Cukiernia Odette
Lokal składa się z dwóch części: cukierni oraz przeszklonej pracowni. W środku, pomimo znacznej przestrzeni, są zaledwie 3 stoliki i trzeba mieć sporo szczęścia (przynajmniej w weekend), by załapać się na miejsce siedzące.
Wnętrze jest nowoczesne, choć klimatem przypomina lata ’60-te. Mamy tu oszczędną w formie witrynę ze słodkościami, sporo akcentów w nad wyraz modnym kolorze miedzi, krzesła mają charakterystyczne zaokrąglone oparcia, a posadzka przypomina lastryko. Toaleta kryje się za pofalowaną ścianą, a wnętrze oświetlają wolframowe okrągłe żarówki z żarzącym się żarnikiem. Generalnie wystrój odbieram bardzo pozytywnie, ale osoby nie lubiące „powrotów do przeszłości” i gustujące w półkach i witrynach uginających się od towaru mogą poczuć się tu trochę nie na miejscu.
W witrynie w każdym momencie można trafić na coś innego. Nie ma tu bowiem stałego, „żelaznego” asortymentu. Rano mogą być ciastka, których popołudniu nie spotkacie. Wkrótce w ofercie mają pojawić się wielkanocne jajka zrobione z czekolady – takie czekoladowe rzeźby, bardzo popularne w innych krajach (pamiętacie mój wielkanocny wpis z brukselskich sklepów z czekoladą?), mają być jednym ze znaków rozpoznawczych Odette.
Na ladzie znajdziemy też praliny (po 4 zł za sztukę), a także wybór ciastek oraz tortów. Wszystkie małe słodkości mogą być zamówione w wersji XL, czyli ciasta o średnicy 18 lub 24 cm.
Przyznam, że podjęcie decyzji co wybrać zajęło nam chwilę i musieliśmy się poradzić obsługi. Niektóre ciastka wyglądały jak krokiety, inne miały kształt ufo, ale wszystkie kryły w sobie niespodziankę, o której warto posłuchać.
Ostatecznie wybór padł na ciastko firmowe „Odette” (12 zł, na pierwszym planie), ciastko egzotyczne (14 zł) oraz ciastko limonkowe (10 zł).
Do kompletu zamówiliśmy herbatę „Sakura” (12 zł za czajnik), która od razu przypomniała nam ubiegłoroczną podróż do Kraju Kwitnącej Wiśni i herbatę, której mały zapas wciąż trzymamy w szafce i zaparzamy podczas specjalnych okazji.
Zacznijmy od ciastka, które smakowało nam najbardziej, czyli egzotycznego („Exotic”). Kryło w sobie delikatny mus kokosowy, galaretkę-nadzienie oraz polewę/galaretkę o smaku marakui. Spód był chrupiący i lekko migdałowy, a całość otaczały lekkie wiórki kokosowe. Przepyszna propozycja: świeża i mało słodka, w dodatku prezentowała się fantastycznie. Nic tylko jeść i mlaskać, choć to nie wypada.
Ciastko firmowe także kryło w sobie niespodziankę. Pod aksamitną, jasnobrązową skórką z mlecznej czekolady schował się mus z herbaty Earl Grey usadowiony na kruchym ciastku. Tym razem sercem deseru była galaretka i kwaskowa konfitura z, o ile się nie mylę, czarnej porzeczki lub innych czerwonych i kwaśnych owoców. „Odette” była ciekawą kompozycją, zwłaszcza pod względem faktur. Smakiem niestety nie uwiodła nas w 100%, gdyż sam mus był zbyt delikatny i mało konkretny.
Spektakularnie prezentowało się także ciastko o smaku limonki. W tym przypadku cukiernicy także zadbali o przeróżne konsystencje, które są przyjemnym zaskoczeniem dla podniebienia. Jak dla mnie deser był jednak zbyt mdły przez warstwę masy z białą czekoladą położoną tuż nad spodem. Smak limonki mógłby być także bardziej wyczuwalny.
Podsumowując: ciasta nie były zbyt duże, ani przesadnie słodkie (z wyjątkiem jednej z warstw w ciastku limonkowym). Powiedziałabym wręcz, że cukier absolutnie ich nie zdominował i były wręcz niedosłodzone w porównaniu z deserami z klasycznych cukierni. Według mnie to ogromny plus deserów z Odette.
Miłym elementem wizyty była krótka wizyta za drzwiami pracowni.
Mogłam podejrzeć z bliska jak powstają kolejne porcje wypieków, choć akurat określenie „wypiek” w Odette nie jest do końca na miejscu. Większość ciast jest bowiem składana z wielu elementów. Z typowych ciastek pieczonych widziałam tylko za ladą ptysie z nadzieniem pistacjowym i eklerki z czekoladowym ganache.
Tak, czy inaczej, do tej cukierni wrócę z ogromną przyjemnością, by spróbować innych specjałów. Myślę, że każdy znajdzie tu coś dla siebie, choć są to desery nieoczywiste i powiedziałabym, że stanowiące pewnego rodzaju wyzwanie dla kubków smakowych. Doskonale do nich pasuje określenie „z wyższej półki”, czy „haute patisserie” (dosł. z fr. „wysokie cukiernictwo”).
Odette – dla kogo?
Dla osób, którym znudziły się zwykłe serniki, szarlotki, czy makowce.
Dla żądnych ciekawych przeżyć miłośników pięknych form i ukrytych w nich smaków.
