Czekolada Cafe – na słodkie co nieco

Dziś chciałabym Wam opowiedzieć o Czekolada Cafe – kawiarni, które odkryłam jakieś dwa miesiące temu zupełnym przypadkiem, za sprawą mediów społecznościowych. Mieści się ona w miejscu, którego raczej nie podejrzewałabym o cukiernicze frykasy. Bo czy w hotelu można dostać świetnie wyglądające i wspaniale smakujące słodkości? Hmmm, rzadko kiedy. Jedynym z chlubnym przypadków w Warszawie może być wg mnie Cafe Bristol, a kiedyś była także cukiernia „Madame Walewska” w nieistniejącym już hotelu Mercure przy Al. Jana Pawła II. Cieszy więc, że poprzeczka jest stawiana coraz wyżej i że hotelowe wypieki mogą konkurować z tymi najlepszymi w indywidualnych cukierniach, jak choćby Odette.

Airport Hotel Okęcie mieści się przy ulicy 17 Stycznia, tuż obok starej Gromady – przy ulicy łączącej Żwirki i Wigury z „Mordorem”. Dojechać jest tu łatwo i można bez problemu zaparkować. Auto można zostawić na płatnym parkingu pod budynkiem, ale lepszym rozwiązaniem będzie kierowanie się za strzałkami na „parking zewnętrzny”. Jeśli powiecie, że idziecie na ciastko do kawiarni mili panowie wpuszczą Was na parking bez dodatkowych opłat.

Kawiarnia znajduje się naprzeciwko wejścia, tuż obok recepcji w nowym budynku. Od razu zauważycie to miejsce, bo z daleka wygląda jakby było zrobione z czekolady. Dominują tu brązy, beże oraz szarości. Kiedy przyszłam tu po raz pierwszy powiedziałam „Wow!”, bo uwierzcie nie ma wielu tak ładnych i ciekawie urządzonych kawiarni w Warszawie. Uwagę zwraca też fototapeta z halą, w której zatrzymał się sterowiec – to naturalne nawiązanie do lotniczej nazwy hotelu. Bardzo mi się podoba ten akcent.

Wzrok przyciąga jednak przede wszystkim witryna, w której wystawione są ciasta i ciasteczka. Do tej pory próbowałam już kilku i szczerze mówiąc każde miało coś w sobie, a niektóre były doprawdy zachwycające.

Ceny są przeciętne jak na miejsce tego typu: ciastka „z foremek” kosztują po 14 zł, a kawałek tortu bezowego 15 zł (próbowałam bezę z pistacją i była obłędnie smaczna!).

Instagram.com/madameedith

Są też tarty (np. kajmakowa i czekoladowa po 14 zł) i sernik (15 zł) oraz oczywiście ręcznie robione praliny (po 4 zł). Myślę, że każdy znajdzie tu coś dla siebie.

Miejsce to odwiedzałam już kilka razy. Za każdym starałam się wybierać inne ciastka, ale raz zdarzyło się, że ponownie wybraliśmy ten sam zestaw, który po prostu za pierwszym razem bardzo nam posmakował.

I tak, podczas ostatniej samotnej wizyty zdecydowałam się na mus z białego maku z galaretką porzeczkową i dzbanek białej herbaty (10 zł). Ciastko było genialne! I wiem, że jeśli kiedyś na nie trafię, to zamówię ponownie w ciemno.

Biała, pokryta jakby delikatnym niby mchem forma usadowiona była na chrupiącej, czekoladowej podstawie zrobionej z płatków (wydaje mi się, że kukurydzianych, ale mogę się mylić).

Po przekrojeniu okazało się, że fantastyczna, orzeźwiająca galaretka z czarnej porzeczki, otoczona jest przez delikatny mus z białego maku. Na wierzchu ciastka był jeszcze zawijas z masy nugatowej. Uwierzcie mi na słowo: był to deser doskonały.

Innym razem, wraz z Monsieur, zamówiliśmy Sunrise oraz Rubin. Pokazywałam Wam je na zdjęciach na Instagramie (Rubin jest też na zdjęciu głównym, bo kiedyś wzięłam go na wynos, jak i Sunrise, które znajdziecie na dole wpisu).

Instagram.com/MadameEdith

Oba ciastka bardzo przypadły nam do gustu, choć były trochę bardziej słodkie niż to z makiem. Sunrise jest bardzo lekkie, egzotyczne, a Rubin w środku jest łagodny, kremowy, z galaretką z lichi, na zewnątrz ma czekoladowy akcent, a do tego ma fantastyczny, chrupiący i nugatowy spód. Coś pysznego!

Miłym akcentem jest fakt, że do zamówionej herbaty czy kawy dostaje się pysznego makaronika. Poprzednio był niebieski, ostatnio zielony, a jeszcze innym razem biały. Jedyny minus to fakt, że latte macchiato kosztuje tu 16 zł – to wg mnie zdecydowanie za dużo.

Próbowałam też pralinek np. truskawkowej z trawą cytrynową oraz orzechowej z Bailey’s i muszę przyznać, że były świetne!

Obok wejścia do kawiarni w gablocie jest też czekoladowa rzeźba Fryderyka Chopina – od razu wiemy, że znaleźliśmy się w miejscu, które czekoladę ma nie tylko w nazwie, ale też w sercu.

Czekolada Cafe – dla kogo?

Dla miłośników oryginalnych łakoci i nowoczesnego cukiernictwa. Widać, że Szef Cukierni Michał Iwaniuk zna się na rzeczy. Ma wyjątkowy talent i umiejętność łączenia smaków, czym niestety wielu nawet zdolnych cukierników z tzw. „nazwiskiem” często nie może się pochwalić. Ciastka wychodzące spod ręki Michała pięknie wyglądają, ale przede wszystkim smakują. I to tak, że chce się wracać po więcej.

Sunrise – przepyszne egzotyczne ciastko z mango i marakują. Towarzyszy mu chrupka z białej czekolady i zamknięty w plastikowym pojemniczku owocowy mus, który można dowolnie dozować na ciastko.

Czekolada Cafe – podsumowanie:

Czekolada Cafe to miejsce stosunkowo świeże. Nowa część hotelu, w której znajduje się kawiarnia działa zaledwie półtora roku. Powiem szczerze, że gdyby nie przypadek pewnie nie dowiedziałabym się o jego istnieniu, a przecież przejeżdżam obok tak wiele razy. Polecam Wam wizytę w tym miejscu póki jest pusto i spokojnie i jeszcze nie ma dzikich tłumów. Z takimi wyrobami wróżę im ogromny sukces. W moim osobistym rankingu są na pierwszym miejscu ex aequo z Odette.

Donut – to propozycja z gruszką i żubrówką. Do amerykańskiego donuta nawiązuje tylko nazwą i kształtem, w rzeczywistości ciastko to praktycznie sam mus, owocowa galaretka i kakaowy spód. Wygląda pięknie, ale wg mnie to najmniej zaskakujące pod względem smaku ciastko z propozycji Czekolada Cafe.

Czekolada Cafe – jak dojechać?

Do przeczytania!

E.