Sowa i Przyjaciele
To był bardzo pracowity, ale jednocześnie fantastyczny weekend. O sobotnio-niedzielnych warsztatach kulinarnych z Marcinem Budynkiem opowiem Wam w kolejnym wpisie, a dziś swoją uwagę skupię na niezwykłym wydarzeniu, w którym miałam okazję uczestniczyć. Była to kolacja degustacyjna z gęsiną w roli głównej wydana przez Roberta Sowę i jego Zespół z restauracji „Sowa i Przyjaciele”. Lokal jest nowy na mapie Warszawy (funkcjonuje od 3 września br.) i wcześniej nie miałam okazji, by go odwiedzić. Dlatego ogromnie się ucieszyłam, że dostałam zaproszenie do niego od jednego z najlepszych Szefów Kuchni w Polsce.
„Sowa i Przyjaciele” to jednak nie tylko restauracja, ale i sklep z winami, które można zakupić przy wejściu. W głębi głównej sali znajduje się mały oświetlony pokoik, w którym wystawione są rozmaite butelki wyśmienitych trunków. Tuż za nim widać mniejszą salkę z wyższym stołem w sam raz do degustacji.
Na naszą grupę czekał długi stół ustawiony w głównym pomieszczeniu wzdłuż baru. Wystrój można określić jako nowoczesny z elementami tradycyjnymi, gdyż wyraźnie widać tu skandynawskie inspiracje (jak choćby oświetlenie sufitowe w postaci lamp-żarówek na długich czerwonych kablach), jak i bardziej klasyczne (np. krzesła), które się wzajemnie przenikają i uzupełniają.
Harmonii całemu wnętrzu nadaje duża ilość jasnego drewna i obicia baru, czy grzejników wykonane ze starych skrzynek po winie.
Do stołu zasiadło 13 osób. Głównie dziennikarzy piszących o jedzeniu (był m.in. Pan Piotr Adamczewski, który od wielu lat pisze recenzje restauracji do „Polityki”, przedstawiciele Redakcji magazynu „Smak” oraz katowickiej Gazety), a także blogerzy opisujący restauracje i blogerzy kulinarni. Dobrym duchem i prowadzącą spotkanie była Patrycja z bloga Smaklick.
Rober Sowa na początku naszego spotkania przedstawił menu opracowane specjalnie na ten wieczór.
Na starcie kosztowaliśmy przystawki o nazwie „Foie gras, czarna trufla, konfitura z borówki, galaretka z wina Muscato”. Galaretka z wina była wyborna, a foie gras rozpływało się w ustach i doskonale komponowało się z cieniutko tartą truflą.
Po chwili jedliśmy już „Żołądek gęsi, musztardowiec, pietruszka, miód”. Żołądek okazał się bardzo delikatny, soczysty i smaczny. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że jem tę część ciała, bo w zasadzie to kształtem i kolorem przypominał trochę kawałek ukrojonej pod kątem polędwicy wołowej, jednak w smaku był zdecydowanie inny. Miód sprawił, że był bardzo słodki i niesamowicie wykwintny.
Na trzeci „kęs” zostało podane „Smażone foie gras, hibiskus, groszek cukrowy”. Przystawkę tę zaserwowano na chrupiącej grzance. Trudno powiedzieć które foie gras było lepsze, czy smażone, czy w wersji tradycyjnej. Obie były doskonałe, choć wersja na ciepło ostatecznie bardziej podbiła moje serce.
W czwartej gęsiej odsłonie Robert przedstawił nam „Gęś confit, parmentier, trufla, puder z wędzonego pora”. To według mnie był gwóźdź wieczoru! Mięso gęsi było robione przez 8 godzin w temperaturze 83 stopni C, dzięki czemu rozpływało się w ustach. W połączeniu z włoską, ostrą, paprykową wędliną smakowało wyśmienicie.
