Pączki z Górczewskiej
Pracownia, jak i sklep od 1973 roku mieszczą się na warszawskiej Woli w jednym z domów Kolonii Wawelberga, która niegdyś, jak wyczytałam z kart historii firmy, była zamieszkana przez robotników i rzemieślników. Od tamtego czasu produkcja zakładu ze względu na małe, 60-metrowe, pomieszczenie ograniczona została tylko do pączków.
![]() |
Historia cukierni zawieszona w gablocie na ścianie |
Należy jednak wspomnieć, że przed wojną Zagoździński wypiekał dla Warszawiaków nie tylko ten rodzaj słodkości. Cukiernia od 1926 roku mieściła się przy Wolskiej 53, a później przeniosła się pod numer 66. Tam znajdowała się sala ze stolikami do konsumpcji na miejscu, a nawet sala do gry w bilard! Sprzedawano tam cały asortyment słodkich przysmaków – od lodów latem, poprzez strucle makowe na Boże Narodzenie, na wielkanocnych mazurkach skończywszy.
Pączki z Górczewskiej przez wielu uważane są za najlepsze w stolicy. Jako, że takie frykasy jadam raz w roku – w okolicy Tłustego Czwartku i mam ograniczone porównanie napiszę tylko, że w moim odczuciu są znakomite. Przede wszystkim naturalne i robione według przedwojennej receptury od początku do końca ręcznie. Szkoda tylko, że w składzie jest margaryna (wszystkie składniki ciasta to: mąka, cukier, margaryna, mleko i jajka).
Ciasto drożdżowe formuje się w długie wałki i tnie nożem na kęsy, na które wykłada się marmoladę i zawija w kulkę. Gdy podrosną smaży się je, jak nakazuje tradycja, na smalcu. Większość jest oblewana z dwóch stron lukrem.
W cukierni spędziłam około pół godziny. W tym czasie drzwi bez przerwy się otwierały i do środka wchodzili nowi klienci. Nikt nie wyszedł z jednym pączkiem. Najmniejszą zakupioną liczbą było 6, ale zwykle proszono o 10, 15…
Cukiernia jest otwierana o 9:00 codziennie od poniedziałku do soboty. Zamykana jest o tej, o której skończą się pączki. Czyż to nie proste?
W witrynie zawsze stoją świeże kwiaty, a co chwila oczom klientów pokazują się nowe tace z pączkami, które znikają w zastraszającym tempie.
Jeden kosztuje 2,20 zł.
Tłuste wypieki pakowane są z niesamowitą wprawą i precyzją w kartonowe pudełka, które zawijane są w papier i przewiązywane wstążką.
W tłusty czwartek reporterzy rozmaitych mediów od rana z wypiekami na twarzy relacjonują długość kolejki przed Pracownią. Ponoć w ubiegłym roku na swoje pączki trzeba było czekać nawet 3 godziny, a o godzinie 12 prawie 100 metrowa kolejka liczyła ponad 200 osób.
Na drzwiach wejściowych wisiała karteczka informująca że tego dnia jedna osoba może zakupić najwyżej 20 pączków. Ciekawa jestem jak będzie w tym roku i czy też towar tego dnia będzie reglamentowany?
Jeśli jednak nie macie czasu na stanie w kolejkach 27-go lutego, to polecam Wam zajrzeć do Pracowni w każdy inny dzień, kiedy bez długiego czasu oczekiwania zaopatrzycie się w te brązowe obiekty pożądania i sami będziecie mogli wyrobić o nich zdanie.
