Lody na patyku
„Lody na patyku” to nowy lokal na warszawskim Powiślu. Bardzo na czasie, bo otwarty zaledwie 13 lipca. A jako, że wieści o tego typu miejscach rozchodzą się szybko, czym prędzej z Monsieur wybraliśmy się na Lipową na lody. Pierwsze podejście jakieś 2 tygodnie temu spełzło na niczym. To znaczy: lodów akurat zabrakło, bo i zabrakło prądu…w lokalu. A wiadomo, że jak prądu brak, to i lodówki lodów nie zamrożą.
Tak zaczęła się nasza przygoda z „Lodami”. Nie daliśmy jednak za wygraną. W ostatni piątek pod odsłoną deszczu wpadliśmy tam wczesnym popołudniem, czyli tuż po godzinie 16, czyli jak tylko nasze kochane korporacje otworzyły swe wrota punktualnie i byliśmy wolni …
Jako, że pogoda była deszczowa, to i ludzi w lodziarni wielu nie było. Raptem jedna osoba stała i wybierała swój smak stojąc przed, nastawioną na temperaturę -24 stopnie C, lodówką.
Naszym oczom ukazał się widok cudnej urody. Zachwyciliśmy się do tego stopnia, że wyciągnęliśmy nasze telefony i zaczęliśmy robić zdjęcia ciesząc się jak dzieci (stąd wszystkie zdjęcia w tym poście pochodzą właśnie z komórki, bo jak się możecie domyślać, zawodowo nie zajmuję się fotografią i lustrzanki na noszę zawsze w torebce ;-).
Po tej chwilowej uciesze dla oka dokonaliśmy niełatwego wyboru (spośród kilku dostępnych smaków: śmietankowe, czekoladowe, mango, rafaello i owoce leśne) po takiej oto dyskusji:
– Które bierzesz?
– Zastanawiam się nad śmietankowymi.
– Hmmm, ja też o nich myślałam ….
– To może Ty weź śmietankowe, a ja wezmę jakieś inne i się podzielimy…
– Co powiesz na owoce leśne, wyglądają nieźle!
…po 5 minutach:
– A w jakiej polewie bierzesz?
– Nie wiem, a jakie są?
wyraźnie zniecierpliwiony głos zza lady:
„Biała czekolada, truskawkowe, toffi i w czekoladzie mlecznej…”
Jako, że byliśmy jedynymi klientami mogliśmy tak sobie głośno myśleć przez dłuższą chwilę aż dokonaliśmy niezwykle wyrafinowanego wyboru: śmietankowe w białej czekoladzie i rafaello również w takiej samej polewie (nie wszystkie smaki występowały we wszystkich ww. polewach wtedy, gdy byliśmy, najwięcej było w polewie z białej czekolady i truskawkowej). Kształt loda można wybrać samemu spośród aktualnie dostępnych.
Płacimy: po 5 zł za każdego dużego loda (małe są po 3 zł) i idziemy na górę, do kawiarni, by sobie w spokoju skonsumować nasze małe cuda.
Górna część lokalu jest bardzo duża i przestronna, choć szybko zaczynamy żałować, że właściciele nie pokusili się instalację klimatyzacji. Obsługa zdaje się również dostrzegać jej brak. Za barem widać w prześwicie kuchnię, w której odbywa się produkcja lodów.
Menu jest wypisane kolorowymi pisakami na szkle. Można napić się prosecco z kija za 5 lub 10 zł (małe za 5 zł jest całkiem duże – myślę, że ma co najmniej ok. 200 ml). Nie przypada mi do gustu ustawienie ciast: stoją na wierzchu, odgrodzone od klientów jedynie szybą, zamiast być poustawiane w szczelnie zamkniętej lodówce. Koło nich chodzą muchy… nie wygląda to zachęcająco.
Za to trzeba docenić elementy wystroju wnętrza: skrzynki z owocami poustawiane na regale oraz rosnące w doniczkach zioła.
