Kozue Restaurant (Hotel Park Hyatt Tokyo)
Hotel Park Hyatt Tokyo możecie pamiętać z filmu „Lost in translation” („Między słowami”). Mimo, że swoją premierę miał w 2003 roku, to obraz, który został w nim przedstawiony przez Sophię Coppolę jest nadal bardzo aktualny. Tokio też się bardzo nie zmieniło od tego czasu, a przynajmniej dzielnicą Shinjuku, w której nagrano większość scen, wygląda podobnie. Jest głośno, hałaśliwie, a przejścia podziemne są bardzo skomplikowanym labiryntem upstrzonym niezliczoną liczbą sklepów. Dzielnica słynie z najbardziej zatłoczonego kompleksu dworcowego na świecie, z którego każdego dnia korzysta 3,5 mln mieszkańców. Nieopodal zlokalizowana jest też świątynia Meiji-Jingū, a także prawdziwy las biurowców.
![]() |
W tle widać Shinjuku Park Tower |
Hotel Park Hyatt Tokyo mieści się w budynku Shinjuku Park Tower, który mierzy 235 metrów i w większości zaadaptowany został na biura. Sam hotel wraz z restauracjami zajmuje jego ostatnie kondygnacje. Wejście do budynku, które kojarzycie z filmu „Między słowami” w rzeczywistości jest wejściem do biurowca. Wchodzi się do wielkiego foyer, w którym zlokalizowana jest recepcja i wiele szybów windowych, które prowadzą do znajdujących się tu korporacji.
![]() |
Shinjuku Park Tower |
Nocleg w hotelu kosztuje grubo ponad 1000 zł (o hotelach, w których spaliśmy przeczytacie we wpisie „Hotele w Japonii„). Na szczęście aby liznąć jego atmosfery wystarczy tu przyjść na popołudniową herbatę i ciastko do oszałamiającego widokami the Peak Lounge / Bar.
Można także odwiedzić New York Grill czy New York Bar – miejsce, w którym spotykali się bohaterowie, a przy akompaniamencie czarnego fortepianu występowała jazzowa piosenkarka. My jednak zdecydowaliśmy się na najbardziej japońskie z miejsc – restaurację Kozue.
W pogodny dzień można stąd zobaczyć podobno górę Fuji, choć nawet przy mniej przejrzystym niebie widok z 52. pięta jest oszałamiający.
W sezonowym menu znajdują się dania przygotowane z japońskich składników, a potrawy podawane są w tradycyjnych naczyniach z gliny czy laki. Wszystkie elementy zastawy zostały przygotowane przez japońskich rzemieślników.
W menu znajduje się 6 różnych zestawów, które różnią się ceną w zależności od pory roku, jak i liczby elementów. Ceny kształtują się od ok. 2000 do blisko 10000 JPY, czyli od ok. 60 do 300 PLN.
Obsługa żeńska nosi tu niezwykle okazałe kimona, a jedynym mężczyzną, którego udało nam się zauważyć był, jak się domyśliliśmy, menager restauracji.
Wystrój jest prosty, ale ciepły. Króluje drewno i bambusy w donicach. Restauracja nie jest zbyt duża – liczy zaledwie 15 stolików poustawianych w trzech rzędach: przy oknie, na środku sali oraz w lożach pod ścianą. W rezerwacji poprosiłam o stolik z widokiem, więc dostaliśmy taki w samym rogu budynku, skąd mogliśmy podziwiać szeroką panoramę Tokio.
Obiad składał się z czterech etapów. Na początku wraz z zestawami zamówiliśmy herbatę, którą przyniesiona nam bardzo szybko. Były to dwie bardzo ciekawe mieszanki robione specjalnie dla tej restauracji.
![]() |
Minimalistyczne dekoracje stołów |
Przed posiłkiem przyniesiono nam ciepłe, mokre ręczniki do umycia rąk – to taka japońska tradycja. Oczywiście można było skorzystać także z łazienki.
