Polana Smaków – jedna z niezawodnych restauracji w Warszawie
Polana Smaków Andrzeja Polana otworzyła się niedawno przy Emilii Player. W miejscu, w którym przed laty tytuł „Knajpy Roku” świętował Jung und Lecker. Tym samym Polana Smaków zastąpiła (przynajmniej czasowo, bo losy pierwszego lokalu pozostają nieokreślone) Małą Polanę Smaków, która przez kilka ostatnich lat przycupnęła w malutkim lokalu przy Belwederskiej. I uważam, że bardzo dobrze się stało!
Polana Smaków – lokalizacja:
Dzięki znacznie większej przestrzeni lokal może i stracił swój pierwotny, bardzo domowy charakter, ale za to zyskał zdecydowanie więcej miejsca. Może skończą się problemy ze zdobyciem rezerwacji?
Teraz do dyspozycji gości są aż trzy sale: barowa, jedna od ulicy i kolejna wewnątrz. W każdej jest kilka stolików i nieco inny klimat.
Polana Smaków – wystrój:
Wnętrze jest przyjemne i w sumie, jeśli mnie pamięć nie myli, to zostały w nim nawet niektóre elementy pierwotnego wystroju wnętrz, jak półki na wino. Dominującym kolorem jest zieleń i kaflami w tym właśnie kolorze obłożono też bar i niektóre elementy ścian. Dało to bardzo fajny efekt.
Polana Smaków – menu:
W Polanie Smaków menu jest w zasadzie takie samo jak w Małej Polanie. Kartę podzielono na małe talerze, głębokie talerze, duże talerze i słodkie talerze. W każdej z kategorii znajdziecie od dwóch do pięciu dań do wyboru, przy czym smaki zmieniają się sezonowo.
Kuchnia Andrzeja Polana jest oparta na polskich smakach i bardzo to doceniam. W dobie gonitwy za składnikami ze świata mało kto pamięta o polskich smakołykach. A jeśli już pamiętają, to szefowie z restauracji, których raczej nie można uznać za lokale codzienne. W Polanie Smaków niby składniki się regularnie powtarzają, ale ich odsłona jest zawsze jakimś zaskoczeniem. Bo o ile mus chałwowy Andrzeja Polana pamiętam jeszcze z Soul Kitchen, to potem przy Belwederskiej ewoluował, by teraz spotkać się z jabłkiem i śliwką w bardzo zgrabnej odsłonie.
Tak samo jest ze śledziami, flakami, burakiem i wieloma innymi składnikami, do których widać, że szef kuchni ma słabość. I ja to uczucie podzielam, bo słabość do takich składników to nie grzech.
Jako czekadełko dostaje się tu malutkie bułeczki z czarnuszką, a do nich masło z gorczycą i koperkiem oraz pastę z kiszonych ogórków i papryki. Nader przyjemna rzecz na zaostrzenie apetytu.
Na przystawkę Monsieur zamówił pasztet z jelenia, który podany został z powidłami z brusznicy, sosem chrzanowym i rydzami (35 zł). I co ciekawe: pasztet został podsmażony na chrupko i podany na ciepło. Ach, co to był za smak! Pyszne dodatki tylko podkreśliły walory tego dania. Doskonała propozycja dla mięsożerców.
Sama zdecydowałam się na śledzia marynowanego serwowanego z zieloną cebulą, pomarańczową dynią i domowym bajglem (35 zł). Śledź nie był może tak mięciutki jak moje ukochane śledzie w szwedzkim stylu, które rozpływają się w ustach, ale był naprawdę bardzo przyzwoity i wysokiej jakości. Kapitalne były dodatki: podany na ciepło nieco niekształtny bajgiel z kleksem śmietany, marynowana cebula i dyniowy sos. Wszystko to tworzyło bardzo zgraną kompozycję.
Kiedy przyszedł czas głównego dania zrobiło się ciemno, więc zdjęcia wyszły bardzo marne i musicie to nam wybaczyć – oświetlenie w lokalu nie jest najlepsze i nic więcej nie dało się zrobić.
Wybrałam pierogi ruskie z kwaśną śmietaną i zielonymi pomidorami (26 zł), które były tak pyszne, że miałam ochotę wylizać po nich talerz. Po prostu w punkt: nie za słone, niezbyt pieprzne, marynowaną cebulę podano do nich na talerzu i była tak słodka, że zjadłabym cały słoik, gdyby mi go ktoś dał. To po prostu i uczciwie mówiąc: pyszne danie. I te przesłodkie pomidory <3
M. zdecydował się na rosół codzienny z domowymi kluskami, zieloną natką i koprem (23 zł) i jako miłośnik rosołu stwierdził, że to bardzo dobre wydanie tej zupy. Klarowna, esencjonalna i pełna smaku, a do tego z pysznymi kluskami i marchewką. Jedyny zarzut miał do natki, którą wrzucono w dużej ilości nieposiekaną w dużych kawałkach.
Deserem postanowiliśmy się podzielić. Mając w pamięci poprzednie pyszne kreacje musu chałwowego, wiedziałam, że i tym razem Andrzej Polan mnie nie zawiedzie. I tak się stało! Deser może nie wygląda zachęcająco, ale smakuje bombowo! Mus chałwowy z pijaną śliwką i prażonym jabłkiem (22 zł) podawany jest w doniczce, czego osobiście nie lubię. Jest to któryś deser w ostatnim czasie, jaki jadłam w tym naczyniu i doniczkom mówię zdecydowane nie. Ale ich zawartości mówię TAK! Bo w musie był zatopione prażone jabłka, a na wierzchu usadowił się gęsty krem śliwkowy. Fantastyczne połączenie! O deserach z chałwą Andrzeja Polana powiem Wam tyle, że M. zjada wszystkie i się oblizuje, choć chałwy samej w sobie nie lubi. I niech to będzie koronny argument.
Polana Smaków – podsumowanie:
Polana Smaków, z wcześniej Mała Polana Smaków, to jedne z nielicznych miejsc, które zawsze polecam. To taki adres, pod którym nic nie pójdzie źle. Jedzenie zawsze będzie smaczne, uczciwe i w gruncie rzeczy: tradycyjne polskie, ale z ciekawym twistem. Nie ma takich adresów wiele pomimo mnogości lokali gastronomicznych w naszej stolicy. Do tego wyważone, choć może nie najniższe ceny. Jedyny minus, jakiego się dopatrzyłam podczas ostatniej wizyty to koszt herbaty: 12 zł za kubek, przy czym herbata wcale nie jest wysokiej jakości. Poza tym wszystko na wysokim poziomie i z czystym sumieniem Wam polecam.
Do przeczytania!
E.
Podobne wpisy
Komentarze
4 odpowiedzi na “Polana Smaków – jedna z niezawodnych restauracji w Warszawie”
Dodaj komentarz
Przedział cenowy: do 45 zł
Pozdrawiam Pana Andrzeja kocham jego kuchnię jest cudownym facetem uwielbiam jego pokazy kulinarne w TVN na żywo buziak
Bardzo lubię pana Polana, więc chętnie odwiedzę tę restaurację 🙂
Nie słyszałam wcześniej tej nazwy, a byłam w zeszłym tygodniu w Warszawie… Co za szkoda.
Ten lokal jest już od wielu lat, choć w nowej i większej wersji pod nowym adresem działa dopiero od grudnia. Odwiedź przy kolejnej okazji, bo warto.