Shuk mezze & bar – kuchnia bliskowschodnia do pokochania
Gdy ostatnio mieliśmy ochotę wyjść gdzieś spontanicznie, by na tygodniu uczcić choć symbolicznie imieniny Monsieur, trafiliśmy do Shuk na Grójeckiej. Nie są to nasze rewiry i na Ochocie bywamy raczej sporadycznie. Miejsce polecił nam jednak kolega M. Jest on wegetarianinem i wymienił dwa lokale, które szczególnie rekomenduje na bezmięsne co nieco. Nigdy nie jedliśmy dużo mięsa, a ostatnio kuchnia roślinna jeszcze bardziej nas fascynuje, więc chętnie odwiedzamy nowe adresy. Pojechaliśmy więc do Shuka wieczorem na kolację, by po kilku dniach wrócić w większym gronie.
Wystrój jest przyjemny dla oka. Wnętrze jest sympatyczne, dopracowane, ze sporą ilością orientalnych elementów. Wrażenie w tego typu miejscach zawsze robi ściana z wielkimi słoikami pełnymi kiszonek czy świeże cytryny i ogromne granaty poukładane na stosach.
Za pierwszym razem lokal był zapełniony ludźmi w ponad połowie, było też sporo oczekujących rezerwacji, więc mieliśmy farta, że znalazł się stolik dla naszej trójki. Usiedliśmy i zaczęliśmy czytać kartę: są tu mezze, śniadania, dania obiadowe, jak i dość rozbudowana sekcja drinków. Skupiliśmy się na mezze i daniach głównych. Wybór małych talerzyków jest spory i obejmuje ponad 20 pozycji. W cenie 29 zł możemy wybrać trzy dowolne i tak też zrobiliśmy. Poprosiliśmy o muhamarę, labneh oraz kibbe & grzyby.
Delikatny, jogurtowy serek labneh znacie już z mojego przepisu. W Shuku był także smaczny, podany z oliwkami, oliwą i pietruszką.
Kibbe & grzyby to małe kulki zrobione z kaszy i grzybów, są świetnie doprawione, naprawdę smakują doskonale. Zwłaszcza, że dodawany są do nich sosy: ostry i bardzo konkretny oraz drugi na bazie jogurtu i ogórka – zdecydowanie bardziej łagodny.
Muhammara to z kolei wyrazista pasta z pieczonej papryki z dodatkiem orzechów – pyszna rzecz do maczania pity.
Po przystawkach poczuliśmy się już całkiem pełni, więc od razu wiedzieliśmy, że zamówienie dwóch dań głównych nie było najlepszym pomysłem. Tradycyjną pide z trzema rodzajami sera i jajkiem zabraliśmy do domu, na miejscu podzieliliśmy się zaś burgerem z serem halloumi. Powiem Wam, że pide odgrzewane nawet kolejnego dnia smakowało bardzo dobrze. Podobał mi się wyrazisty smak sera w nadzieniu.
Burger z halloumi byłby jeszcze lepszy, gdyby był podawany z pieczonymi warzywami zamiast frytek. Ale to nie jest tak, że tutejsze grube frytki są złe. Nie, nie są. Po prostu chciałabym w końcu zobaczyć jakieś inne i mniej oczywiste dodatki do kanapek tego typu. Burgera serwują tu z dwoma sosami. To naprawdę dobry wybór, jeśli wahacie się co zamówić z dość rozbudowanej karty, bo bułka jest pyszna, kawałek sera solidnych rozmiarów i nie żałują tu warzywnych dodatków.
Drugą wizytę odbyliśmy kilka dni później już w większym gronie. I znowu popełniliśmy błąd zamawiając za dużo. Na szczęście w Shuk bez problemu pakują niezjedzone dania na wynos, wiec nic się nie marnuje.
Tym razem z mezze wybraliśmy hummus ezme, czyli z ostrą turecką sałatką (13 zł), burrekas – izralelskie pierożki z farszem z baklażana, szpinaku i sera koziego (13 zł) oraz ponownie kibbe & grzyby (14 zł) i muhammarę (14 zł). Świetny był hummus podrasowany wyrazistą sałatką, fajne były też pierożki. Pasta z papryki oraz grzybowe kulki jak i poprzednio doskonałe. Krótko mówiąc: wszystko w punkt.
Na drugie wzięliśmy do podziału, co i tak okazało się ilością zawrotną, szakszukę z jajkiem oraz greckie kofty. Do serwowanej na patelni szakszuki z dwoma jajkami, dostaje się pitę oraz małą porcję hummusu. Jak dla mnie to porcja nie do przejedzenia. Duża i smaczna, więc warto się nią dzielić.
Greckie kofry to cztery dużej wielkości kulki zrobione z ciecierzycy i buraka, bardzo apetyczne. Zwłaszcza w towarzystwie miętowego sosu, lawaszy i sporej ilości świeżych warzyw.
Fajna jest też herbata izraelska z cynamonem, kardamonem i miętą (15 zł za czajnik dla 2 osób). Herbata irańska z bergamotką (15 zł za czajnik dla 2 osób) to zwykły Earl Grey, więc nie smakuje już tak wyjątkowo.
Na wdzięcznie prezentujące się desery w witrynie i baklawy nie starczyło nam już miejsca.
Shuk – podsumowanie:
To miły lokal ze smacznym jedzeniem. Może shakszuka nie jest tak dopracowana jak w Tel Aviv’ie, ale generalnie smaki są wyraziste i konkretne. Jedzenie jest w miarę lekkie i po prostu smaczne. Bez udziwnień, proste i uczciwe. Do tego ceny są niewygórowane, co przekłada się na pełną salę.
W weekendy od 15:00 nie ma gdzie usiąść, więc polecałabym zrobić rezerwację i jednak przyjść wcześniej, bo przy pełnym obłożeniu w środku robi się głośno. Porcje tu są konkretne i polecałabym albo poprzestać na mezze lub też zamówić tylko po jednym daniu głównym.
Obsługa jest sympatyczna, dość sprawna i widać, że się stara. Zdarzają się sytuację, gdy zapomną przynieść talerzy itp., ale nie rzutuje to na odbiorze całej restauracji.
Mają od nas plus za przewijak dla bobasa i foteliki dziecięce.
Do kolejnego!
E.
Podobne wpisy
Komentarze
2 odpowiedzi na “Shuk mezze & bar – kuchnia bliskowschodnia do pokochania”
Dodaj komentarz
Przedział cenowy: do 35 zł
Uwielbiam to miejsce! Byłam tam wczoraj z grupą 15 osób, wszystkim smakowało 🙂 Ja wzięłam kibbeh na przystawkę i potem sałatkę z pieczonych batatów i świeżych fig, ale podgryzałam też pide z serem od koleżanki 😉 Już marzę o powrocie!
Nie są to również moje okolice, ale chyba się wybiorę! Podoba mi się lokal i jedzenie, jakie tam podają. W ogóle od ilości fajnych miejsc w Warszawie można dostać zawrotu głowy.