jeden z bardziej popularnych ostatnio warszawskich lokali. Mieści się przy Marszałkowskiej, niedaleko Placu Unii Lubelskiej. Lokal ten powstał przy Teatrze Rozmaitości.
Idąc od ulicy można go nie zauważyć, za to wchodząc z boku budynku z pewnością się go nie przeoczy. Bardzo miłe wrażenie robi porośnięta pnączami ściana na której umieszczono neon „Delikatesy”. W słoneczny dzień rozstawiane są tu stoliki.
![]() |
Wejście od Marszałkowskiej |
W środku panuje ciepła atmosfera pomimo wszechobecnego szkła i bieli. Lokal urządzono w stylu eklektycznym. Wśród interesujących sprzętów znajdziemy tu obijane aksamitem krzesła i fotele, oldschool’ową lampę szpitalną, czy mnóstwo metalowych lampek przytwierdzonych na spinacz do stołowych blatów.
Ciekawym pomysłem jest też menu, które zmienia się co miesiąc. Wydrukowane jest ono zawsze na grubej tekturze.
Z moich ostatnich wizyt w tym miejscu wynika, że menu sierpniowe było bardziej udane, niż to wrześniowe, co potwierdzają także moi Przyjaciele odwiedzający regularnie to miejsce.
W sierpniu jadłam tu m.in. bardzo dobre semifredo oraz tort bezowy (oba po 15 zł). Oba desery były fantastyczne, choć porcja semifredo jak na tę cenę mogłaby być większa.
We wrześniu próbowałam już zupy dashi i zupy jabłkowej (obie po 15 zł). Obie były trudne do zjedzenia. Jabłkowa była bez wyraźnego smaku i po kilku łyżkach przyprawiała o mdłości. W dodatku zarówno zupa, jak i wino dosłam w obitych naczyniach, co nie poprawiło mojej oceny…
Zupa dashi z kolei była ostra, miała wrażenie rybi smak, ale niestety oprócz ładnego podania, trudno powiedzieć coś dobrego na jej temat. Była po prostu niesmaczna i bardzo wodnista.
Tarta z grzybami i parmezanem (23 zł) choć została zjedzona w całości, to pozostawiła duży niesmak ze względu na swoją mikroskopijną wielkość i wcale nie mikroskopijną cenę. Powinna kosztować maksymalnie 8-10 zł jak za porcję o średnicy ok. 7 cm! W zasadzie była na cztery kęsy.
Mogę polecić tu za to bardzo smaczną, choć nie za dużą kawę (10 zł) oraz domowe wina, które próbowałam (10 zł za kieliszek).
Ogólnie miejsce jest fajne, z klimatem, obsługa miła i sprawna. Przesadą są ceny jedzenia. Warto tu przyjść na deser i/lub kawę, choć zarówno z kawą, jak i deserem można trafić lepiej. Przechodząc na przykład na drugą stronę Marszałkowskiej i maszerując kilkaset metrów w kierunku Placu Zbawiciela, do Ministerstwa Kawy.
Choć trzeba przyznać, że na kameralne spotkanie Delikatesy Esencja nadają się zdecydowanie bardziej.
Pozdrawiam Was serdecznie,
E.
P.S.
Dużym plusem dla właścicieli zwierząt jest fakt, że DeliEs jest przyjazny czworonogom. Podczas jednej z wizyt podszedł do mnie sympatyczny pies ze stolika obok. Monsieur uwiecznił to zdarzenie na poniższym zdjęciu 🙂
Ja bardzo lubie Delikatesy Esencja i chodze tam dość często. Przetestowalam kilka różnych kart menu… Karmią pysznie, a ceny moim zdaniem są podobne jak w innych lokalach w Wawie… A czy przesadzone to już kwestia subiektywna… Wyjatkiem sa bufetowe sniadania ktorych cena znacznie od sredniej odbiega.