Siadamy przy otwartym oknie na niezbyt wygodnej, za to designerskiej, kanapie w stylu skandynawskim (która na całej długości ma twarde, drewniane oparcie i jedynie kilka małych poduszek przez co M. dość boleśnie uderzył się w kręgosłup).
Przystępujemy do konsumpcji.
Pierwszy gryz: jest dobrze – polewa jak dla mnie za słodka, ale ma sporo pistacji, więc da się zjeść bez większego problemu, a lód (zarówno śmietankowy, jak i rafaello) bardzo smakowity.
Drugi kęs: „Houston, mamy problem! Polewa odczepiła się na całej długości i szerokości loda i zaczyna niebezpiecznie zbliżać się do krawędzi, a od krawędzi tylko kilka centymetrów do powierzchni spodni! Aaaa!”
Trzeba się było ratować rękami. Po chwili z drugiej strony odrywa się kolejny wielki kawałek polewy i ponownie sunie wraz z siłą ciężkości w dół.
Lód topi się niemiłosiernie szybko. Zarówno mój, jak i Monsieur. Jesteśmy cali upaćkani :/
Po kolei idziemy się umyć w łazience, która…okazuje się brudna!
Skandal: nieposprzątana łazienka w działającym od 3 tygodni lokalu. Czegoś takiego dawno nie widziałam. Wyznaję zasadę, że „jeśli chcesz sprawdzić czystość knajpy, zajrzyj do toalety”. Jestem zniesmaczona, ale nie daję za wygraną. Postanawiamy mimo wszystko czegoś się napić, bo lody nas totalnie zasłodziły.
Zauważam naszą ulubioną niemiecką herbatę marki Althaus o smaku „Grün Matinee”, o której pisałam już w poście o Café Sacher w Wiedniu (w tym miejscu pozdrawiam serdecznie wielkiego smakosza i znawcę dobrych herbat – J.).
Zamawiamy więc herbatę w dzbanuszku i prosecco (odpowiednio za 6 i 5 zł). Oba napitki z czystym sumieniem polecam. Szczególnie herbatę, bo trudno ją bowiem dostać w innych miejscach w Warszawie.
Podczas naszej wizyty w „Lodach” dwa razy są problemy z dostawą prądu. Obsługa twierdzi, że „to normalne i się często zdarza”. Jako klient lodziarni jestem tym faktem nieco zaniepokojona, bo jak wiemy, co się rozmrozi „to se ne vrati”… A może się mylę?
Podsumowując:
miejsce ma potencjał, jest fajnie usytuowane, ale lody, które mają być jego silną stroną są delikatnie mówiąc nietrafione. Nasze były zdecydowanie za słabo zmrożone w kuchni. Po czym przyniesiono je do lodówki w lodziarni i pewnie w miarę świeże tuż po zrobieniu zostały nam sprzedane, a może to przez te ciągłe braki w dostawie prądu trochę rozmarzły…?
Innym cennym odkryciem w lokalu jest fakt, że na barze w kawiarni zainstalowane są 2 umywalki dla barmana. Zauważyliśmy je w momencie, kiedy odstawialiśmy naczynia. Obie są białe, a w zasadzie obie kiedyś były białe, bo w piątek były bardzo brudne. To potwierdza tylko moją tezę, że lokal do najczystszych nie należy i nie dba się tu o higienę i porządek.
W domu również mam biały zlew i wiem ile pracy należy włożyć, by był zawsze czysty. To nie jest łatwe, ale jak się taki zlew wystawia na widok publiczny trzeba się liczyć z konsekwencjami.
Przypomniała mi się jedna wizyta w lodziarni „G.” na Nowym Świecie, gdzie w toalecie nie było mydła, a korzystała z niej także obsługa…
Jak to mawiają: „byłam tam trzy razy: pierwszy, ostatni i nigdy więcej”. Brudu nie zdzierżę.
Nawet takiego polanego piękną różową lub czekoladową polewą i podanego przez bardzo miłą obsługę (Pan na piętrze spisuje się na 5+) w designersko urządzonym lokalu.
