Popołudniowa herbata w Hotelu Bristol
Jak wiecie mam swoje rytuały. Lubię popołudniu napić się dobrej kawy lub pysznej herbaty i zjeść coś wytrawnego lub słodkiego. To taka chwila odpoczynku po całym dniu spędzonym w pracy. To też czas by porozmawiać na spokojnie z Monsieur, bo przeważnie wracamy do domu w podobnych godzinach. Dopiero potem bierzemy się za kolejne zadania. Takim momentem dla siebie jest też praktykowany w niektórych hotelach zwyczaj „5 o’clock tea”. Ostatnio na Maderze odwiedziliśmy Hotel Reid’s i delektowaliśmy się herbatami i różnymi smakołykami na tarasie z widokiem na Funchal. W Nowy Rok odkryliśmy zaś podobną ceremonię w stołecznym Hotelu Bristol, a w ostatni weekend wybraliśmy się tam ponownie z naszym przyjacielem, który akurat był w Warszawie.
„Afternoon tea” w Bristolu co do zasady jest podobna jak w Reid’s oraz innych hotelach (zwyczaj ten jest szczególnie popularny na Wyspach, ale też spotkacie się z nim we Francji). Menu herbaciane oferowane jest od czwartku do niedzieli w godzinach od 12:30 (w czwartki i piątki) lub 14:00 (w weekendy) do 17 w Barze Kolumnowym (znajduje się w głębi, za hotelowym lobby i w przeciwieństwie do Cafe Bristol, lokal ten nie jest zupełnie widoczny od ulicy).
Jego wnętrze robi ogromne wrażenie. Sufit wisi na dobrych kilku (może nawet kilkunastu?) metrach, a podtrzymują go wielkie kolumny udekorowane przedwojennymi lampami. To genialny przykład art nouveau i na szczęście wnętrza podczas renowacji w 2013 roku nie straciły charakterystycznego stylu, a tylko otrzymały nowoczesne szlify.
Na środku stoi fortepian. Podczas naszej poprzedniej wizyty, w Nowy Rok, grał na nim pianista, ale ustawiony był w sąsiedniej sali restauracji Marconi. W Barze Kolumnowym można zaś posłuchać jego dźwięków na żywo w piątki i soboty od 14:00-17:00. Przyjemne standardy jazzowe mogą dodatkowo umilić popołudnie.
W Barze znajdziemy wiele stolików, ale wyjątkowe są cztery okrągłe loże, które pomieszczą 5-6 osób. Poproście o nie je jeśli zależy Wam na dyskretnej atmosferze.
Miejscem, które najbardziej skupia uwagę jest oczywiście widowiskowy bar.
„Afternoon tea” w Bristolu kosztuje 59 lub 89 zł (z dodatkową lampką szampana) od osoby. Najpierw wybiera się herbatę spośród kilkunastu do wyboru, a po kilkunastu minutach na stół trafiają talerzyki z przekąskami ustawione na tradycyjnych trzypoziomowych stojakach.
Dostajemy trzy kanapki na chlebie tostowym: z szynką i sosem chrzanowym, z konfiturą z czerwonej cebuli oraz z krewetkami i sosem 1000 wysp. Do tego dwie urocze bułeczki: z kiełkami i pastą jajeczną oraz z kremowym serkiem i łososiem. Jedzenie jest bardzo smaczne i dobrze doprawione. Moją ulubioną, bo po dwóch wizytach chyba mogę już to stwierdzić, jest kanapka na ciemnym pieczywie z konfiturą z czerwonej cebuli – GENIALNA! Kanapki są wg mnie jeszcze smaczniejsze niż te w Hotelu Reid’s na Maderze.
Na drugi ogień idą małe i słodkie scones z rodzynkami. Przyjemnie komponują się z oryginalną clotted cream (gęsta i słodka śmietana), lemon curd i wiśniową konfiturą.
Na deser zaś zostają małe ciasteczka i panna cotta z sosem malinowym i pistacjami. Desery się zmieniają, a przynajmniej niektóre ich elementy. W Nowy Rok dostaliśmy nieco inny zestaw, ale za jednym, jak i drugim razem wszystkie propozycje przypadły nam do gustu. Przy takim zestawie można siedzieć, popijać herbatę i rozmawiać nawet 2 lub 3 godziny. Popołudniowa herbata w Hotelu Bristol to wspaniały sposób na udane popołudnie!
Popołudniowa herbata w Hotelu Bristol – dla kogo?
Dla każdego kto lubi herbatę i niespieszne spędzanie czasu w pięknych wnętrzach. To także dobry pomysł dla kawoszy, bo zamiast dzbanka herbaty można wybrać dzbanek świeżo parzonej kawy 🙂
Popołudniowa herbata w Hotelu Bristol – podsumowanie:
Bardzo cieszy mnie, że zwyczaj picia herbaty i delektowania się pysznymi, małymi przekąskami ponownie przywędrował do Polski. Nie wiem czy wiecie, ale celebrowanie dodatkowego, popołudniowego posiłku był w przedwojennej Polsce bardzo popularny.
Popołudniowy wypad z przyjaciółmi, chłopakiem, dziewczyną, mężem czy żoną nie musi ograniczać się do wyboru restauracji lub kawiarni. Można spróbować spędzić czas w nieco inny sposób i poczuć na własnej skórze czym jest słynna „5 o’clock tea”, a zapewnić Was mogę, że to bardzo przyjemny zwyczaj. Jedyne do czego można się przyczepić, to dość oschła obsługa, które mało interesuje się klientami – to zdecydowanie powinno się zmienić.
Do przeczytania!
E.
P.S. Myślę, że dobrym pomysłem jest rezerwacja stolika, zwłaszcza jeśli idziecie w więcej niż tylko 2 osoby. Momentami bywa tu tłoczno, gdyż bar jest chętnie odwiedzany przez hotelowych gości.
P.S.2. Wybaczcie jakość zdjęć. Światło w zimowe popołudnia jest przygaszane gdy na zewnątrz robi się ciemno, a dodatkowo jest bardzo żółte i miesza się z dziennym.
Świetny pomysł na spotkanie z przyjaciółką!
My z mężem niestety nie wracamy o tej samej porze do domu… Taką wspólną kawę pijemy tak jak dziś w weekendy. Jesteśmy już po pierwszej takiej 🙂
Edith! zainspirowałaś mnie! muszę pójść koniecznie! tak sugestywnie to opisałaś, że czuję smak krewetek i sosu 1000 wysp! Coś pięknego!
Bardzo się cieszę 🙂
Dziękuję za podpowiedź. Na pewno spróbuję. To musi być bardzo fajne miejsce:)
Jako absolutna miłośniczka herbaty i kawy jestem zachwycona taką celebracją jej kosztowania. Miejsce przepiękne, domyślać się tylko mogę, że serwowane tam smakołyki do herbaty również. Z całego serca zazdroszczę. 🙂
Przepiękny post! 🙂 Zdjęcia kuszą niesamowicie, by odwiedzić to urokliwe miejsce i w tym momencie bardzo żałuję, że nie mogę jeść niczego z glutenem (mam celiakię), a do tego mam nietolerancję nabiału 🙁
Chyba pozostanie mi wpaść tam tylko na samą kawę lub drinka…
Magdo,
być może mogliby wymyślić dla Ciebie opcję bezglutenową – w dobrych lokalach to możliwe. Warto zawsze zadzwonić i podpytać 🙂
Serdecznie pozdrawiam
E.
O tak wspaniale miejsce! Juz wkrotce ponownie tam zagoszcze. Moze uda sie nam spotkac? Moc pozdrowien.
Aniu, koniecznie! 😀