Tagine Street Food – jeden krok do Maroka
Tagine Street Food to otwarty kilka tygodni temu lokal skupiający się na smakach marokańskich. Co ciekawe: właściciele tego miejsca wcześniej specjalizowali się w kuchni koreańskiej pod szyldem Miss Kimchi oraz Korea Town. Oba te miejsca lubimy, więc w zimowy dzień postanowiliśmy odwiedzić ich najmłodsze dziecko, by doświadczyć nieco słońca pod postacią marokańskich potraw z glinianego garnka tagine.
Tagine Street Food – lokalizacja:
Lokal mieści się w apartamentowcu przy Oboźnej. W tym samym budynku działa z powodzeniem od dłuższego czasu restauracja Sardynia (dawno nie byłam, ale kiedyś mieli najlepsze tiramisu w mieście) oraz Falla.
Tagine Street Food – wystrój:
Kojarzyliśmy ten lokal, bo wcześniej znajdował się tu tapas bar Sueno, więc na wszelki wypadek zrobiliśmy rezerwację, bo restauracja nie jest wielka. W środku nie było tłumów, ale połowa stolików była zajęta w weekendowe popołudnie. Jeśli chcecie przyjść większą grupą, to myślę, że warto wcześniej zadzwonić i poprosić o stolik.
Wystrój jest przyjemny, kolorowy, żywy i faktycznie z południowym klimatem. Sporo dzbanuszków, bibelotów i obrazów na ścianach. Do tego charakterystyczne rzeźbione stoły i długi bar z lodówkami oraz wystawionymi dodatkami.
Tagine Street Food – menu:
Nie jest to jednak lokal street food’owy! Menu podaje kelnerka i u niej też składa się zamówienie oraz płaci po zjedzeniu. Nazwa jest więc trochę myląca. Ale już karta jest prosta i krótka, zupełnie jak w food truck’ach. Mamy do wyboru 6 dań, deser jest wystawiony na ladzie i tamże można znaleźć małe miseczki z przystawkami.
Do picia wybraliśmy zieloną herbatę z miętą, która podawana jest w tradycyjnych szklaneczkach. Świetnie, że nie dodają do niej w ogóle cukru i można ją samemu posłodzić. W Maroku w tej herbacie można postawić łyżkę, bo jest tak słodka 😉
Bierzemy wołowinę w marokańskiej przyprawie „ras el hanout” z morelami (34 zł) oraz kefty wołowo-jagnięce w sosie pomidorowym z jajkiem (34 zł). Co ciekawe: choć zamówiłam wołowinę, to większą frajdę sprawiły mi kefty, a Monsieur z kolei z chęcią zjadł moje danie. Obie potrawy były pyszny, choć zupełnie inne. Łączyło je jedno: obie zostały przygotowane w tradycyjnym naczyniu tagine z wysokim kominem.
Wołowina była super miękka i przyjemnie grała w połączeniu ze słodkimi morelami oraz wyrazistym, całkiem pikantnym sosem.
Kefty okazały się zdecydowanie łagodniejsze, choć dzięki dodatkom także konkretne w smaku, jednak zdecydowanie mniej ostre. Danie to przypominało mi trochę shakszukę w wersji obiadowej, bo z mięsnymi kulkami.
Bardzo podoba mi się oryginalny sposób podawania dań: w glinianych naczyniach, na zdobionych tacach, z mnóstwem miseczek skrywających kolorowe i bardzo smaczne kąski. Spośród nich najbardziej do gustu przypadł nam labneh, hummus, duże oliwki oraz marynowane warzywa. Świetne jest to, że do każdego dania dostaje się chlebek oraz miseczkę z kaszą kuskus. Lubię takie jedzenie, gdy można popróbować tego i owego. Przyjemnie się jadło te wszystkie kąski, bo tak naprawdę wszystko było smakowite i na równym poziomie.
Tagine Street Food – podsumowanie:
Ceny w Tagine Street Food są także bardzo przystępne, a obsługa sympatyczna. To dobry adres na niezobowiązujące spotkanie w gronie znajomych i miejsce warte polecenia. Jeśli jesteście spragnieni słońca i słonecznych aromatów, wybierzcie się na obiad lub kolację.
Do przeczytania!
E.
Podobne wpisy
Komentarze
Jedna odpowiedź do “Tagine Street Food – jeden krok do Maroka”
Dodaj komentarz
Przedział cenowy: do 35 zł
nigdy nie zapomnę smaku jeszcze ciepłych chlebków popularnych w Maroko przygotowanych przez spracowane ręce Marokanczykow o świcie zatrzymywalismy się w sennych jeszcze wioskach i jedliśmy chlebek wdychajac z przyjemnością świat tak inny od naszego… pamiętam 🙂 asia