fbpx

Podróże z dzieckiem – podsumowanie naszego pierwszego roku

27 listopada 2018

podróż z dzieckiem

Dostaliśmy od Was wiele pytań o podróże z bobasem. Jak sobie radzimy podczas lotów samolotem? Jak się pakujemy jadąc gdzieś samochodem? Jak zmieścić wszystkie niezbędne akcesoria? I czy to jest realnie do zrobienia, a może nie za bardzo? Nie będę Was oszukiwać, nie jesteśmy jakimiś szaleńcami w kwestiach podróży z dzieckiem. Zachowujemy w 100% zdrowy rozsądek i z nikim się nie ścigamy. Nie mieliśmy ambicji, by pokazywać i udowadniać światu, że prosto z porodówki pojedziemy wprost nad morze czy w góry. Choćby polskie. To zupełnie nie nasz styl. Nigdy w życiu nie robiliśmy nic na siłę, więc mając dziecko jeszcze bardziej trzymamy się tej zasady.

podróż z dzieckiem

Samochodem

Z początku nie „czuliśmy” za dobrze podróżowania z noworodkiem. Jednak nowy członek rodziny i w dodatku pierwszy to wydarzenie, które dużo zmienia i nie ma co się czarować, że jest inaczej. Nasz pierwszy wspólny miesiąc był trudny i nie będę tego ukrywać. Wiele razy musieliśmy odwiedzać pediatrę, więc siłą rzeczy zostaliśmy w Warszawie, by lekarz był pod ręką. Ale potem wcale do podróży nam się nie paliło, bo widzieliśmy, że Mały Monsieur źle znosi nawet krótkie przejażdżki do przychodni i z powrotem. Poza tym była zima – okres raczej mało sympatyczny na podróże po Polsce. Sytuacja się ustabilizowała gdy miał niecałe 6 miesięcy i w końcu nastała wiosna. Wtedy też przestał płakać przy każdym wsiadaniu do samochodu, a jazda zaczęła mu się podobać i z ciekawością rozglądał się na lewo i prawo.

Pierwszą dłuższą podróż, do moich rodziców, odbyliśmy, gdy miał jakieś 2,5 miesiąca. I to nie była prosta wyprawa, mimo że trwała jakieś 3 h. Obowiązkowa była godzinna przerwa w McDo na przewijanie, zabawę, rozprostowanie kości i karmienie. Zatem z pozoru krótka trasa Warszawa-Lublin urosła do podróży zajmującej całe popołudnie.

W trochę dalszą podróż autem wybraliśmy się, gdy MM miał 5,5 miesiąca. Pojechaliśmy wtedy w Beskidy, a konkretnie do Wisły. O dziwo trasę w jedną stronę przespał, a posiłek zjadł przez sen. W drugą stronę musieliśmy kilka razy przystanąć i jechaliśmy w sumie 6h, co było trochę uciążliwe, ale w sumie od tego wyjazdu zaczęły się nasze bardziej bezproblemowe podróże. Kolejne wyjazdy do rodziców, do Torunia czy pod Warszawę były już proste.

podróż z dzieckiem

Dopiero niedawno odważyłam się jednak pojechać z nim w dalszą trasę sama. Do tej pory zawsze siedziałam z nim z tyłu, podczas gdy Monsieur kierował. Teraz Młody zasypia i potrafi przespać całą trasę Warszawa-Lublin, więc sytuacja jest zupełnie inna, niż na początku. Jest po prostu łatwiej.

 

Samolotem

Od początku wiedzieliśmy, że pierwsza podróż samolotem nie nastąpi szybko. Pytaliśmy znajomych lekarzy, kiedy najwcześniej można zabrać dziecko do samolotu i wszyscy rekomendowali, by odczekać co najmniej 2-3 miesiące. Tłumaczyli, że wcześniej dziecko może mieć problemy z ciśnieniem w uszach i ulewaniem. Trzymaliśmy się tej zasady i sami stwierdziliśmy, że dla świętego spokoju poczekamy co najmniej 6 miesięcy.