Dajcie mi proszę znać jeśli higiena będzie stała na wyższym poziomie, może tam wtedy wrócę na prosecco i świetną herbatę. Bo na lody to raczej niekoniecznie.
Tymczasem życzę Wam miłego dnia i polecam tradycyjne, waniliowe bambino, również na patyku 🙂
Edith
Zgadzam się w 100% z Twoją recenzją.
Na lody absolutnie nie warto tam chodzić
Niestety przy zostawianiu komentarza zapomniałam, że jestem zalogowana na swoim gmailu, a jednak wolę czasami pozostać anonimowa 🙂 Ale dziękuję za zrozumienie 🙂 Co do "Dziurki od klucza" to dość bolesnym mankamentem tego lokalu jest to, że jest bardzo mały, ale zarówno wystrój, jak i klimat tego miejsca są świetne 🙂 Polecam Ci również napić się tam napoju aloesowego, pierwszy raz piłam coś takiego i bardzo mi smakowało, ogólnie mają tam dość spory wybór "dziwnych" napojów, jak np. herbata z colą (próbowałam, również dobre :)) Ogólnie warto zajrzeć również na stronę "Dziurki…" na fejsie, codziennie jest opublikowane nowe menu na dany dzień 🙂 Mam nadzieję, że moje zachwalanie nie jest na wyrost i tamtejsze jedzenie również posmakuje tak wyrafinowanemu podniebieniu jak Twoje 😉
Pozdrawiam!
Amelka
Amelko,
zajrzę na ich profil na FB przed pójściem, ale już na kilku zdjęciach widziałam wystrój i jest fajnie, no i kilka menu też widziałam i brzmi naprawdę nieźle 🙂
Tak dużo o tym miejscu napisałaś i narobiłaś mi takiej ochoty, że już się nie mogę doczekać kiedy tam pójdę. Może w piątek się uda, choć miałam plany, by pójść na cupcake'a… zresztą jedno drugiego nie wyklucza 🙂 Jedno jest pewne: opiszę swoją wizytę z całą pewnością, bo to zdaje się jest bardzo ciekawe miejsce.
Raz jeszcze dziękuję za tak skrupulatny opis 🙂
Pozdrawiam serdecznie,
E.
Droga Edith!
Przyznam, że nigdy nie byłam w lokalu, który opisałaś, jednak słyszałam dużo pozytywnych opinii. Mam nadzieję, że kiedyś będzie mi po drodze pójść na słynne "lody na patyku" i osobiście skosztować tych słodkości, choć pewnie będę tak samo krytyczna jak Ty, bo za lodami za bardzo nie przepadam 😉 Aczkolwiek prosecco z kija to innowacyjna rzecz w polskiej gastronomii i chętnie bym się uraczyła tym trunkiem. Jednak jeśli zdarzy Ci się jeszcze kiedyś wolny spacer po Powiślu, polecam wpaść do lokalu "Dziurka od klucza" (Radna 13), lokal co prawda nie należy do największych, ale kuchnia jest tam niesamowita! Polecam serdecznie tę restauracyjkę, codziennie jest tam inne śródziemnomorskie menu, a makarony kucharze wyrabiają sami! 🙂 Do tego serwują tam pyszne desery, sernik bananowy i blok czekoladowy to chyba najlepsze ciasta jakie jadłam 🙂 Chętnie przeczytałabym Twoją relację z tego miejsca, bo ciekawa jestem, czy podzieliłabyś mój entuzjazm 😉 Pozdrawiam!
Amelka
Amelko,
na początku napiszę, że usunęłam "do końca" Twój poprzedni komentarz, bo domyślam się dlaczego chciałaś go wykasować, lecz podpis wciąż pozostał… Teraz już jest wszystko ok 🙂
Bardzo Ci dziękuję za polecenie nowego lokalu. Na Radną się wybieram, bo podobno powstał tam nowy sklep z torebkami, które namiętnie kolekcjonuję, więc będę miała okazję wpaść przy okazji do "Dziurki od klucza". Bardzo lubię lokale z robionym makaronem. A skoro jeszcze polecasz desery, to już się nie mogę doczekać kiedy tam zajrzę 🙂
Na bank będzie relacja!
Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za polecenie fajnego miejsca!
Edith
Ja jestem wielka fanka tego miejsca. Nie zauwazylam,zeby bylo jakos przesadnie brudno. Kiedy bylam w lazience byla lekko brudna podloga, ale to naturalne, przychodzi klinet brudzi, rozumiem,ze zaloga nie jest w stanie myc podlogi po kazdym z nas 🙂
Za to jedzenie przepyszne. Polecam brownie i miniserik z bial czekolada. Tak pysznych ciast nie jadlam dawno w zadym lokalu w Warszawie.
Uwazam tez, ze Lody maja jedna z milszych i przyjaznych ekip. Bylam dwa razy, dwa razy trafilam na dwie te same dziewczyny na gorze. Usmiechniete, mile, pomagaja przy wyborze wina, oraz slodkosci. 🙂
Dajmy temu miejscu czas na docieganiecie pewnych niedoskonalosci i mysle,ze bedzie powislanskim topem.
pozrawiam
Zosia
Zosiu,
nie chodziło mi tylko o podłogę, która w łazience była bardzo brudna. Brudna była także umywalka oraz toaleta. To wyglądało tak, jakby sanitariaty były stare i niedomyte od dłuższego czasu. Do tego zlewozmywaki na ladzie…
Oczywiście, że nie ma możliwości, by ktoś sprzątał toaletą po każdej osobie, ale w większości kawiarni/restauracji zwykle w toalecie wisi lista i ktoś z obsługi co kwadrans pojawia się i sprawdza, czy jest czysto, czy nie brakuje mydła lub papieru etc. i podpisuje się na tej liście. Tu czegoś takiego nie widziałam.
Jedzenie, poza lodami, może i pyszne, ale nie zachęcały mnie do spróbowania chodzące po nim muchy, a także to, że nie stało w lodówce w dość ciepły dzień tylko na zwykłej ladzie (zdjęcia powyżej).
Obsługa na dole była średnio miła i miała ewidentny kłopot z obsługą terminala płatniczego. Pan na pięterku, tak jak napisałam powyżej, super sympatyczny i uprzejmy!
Moim zdaniem nie ma czasu na pracę nad higieną. To musi być zakorzenione w świadomości ludzi od pierwszego dnia kiedy tylko zaczynają myśleć o otwarciu kawiarni! Nie mówiąc o tym, że muszą jej przestrzegać absolutnie każdego dnia, kiedy lokal działa. Nie ma czasu "na dotarcie". Według mnie osoby, które są z higieną na bakier się nie dotrą.
Bardzo dziękuję za Twój komentarz i głos w dyskusji.
Przesyłam pozdrowienia,
Edith
a tak fajnie wygladaja, to bylby raj dla moich chlopakow. gdyby byly tlumy moglabys napisac ze toaleta brudna bo tyle ludzi i po prostu trafilas kiedy nie czyscili, a tak nie ma wymowki. Szkoda bo nazwa przyciaga:)
Olu,
masz rację nazwa, jak i wnętrze na dole z ladą wypełnioną lodami bardzo zachęcają. Na górze już niestety jest gorzej, bo jest toaleta i te nieszczęsne zlewozmywaki na widoku gości…
Szkoda, bo wiem, że opinii podobnych do mojej jest więcej. Kiepski start jak na lokal… a mogło być tak dobrze.
Serdeczności,
E.
Oj jak dobrze, że jesteś tak obiektywna i "walisz kawa na ławę"-uwielbiam to w Tobie 🙂 Juz spisuje listę gdzie mam isc, a jakiego miejsca się wystrzegać ! Lokal rzeczywiście ma fajny klimat. Lody wyglądają śmiesznie i interesująco, ale chyba pozostanę przy herbacie i prosecco. Ja się wybieram do tej lodziarni (chyba Gesslerów) na Nowym Świecie, żeby spróbować lodów bazyliowych;p Byłaś tam może ?
