Milk Bar Warsaw – nowe miejsce w Warszawie
Milk Bar to koncept gastronomiczny, który przywędrował do Warszawy z Kijowa. Otworzył się w październiku w Elektrowni Powiśle, a na początku roku też na Nowogrodzkiej. Może konkurować z Elan Cafe, o której Wam pisałam niedawno, bo także łączy szeroką ofertę ciast, deserów i napoi z daniami w stylu bistro. Między tymi dwoma lokalami są też spore różnice i zaraz je Wam przedstawię.
Milk Bar – wystrój:
Milk Bar to lokal bardzo przestronny, o imponującej powierzchni. Stoliki są duże, typowo restauracyjne. Poustawiano je w znacznej odległości od siebie. Nie ma ścisku, można komfortowo rozmawiać. I choć Milk Bar mieści się w centrum handlowym, to wejście jest od ulicy, jak do wielu lokali w Elektrowni Powiśle. Nie czuć więc tego zgiełku, jaki towarzyszy popularnym miejscom ze sklepami.
Jest tu dużo rustykalnych elementów jak drewniane stoły i wygodne krzesło-fotele. Wystroj jest uroczy, utrzymany w stonowanych barwach, a słodka część z ciastkami przy wejściu bardzo instagramowa. Jest też lada z hokerami jak z amerykańskiego dinera. Na wejściu działa cukiernia i można kupować wypieki na wynos.
Od wejścia w oczy rzucają się torty, ciastka i croissany. Jest ich mnóstwo! Piętrzą się w przeszklonej witrynie obok chleba tartin, który też można tu kupić na wynos (ogromny bochenek kosztuje 19 zł i jest rewelacyjny). I właśnie: chleb tartin wykorzystywany jest tu w niektórych daniach, które inspirowane są kuchnią USA.
Milk Bar – menu:
Są tu śniadania z goframi, syrnikami czy rozmaitymi jajkami. Są ciastka, krówki, croissanty, serniki, desery z dulce de leche. Na słono jest pastrami, rostbef czy burgery. Dania na każdą porę dnia, bo i założenie jest takie, że można tu przyjść od rana do wieczora.
W weekend trzeba było poczekać w kolejce na stolik. Myślę, że na tygodniu nie ma aż takich tłumów. Z ważnych informacji dodam, że obsługa nie jest wliczona w cenę, przy grupach powyżej 5 osób doliczany jest serwis w wysokości 15%. Jak na Warszawę, jest to raczej wysoki procent od rachunku i nie każdemu może to odpowiadać. Nawet w lokalach z górnej półki raczej ta kwota nie przekracza 12,5%, a tu ewidentnie idziemy w kierunku serwisu rodem z USA, gdzie 15% to często najniższa możliwa wartość do wybrania. Ale to taka dygresja na boku.
Dania na ciepło
Byliśmy tu w porze obiadowej, więc na początku wzięliśmy dania na ciepło.
Kanapka z pastrami dwoma rodzajami musztardy i ogórkiem kiszonym (65 zł) była w sam raz do podzielenia się na pół. W smaku przepyszna, doskonałe pastrami, świetnie zbalansowane smaki: musztardą klasyczną, jak i francuska nadają smaku, a ziarna gorczycy przyjemnie chrupią w buzi. Ta kapanka jest wyrazista i po prostu wspaniała.
Burger Milk Bar (55 zł) z dwiema porcjami mięsa, boczkiem, serem i ogórkiem w maślanej bułce domowego wypieku także okazał się świetnym wyborem. Dodatkowo podany został z porcją frytek z truflowym parmezanem. Bardzo fajna propozycja, choć gdybym miała na drugi raz wybierać, to jednak wygrałaby kanapka z pastrami, za którym przepadam i ilekroć nadarza się okazja, by je dostać w restauracji, chętnie z niej korzystam.
Desery
Na deser zamówiliśmy kawałek (a raczej kawał!) tortu, z którego lokal jest znany – Victoria’s Secret (33 zł), czyli interpretację Victoria sponge. Różnica jest taka, że tu biszkopt malinowo-migdałowy ma aż trzy warstwy, zamiast dwóch. Tort wypełnia, biały mus z białą czekoladą i świeżymi truskawkami, a z zewnątrz udekorowany jest kremem na bazie serka. Ku mojemu zaskoczeniu ciasto nie było bardzo słodkie. Tort był apetyczny, choć dolna warstwa była zbyt sucha. Środkowa i górna były dużo lepsze. I choć nie jestem miłośniczką tortów i tak grubych warstwach i mocno zbitych kremach, to ten można spróbować. W witrynie widziałam też podobny tort z karmelowym popcornem. Przy kolejnej wizycie chętnie spróbuję.
Drugim deserem (dla nas, bo w karcie zaliczany jest do śniadań na słodko) były syrniki „tres leches” (40 zł). To cztery syrniki w kształcie małych muffinów. Syrniki, jak możecie pamiętać z mojego przepisu, to pyszne placuszki z twarogu. Tu podane zostały z sosem tres leches i kremem Philadelphia. Sos nie jest zbyt słodki, fajnie komponuje się z serowym kwaskowym kremem, chrupiącą posypką i miękkimi plackami. Polecam ten wybór na śniadanie lub deser.
Do picia zamówiliśmy herbatę w dużym dzbanku (15 zł). Wodę dostaje się na wejściu, jest bezpłatna za co należy się plus. Za całość zapłaciliśmy 208 zł.
Milk Bar – podsumowanie:
Ceny w Milk Bar są porównywalne do tych z Elan Cafe. Nie jest najtaniej, ale jedzenie jest podane w estetyczny sposób i jest smaczne. Osobiście podoba mi się tu lekko rustykalny wystrój trochę jak w Le pain quotidien. Z głośników sączą się przeboje lat 90-tych. Obsługa jest sprawna i sympatyczna. Na śniadanie z przyjaciółką czy wyjście z chłopakiem lub na pięknie wyglądający deser po zakupach to miejsce jest idealne.
Do przeczytania
E.
Rachunek wyniósł 208 zł + napiwek
Podobne wpisy
Komentarze
Jedna odpowiedź do “Milk Bar Warsaw – nowe miejsce w Warszawie”
Dodaj komentarz
Przedział cenowy: Do 70 zł
Byłam tam pod koniec zeszłego miesiąca. Zamówiłam krem z borowików, burgera z frytkami, kawałek Victoria’s Secret a do picia Duchess. Jezus jakie to było przepyszne.