szczerze mowiąc nigdy nie słyszałam o tym miejsu…a po Twoich zdjęciach wygląda na cudowne, choć opis już mniej zachęcający:/ Może październikowe menu się poprawi 🙂
gorzej jeśli za pierwszym razem idziesz i niesamowicie Ci się podoba, a za drugim trafiasz na kichę i się zniechęcasz…
Bardzo podoba mi się wnętrze tego miejsca! Lubię przebywać w takim otoczeniu, przypomina mi trochę Hotel New York w Rotterdamie, byłaś tam podczas pobytu w Holandii? Jest to dobre porównanie? Hihi i jak widać ceny europejskie… szkoda tylko, że jakość marna, bo wizualnie (oprócz obitych naczyń – a może to zamierzony vintage? :P) bardzo mi odpowiada.
Serdeczne pozdrowienia!
Dybko,
oczywiście, że byłam w Hotelu NY 🙂 ale było to tak dawno temu, że nie pamiętam już jak tam było 🙁
Serdecznie Cię pozdrawiam,
E.
Również mieliśmy okazję odwiedzić Delikatesy. Jednak nie zrobiły one na nas aż tak pozytywnego wrażenia. Wyglądało to tak jak gdyby osoby obsługujące w żaden sposób nie ogarniały tego co działo się w środku. Nawet przepyszna tarta (już teraz nie pamiętam dokładnie z czego była) nie skłoniła nas do powrotu. Przynajmniej na razie 🙂
Pozdrawiamy 🙂
Lubię Delikatesy Esencję i zdarzyło mi się jeść tam dobre dania, np. zupa-krem z dyni była rewelacyjna, panna cotta też bardzo dobra, natomiast tart rzeczywiście lepiej tam zamawiać – sama nacięłam się w tym lokalu na podobną, mikroskopijną tartę.
Szkoda Edith, że tak mało zdjęć wnętrza, tak lubię je oglądać w Twoich recenzjach :)! Cena tarty mnie zaszokowała, o mało nie spadłam z krzesła. Nie myśląc nawet kategoriami mojego, dużo mniejszego miasta, tylko biorąc pod uwagę, że to stolica – cena jest zbyt wysoka jak za cztery kęsy!
No popatrz, jak to czasem najladniej wygladajace miejsca okazuja sie nie miec do zaoferowania niczego poza efektownym wystrojem wlasnie… A takie krzesla jak te przy stolikach na zewnatrz mamy w pracy na podworku i sa strasznie niewygodne!
Maggie,
nie siedziałam nigdy tam na zewnątrz właśnie przez te krzesła, które wcale nie zachęcają do tego, by na nich usiąść 😉
Z pozdrowieniami,
E.
Po Twojej recenzji zastanawiałabym się czy warto się tam wybrać. Nie wiem dlaczego ale jeszcze nie znam tego miejsca 🙂 w każdym razie pomyślę nad tym porządnie i może któregoś dnia sama się skuszę na sprawdzenie tego lokalu…
w sumie ciekawe miejsce:) ale ceny w stosunku do ilości jedzenia moim zdaniem wygórowane:/
Kurczaki im częściej czytam Twoje recenzje lokali tym w większą depresję kulinarną popadam, bo jak się okazuje mieszkam na kulinarnej pustyni gdzie mniernota miernotą pogania. Mimo, że miasto liczy sobie 400 tyś luda to knajpki hmmm ughhh brakuje mi słowa, żeby to opisać. I te, które u Ciebie są słabe u mnie pewnie robiiły by furrorę 🙁 A że restauracyjni jesteśmy bardzo to jemy w 4 lokalach lub w Berlinie 🙁 Chyba czas na kulinarną wycieczkę do Wawy oczywiście z Twoim blogiem jako przewodnikiem. pozdrawiam kami
Dziękuję za komentarz Kami!
Przepraszam, że odpisuję dopiero teraz, ale nie mogę się pozbierać po powrocie z urlopu…
Daj koniecznie znać jak będziecie w W-wie,
E.