Opasły Tom PIW
Na początku lutego wraz z Monsieur wybraliśmy się do restauracji Agnieszki i Macieja Kręglickich „Opasły Tom PIW”, która mieści się w lokalu po księgarni Państwowego Instytutu Wydawniczego przy ul. Foksal 17.
W latach 60’tych mieściła się tu słynna kawiarnia literacka, w której bywał m.in. Antoni Słonimski, Gustaw Holoubek i Janusz Głowacki. Od wejścia uwagę zwraca charakterystyczny szyld nawiązujący do książkowych grzbietów.
Zresztą i elementy wnętrza nawiązują do tego okresu – pozostawiono tu m.in. oryginalną podłogę, która na pozór „trąci myszką”, ale jednak w dużej mierze wpływa na charakter tego miejsca.
Innym stylowym dodatkiem są opływowe lustra zawieszone na ścianie w większej sali. Kształt krzeseł również nawiązuje do lat 60’tych.
Wnętrze jest utrzymane w odcieniach beżu i ciemnego brązu. Są tu dwie sale – jedna od ulicy, a druga w głębi restauracji z widokiem na w pół otwartą kuchnię. My usiedliśmy w tej pierwszej, by mieć nieco światła dziennego do zdjęć, co i tak niestety na niewiele się zdało, bo dookoła pozapalane były lampy, które skutecznie utrudniały nastawienie balansu bieli w aparacie 😉
Przechodząc do meritum: szefową kuchni jest tu Agata Wojda, która prezentuje swoje autorskie dania. Możemy zamówić sześcio (148 zł) lub czterodaniowe menu degustacyjne (110 zł) wraz z winami dobranymi do każdej z potraw.
Karta dań zmienia się regularnie, a jej Autorka wykorzystuje w niej wiele polskich, lokalnych składników. Najważniejsze jest by jedzenie było świeże, a składniki sezonowe i najwyższej jakości.
Na pierwszy ogień zamówiłam zupę spoza menu. Był to krem z pasternaku z półgęskiem (19 zł). Krem miał dla mnie idealną konsystencję – nie był zbyt gęsty, ani zbyt rzadki. Sam już smakował znakomicie, ale jego pełną paletę smaku odkryłam dopiero przy połączeniu go z półgęskiem, tartym jabłkiem oraz delikatnym musem z chrzanu i śmietany. Rewelacja!
Monsieur spragniony czegoś większego do zjedzenia zdecydował się na główne danie na papardelle z ragù z dzika (42 zł). Wyglądało jak zwykły szeroki makaron z gulaszem z dużymi kawałkami mięsa, ale smakował jak danie z trzygwiazdkowej restauracji Michelin. Kawałki dziczyzny rozpływały się na podniebieniu, a lekko pikantny pomidorowy sos dopełniał smaku. Miałam szczerą ochotę wyrwać mu talerz i popędzić na zaplecze by spałaszować je w odosobnieniu 🙂
Na szczęście dla niego moje ravioli z ricottą i szpinakiem na maśle z orzechami włoskimi (37 zł) były także niezwykle smakowite – zdecydowanie dużo bardziej łagodne od ragù, ale w dalszym ciągu z charakterem. Połączenie ricotty i szpinaku może wydawać się nudne i mało odkrywcze, ale jak dodamy do tego orzechy i pyszny sos kurkowy z dużą ilością twardego sera, to sukces jest gwarantowany.
Po drugim daniu i zupie byliśmy już pełni. Nie mogliśmy sobie jednak odmówić skosztowania choćby jednej porcji deseru. Obsługa poleciła nam mus chałwowy z sosem malinowym i bezą (21 zł). Porcja nie wydawała się duża, ale jak się po chwili okazało po takim obżarstwie była wystarczająca na dwie osoby.
Przyznam, że byłam bardzo ciekawa tego deseru, bo uwielbiam wszystkie słodkości z chałwą (patrz: wizyta w Soul Kitchen i przepis na „Ciasto chałwowe„) i absolutnie się nie zawiodłam. Mus był lekki, bardzo delikatny i dość słodki, jednak jego smak świetnie przełamywała kwaskowa malina. Dla złamania gładkiej konsystencji wystarczyło dołożyć pokruszoną bezę, by deser nabrał ostatecznego szlifu. Klasa. Porcja nie była duża, ale i tak ze względu na poziom słodyczy wystarczyła nam obojgu.
Wizyta w Opasłym Tomie byłaby perfekcyjna gdyby nie…herbata. Zamówiliśmy dwa czajniczki – białą i zieloną (po 12 zł). Obie zostały wsypane luzem do naczynia i zalane wrzątkiem! Jako miłośniczka herbaty uważam to za duży błąd i poważne niedopatrzenie. Szczególnie, że herbata nie jest wsypywana do stosownej torebki / sitka przed włożeniem do wody – nie ma wówczas możliwości, by ją wyciągnąć po np. 3 minutach i odłożyć na bok, by nie mokła dłużej niż potrzeba (przy długim zaparzaniu z różnych gatunków herbat wydzielają się toksyny!).
Opasły Tom PIW – podsumowanie:
Wizytę pod względem kulinarnym uważam za bardzo udaną. Jedzenie było wspaniałe, a zestawienia smakowe niby proste, a jednak bardzo oryginalne.
Dla kogo?
Dla każdego, kto ma ochotę zjeść dobre jedzenie w rozsądnej cenie w ładnym i historycznym zakątku stolicy. Może to być miejsce na tzw. „business lunch”, jak i na romantyczną kolację z drugą połówką, jak i na obiad ze znajomymi, czy rodziną. Menu nie jest długie, ale myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie.
Uwaga: warto zrobić rezerwację, bo stolików nie ma tu zbyt wiele, a kuchnia Agaty Wojdy ma wielu zagorzałych wielbicieli.
E.
P.S. Podczas wizyty można przeglądać książki kulinarne zgromadzone na półkach.
Warto wiedzieć, żeby nie zamawiać herbaty:-) Jestem miłośniczką Kręglickiej od wielu lat i chętnie pokosztowałabym smakołyków z tej knajpy i Jaj szefowej kuchni:-)
Marzenko,
nie wiem czy tak z herbatą postępują zawsze. Może po prostu trafiłam na kogoś mniej doświadczonego z obsługi…? W sumie obsługiwały nas 2 osoby, więc trudno stwierdzić.
Miejsce w każdym razie serdecznie polecam!
Pozdrawiam ciepło,
E.
Do Opasłego Tomu juz dawno się wybierałam…ale Twoja recenzja tak mnie zaciekawiła, że postanawiam lecieć tam od razu 🙂 !!!
super miejsce, ta zupka wygląda bardzo smakowicie i pierogi robią wrażenie, chyba zamienię dzisiejszego pączka na pierogi 🙂
trzeba czytać, w tym miejscu menu 😉
z pozdrowieniami, El