![]() |
Pączki są pakowane w papier z firmową pieczęcią i przewiązywane sznurkiem z pętelką – idealną na palec 🙂 |
![]() |
Jeden z klientów Pracowni, który zobaczywszy mnie z aparatem bardzo chciał mieć zrobione zdjęcie. Serdecznie pozdrawiam! |
Podobne wpisy
Komentarze
48 odpowiedzi na “Pączki z Górczewskiej”
Dodaj komentarz
Przedział cenowy: 2,20
Marcowa sobota 2021, króciutki pobyt w stolicy, i obowiązkowo wizyta na Górczewskiej – po pączki. Kupiłam 30 sztuk, przyniosłam na kwaterę, i gdy do nich zasiadłam zadałam sobie pytanie: ciekawe, ile zjem na jeden raz. Odpowiedź przyszła bardzo szybko: 5 sztuk. Bez popijania herbatą czy kawą. Rewelacyjne pączki! Nigdy w życiu nie jadłam smaczniejszych. A najciekawsze jest to, że w niedzielę i w poniedziałek smakowały równie pysznie. I, dla porównania, w ten sam weekend miałam okazję jeść domowej roboty racuchy (jak domowe pączki, na dużej ilości żółtek), które pączkom z Górczewskiej nie dotrzymały kroku. A raczej smaku. Co najważniejsze: żadnych woni smażonego tłuszczu, żadnego zalegania i „przypominania się” przez długi czas po spożyciu, fantastyczna konsystencja ciasta (żadne kluchowate, żadna nadmuchana wata), nadzienie w odpowiedniej ilości i o doskonałym smaku. Słodycz idealnie wyważona. Nie dziwię się, bo wszystko to stanowi o wieloletniej tradycji dobrego wyrobu i zadowoleniu klientów. Aż żałuję, że w 3-mieście nie ma filii tej Pracowni – stanowiłabym wierną klientelę 🙂
Co za klimat… I te pakuneczki takie piękne. . Sztuka po prostu!! Aż żal, że do stolicy tak daleko 😉
Pierwszy raz jadłem pączki z górczewskiej w latach 80-tych, istnieją dla mnie od zawsze 😉 pamiętam jak w podstawówce bodajże w roku 1988 albo w 1989 wpuścili naszą klasę na zaplecze żebyśmy zobaczyli jak wyrabiają pączki, niezły "wypas" dla takich małych ludków…teraz ponad 1000 km od domu 25 lat później wielokrotnie nachodzi mnie ochota aby "pochłaniać" ich wypieki….dla mnie to nie jest zwykły pączek, to smak przeszłości, dzieciństwa, towarzyszący mi od wielu lat, i niezmieniony przez te wszytskie lata co jest niezwykłe….ci którzy mają okazję zakupić te wypieki na codzień być może nie są w stanie docenić ich innych walorów poza smakowymi…..dla mnie to jak przeniesienie się w czasie i spotkanie z tymi których już nie ma lub z tymi, którzy są jeszcze ale w wersji sprzed ponad 20 lat…..do zobaczenia wkrótce w cukierni 😉
Drogi Czytelniku,
Ogromnie dziękuję za tę historię!
Właśnie dla takich komentarzy jak Twój warto prowadzić bloga i pisać o tak niezwykłych miejscach.
Serdecznie pozdrawiam,
E.
Pączki z Górczewskiej to najlepsze pączki świata i zdania nie zmienię!
Dla mnie to też wspomnienie wszystkich Tłustych Czwartków z dzieciństwa i godzin wystanych w kolejkach. Żałuję, że po przeprowadzce zupełnie mi nie po drodze do cukierni Zagoździńskiego, bo z chęcią wróciłabym do ich smaku.
Ach pamiętam takie świeżutkie, jeszcze ciepłe, z pysznym lukrem…
Dziękuję za ten wpis i pozdrawiam 🙂
TheQualietta,
Żeby pojechać po te pączku muszę przejrchać całe miasto. W dni robicze nie ma na to szans zwłaszcza, że zamykają o różnych porach. Jednak raz na kilka miesięcy, ze dwa razy do roku, zaglądam do cukierni w soboty. Wtedy jest dość luźno.
Serdeczności,
E.