Pierwszy czterogodzinny lot odbył, gdy miał 9 miesięcy. I myślę, że dobrze się stało. Umiał już wtedy sam siedzieć i nie ulewał, więc nie było z nim takiego problemu, jak z dzieckiem, które tylko leży. Zwłaszcza na lotach europejskich, gdy nie ma szansy na kołyskę dla dziecka w samolocie.

podróż z dzieckiem

Kolejny raz leciał niecały miesiąc później, gdy miał skończone 10 miesięcy. Z naszych dotychczasowych 4 lotów i jakichś 13 h w przestworzach najlepiej wspominamy nocny lot do Malagi, bo prawie cały przespał. Zdecydowanie trudniejsze były loty popołudniowe, bo wszystko go interesowało i się bardzo wiercił. Na 4 loty w trzech przypadkach mieliśmy wielkiego farta, gdyż mieliśmy dla niego dodatkowe wolne siedzenie. Mogliśmy go wtedy wygodnie ułożyć między sobą, wymościć mu posłanie i podróże były do tego stopnia bezproblemowe, że MM dwa razy przespał lądowanie i obudził się dopiero po nim 🙂

Najgorszej wspominamy lot z Aten do Warszawy. Nie dość, że przez szalejący nad Attyką cyklon Zorba, były ogromne turbulencje, to jeszcze bobas siedział raz na mnie, raz na M. Najtrudniej było w czasie obiadu, gdy dostaliśmy tacki z gorącym daniem oraz napoje. To wymagało wręcz cyrkowych umiejętności, ale daliśmy radę i nic, co było przeznaczone do jedzenia, nie wylądowało na podłodze.

podróż z dzieckiem

Pakowanie rzeczy

Paradoksalnie, wydaje mi się, że łatwiej jest się spakować jadąc gdzieś samolotem, niż samochodem. Niejako z definicji odpada wtedy zabieranie wanienki, a wózek zabieracie i oddajecie tuż przed wsiadaniem do samolotu. Jesteście ograniczeni walizką i po prostu musicie się zmieścić. Na wyjazdy do 10 dni raczej nie powinniście mieć problemu, bo rzeczy dziecka zajmują tyle, co nic. Gorzej jest z jedzeniem. My podróżowaliśmy w okresie rozszerzania diety i musieliśmy wozić się z obiadkami w słoikach, kaszkami i zmiksowanymi owocami, które swoje ważą. To była w zasadzie jedyna uciążliwość. Do samolotu zabieraliśmy zapas pieluch, środków higienicznych, jedzenia, dwa kocyki, cienką czapeczkę, ubranko na zmianę i dodatkową kurtkę – na wypadek, gdyby było zimno. Prosiliśmy o podgrzanie posiłków na pokładzie czy gorącą wodę i nigdy nie było problemów. Wręcz przeciwnie, stewardessy uwielbiają takie maluchy i bardzo pomagają rodzicom. Nie mówiąc już o drobnych prezentach dla małego pasażera.

Znacznie trudniej było nam się spakować wiele razy do samochodu, bo wtedy w grę wchodziła wielka wanienka, trzeba było zmieścić wózek, nasze ubrania, jego ubrania, zabawki, a do 8-go miesiąca także matę edukacyjną i leżaczek, bez którego żaden wyjazd nie miałby racji bytu. Zabieraliśmy też monitor oddechu, apteczkę, zapas pieluch i środków higienicznych. Tych rzeczy trochę było i w zasadzie za każdym razem ledwo mieściliśmy się w naszą klasę C. Monsieur był mistrzem w Tetris i uważam, że te umiejętności wykorzystuje teraz przy wyjazdach z dzieckiem, bo wie, w jaki sposób pakować, by się faktycznie spakować do samochodu i by wszystko weszło do środka i nic nie zostało.

 

Podsumowanie

Oczywiście da się podróżować z niemowlakiem, ale te podróże są oczywiście inne, niż bez niego. Trzeba bardziej pilnować pór posiłków, nosić torbę  zapasem pieluch, ubranka na zmianę itd. Trzeba wracać o określonej porze do hotelu na karmienie, kąpiel i kolację. Jest to jednak do zrobienia. Powiem Wam, że można nawet zaliczyć z bobasem SPA! Wszystko to jak zawsze kwestia organizacji i dzielenia się obowiązkami.

Istotne jest to, że w hotelach czy apartamentach zawsze mogliśmy liczyć na łóżeczko z pościelą dla dziecka – to niewątpliwie ogromna pomoc. Czasami nawet dostawaliśmy krzesełko do karmienia czy wanienkę. Teraz wybieramy tylko hotele czy apartamenty o określonym standardzie, które oferują różne udogodnienia dla rodziców z dziećmi. Szukając hoteli i mieszkań przez Booking.com i Airbnb zaznaczamy takie opcje już na etapie wstępnego wyszukiwania. Obecnie, gdy MM już je normalne posiłki, rozglądamy się także za miejscami, które oferują dziecięce menu i takich z kącikiem do zabawy. Przekonaliśmy się, że obecnie segment rodziców podróżujących z małymi dziećmi jest naprawdę duży i bardzo się rozwija. Wybór miejsc przyjaznych małym dzieciom stale się poszerza, bo ludzie pracujący w turystyce wiedzą, że za tak liczną grupą potencjalnych klientów stoją duże zyski, po które wystarczy się schylić.