Moja Droga Fuzjo! 🙂
wydaje mi się, że pisanie relacji/subiektywnej recenzji z jakiegoś miejsca nie miałoby sensu gdybym nie miała pozostać szczera w opisywaniu tego, co mi się w danym miejscu przytrafiło 🙂
U Gesslerów na Krakowskim byłam i było dobrze, choć na bazyliowe lody się nie skusiłam. Spróbuję przy kolejnej wizycie 😉
Wielkie dzięki za komentarz!
Serdeczne pozdrowienia,
E.
Lokal fajnie wygląda (skąd oni wzięli te fantastyczne niebieskie krzesła???) i te skrzynki wyglądają oryginalnie. Szukam fajnych miejsc w Wawie, bo niedługo będę tam na parę dni i chciałabym cos fajnego skosztować.
Słyszałaś może o miejscu (gdzieś w centrum), gdzie podają takie oryginalne belgijskie, grube frytki? Bo mi się coś obiło o uszy ale nie znam adresu.
Pozdrawiam!
To jest "Okienko", ale frytki są wegańskie, a nie oryginalnie belgijskie jak się reklamują, bo nie są smażone, tradycyjnie, na smalcu, tylko w oleju. To na ulicy Polnej 20? 22? jakoś tak.
Kawo.w.kuchni,
na frytkach się nie do końca znam, bo nie przepadam, ale wiem, że jeden lokal jest na Francuskiej na Saskiej Kępie (byłam daaawno temu), a w centrum popularne jest tzw. "okienko" na ulicy Polnej 22. Osobiście tam nie dotarłam, ale słyszałam, że jest ok 😉
Serdecznie pozdrawiam,
Edith
Danutko,
dzięki za potwierdzenie moich podejrzeń co do TEGO miejsca z frytkami 🙂
Z pozdrowieniami,
E.
Jeszcze tradycyjne, niewegańskie podają w Chez Fredzie, w pawilonach na jana pawła (przystanek kino femina/anielewicza). pyszne! 🙂
Karola,
bardzo dziękuję za podpowiedź 😉 Słyszałam o tym miejscu, ale jeszcze nigdy w nim nie byłam, muszę odwiedzić to miejsce jeszcze w te wakacje.
Serdeczności,
E.
Fajny lokal, nawet jakbym miała zjeść loda który niekoniecznie by mnie zachwycił z przyjemnością posiedziałabym w tak miłym, uroczo urządzonym miejscu. Szkoda tylko, ze brudno, bo tego to akurat, bardzoo nie lubię.
Hmmm… gdy zobaczyłam zdjęcia tych lodów pomyślałam, że fajny lokal, fajna knajpa i przy okazji bycia w Warszawie z chęcią się wybiorę. Jednak wczytując się w Twoją relację jakoś ochota zaczynała ucikać.. Podobie mam jak Ty, Droga Edith. Czystość to podstawa! nie wyobrażam sobie podawania komuś jedzenia w brudnym lokalu, tak samo – łazienka – powinna lśnić, bo jednak to jak wygląda zapada w pamięci. Szkoda, bo skoro lokal otwarty jest od jakiś 3 tygodni to tym bardziej powinni się strarać, żeby wszystko wyglądało perfekcyjnie, bo jeśli na początku się zrazi klientów, to później o nich też będzie ciężko… No cóż.
Pozdrawiam ciepło 🙂
Edith, świetny tekst! Uwielbiam humor typu ironiczno-sarkastycznego:) Czytało mi się z wielką przyjemnością, mimo lodowego zawodu. Ja najbardziej przepadam za tradycyjną gałką (najlepiej kwaśną) w niesłodkim wafelku! A czy prosecco z kija jest teraz popularne? Nie spotkałam się z tym u siebie, muszę dokłądnie popatrzeć! Pozdrawiam 🙂
Dybko,
Wielkie dzięki! Cieszę się, że Ci się podobał i mam nadzieję, że przynajmniej momentami się szeroko uśmiechnęłaś 🙂
Prosecco, jak zauważyłam, od co najmniej roku robi sporą karierę w Polsce. Dużo wcześniej znałam je z berlińskich lokali, wieęc może w Twojej Holandii także się zadomowiło?