Najlepsze pączki jakie jadłam i nie pisze dlatego, że mam na nazwisko Zagoździńska 🙂 Warto stać kilka godzin w kolejce po takie pączki.
To są najlepsze pączki, jakie miałam przyjemność jeść w Warszawie,
w tłusty czwartek nigdy nie kupowałam bo kolejka była tak długa, że 30-40 min się stało, ale warto jest ten kto nie próbował musi koniecznie się tam wybrać
Robiłem tam zakupy z babcią i mamą jeszcze przed 1980tym rokiem – mieszkałem vv okolicy. Szkoda tylko że vvymienili stolarkę, bo tak to vvszystko zostało po staremu. Szkoda też że vvłaścicielki (babcia i mama obecnej vvłaścicielki) odeszły z tego śvviata.
Kiedyś w Tłusty Czwartek można było podobno zakupić maksymalnie 10 sztuk dlatego wybierano się do pracowni całymi rodzinami. Teraz w Tłusty Czwartek trzeba się uzbroić w cierpliwość takie są kolejki ale czego się nie robi dla pysznych pączków 🙂
W tym roku w tłusty Czwartek też był limit na osobę, a kolejka ustawiała się już od piątej rano 🙂
Na pierwszym zdjęciu 8 pączków – zjadł bym to na raz 🙂 Ale muszę poczekać na następny tłusty czwartek :/
Bardzo mi sie podoba opis tego miejsca a poniewaz mieszkam blisko to czasem nie tylko w Tłusty Czwartek tam zagladalam 🙂
Ale najfajniesze bylo, ze jak spacerowalam tam z wozkiem i moja malutka coreczka i stanelam przy drzwiach (bo jest tam maly stopien i nie da rady wejsc z wozkiem) to przemila Pani z pracowni wychodzila do mnie zebym mogla kupic pączka i nie zostawiac dzidzi. Bylo to wspaniale bo nigdy nie zostawilabym corki przed sklepem i gdyby nie bardzo mila obsluga to bym nie miala dostepu do pysznych pączkow! Tym bardziej polecam to miejsce!!
O, jaka szkoda że w kategorii "Tłusty Czwartek" Madame Edith nie serwuje własnego sprawdzonego przepisu na pączki. Będę musiała wypróbować coś w ciemno a jako backup edithowa babka wielkanocna 🙂
Suasico,
niestety pączków nie robię, bo nie miałby ich kto zjeść – wraz z Monsieur jemy je tylko raz w roku i w dodatku w bardzo ograniczonej liczbie 1-2 sztuk na głowę 😉
Jak ktoregoś dnia najdzie nas ochota na pączkowe obżarstwo wtedy zrobię je z przepisu mojej Babci i dodam oczywiście na bloga. Tymczasem do Twojej dyspozycji są inne przepisy na tłustoczwartkowe pyszności: hiszpańskie churros oraz faworki 🙂
Serdecznie pozdrawiam,
E.
Cudowne miejsce 🙂
Już się nie mogę doczekać kiedy będę miała chwilę aby odwiedzić to miejsce…
Edith, będąc w Warszawie dość często, zauważam jak bardzo nie doceniamy kulinarnych specjałów Stolicy.
Pączki już wspomniałaś.
Stolica ma też, wyśmienity chleb, smaczne wędliny, najlepszy chrzan Rębka,
ale chyba najbardziej spektakularnym ( dla mnie przykładem) jest makowiec.
Swego czasu najlepszy jaki jadłem przynosiła koleżanka z cukierni sejmowej.
Teraz nie wiem gdzie taki prawdziwy warszawski makowiec można dostać ?
Leszku,
powiem szczerze, że nigdy nie kupowałam makowca w sklepie w Warszawie! Kiedyś za to bardzo lubiłam ciastko makowe od Bliklego, bo było pyszne (na kruchym spodzie z bardzo grubą warstwą maku). Dawno tam jednak nie byłam, więc nie wiem, czy nadal jest w ofercie, ale być może pojawia się tylko w okolicy Bożego Narodzenia.
