Ferment Praski – na takie kartacze czekałam całe lata
Chłodny, jesienny i na domiar złego deszczowy dzień. Postanowiliśmy przemierzyć pół miasta, by pojechać do otwierającego się bardzo powoli, kawałek po kawałeczku, Centrum Praskiego Koneser. Od niedawna działa tu już kilka knajp, barów, a nawet restauracja fine-dining’owa. Jest w czym wybierać, a do końca roku otwartych zostanie jeszcze kilka innych miejsc. Muzeum Wódki mamy już odhaczone, czas więc na Ferment Praski – nowoczesne bistro z krótką kartą zmieniającą się sezonowo.
Wnętrze jest ciemne i jakoś nieszczególnie przypadło mi do gustu. Nie przepadam za takim wystrojem. Przydałyby się jakieś rośliny i dodatki, które ociepliłyby lokal, ale może jeszcze nad tym popracują…?
Karta, jak już wspomniałam, jest dość krótka: cztery dania specjalne na Halloween, a w karcie standardowej: cztery przystawki, dwie zupy, dwie sałatki, pięć dań głównych i dwa desery. Tyle wystarczy. Dominuje kuchnia polska i proste nieskomplikowane smaki, co nie znaczy, że jest nudno. Nic z tych rzeczy! Może jakichś wielkich szaleństw nie ma, fajerwerki nie wybuchają, ale jest po prostu smacznie. Powiedziałabym wręcz, że domowo, ale jednak z lekkim twistem.
Bo czy można się oprzeć bulionowi z pierożkami z konfitowaną kaczką (20 zł z 3 pierożkami lub duża porcja z 6 pierogami za 30 zł)? W tym wykonaniu nie można, bo trudno się do czegoś przyczepić: bulion jest aromatyczny, a pierożki palce lizać. Może jedynie przyczepię się, że bulion powinien być podawany gorący, a nie tylko ciepły. Zwłaszcza w tak zimny i nieprzyjemny dzień. Pierożki były za to cudownie mięciutkie i solidnie wypakowane rozpływającym się wręcz mięsem.
Tutejszy podpłomyk z ricottą, chipsami z buraka, orzechami włoskimi, roszponką i oliwą (20 zł) w sumie niczym nie zaskakuje, jest po prostu smakowitym kąskiem, któremu trudno odmówić uroku. Dobre składniki nawet w tak prostym zestawie obronią się same.
Na drugie danie wzięliśmy praskie cepeliny (30 zł) oraz kanapkę z karkówką (35 zł). I to było po raz kolejny znakomite jedzenie. Rozsądne, nieprzesadzone porcje, mięciutkie cepeliny z klasycznym, mięsnym nadzieniem podane zostały z kiełkami oraz solidną porcją okrasy. Taki polski „comfort food” w doskonałym wydaniu. Po prostu jak w domu.
Z tych kartaczy, to prawdę mówiąc, cieszę się podwójnie. Wszak to pierwszy lokal, w którym jadłam je w Warszawie (nie licząc barów mlecznych). Ile razy ktoś się mnie pytał o restaurację, w której można byłoby zjeść porządne kartacze, to nawet nie zliczę! No i w końcu jest! Mam nadzieję, że to będzie jedno z ich popisowych dań i że zostaną w karcie na stałe. Czyż te dwa smukłe wrzeciona nie wyglądają bajecznie?
Kapitalna była też karkówka. Fantastycznie doprawiona, dość pikantna, ukryta pomiędzy dwiema warstwami maślanej bułki – marzenie! Towarzyszyły jej pierwszej jakości frytki ze skórką. Miałam problem, by ocenić które danie bardziej mi smakowało, bo oba były świetne i godne polecenia.
Na deser zamówiliśmy specjalność zakładu, czyli „słodką doniczkę szefa” (25 zł). Doniczka wypełniona jest marynowanymi owocami, ganachem z białej czekolady, sorbetem malinowy i posypana została jadalną ziemią orzechową, czyli po prostu kruszonką. Propozycja smaczna, ale muszę przyznać dość pretensjonalna i wydała nam się najsłabszym elementem z tych, których udało nam się spróbować.
Ferment Praski – podsumowanie:
Myślę, że po znakomitym Bistro pod Sowami teraz Praga zyskała nowe miejsce warte uwagi. I nie mówię tu tylko o Fermencie, ale o całym Koneserze, który niebawem będzie prawdziwą perełką po prawej stronie Wisły. A Praski Ferment może dzięki temu zyskać sporo uwagi. Przyjdźcie tu na kartacze, karkówkę czy cokolwiek innego, bo to miejsce ciekawe i z potencjałem. Liczę na to, że z biegiem czasu karta będzie ciut bardziej zaskakująca, jak na formułę nowoczesnego bistro przystało.
I na koniec mała wskazówka jak tam dotrzeć:
Ferment znajduje się na przeciwko google’owskiego Campus Warsaw – najlepiej zobaczcie na mapce, bo kompleks jest spory i przy słabej pogodzie bez sensu brodzić w kałużach w poszukiwaniu konkretnego lokalu.
Do przeczytania!
E.
Podobne wpisy
Komentarze
6 odpowiedzi na “Ferment Praski – na takie kartacze czekałam całe lata”
Dodaj komentarz
Przedział cenowy: do 35 zł
Nie chcę pani martwić, ale to nie są kartacze. Te na zdjeciu to pyzy z mięsem. Kartacze w moim mieście Olecko można zjesc w dwóch miejscach, tj bar Koala lub zajazd u Borysa. W tym drugim mi bardziej smakują. Gdyby była pani na mazurach serdecznie zapraszam. Pokocha pani kartacze te prawdziwe.
Kartacze powinny być szare – z tartego ciasta ziemniaczanego nie parzonego ( jak pyzy) – takie to prawdziwy autentyk, ale te białe też mogą być smaczne, tylko czy to na pewno autentyczne kartacze.
jak wypadało mięso w cepelinach? bo wygląda jak w mrożonych pyzach za 5 zł :<
Cepeliny były znakomite. Nadzienie także. Z całą pewnością te kartacze nie były mrożone.
Na Pradze mieszkam, a nie wiedziałam o tym miejscu – i dlatego warto czytać blogi 😉
PS. Monsieur ma zawsze fajne koszule 🙂
Ewo, dziękuję w jego imieniu 🙂