Jak Ci już kiedyś pisałam ostatni raz w H. byłam w 2004 r., a wtedy piło się głównie piwo 😉
Z serdecznymi pozdrowieniami,
E.
Edith! Śmiałam się od ucha do ucha 🙂 A piwo pije się nadal:) Pozdrowienia
Bardzo fajny pomysł na lokal. Szkoda tylko, że z wykonaniem trochę gorzej. Może w przyszłości się poprawią?
taka kawiarenka moich marzeń:)
Wielka szkoda, że taki fajny pomysł, piszesz, że i fajne miejsce a dać taką plamę. Wielka szkoda.
dokładnie… niestety tak często bywa z miejscami nastawionymi na oryginalność. szkoda! a miałam zamiar się tam wybrać przy wypadzie do stolicy :/
ja bym pewnie też nie wróciła do lokalu z brudną toaletą. A to,że to normalne, że często nie ma prądu… to zdecydowanie nie powinno być normalne dla miejsca, w którym najważniejsze są lodówki:) co do wystroju to lada ze zbitych sklejek średnio do mnie przemawia, ale i tak jestem ciekawa jak smakuje taka łapka w czekoladzie z pistacjami:)
Lody jakoś mnie nie zachwyciły, już patrząc na nie mam wrażenie, że będą za słodkie. Zaciekawiło mnie to proseco z kija, bo nigdy się z czymś takim nie spotkałem 🙂
Będąc w Warszawie odwiedziłyśmy lody na patyku i mam podobne odczucia. Miejsce ma duży potencjał, ale jakoś im nie wychodzi, chociażby przez te akcje z prądem.
Do tego pomysł lodów na patyku jest cudowny i urzekają one wyglądem, ale na tym zachwyt się kończy, w smaku są rozczarowaniem, szybko się topią, polewa odpada.
Byliśmy na samym początku, gdy otworzyli to miejsce, jakoś wieczorem, więc był spory ruch i imprezowa atmosfera u góry.
Ciekawe jak będą sobie radzić dalej..
Ps. Moje miętowe nie smakowały wcale miętą.
Pozdrawiam, Tosia.
Byłam tam. Wzięłam loda-kanapkę, gdzie kanapką była markiza kakaowa z polewą z białej czekolady i pistacje. Niby fajnie, ale dla mnie to za dużo dodatków jak do zwykłych lodów miętowych, które swoją drogą były co najmniej średnie – podobny smak mają te z Corso na placu zbawiciela, jakby komuś do zwykłego big milka rozlały się krople miętowe Herbapol.
W lodach na patyku jeszcze nie byłam, pani dietetyk lodów nie pozwala…
Jednak w zeszłym tygodniu wybrałam się do SAM obok (https://www.facebook.com/pages/SAM-Kameralny-Kompleks-Gastronomiczny/279002175504602 ) i przyznam, że byłam mile zaskoczona. Cały dzbanuszek pysznej, liściastej, zielonej herbaty 5 zł. Koktajle pierwsza klasa. Koleżanka jadła falafela i powiedziała, że rewelacja. A poza tym pieczywo wyglądało znakomicie, ustawiały się kolejki, żeby zakupić na wynos.
Pozdrawiam 🙂
K.
Zielaczku,
SAM to zupełnie inna historia. Podobnie jak BTW. Na szczęście 🙂
Może napiszę o tych lokalach coś więcej za jakiś czas.
Pozdrawiam serdecznie,
E.
Haniu,
Dokładnie tak, lepiej bym tego nie ujęła!
Dziękuję za Twój komentarz i życzę Ci miłego dnia,
E.
Brudna toaleta potrafi skutecznie zniechęcić do ponownych odwiedzin w lokalu – mówi się, że jaka toaleta, taka kuchnia.
Haniu,
Dokładnie tak, lepiej bym tego nie ujęła!
Dziękuję za Twój komentarz i życzę Ci miłego dnia,
E.