Wegeguru – powrót legendarnej wegańskiej restauracji
Wegeguru to znany wszystkim weganom adres, który zniknął z mapy warszawskiej gastronomii w 2022 roku. Pod koniec października bieżącego roku powrócił w nowym wcieleniu i pod nowym adresem. Menu, uległo odświeżeniu. Wnętrze przyciąga uwagę, bo nie znam innego lokalu, w którym byłaby plantacja mikroliści! Jedzenie jest urozmaicone, a wybór szeroki. Jeśli lubicie zielone, czytajcie dalej!
Od początku bloga czuję w sobie misję wspierania warszawskiej gastronomii. Rzadko piszę złe recenzje, bo uważam, że nie ma to sensu. Uwielbiam za to wychodzić z restauracji z poczuciem, że wszystko zagrało: jedzenie było pyszne, obsługa sympatyczna, a wystrój wyjątkowy. I tak było i tym razem! Nie planowałam pisać o tym miejscu na blogu, bo byłam tam na zaproszenie właścicieli i zapłaciłam tylko część rachunku oraz napiwek. Ale trudno nie wspomnieć Wam o tym miejscu, bo ma ogromny potencjał i nasza wizyta była bardzo udana.
Wegeguru – lokalizacja:
Po pierwsze lokalizacja jest świetna: Koszykowa 67 (wcześniej w tym lokalu dział Bobby Burger), tuż obok Hali Koszyki. I choć halę bardzo lubię, to nie lubię tam jeść, bo jest dla mnie za głośno. Za to można przejść dosłownie dwa kroki i posiedzieć przy miłej muzyce właśnie w Wegeguru.
Wystrój:
Dużo się zmieniło od czasów na Marszałkowskiej. Lokal na Koszykowej to zupełnie inne wcialenie Wegeguru. Dominują dwie duże ściany z plantacją hydroponiczną mikroliści i ziół. Dzięki temu duża część składników, jaka ląduje na talerzach, pochodzi właśnie stąd. Poza tym jest bardzo zielono, ale zieleni towarzyszy też elegancka szarość, teal (zielononiebieski) i żółty. Póki co działa tylko sala od wejścia, ale wkrótce ma ruszyć także ta na półpiętrze. Jest ładnie i przyjemnie. Ściany z uprawą robią duże wrażenie. Dzieci były nimi żywo zainteresowane.
Wegeguru – jedzenie:
Karta może wydawać się dość krótka, ale wybór jest szeroki. Są bao, pierożki, burgery, dwie zupy, makarony, bowle czy desery.
Wybraliśmy różne propozycje, by mieć przekrój karty. Przyszliśmy z dziećmi. Starszy syn (6 lat) był zachwycony, wszystkiego próbował i wszystko mu smakowało. Młodszy (niecałe 4 lata) odmówił współpracy, za to zjadł w domu i też był zadowolony.
Nas to jedzenie zachwyciło. Nie mamy zbyt wielu okazji do chodzenia do wegańskich lokali. Nie ma ich w końcu tak wiele. Czuliśmy się po takiej wegańskiej uczcie bardzo lekko. A muszę przyznać, że nie wszystkie wegańskie składniki nam służą i nie do wszystkich jesteśmy przyzwyczajeni. Jednak tu wszystko zagrało.
Czego spróbowaliśmy?
Zaczęliśmy od zup, z których do wyboru są dwie: ramen i pho. Obie serwowane są przy stoliku. Obsługa przynosi miskę z dodatkami i miskę w bulionem. Na oczach gości wlewa bulion do dużej miski z dodatkami. Dzięki temu widać dokładnie, co jemy.
Zupy
Ramen (42 zł) jest bardzo dobry dla dzieci (przetestowaliśmy!), ale dla dorosłych także. Znajdziemy w nim oczywiście makaron ramen i całe mnóstwo pestek, wegański boczek, chrupiący boczniak i dużo zielonych kiełków uprawianych na miejscu. Doskonała propozycja i solidna porcja! Bulion jest lekki i delikatny. Mi bardzo odpowiadał. Miałam jedną uwagę do makaronu: mógłby być bardziej sprężysty i nieco bardziej twardy. Chwila krócej w garnku i byłby perfekt! Ale to drobiazg, bo całość była godna uwagi.
