Jeff’s
Od dłuższego czasu miałam ochotę wybrać się na prawdziwego, smacznego steka, bo dawno takiego nie jadłam. Umówiłam się z moim kolegą najpierw do London Steak House, ale w ostatniej chwili, po zapoznaniu się z mnóstwem negatywnych opinii na Gastronautach, zmieniliśmy zdanie i wybór padł na Jeff’s Neighborhood Grill & Bar usytuowany na warszawskim Polu Mokotowskim. Tak to już czasami jest, że człowiek żądny jest smaku mięsa i innych niezdrowych dodatków 🙂
![]() |
Źródło: www.jeffs.pl |
Trafić jest łatwo, bo z daleka widać powiewającą na wietrze flagę Stanów Zjednoczonych. W środku zresztą umieszczona wiele akcentów przypominających przydrożne bary w USA, gadżety jak motocykl z koszykiem, replika (a może oryginalny?) dystrybutor paliwa, czy działająca maszyna do popcorn’u etc.
Była sobota, wczesne popołudnie. Lokal, o dziwo, był zapełniony w około 50%. Bardzo mnie to zdziwiło, bo ilekroć tu byłam zawsze robiłam rezerwację z dużym wyprzedzeniem, bo kilka razy wchodząc „z ulicy” na wolny stolik musiałam czekać po kilka – kilkanaście minut.
W zasadzie okazało się, że rezerwowanie stolika na sobotnie popołudnie okazało się absolutnie zbyteczne.
Karta jest od wielu lat ta sama (i ceny także co najmniej od 2008 r. się nie zmieniły), w zależności od pory roku kucharz proponuje nowe dania z sezonowych warzyw, czy też owoców. Trafiliśmy akurat na pierwszy dzień obowiązywania menu szparagowego, które możecie zobaczyć obok.
Żadne z dań nie zachwyciło mnie na tyle żebym zmieniła zdanie i wybrała je zamiast steka na którego tu przyszłam.
Zamówiłam zatem Black Angus Steak (39 zł), który jest „daniem dnia” w soboty, a jego cena regularna z krewetkami to 55 zł. Do tego wybrałam drinka Long Island Ice Tea (15 zł) – smaczny, choć sposób podania w zwykłej szklance pozostawia wiele do życzenia.
Dodam, że wcześniej ten drink był nalewany do szklanki na nóżce i dodatkowo dekorowany świeżymi owocami i innymi dodatkami – wyglądał dokładnie tak jak na zdjęciu w menu. Szkoda, że zmienili sposób serwowania, na szczęście smak był równie dobry jak poprzednio.
Obsługa kelnerska była dobrze poinformowana o dodatkach do dań, jak i innych pozycjach w menu. Standardowo zostaliśmy zapytani jak wysmażone ma być mięso i jakie dodatki wybieramy. Okazało się, że oprócz frytek i ryżu do wyboru do wołowiny, można zamówić (czego nie ma w karcie), przypiekane krojone kartofelki w mundurkach. Oboje z moim towarzyszem skorzystaliśmy z tej „niepisanej” możliwości wyboru.
Napoje dostaliśmy w miarę szybko, danie główne zresztą także. Niestety na złożenie zamówienia czekaliśmy chyba 15 minut. Jak na początku kelnerka podchodziła co 2 minuty z pytaniem: „czy już państwo zdążyli zdecydować?”, tak w momencie jak podjęliśmy tę ważną decyzję nie było jej w pobliżu przez dobry kwadrans, a u innych osób z obsługi kręcących się w pobliżu próby złożenia zamówienia spełzły na niczym.
Nie został podany żaden starter przed jedzeniem, co jest standardem w innych restauracjach właściciela Jeffs’a. W zasadzie nie było to dla mnie żadnym zaskoczeniem, bo wielokrotnie już bywałam w tym miejscu, lecz za każdym razem miałam nadzieję, że zwyczaj ten kiedyś zostanie zmieniony. Póki co się nie doczekałam.
Do rzeczy!