Na wstępie, w ramach firmowego zestawu „Kozue”, który poleciła nam w rozmowie pani z obsługi, dostaliśmy bulion z pierożkiem z krewetką oraz pastę z dodatkiem tofu i warzyw. Obie przystawki bardzo przypadły nam do gustu. Były lekkie, ale treściwie i w sam raz na zaspokojenie pierwszego głodu.
Później przyszedł czas na zabawę w otwieranie „bento box”, które było szczelnie owinięte w specjalny materiał podobny do tego, z jakich szyje się pasy do kimona (na zdjęciu poniżej widać seledynowe zawiniątko).
W środku znaleźliśmy dwa poziomy z rozmaitymi japońskimi specjałami.
Każde z malutkich dań było inne. Znalazły się tu elementy sushi, omlet tamago, sashimi, czy kolorowe, wytrawne galaretki. Były też kawałki grillowanego tuńczyka i sezamowe kulki. Jedzenie tego zestawu było dużą frajdą i jednocześnie zabawą w odkrywanie nowych smaków i zmieniających się konsystencji.
Przed deserem znowu podano nam ściereczki do przetarcia dłoni.
Deser był prosty, ale jednocześnie zupełnie niezwykły – był to kieliszek wypełniony musującym, japońskim winem z dodatkiem lodów limonkowych i żelki. Lekko się pienił i wydawał fajne odgłosy. Było to bardzo przyjemne i odświeżające zakończenie obiadu.
Rachunek, razem z serwisem, wyniósł niespełna 13500 JPY. Był to najdroższy posiłek, jaki zjedliśmy w Japonii, ale też najbardziej wysublimowany i przepięknie podany.
Po wyjściu z Kozue mijając wspaniałe wnętrza udaliśmy się do wind, które zabrały nas na pierwsze piętro.
Między dwiema pierwszymi kondygnacjami odkryliśmy jeszcze delikatesy i mały bar sygnowane „Hotel Park Hyatt”. Można tu nabyć luksusowe towary importowane jak szybki, sery, czy przeróżne rodzaje oliwek.
Wizyta w restauracji Kozue zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Atmosfera nie była luźna jak w barze sushi, ale przychodząc nie spodziewaliśmy i nie oczekiwaliśmy, że tak będzie. Goście jedli w skupieniu i rozmawiali nawet lekko ściszonym głosem. Obsługa była wyważona, ale nawet bardziej uprzejma niż w innych miejscach Japonii. Pytania o to, czy nam smakuje i czy może nam dolać herbaty padały dokładnie w tych momentach, kiedy trzeba.
Odwiedzając Tokio ponownie zdecydowanie chciałabym spróbować innych dań w Kozue, a także odwiedzić The Peak Lounge i wypić popołudniową herbatę z widokiem. Nie wiem, czy to moje wyobrażenie, czy faktycznie Hotel Park Hyatt Tokyo ma w sobie coś niesamowitego. Panuje w nim jakaś trudna do opisania, niezwykła, magiczna atmosfera. Jest elegancko, obsługa traktuje gości w sposób szczególny i takie też jest jedzenie, że o widokach nie wspomnę.
P.S. Aby mieć pewność, że dostaniecie się do restauracji, czy na herbatę do Peak Lounge należy zrobić rezerwację z wyprzedzeniem (my robiliśmy rezerwację na ok. 1 miesiąc przed planowaną wizytą). Na stronie hotelu (w języku angielskim) znajduje się formularz do wypełnienia. Po kilku dniach dostaje się potwierdzenie na maila.
Pięknie! Muszę się tam kiedyś wybrać. 🙂
nie jest to najlepsze miejsce na sushi w tokio. nikt nie jada w hotelach.
Jest to jeden z najlepszych lokali w Tokio i nie poszliśmy tam na sushi, a na kuchnię japońską, z której słynie to miejsce. Zresztą widać na zdjęciach, że sushi wcale tam nie jedliśmy 🙂