Uważam, że dobre wypieki w Warszawie ma Lukullus oraz Batida – chodzę tam sporadycznie, ale czasami jak nie chce mi się piec całej blachy, to wstępuję po kawałek ciasta i są wspaniałe. Nie obiecam jednak, że na 100% w stałej ofercie mają dobre strucle, bo niestety nigdy się za nimi nie rozglądałam.
Serdecznie Cię pozdrawiam,
E.
dla mnie jeśli makowiec to domowy z cukierni PEREŁKA ul.Graniczna4
No nie…I znowu mi się pączki po nocach będą śnić! 😉
Uwielbiam takie firmy z duszą i historią, jak będę w Warszawie, to chętnie odwiedzę tę wspaniałą cukiernię.
Miejsce daje dużo nadziei, kupowałam tam pączki dwukrotnie i za każdym razem mi nie smakowały!…:( tyle oczekiwań i niestety..
Piękna historia tego miejsca. A co do samych pączków… Mam koleżankę z wczesnych lat dziecinnych, która na początku podstawówki wyemigrowała z rodzicami do Niemiec. Do Polski przyjeżdżali w miarę regularnie, 2 razy w roku. Ja o ich przyjazdach zawsze wiedziałam wcześniej bo bardzo blisko się przyjaźniłyśmy. Za każdym razem prosiła mnie żeby jej kupić kilka sztuk świeżych pączków, że jak przyjechała na miejsce, to było to pierwsze co jadła 🙂 Nie rozumiałam tego pączkowego fenomenu bo przecież co to za problem? W Polsce wtedy jeszcze za dużo w sklepach nie było, a na zachodzie bajgle, donuty i inne cuda. Ale nie niestety, polskie pączki nie do zdobycia. Dopiero po wyjeździe zrozumiałam o co z tymi pączuchami chodziło… Bo właściwie można je dostać. Pakowane po 10 sztuk w plastikowych pojemnikach, równiuteńkie, przyprószone cukrem pudrem… Tylko że w środku zamiast miąższu jest wata, nadzienie koło dżemu czy konfitury nawet nie stało, nie wspominając o aromatach czy smaku tego "czegoś". Tęsknię za pączkami ogromnie i robię podobnie jak moja przyjaciółka 20 lat temu. Jak tylko przekraczam polską granicę gnam po nie 🙂
W przyszłym tygodniu będę piekła w domu bo w zeszłym roku dostałam świetny przepis od koleżanki. Testowałam, były prawie tak dobre jak ze sklepu. Ale jak mawiają, na bezrybiu i rak ryba!
Uwielbiam pączki, ale z pudrem nie z lukrem i oczywiście raz na jakiś czas:)
Ale mi się teraz chce paczka…
O nie nie nie! Protestuje! Teraz takie wpisy, kiedy ja musiałam całkiem odrzucić wszystko co słodkie i pszeniczne…
O jakie piękne te pączki <3
Jak wspomniałam na FB, byłam tam raz, kupiłam 1 pączka, zachęcona mega zachwytami dookoła. Ogólnie nie jestem fanką smażonych pączków, oponek, churros itp., ale mam w pamięci pączki, które robiła moja babcia, więc dałam im szansę. Pączek był dość suchy, dżemu miał mało i wyszłam totalnie rozczarowana. Może to wynikało z tego, że byłam późnym popołudniem a on był jakiś przedpołudniowy, nie wiem. Kilka razy jadłam pączki na Chmielnej i smakowały mi o wiele bardziej.
popieram!
Ja też uważam,że te pączki są przereklamowane!
Zdjęcie dumnego Klienta, dzielnie prezentującego łupy jest najlepsze 😉
uwielbiam pączki z Górczewskiej! kiedyś mijałam tą cukiernie w drodze do pracy.. ach, to były czasy 😀
Niestety pączki kończą się o dość wczesnej porze – ja wciąż trafiam na kartkę "pączki sprzedane". Po południu nie ma tam po co jechać.