Pho (39 zł) pachniało z daleka. Ogromna ilość ziół, wegański kurczak, kolendra, chili, znowu dużo kiełków z tutejszych upraw, limonka, makaron ryżowy i pak choy. Wspaniałe, aromatyczne danie. Miejscami ostrzejsze ze względu na chili. Z tego względu bardziej polecam dorosłym niż dzieciom. Taką wegańską zupę mogłabym jeść każdego dnia, była świetna! Zachwycił mnie wegański kurczak – raz lub dwa już gdzieś takiego jadłam i zawsze daję się nabrać, że nie to nie jest „normalny” kurczak. Kapitalna alternatywa, którą biorę w ciemno.
Inne dania z karty
Bao z wołowiną Hoisin (36 zł) powaliło nas na kolana. To dwie duże bułeczki bao z wege wołowiną, sosem Hoisin, świeżym ogórkiem, kolendrą, szczypiorkiem, marynowaną marchwią po koreańsku i mikroliśćmi. Coś wspaniałego! Bułeczki były rewelacyjne, kotlet z wołowiny chrupiący, do tego pyszny sos i mnóstwo warzyw dookoła. Dla mnie genialne danie. Kolejne, które mogłabym jeść na co dzień. Taką kuchnię wegańską, pełną smaku i aromatu, uwielbiam!
Makaron kare kare (49 zł) choć był najdroższą propozycją, to niestety smakował nam najmniej. Orzechowy sos był po prostu zbyt delikatny, a wegańska wołowina go nie uratowała, bo byłą słabo wyczuwalna. Może to też kwestia tego, że danie powinno być podane z udonem, a zostało z makronem ryżowym, który ma jednak znacznie bardziej delikatny smak?
Jedliśmy tu jeszcze znakomitego bowla „Budda” z amarantusem i chrupiącym boczniakiem, ogórkiem, marchewką, czerwoną cebulą, kolendrą, rzepą, pestkami słonecznika oraz pestkami dyni. Podany został z dwoma sosami: jeden był łagodny i przypominał mi nieco wegańską śmietankę, a drugi był słodko-kwaśny – fantastyczny! Całość była lekka, bardzo chrupiąca, po prostu pyszna. Zjadłabym ją raz jeszcze.
Deseru nie jedliśmy, bo już nie mieliśmy miejsca. I tak nie zjedliśmy wszystkiego i zabraliśmy na wynos.
Wegeguru – podsumowanie:
To bardzo przyjemne i oryginalne miejsce z wegańską kuchnią. Kiedyś przy Marszałkowskiej ten lokal był słynny z najlepszych wege lunchy w stolicy. Mam nadzieję, że wrócą! Karta jest urozmaicona, pewnie z czasem będzie modyfikowana, jak to zwykle bywa w nowo otwartych lokalach. Ale już jest bardzo dobrze. Jedno potknięcie związane z makaronem nie zmienia mojej oceny.
I nie zniechęcajcie się specyficznym zapachem, jaki tu panuje który wyczuwa się na wejściu – tak po prostu pachnie uprawa hydroponiczna mikroliści czy ziół. Po dwóch minutach zapach ten zupełnie nie przeszkadza, a podświetlone szklarnie cieszą oko i zwracają uwagę. Ponoć 15 minut dziennie patrzenia się na zielony sprawia, że oczy odpoczywają i ma zbawienny wpływ na psychikę. W jesienno-zimowe dni nie znam lepszego miejsca, by doświadczyć takiej zielonej terapii od zewnątrz, jak i od wewnątrz.
Do przeczytania!
E.
Podobne wpisy
Komentarze
Przedział cenowy: 30-50 zł
Dodaj komentarz