Daniem głównym była natomiast „Noga gęsia, kasztany, karmelizowana dynia”. Karmelizowana dynia miała konsystencję gęstej galaretki i niesamowicie uzupełniała smak gęsiny. To było drugie danie, po wcześniej wspomnianym confit, które zapadnie mi w pamięci na długo.
W ramach deseru zostaliśmy poczęstowani daniem o nazwie: „Burak, ser krowi, dym z wiśni”. To była prawdziwa uczta dla zmysłów!
Deser został ułożony na stópce dużego kieliszka, który został wypełniony dymem wędzarniczym z wiśni. Wyglądało to niezwykle atrakcyjnie, gdyż dym wił się pod szkłem otulając mniejszą porcję deseru, która była ukryta w środku. Na górze zaś znajdowało się ciastko migdałowe, kawałek krowiego sera i sorbet z buraków. Nie był to klasyczny deser na słodko, a raczej deser wytrawny. Jednak zachwycał swoją formą, jak i smakiem.
Jak na menu degustacyjne przystało porcje były niewielkie, ale i tak po spożyciu ostatniego nikt nie czuł się głodny, a wręcz przeciwnie. Po zakończeniu konsumpcji popijaliśmy tegoroczne Beaujolais Nouveau i Cabernet, a rozmowy o jedzeniu toczyły się jeszcze długo po odłożeniu ostatniego noża i widelca.
To była dla mnie wielka przyjemność móc uczestniczyć w takim wydarzeniu. Pięknie dziękuję Robertowi Sowie i Patrycji za zaproszenie na tak wspaniałą ucztę, a Wam moi Drodzy życzę udanego dnia!
E.
P.S. Wybaczcie jakość zdjęć, ale w lokalu było dosyć ciemno, a światło które oświetlało wnętrze było mieszane, co sprawiło, że bez statywu bardzo trudno było zrobić rozsądne zdjęcia.
Dziękuję za doborowe towarzystwo przy stole 🙂 – jak ponownie zerkam na te zdjęcia, to mam ochotę na kawałek gęsi pod każdą postacią – i choć najintensywniejszy sezon minął, to szczęśliwie mam kilka miejsc na Śląsku, gdzie czeka na mnie w awaryjnej sprawie gęsi confit 🙂
Pozdrawiam i mam nadzieję, do zobaczenia.
Ola Oslislo
http://www.oslislo.pl/ostryga
Olu,
również w to wierzę, że się jeszcze spotkamy przy wspólnym stole 🙂
W Warszawie są restauracje, w których gęsina gości w stałym, a nie tylko sezonowym menu. I osobiście bardzo się z tego cieszę 🙂
Pozdrawiam Cię serdecznie,
E.
Świetna relacja. Dziękuje…Oj, ta gąska brzmi fantastycznie a deser intrygujący…
Magdo,
bardzo mi miło, że mój wpis przypadł Ci do gustu.
Dziękuję za odwiedziny i komentarz 🙂
Pozdrawiam serdecznie,
E.
bardzo fajne menu. co do żołądków gęsich, to ja je bardzo lubię ()tak jak zresztą prawie wszystkie podroby).
Edith, swietne spotkanie przy stole 🙂 Hmmm, tajemnicę dymu wiśniowego wyjaśniłaś, ale co to jest puder z wędzonego pora?
Pozdrowienia i udanego wieczoru 😀
Kochana Dybko,
puder z pora to był (o ile dobrze pamiętam) ten jasny, bardzo "puszysty" i delikatny sos, na którym leżała gęsia noga 🙂
Miłego dnia!
E.
Podoba mi się noga i deser 🙂
hey edith…
to byla wielka-gesia orgia… 😉
ja w niskiej temperaturze robie rozne miesa (rowniez ges)…
n.p. rinderfilet w calosci (medium, 1,5 kg) podsmazam dookola 7-8 min na goracym tluszczu (wazne jest aby mieso mialo temp. pokojowa…nigdy prosto z lodowki!) i pozniej 2 1/2 godziny (bez termoobiegu) w temeraturze 55°C…zawsze wychodzi idealnie…
pozdrowienia i serdecznosci… 🙂
magdalena
Magdaleno,
dziękuję za podpowiedź! Również zastanawiałam się nad takim gotowaniem w swoim piekarniku i Ty mnie przekonałaś, że w domu, bez maszyny do sous vide też można wyczarować podobne cuda.