Porcja mięsa z dodatkami wyglądała następująco:
Rzeczywiście, mięso było smaczne, może lekko zbyt twarde, ale absolutnie nie mieliśmy problemu z pogryzieniem, co przy steku w niektórych, nawet tych bardzo dobrych (przez grzeczność nie opiszę przygody Monsieur ze stekiem w Akademii Smaku) restauracjach wcale nie jest takie oczywiste 😉
Sos serowy była bardzo delikatny i fajnie współgrał ze smakowitą wołowiną. Porcja mięsa była duża, myślę, że ważyła dobre 150-200 g.
Za to, co ciekawe, nóż podany do krojenia steka okazał się mniej ostry niż zwykły nóż z zastawy! Było to niemałą niespodzianką, którą jednak potraktowaliśmy z przymrużeniem oka 😉
Jeśli mam oceniać kwestę dodatków: brokuły były niedogotowane, a ziemniaki zdecydowanie zbyt słone. Niestety, jak na złość, po podaniu dania kelnerka podeszła ponownie niemal od razu z pytaniem „czy wszystko w porządku?” (przez to, że robiłam zdjęcie nawet nie zdążyłam nic spróbować), a następnie schowała się w jakiś ciemny kąt i nawet nie mieliśmy możliwość poproszenia o dogotowanie warzyw. Ostatecznie lekko twarde brokuły postanowiliśmy oboje warunkowo zaakceptować. Następnym razem jednak nie będę tak pobłażliwa.
Na deser zamówiliśmy white chocolate brownie (15 zł), które było bardzo smaczne, ale porcja była ledwie okraszona syropem klonowym, a kulka lodów była bardzo mała (kiedyś były o wiele większe!).
Nie było to najbardziej udane wyjście do Jeffs’a w mojej historii. Na szczęście dobre towarzystwo i ciekawe tematy do dyskusji skutecznie odciągały moją uwagę od niedociągnięć kucharza.
Mam nieodparte wrażenie, że kiedyś w Jeffs’ie było lepiej. A za taką cenę w niejednej restauracji w Warszawie można zjeść smaczniej, choć niestety nie znam żadnej z powalającą na kolana kuchnią amerykańską…
Na kolejny ogień, gdy przyjdzie mi ochota na steki, czy burgery, pójdzie chyba Pink Flamingo na Ochocie – tam jeszcze nie byłam, a opinie mają całkiem niezłe. Kto wie może okaże się dobrą alternatywą dla Jeffs’a?
A może Wy, Drodzy Czytelnicy, możecie mi polecić jakąś wartą uwagi knajpę serwującą specjały zza Oceanu? Będę wielce zobowiązana za wszelkie sugestie.
E.
A ja polecam TGI Fridays – mimo że w biznesowym otoczeniu (bo na parterze Atrium przy al. Jana Pawła II), to zawsze jest tam smacznie, amerykańsko i na obsługę nie narzekam. Bywałam w mniejszych i większych grupach i chyba zawsze wszyscy za nami nadążali, a jedzenie było smaczne. Jakiś czas temu nieco zmieniło się menu i nie ma kilku dań, które lubiłam, ale nadal – smacznie i do syta. A nawet do przesytu;)
Kiedyś uwielbiałam też Chicago's na Żelaznej, ale ze smutkiem stwierdzam, że troszkę się zepsuli… :'-(
Pink Flamingo też zamierzam odwiedzić, jak najszybciej!
Americano,
bardzo Ci dziękuję za Twój komentarz!
TGI Friday's znam i również polecam. Kiedyś mieli tam doskonałe drinki! Choć muszę się tam wybrać ponownie i sprawdzić nowe menu, bo przyznaję, że byłam tam wieki temu.
Serdeczności,
E.
Na wypady do Jeff'sa proponuję wyłącznie dni od poniedziałku do piątku, zupełnie inna jakość potraw niż w weekendy. W tygodniu nigdy nie było żadnych wpadek, natomiast w weekendy owszem – a to brak sera w Chili con carne, stek nie medium, a bardzo krwisty itd.
Również mam zamiar odwiedzić Pink Flamingo…
Beata
Pink flamingo urywa dupę! Tak dla jasności to komplement 😉 Już pomijając jedzenie to wystrój jest dużo przyjemniejszy chociaż utrzymany w podobnym tonie. Na dodatek jest znacznie bardziej kameralnie i może właśnie dzięki temu kucharz może znacznie staranniej przygotowywac powierzone mu potrawy unikając tym samym gaf, które są częste w Jeff's. Szefuje tam faktycznie jakiś Amerykanin i można go tam spotkać.