Myśl, która przyświecała nam od początku była taka, by dziecka nie zmęczyć naszymi podróżami. By czuł się komfortowo, by było mu dobrze. Mając niemowlaka bardzo szybko wyzbyliśmy się egoistycznych zachowań. Bo to nie nam ma być dobrze, a jemu. Staramy się znajdować złoty środek. Z jednej strony widzimy jak każdy wyjazd świetnie na niego działa, bo po każdym się niesamowicie rozwija, robi ogromny krok do przodu. Z drugiej jednak strony nie chcemy traktować podróży jako codzienności. Podróż to podróż – niejako nagroda za pracę na co dzień. My pracujemy, on chodzi do żłobka, a podróże są odpoczynkiem pomiędzy codziennymi obowiązkami.

Nie chcemy go wychowywać w przeświadczeniu, że podróże to coś oczywistego, że to codzienność. Bo wiadomo, że tak nie jest. Nie chcemy też, by zatracił kontakt z rzeczywistością i myślał, że podróże są na pierwszym miejscu, a gdzieś w międzyczasie jest praca i inne obowiązki. Wiem, że wiele osób jest zdania, że takie małe dziecko jeszcze niewiele rozumie, ale uważamy, że on rozumie znacznie więcej, niż nam dorosłym może się wydawać. Postawiliśmy sobie za cel uczenie go poprawnych wzorców od samego początku, by miał odpowiednie odniesienie i nie bujał w obłokach jak będzie większy.

Myślę, że nasze kolejne wyjazdy będą coraz fajniejsze. Z każdym tygodniem nasz syn tak bardzo się zmienia, że aż nie mogę się doczekać co to będzie jak zacznie samodzielnie chodzić i biegać. Wtedy nasze wyjazdy zmienią się zapewne jeszcze bardziej i dopiero staną się wielkim wyzwaniem!

Napiszcie jak Wam podróżuje się z dziećmi lub jak się podróżowało, gdy były mniejsze. Jestem bardzo ciekawa Waszych doświadczeń!

Do przeczytania,

E.

podróż z dzieckiem

Jak oceniasz ten wpis?

Kliknij gwiazdkę, aby ocenić!

Średnia ocena 0 / 5. Liczba głosów: 0

Jak dotąd brak głosów! Bądź pierwszą osobą, która oceni ten post.

Podobne wpisy

Komentarze

12 odpowiedzi na “Podróże z dzieckiem – podsumowanie naszego pierwszego roku”

  1. Karolina pisze:

    Ja też podróżuje z synkiem praktycznie od jego urodzin. Pierwsza trasa 450km do dziadków, jak miał 1,5 mca. Później taka trasa co m-c lub dwa. Jak miał 4 mce – wyjazd nad morze. Na pól roku lot do Malagi 🙂 – mamy coś wspólnego ;p ale my mieszkaliśmy w Torremolinos, z biurem podróży, bo chcieliśmy mieć wszystko z głowy… Obecnie na 8 m-cy leciałam z nim sama samolotem (lot 1g) i dałam radę. Prosiłam różne osoby o pomoc np. żeby go potrzymały jak składałam wózek. Stewardesa przesadziła osobę siedzącą obok mnie, żebym miała więcej miejsca. Dużo pomocy z różnych stron 🙂 Poza tym dziecko czuje, ze jest w podrozy i jakoś wtedy dobrze się sprawuje. Największy problem był jak były podróże z gondolą. Cieżko było się spakowac. A teraz już prosto. Do samolotu i na podróże mamy mały wózek (easywalker buggy xs). Dużo rzeczy mamy kupionych podwójnie u dziadków (leki, kosmetyki, drugie lozeczko, wanienka). Wanienkę braliśmy nad morze (bardzo fajna Shnuggle), do Malagi już nie – kąpał się w umywalce 🙂 Braliśmy tez ze sobą leżaczek w podroze autem. Czesto zabieramy też dużą chustę (nawet na wyjscia do knajp) i synek moze buszować na podłodze (np zamiast maty edukacyjnej – ale teraz już nie używamy jej). Oczywiście, pierwszy raz jest straszny i trudny, a pozniej już idzie łatwiej. Co do rozszerzenia diety to bazowaliśmy na kupionych słoiczkach w Hiszpanii (jest lidl i są normalne słoiczki), dostawał też masę owoców. Braliśmy ze sobą kaszki oraz zapas pieluszek na pierwsze dni. Wbrew pozorom lot jest łatwiejszy bo można dziecko zabawiać. A podczas jazdy samochodem jak mu się nie podoba to czasami ciężko coś zrobić, bo przecież go nie odepniemy… A poza tym polecam podróżować, za chwilę dzieci będa duże i wtedy będzie trudniej ich przyzwyczaić.