Dziękuję i pozdrawiam gorąco,
E.
edith…
musisz bardzo dokladnie sprawdzic temperature twojego piekarnika…niektore sa ponizej 100°C niedokladne i juz roznica 10 stopni moze wszystko popsuc…
zycze ci powodzenia w eksperymentowaniu… 😉
magdalena
Magdaleno,
już dawno sprawdziłam, jeszcze przed zakupem, że ten mój ma regulację co 5 stopni już od 40 stopni C.
Wiem, że temperaturę trzeba ustawić bardzo dokładnie, bo faktycznie można zepsuć danie. Ale mam nadzieję, że mi się uda 🙂
Trzymaj kciuki,
E.
Też miałem okazję popróbować potraw przyrządzonych przez Roberta w jego nowej restauracji – i wiem o czym mówisz kiedy wspominasz o świetle 😉
Pozdrawiam 🙂
Myślę, że świetne zdjęcia można byłoby tam zrobić za dnia, bo restauracja jest bardzo ładna i ma fotogeniczne wnętrza, czego niestety moje zdjęcia nie oddają…
Pozdrawiam serdecznie,
E.
o rany, sama nie wiem, co mi się najbardziej podoba 🙂 napewno propozycja czwarta z truflą i deser wygląda obłędnie 🙂
Życzymy powodzenia Panu Robertowi Sowa
Pozdrawiamy serdecznie
Tapenda
Wszystko bardzo interesująco brzmi:) Wstyd się przyznać, ale gęsinę jadłam raz w życiu.. Często przejeżdżam obok tej restauracji i nie raz zastanawiałam się jak tam jest. Teraz już trochę wiem!
Zwłaszcza deseru chciałoby się więcej, ale wystarczy sporo kieliszków Beaujolais Nouveau :), fois gras objadałam się we Francji, skutecznie, przejadło mi się, ale gęsina nie 🙂
niesamowite 🙂 3 września, gdybym była miejscowa miałabym świetny prezent na urodziny ;D
jest taki moment w życiu.. kiedy człowiek dojrzewa do tego, żeby jeść wszystko – to właśnie ta chwila, dostałam ślinotoku na widok tego menu:P
Moniko,
masz rację! Do pewnych rzeczy trzeba się przekonać i odważyć je spróbować.
Pozdrawiam ciepło,
E.
Mam taki ślinotok że aż nie wypada:)) Zdjęcia kiepskie?? Cudowne i wspaniałe. A Pan Robert pewnie się ucieszy bo recenzja bardzo dobra i kusząca!
pozdrawiam // k
Dziękuję pięknie Karolino 🙂
E.
Muszę przyznać, że Robert Sowa mi się kojarzył z innym jedzeniem, zaskoczyłaś mnie… a jak chcesz zobaczyć słabe zdjęcia, wpadnij do mnie 😉
Joanno,
jesteś jak zawsze zbyt skromna! 😉
Z pozdrowieniami,
E.
Też miałam okazję być w tej restauracji jakiś czas temu. Wtedy Robert prowadził warsztaty. Fajna i klimatyczna nowa restauracja. Urzekł mnie przede wszystkim kącik z winami.
Kiepskie zdjęcia?! Nie żartuj!
Och, warsztaty tam musiały być świetne! Kącik z winami jest bardzo stylowy, jak zresztą cała restauracja. Ma klimat.
Serdeczności,
E.
Hej! Jakie przepraszam za jakość zdjęć? Są boskie! Smakowite! "Zjadłabym" wszystko i lokal na raz;)
Ewo,
bardzo dziękuję za miłe słowa, ale mam świadomość, że bardzo daleko im do doskonałości 😉
Serdecznie pozdrawiam,
E.