Odette – podsumowanie
Zaglądają tu ludzie ciekawi nowego spojrzenia na cukiernictwo, jakiego do tej pory w stolicy próżno było szukać. To, co w innych europejskich miastach jest spotykane często u nas jak dotąd było traktowane przez cukierników z rezerwą. Woleli postawić na sprawdzone, klasyczne receptury, które każdy lubi i zna. To bezpieczne rozwiązanie. Cieszę się jednak, że są osoby, które podejmują wyzwanie i idą o krok dalej. Bez wątpienia należy do nich ekipa Odette – Katarzyna Zieniewicz (właścicielka) i Krzysztof Rabek (wcześniej pracował m.in. jako szef kuchni w Atelier Amaro).
Odette to przyczółek do, mam nadzieję, nowej fali ciekawych słodkich miejsc. Po cichu liczę, że regularnie będą tu także organizowane warsztaty. Chętnie wzięłabym udział np. w makaronikowych. Tylko ciekawe ilu byłoby śmiałków, którzy stawiliby się w cukierni przed świtem. Jak bowiem twierdzi Krzysztof Rabek z Odette ( z ich testów wynika, iż najlepsze makaroniki powstają wiosennego dnia o 4 rano.
To jak, ktoś się pisze ze mną? 🙂
Odette – aktualizacja:
Piotr Chylarecki – szef cukierni, zakończył współpracę z Odette już w kwietniu 2015 r., w niespełna 2 miesiące od otwarcia. Mam jednak wrażenie, że cukiernia na tym nie straciła, bo kiedy wróciłam tu w maju, a następnie we wrześniu, po 3 i 7 miesiącach od otwarcia, nowe ciastka pojawiające są w gablocie były zdecydowanie bardziej dopracowane. W końcu treść dogoniła formę w każdym przypadku, jaki testowałam. I co ważne: wszystkie ciastka nadal kosztują tyle, co zaraz po otwarciu – ceny wahają się od 10 do 14 zł.
Wizyta we wrześniu: przepyszne ciastko Arabica (mus kawowy / ganache kawowy z wanilią i tonką / biszkopt czekoladowy z pistacjami / sos amaretto) – w smaku można odnaleźć nutę tiramisu |
Wrześniowa wizyta: genialna szklaneczka z marakują z dodatkiem czekoladowych ciasteczek i chrupek oraz delikatnym musem z czekolady |
Jestem bardzo ciekawa także nowej jesiennej kolekcji słodkich przysmaków, jakie pojawią się w sprzedaży na początku października. Trzeba będzie zajrzeć ponownie.
O tak! Jakie dobroci.. niech ktoś da takie cukiernie na śląsku?
mam tam blisko i … zajrzę bo wszystko jest śliczne:)
Myślisz, że jest możliwe dostać się na staż w jakiejś cukierni bez żadnego wykształcenia w tym kierunku? Skończyłam studia techniczne, a ciągle mi w głowie kuchnia, gotowanie, a przede wszystkim właśnie cukiernictwo. Marzę, że kiedyś będzie mi dane pracować zgodnie ze swoją pasją, ale trudno znaleźć mi drogę do realizacji tych marzeń. Wszędzie szukają ludzi, którzy mają do czynienia z gastronomią profesjonalnie, a nie tylko hobbystycznie we własnej kuchni..
Kinga,
myślę, że szansa jest zawsze. Czytałam, że Wojciech Amaro skończył technikum elektroniczne, więc też nie można powiedzieć, że od małego uczył się sztuki kulinarnej 😉
Powodzenia!
E.
Marzę o tym, żeby kiedyś pracować w takim miejscu. Tworzyć takie cuda, no coś wspaniałego 🙂
Niektóre z tych rzeczy bardzo ciężko zrobić w domu z uwagi na brak profesjonalnego sprzętu – a w takiej kuchni to hulaj dusza 🙂
Przed Wielkanocą w szkole będziemy robić jajka czekoladowe – już się ich doczekać nie mogę! 🙂
A, i mogę nawet o trzeciej 🙂 W końcu dla piekarza/cukiernika to wcale nie jest dziwna godzina 😉
Edith piszę się z Tobą na 4 tą rano na makaroniki z przyjemnością? Czekam na podanie terminu?
ja moge i o 4 rano!
W takim razie liczę, że zrobią takie warsztaty punkt 4:00 🙂
Cudownie to wszystko wygląda! Przy następnej wizycie w Warszawie muszę tam wstąpić!
http://czlowiek-zelazko.blogspot.com/
Zawsze fascynowała mnie praca od kuchni – dziękuję, że podzieliłaś się tymi zdjęciami. 🙂 Od dziecka mam smykałkę do wypieków i czasami zastanawiam się czy nie spełniałabym się w takiej pracy, w takim właśnie miejscu. Może jest to spowodowane w głównej mierze estetyką i detalowi, którym poświęcam uwagę – co także widać po Twoich zdjęciach.
Aurelio,
serdecznie dziękuję za miłe słowa. Jeśli czujesz powołanie do cukiernictwa, może dobrym pomysłem byłby staż w jakiejś renomowanej cukierni? To chyba jedyna metoda, by sprawdzić czy to zawód marzeń 🙂
Pozdrawiam ciepło,
E.
Przepiękne są te ciastka! Z chęcią skusiłabym się na te w kształcie krokietów 😉
Jakie cudowne miejsce:)