  2. Ania pisze:

    Dmuchana wanienka robi robotę ?

  3. Ofelia pisze:

    Polecam dmuchane wanienki turystyczne, dostepne na allegro za grosze. Zajmuje malo miejsca w walizce i bierzemy ja w kazda podróż.

  4. Anonim pisze:

    ciekawa prawidlowosc, o ile mniej rzeczy jest wam potrzebne przy podrozy samolotem – skoro da sie przezyc bez wanienki to po co zatem targacie ja ze soba po polsce?:)

  5. Paulina pisze:

    My naszego Malucha w podróż w góry wzięliśmy jak miał 1,5 mc bagażnik zapakowany po sufit, ale tak jak spał w górach to była bajka – mogliśmy odpocząć od kolki i całego początku 🙂 staramy się chodzić z nim do restauracji i jeździmy na wycieczki czy podróżujemy, bo wzorce ksztaltuje się od małego. Oczywiście wszystko jest dostosowane do jego potrzeb i tak by nie męczył otoczenia. Pozdraiwam

    • Madame Edith pisze:

      My też zabieramy go do restauracji. Co prawda nie zawsze i nie do wszystkich, bo jednak nie wszędzie taki bobas jest mile widziany. Czasami więc zostaje z babcią. generalnie jednak z restauracjami teraz nie ma problemu. Prawie wszędzie jest wygodny przewijak i wysokie krzesełko, o menu dla dzieci nie wspominając 😉

  6. Ewa pisze:

    Możecie mówić o dużym szczęściu! Mój syn gdzieś do 6 roku życia wstawał codziennie o 6 rano -przez 365 dni w roku 🙂 Teraz też nie jest jakimś wielkim śpiochem, ale już nie śmie budzić rodziców 😉 Córka z kolei od zawsze lubiła sobie pospać.

    • Madame Edith pisze:

      Ostatnio jego ulubiona godzina na pobudkę to punkt 7:30 🙂 Wcześniej to była 6:30. Oczywiście zdarzała się też 5:30 i 6:00, ale jakoś na szczęście niezbyt często. Zdecydowanie lubi pospać, ma to po rodzicach 😉

  7. Ewa pisze:

    Podróżujemy z dziećmi od zawsze. Syn zaliczył pierwszy wyjazd do dziadków w wieku 1,5 miesiąca nota bene też na trasie Warszawa-Lublin (przespał, nawet się nie zatrzymywaliśmy). Gdy miał 6 miesięcy polecieliśmy na Kretę. Potem podróżowaliśmy już z dwójką, zdarzyło nam np. się lecieć nocnym lotem 5,5 h na Teneryfę z dwójką w wieku 1 rok i 3 lata. I szczerze powiedziawszy nigdy nie miałam wrażenia, że męczę dzieci podróżami – zawsze znosili je doskonale, najczęściej przesypiali, gorzej z nami, bo z każdych wakacji z dziećmi wracamy wykończeni (choć ostatnio mniej), a kiedy byli młodsi również niewyspani (ale to akurat specyfika posiadania dzieci w ogóle, a nie wakacji ;-)). Jednak podróżować lubimy i ani nam przez myśl nie przeszło, że skoro mamy dzieci, to będziemy siedzieć w domu 🙂

    • Madame Edith pisze:

      Ewo, powiem Ci, że my na sen narzekaliśmy tylko przez pierwsze 3 miesiące. Od tamtej pory Mały Monsieur tak lubi spać, że przesypia średnio 12 h bez żadnej pobudki 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Tutaj możesz dodać zdjęcie do komentarza

Podróże z dzieckiem – podsumowanie naszego pierwszego roku


Dostaliśmy od Was wiele pytań o podróże z bobasem. Jak sobie radzimy podczas lotów samolotem? Jak się pakujemy jadąc gdzieś samochodem? Jak [...]
@MadameEdith on Instagram