Kubuś
Kuba,
dziękuję za podzielenie się z nami Twoją opinią. Utwierdziłam się w przekonaniu, że Pink Flamingo to dobry wybór na najbliższe wyjście na amerykańskie jedzenie 🙂
Miłego dnia,
Edith
Droga Edith! Trafiłam na Twojego bloga przypadkiem a czytam go już trzecią godzinę 🙂 Zgadzam się do Twojej relacji z Jeffsa, bywam tam dosyć często (na śniadaniach), ponieważ mieszkam niedaleko, ale zgadzam się z Twoją opinią, że kiedyś kuchnia była tam o wiele lepsza, teraz niestety pozostawia wiele do życzenia… W swojej relacji wspomniałaś o Pink Flamingo, akurat byłam tam ostatnio i z całym sercem mogę polecić to miejsce! Zamówiłam tam danie o nazwie "Euroburger", dostałam bardzo dobrze wysmażone mięso zapieczone z pieczarkami i żółtym serem podane na bułce hamburgerowej z sałatą i pomidorem, do tego były oczywiście dodatki: frytki i sałatka colesław. Wszystko było wyśmienite i porcja była bardzo duża, z trudem zjadłam ją całą 🙂 Dodam jeszcze, że po zamówieniu dania kelnerki podają starter, i tu miłe zaskoczenie, dostałam duży talerz chipsów nachos z sosem salsa (myślę, że był własnej roboty, absolutnie rewelacyjny, dobrze przyprawiony, lekko pikantny). Jedynym minusem może być obsługa tego miejsca, kelnerka która mnie obsługiwała nie była zbyt zorientowana w menu, a także nie udzielała jakichkolwiek dodatkowych informacji, bo po prostu nie miała wiedzy na ten temat… Ale mimo wszystko, lokal godny polecenia, choć dość ciężko tam trafić. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Amelka
Amelko,
bardzo Ci dziękuję za ten komentarz! Byłam bardzo ciekawa opinii o Pink Flamingo kogoś, kto ma porównanie z Jeffs'em.
Pójdę tam jak tylko się poprawi pogoda, już wiem jak trafić – zobaczyłam mapkę na googlu 🙂
Serdecznie Cię pozdrawiam i zapraszam do odwiedzin 🙂
Edith
a kiedy Wy to wszystko macie czas jeść?
Czasu na jedzenie i gotowanie niestety zawsze jest mało, ale jakoś się można zorganizować, by na tak ważne czynności mieć go jak najwięcej 🙂
Za Jeffsem nie przepadam, ale szparagi z krewetkami z tego menu szparagowego były całkiem niezłe. Steki z grilla, niekoniecznie zza Oceanu, polecam Ci spróbować w Couterpaille w Arkadii. O Pink Flamingo też słyszałam same pozytywne opinie, ale jeszcze tam nie trafiłam.
Bardzo dziękuję Lena!
Byłam raz w Courtepaille i było całkiem nieźle, ale jakoś mi tam nie do końca po drodze i nie przepadam za restauracjami w centrach handlowych – np. zdecydowanie wolę Jeffs'a na Polu niż w Galerii Moktów mimo, że menu jest to samo.
W sumie smaczne hamburgery jadłam kiedyś w Hard Rock Cafe, ale strasznie dawno tam nie byłam i nie wiem jak jest obecnie.
Bez dwóch zdań Pink Flamingo odwiedzę w najbliższym czasie i napiszę relację z tej wizyty 🙂
Pozdrawiam serdecznie,
Edith
Wszystko bardzo ładnie podane i wyglądające naprawdę smakowicie
Tapenda
…ale zrobiłam się głodna:)… nawet white chocolate brownie od rana przyjmę 🙂
Pozdrawiamy serdecznie!!!
Ja byłam w Jeff's na Polach Mokotowskich tylko raz i bardzo mi tam nie smakowało. Nie miałabym ochoty wybrać się tam ponownie.