świetne pączki, ja robię je sama w domu:D
Wiesz Edith, nie wiedziałam o tych pączkach. Super sprawa, że można zamówić bez lukru, może i ja tam dotrę, kupując pączka, bo 6-ciu nie zjem 😀
Dziękuję za fajny wpis.
Pączków nie jem, ale rzeczywiście, wpadnę tam kiedyś po jednego, dla poczucia smaku tej historii 🙂 Na pewno nie w tłusty czwartek;)
Co za miejsce! Kocham takie stylizowane, a jeszcze lepiej takie jak to, zachowane w starym stylu XXw. Cieszy mnie ostatni powrót mody do tego stylu i sam nie ukrywam że jak zobaczyłem stary stołówkowy kubek z logotypem Społem to nie mogłem mu się oprzeć. Obiecuje sobie, że jak następnym razem odwiedzę stolicę to wpadnę!
P.S. Twój grzaniec (i jasny i ciemny) pomógł przetrwać zimę! Dzięki bardzo za świetny przepis 🙂
Pozdr.
Maciek
Maćku,
Bardzo mi miło, że skorzystałeś z moich przepisów! Serdecznie dziękuję za komentarz.
Pozdrawiam już prawie wiosennie,
E.
Te pączki są gniotowate i robione z najtańszej marmolady którą w wiadrach widać na zapleczu.
Ale urokliwe miejsce. Od razu widać, że tradycja i ciepło rodzinne na pierwszym miejscu. Klient ładnie Ci zapozował, a Ty super, że zrobiłaś tak świetny i swego rodzaju inny post 🙂
Pozdrawiam.
Magdaleno,
To niezwykłe miejsce! Zarówno pracownicy, jak i klienci są jakby nie z tego świata. To trzeba zobaczyć na własne oczy 🙂
Dziękuję za Twój komentarz!
Serdecznie pozdrawiam,
E.
Pączusie pyszne. Nie pomyślałbym, że w niepozornym pomieszczeniu powstają takie cuda. Pozdrawiam, Krys
Krystyno,
Też byłam bardzo zaskoczona kiedy byłam tam po raz pierwszy wiele lat temu. Fajnie, że są takie miejsca z hostorią i można o nich pisać oraz jeść tak pyszne pączki 🙂
Pozdrawiam ciepło,
E.
Nawet sobie nie wyobrażasz, co bym oddała, za chociaż jednego takiego pączka! Złoto świata chyba! Że też nie wiedziałam o tym miejscu, kiedy latem odwiedzałam Warszawę. Teraz będę musiała specjalnie dla nich się tam wybrać. Dłuuuuga podróż mnie czeka 🙂 I nawet ten smalec mi nie straszny 😛
pozdrawiam
Emmo,
Tego smalcu wcale nie czuć 🙂 Pączki na nim są wyborne i wcale nie bardzo tłuste – zapewne do ciasta dodawany jest alkohol.
Serdeczności,
E.
no kurka, siedzialas tam pol godziny i nie zapoznalas się z historia o stołku stojącym przed drzwiami???? katastrofa, onnie stoi ot tak sobie, przez tyle lat…. do nadrobienia
Luizo,
faktycznie zapomniałam dodać, że mały stołek na zewnątrz oznacza, że pączki są i jest po co zaglądać do środka 🙂
Z pozdrowieniami,
E.
Bardzo się cieszę, że promujesz takie miejsca. 🙂 Gdybym nie poznała historii Pracowni, niekoniecznie byłoby to miejsce, do którego bym zawitała, biorąc pod uwagę okolicę, w jakiej się znajduje (a przynajmniej na zdjęciach wygląda na dość smutną). Po takim wpisie – gdybym miała do Warszawy trochę mniej niż 300 km, poszłabym tam bez wahania już dziś. 😉